Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Krytyka systemu czy szerzej: kondycji ludzkości, zawarta w dziełach światowej literatury, daje się przełożyć mniej lub bardziej udanie wszędzie tam, gdzie deptane są podstawowe prawa człowieka. Czas i miejsce nie mają znaczenia. Wspomnieć chociażby „Miasto ślepców” Saramago, „Dżumę” Camusa czy „Palę Paryż” Jasieńskiego.
Ukraiński pisarz Ołeksandr Irwaneć, znany w Polsce z powieści „Riwne/Rowno”, która znalazła się w finale „Angelusa” 2008, również stworzył przypowieść. W „Chorobie Libenkrafta” dostajemy historię Igora, aktora teatralnego, który ma wcielić się w rolę Edypa w najnowszej adaptacji sztuki Sofoklesa. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kontekst. Akcja powieści podobnie jak u Camusa rozgrywa się w mieście objętym kwarantanną. Wybuchła epidemia, o której nie wiadomo nic poza tym, że pierwszym objawem zarażenia są czerwone kropki na powiekach. Każdy, u kogo stwierdzi się chorobę, jest narażony na zlinczowanie na ulicy.
Ważne jest przede wszystkim samo miasto. Wielkie blokowiska z szarej płyty wsadzone pomiędzy tramwajowe pętle. Ludzie „łączą się w pary i płodzą dzieci, które kontynuują niekończący się łańcuszek nudy i beznadziei”. Jedzenie jest mdłe i niestrawne, ubrania szorstkie i niewygodne, zaś koty zostały wymordowane ze względu na ograniczanie racji żywieniowych – eksterminacja psów właśnie trwa. W bibliotekach nie ma książek, zaś w teatrach grają sztuki: „Prawda hutnika Tereszczenki”, „I na hałdzie zakwitną brzoskwinie”, „Czwarty reaktor zgasł”.
Irwaneć napisał powieść o społeczeństwie żyjącym w czymś na wzór postsowieckiego łagru. Panuje tu głód i strach. Pisarz świetnie opisuje zachowania ludzkie. Obojętność na cudzy los budowana jest dwojako; człowieka z jednej strony pozbawia się intelektualnych podniet, z drugiej zaś podstawowych potrzeb życiowych (bezpieczeństwa, pokarmu). Zostaje próba zastraszenia i wytresowania, ludzi należy zrównać ze zwierzętami (unaocznia to scena walki z psami).
W powieści bardziej wzrusza los zabijanych zwierząt niż ludzi i taki zamiar zapewne przyświecał pisarzowi. Mocna, smutna rzecz o zastraszonym społeczeństwie, które nie potrafi otworzyć oczu.
Nie da się również ukryć, że „Chorobę Libenkrafta” można odczytać w kontekście epidemii wirusa eboli, która potęguje nieufność ludzi wobec obcych na całym świecie. Irracjonalne zachowania i paraliżujący strach odbierający nam resztki człowieczeństwa, to przecież równie ważny aspekt powieści Ołeksandra Irwanecia.
Ołeksandr Irwaneć, Choroba Libenkrafta, tłum. Natalia Bryżko i Natalia Zapór, Biuro Literackie, Wrocław 2013