Na moście się nie mieszka

Abp Alfons Nossol /fot. KNA-Bild

02.10.2006

Czyta się kilka minut

Między 18 a 25 września odbyło się w Belgradzie 9. spotkanie Wspólnej Międzynarodowej Komisji ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim a Kościołem Prawosławnym. Tematem wznowionego po sześciu latach dialogu były "Eklezjologiczne i kanoniczne skutki sakramentalnej istoty Kościoła: soborowość i powszechność". Rozmawiano o teologii komunii z Bogiem i ludźmi, związku między kolegialnością i władzą oraz o posłudze Biskupa Rzymu. Na zakończenie spotkania doszło do poważnej różnicy zdań między przedstawicielami Patriarchatów Moskiewskiego i Konstantynopolskiego. Chodziło o wymienienie w tekście dokumentu podsumowującego obrady Konstantynopola na równi z Rzymem. Na zapis ten nalegał metropolita Pergamonu Jan, reprezentujący Patriarchat Ekumeniczny i współprzewodniczący Komisji, a przeciwko niemu wystąpił bp Hilarion, przedstawiciel Patriarchatu Moskwy. Ten ostatni podkreślił, że więź łącząca lokalne Kościoły prawosławne z Konstantynopolem nigdy nie była przestrzegana. Wówczas zaproponowano przegłosowanie tekstu, na co zgodzili się niemal wszyscy uczestnicy, poza delegacją rosyjską; bp Hilarion złożył oficjalny protest w tej sprawie.

JAROSŁAW BOROWIEC: - Czy zaskoczyło Księdza Biskupa stanowisko Patriarchatu Moskwy?

Abp ALFONS NOSSOL: - Szczerze mówiąc, nie. Ten konflikt istniał od zawsze, tylko dawniej nie mówiono o nim wprost. A tutaj świetnie wykształcony młody teolog, biskup Hilarion, nie bał się nazwać rzeczy po imieniu. Nie chciał pozwolić, aby rolę Patriarchatu Ekumenicznego w odniesieniu do prawosławia traktowano na równi z rolą Rzymu i papiestwa w odniesieniu do katolicyzmu. To niezgodne ze strukturą prawosławia i tutaj nic nie pomoże głosowanie, bo takich spraw przegłosować nie można. Tu musi być konsens wszystkich Kościołów prawosławnych.

Owszem, wypowiedź Hilariona była emocjonalna. Ten dialog w ogóle jest dość trudny, ponieważ struktury myślenia prawosławnego są nieco inne od struktur myślenia Kościołów związanych z teologią zachodnią. Chodzi w pierwszym rzędzie nie o mówienie o Bogu, ale o mówienie z Bogiem. Teologia musi się przeradzać w modlitwę i dlatego element duchowy odgrywa w tym dialogu wielką rolę. Definitywnie decyduje o jego jakości.

- Czyli dobrze, że te słowa padły?

- Dobrze, bo z góry wiemy, jaka jest sytuacja. W następnych etapach trzeba tylko osłabić emocje. Całkowity brak emocji w myśleniu prawosławnym jest oczywiście niemożliwy i z tego również musimy zdawać sobie sprawę. Z góry też wykluczyliśmy, że na razie koniec z pojęciem prozelityzmu, uniatyzmu. Będziemy musieli o tym mówić, ale nie apriorycznie. Najpierw należy przedyskutować elementy wspólne, a potem będziemy mieli klarowniejszą, bardziej perspektywiczną wizję odnośnie dalszych faz tego dialogu. Nie zapominając o tym, że jest to dialog prawdy i miłości.

- Jakie są dziś największe problemy w dialogu katolicko-prawosławnym?

- Najistotniejszy dotyczy wizji Kościoła na płaszczyźnie powszechnej. Kościół prawosławny ma bardzo jednoznaczne wizje na polu lokalnym, regionalnym, ale nie na polu uniwersalnym; ten poziom powszechności właściwie u nich nie istnieje. My mamy to jednoznacznie rozwiązane poprzez papiestwo: jak by się na papieża nie patrzyło, to on scala i łączy w wymiarze światowym, uniwersalistycznym, powszechnym.

Kolejny problem to zaakceptowanie papieża jako tego, który w sprawach wiary i moralności może powiedzieć ostateczne i wiążące słowo: tej instancji Kościół prawosławny nie ma i jest zdany całkowicie na synodalność. A skoro będziemy synodalność interpretowali jako nieodzowną jednomyślność i jednogłośność, to z góry wiemy, że trudności będą zawsze. Ale, jak przyznał metropolita Pergamonu Jan Zizulas, tęsknota za synodem panortodoksyjnym w Kościele prawosławnym jest coraz żywsza i coraz bardziej natarczywa. Dlatego mamy prawo spoglądać w przyszłość z większą nadzieją.

- Można mieć obawy, czy zagadnienie papieskiego prymatu będzie kiedykolwiek rozwiązane.

- Prawdopodobnie nigdy nie będzie rozwiązane w sposób zadowalający. Jest to problem wciąż dyskutowany, ale podczas ostatniego spotkania w 2000 r. w Baltimore (USA) problemy prozelityzmu i uniatyzmu wzięły górę i zablokowały dalszy dialog.

Praktycznie rzecz ujmując, prawosławie twierdzi, że Kościół rzymskokatolicki powinien się odwrócić od greckokatolickiego, pozostawiając go samemu sobie. Nawet patriarcha Konstantynopola nazwał grekokatolików "sztucznym Kościołem", który nie ma nic wspólnego z tradycją. Po stronie prawosławnej wciąż pokutuje jakby spetryfikowanie tego pojęcia, a przez Sobór Watykański II tradycja zyskała wizję bardziej dynamiczną. Tradycja to nie jest strzeżenie popiołów, ale próba dotarcia do żaru pierwotnego źródła. I gdybyśmy ją po obu stronach pojmowali podobnie, byłoby łatwiej dojść do porozumienia.

- Główną przyczyną wieloletniego przestoju w rozmowach teologicznych dwóch Kościołów były sprawy unii, czyli katolickich Kościołów wschodnich. Ich członków prawosławni uważają za dawnych współwyznawców, przeciągniętych siłą i podstępem pod władzę papieską.

- To myślenie nie jest przezwyciężone i w najbliższym czasie w pełni przezwyciężone nie zostanie. Ale strona prawosławna zdaje sobie sprawę, że unia to nie tylko inicjatywa samych katolików. Carowie, ilekroć znaleźli się w niebezpieczeństwie politycznym, obiecywali Rzymowi unię. Mamy zatem do czynienia z obustronną winą. Polityka mąciła i ideologizowała, właściwie dopiero teraz rozpoczął się proces odtrucia i uzdrowienia pamięci. Trzeba do tego podejść integralnie. Musimy pamiętać, że w rzeczach istotnych czasem kontekst znaczy więcej niż sam tekst.

- Dotychczas odbyło się już dziewięć teologicznych spotkań katolicko-prawosławnych na tak wysokim szczeblu. Które było szczególnie ważne?

- Najsmutniejsze było spotkanie w 2000 r. w Baltimore. Tam dyskutowano tylko o sprzecznościach, wzajemnie się atakowano i spotkanie zakończyło się fiaskiem. Zamiast wspólnego oświadczenia ogłoszono jedynie komunikat. Nie ustalono nawet, czy i kiedy odbędzie się następne posiedzenie.

Od pierwszego jednak spotkania na Patmos w 1980 r., poprzez spotkanie w Balamand w Libanie (1993), gdzie wydawało nam się, że już jako tako rozwiązaliśmy zagadnienie uniatyzmu, każda sesja plenarna miała swój własny ciężar gatunkowy. Najważniejszym zaś owocem dotychczasowych rozmów jest to, że poznaliśmy naszą mentalność i zrozumieliśmy potrzebę, iż musimy się wzajemnie uzupełniać.

Jan Paweł II zwykł mawiać, że Europa musi nauczyć się oddychać dwoma płucami, tradycją Wschodu i Zachodu. Stąd wybór papieża-Niemca po Polaku jest bardzo twórczy, jeśli chodzi o perspektywę naszego dialogu.

- Czy spotkanie w Belgradzie rzeczywiście otworzyło nowy etap dialogu?

- W dużym stopniu tak, choćby ze względu na nowy skład delegacji - z pierwotnych przedstawicieli strony katolickiej zostało tylko dwóch członków. Chciałbym wyrazić mój żal, iż w tej fazie nie uczestniczy już wybitny nasz znawca teologii wschodu i całej problematyki dialogu ks. prof. Wacław Hryniewicz z KUL, który wnosił wiele twórczych myśli do naszych bilateralnych rozmów.

Teraz dyskutują młodzi teologowie. Można by powiedzieć, że nie wolno tylko bazować, jak u nas na Zachodzie często bywało, na tzw. teologii "siedzącej", względnie dyskutującej, ale trzeba mieć na uwadze teologię modlącą się i klęczącą. Tak się dzieje teraz, stąd osobiście wiążę z tą fazą dialogu więcej nadziei.

- Co możemy w ten dialog wnieść jako Polska?

- Już sam fakt, że jesteśmy pomostem między Wschodem i Zachodem, przez co zresztą w historii musieliśmy wiele wycierpieć. Na moście się nie mieszka, po moście się przechodzi, most łączy. To może być czasem bolesne i niewdzięczne, ale cel jest tak wzniosły, że warto znosić cierpienie. W końcu wiemy, że idziemy w kierunku realizowania testamentu Chrystusa: "ut unum sint", żeby wszyscy byli jedno.

- Patrząc realistycznie należałoby powiedzieć, że dialog będzie trwał nieustannie.

- On musi trwać nieustannie. Musimy z sobą rozmawiać. Mamy przecież do czynienia z tajemnicą istnienia Kościoła, której nigdy racjonalnie do końca nie zgłębimy. Katolicy mówią, że Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa. Dlatego też musimy liczyć się z tym, że stoimy wobec tajemnicy i nie możemy jej rozgadać, ale wyjść ku niej. Moim marzeniem jest, żebyśmy zdawali sobie sprawę z tego, że nigdy chyba nie dojdziemy do pełnej jednomyślności i teologicznej wiedzy, którą można by określić absolutną identycznością. Będziemy się musieli zadowolić pojednaną różnorodnością, gdzie obie tradycje, zachodnia i wschodnia, zostaną należycie docenione, zaczną się wzajemnie uzupełniać i w ten sposób jeszcze bardziej uwydatniać tajemnicę Kościoła oraz jej nieodzowność we współczesnym świecie.

Kościół ma być źródłem uduchowienia naszej kultury, gdzie liczy się przede wszystkim człowiek, który zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli nad jego światem nie będzie otwartego nieba, wtedy dalsze konflikty będą apriorycznie zaprogramowane. A co jest większym dobrem nad pokój całej ludzkości? Jednocząca się Europa może nam tu wiele pomóc, bo po raz pierwszy w dziejach jesteśmy otoczeni samymi przyjaciółmi. Musi to być jednak Europa jako wspólnota ducha, a nie tylko gospodarczego i politycznego zjednoczenia. Ta wizja jest warta każdego wysiłku. Oby Duch Święty pozostał zawsze duszą i ostateczną nadzieją naszych dalszych wspólnych spotkań.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2006