Na froncie idei

Zaiste nasłuchaliśmy się w ciągu ostatnich lat o geniuszu Leszka Millera i jego nadprzyrodzonej skuteczności.

20.04.2015

Czyta się kilka minut

Były to opinie wyszłe z ust najbardziej majestatycznych figur naszej polityki, by wymienić tu choćby Jana Rokitę czy Jarosława Kaczyńskiego. Opinie te i im podobne zawsze wydawały się nieco zbyt egzaltowane, a egzaltacja ta, będąca zresztą fundamentem tutejszej sztuki opiniowania, nabrała cech zaiste komicznych, gdy „żelazny” ongiś „kanclerz” zapragnął być posłem Samoobrony w chwili, gdy ugrupowanie owo było już jako to próchno, migające bladym światłem w kolorze zaledwie sinym.

Tamte dawne przecież kanclerskie starania i decyzje szalenie były śmieszne, bo przecież nie tragiczne. Pomyłki, jak wiemy z doświadczenia życiowego, bywają śmieszne i bywają tragiczne, ale tylko pomyłka tragiczna do geniusza pasuje jak ulał, śmieszna zaś mniej, by nie rzec: w ogóle. Geniusze, to też wiemy i czujemy, mają na ogół w życiu z górki, ale oczywiście wolimy, gdy mają pod górkę, to znaczy gdy okazuje się, iż to my, ludzie szarzy szarością mysią, z nominowanych geniuszy możemy drzeć sobie bezkarnie tak zwanego łacha. Takoż darliśmy, gdy kanclerz szarpał się jako szczery do bólu działacz chłopski, i takoż drzemy dziś, gdy wybrał przyszłość pod postacią Magdaleny Ogórek.

Można o niej, o Magdalenie Ogórek, rzec dużo, ale na pewno nie to, iż kojarzy się ona z jakąkolwiek ideą robotniczo-chłopską czy czymkolwiek, co można by w pokomplikowanym świecie idei nazwać wrażliwością lewicy laickiej. Na boku wypada rzec, że kandydatka z ramienia SLD, a raczej z osobistej nominacji Leszka Millera, została już na wszelkie możliwe sposoby opisana i scharakteryzowana. Została po wielokroć sfotografowana. Została obrażona przez zaiste wszystkich wrażliwych i niewrażliwych, mających odrobinę drygu do dokuczania, mających minimum talentu bądź tegoż braku, i nie idzie tu o to, by ją dalej czołgać, ale by się niewinnie pośmiać i to wcale nie z niej, a z jej żelaznego patrona. Pośmiać, ale i na serio zastanowić, czy u niego wszystko dobrze. Czy Żelazny przypadkiem nie zbłądził w plątaninie – za przeproszeniem – tuneli poznawczych.

Oto z doniesień prasowych dowiadujemy się z niejakim zdumieniem, i to na mniej niż miesiąc przed wyborami, że SLD ma zasadniczy problem ze zdefiniowaniem i opisaniem poglądów swej własnej kandydatki na prezydenta Rzeczypospolitej. Czy – zadają sobie to pytanie najtęższe rozumy – ma ona poglądy jakieś, czy po prostu nie ma żadnych? Tymczasem, wydawałoby się każdemu, nawet wyborcy pozbawionemu elementarnych zdolności kombinacyjnych, że takie rozpoznanie winno się było uczynić w przededniu gry wstępnej, to znaczy w momencie, gdy trwał casting na symbol ideowy ruchu lewicowo-demokratycznego. Wiemy skądinąd przecież aż za dobrze, że dowolna partia, a zwłaszcza w Polsce, bardzo skrupulatnie bada poglądy polityczne każdego, kto dla niej pracuje bądź jej dowolnie, a nawet ochotniczo służy. Nie ulega dyskusji, że w siedzibach partii prawicowych pracownicy kotłowni mają poglądy prawicowe, a w siedzibach partii lewicowych – lewicowe, w partiach zaś ekologicznych palacze kotłowni są zawsze zapiekłymi zwolennikami dekarbonizacji kraju i palą węglem z musu, ponieważ nie mogą posłużyć się klauzulą sumienia. Tym bardziej – w takim mniemaniu żyjemy – mają poglądy tożsame z partiami ich najwyżsi funkcjonariusze i reprezentanci. Jest to tak oczywiste, że aż szkoda czernidła na zapisywanie tego typu mądrości.

Szkoda było kiedyś, bo kryterium to może nie być aktualne. Wobec problemu, jaki ma dziś SLD ze swą kandydatką, należy się tej starodawnej oczywistości bacznie przyjrzeć, a nawet poddać ją surowemu i szerszemu egzaminowi. Czy oto inni kandydaci mają w ogóle jakieś poglądy, czy zaledwie – jak i my wszyscy – odruchy? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015