Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest „Portret Jerzego Turowicza” pióra Anny Matei, są trzy tomy „Pism wybranych” znakomicie opracowane przez tę autorkę, są książki – wywiady z Turowiczem i liczne artykuły o nim, jest wreszcie ważny artykuł Michała Okońskiego w tym numerze „Tygodnika”. Sądzę, że warto jeszcze napisać o Jerzym Turowiczu jako współzałożycielu i współtwórcy „Tygodnika Powszechnego. Katolickiego pisma społeczno-kulturalnego”, skupiając się na przymiotniku „katolicki”.
Jerzy Turowicz z pewnością nie był dziennikarzem „katolickim” w znaczeniu dziennikarzem kościelnym, nabożnym, konfesyjnym. Jakkolwiek to dziś zabrzmi, powiem, że był katolikiem-dziennikarzem, co raczej należałoby określić: dziennikarzem wierzącym, utożsamiającym się z rzymskim Kościołem katolickim. Był człowiekiem, którego sposobem na życie była wiara przeżywana w Kościele. Dzięki temu czymś naturalnym dla niego było myślenie i pisanie o Kościele z wewnątrz. Sądzę, że nigdy nie miał pokus pisania o Kościele jako osobliwej i niebezpiecznej instytucji ani pisania z pozycji dworskich pisarzy dbających o to, „żeby ksiądz biskup był zadowolony”. Nawet gdy pisał krytycznie o Kościele, pisał z miłością. To był jego Kościół. Kierował się w tym poważną etyką dziennikarską, czego w pewnym momencie nie mógł pojąć nawet kardynał Karol Wojtyła. Polemizując z Turowiczem, powoływał się na „pedagogię wiary”, która, aby ochronić wiarę prostych ludzi, każe przemilczać trudne problemy, jak np. kryzys w Kościele. Na wyrzut w słynnym jubileuszowym liście papieża, że Kościół w Polsce „nie czuł się dość miłowany” przez „Tygodnik”, odpowiedział, iż nawet jeśli się nie czuł, to nie znaczy, że miłowany nie był.
Czytaj także: W krainie wykrzykników - Michał Okoński na 20. rocznicę śmierci Jerzego Turowicza
W biografii Jerzego Turowicza uderza pewien rys szczególny. Otóż łączą go głębokie więzy przyjaźni z wielkimi postaciami Kościoła. Przypomnię niektóre. Św. Jan Paweł II; jeśli zdarzały się między arcybiskupem krakowskim, potem papieżem, a Turowiczem różnice zdań czy spory, mogą one być przykładem sporów, które nie niszczą łączących ludzi więzi, lecz ją budują. Prymas Stefan Wyszyński – który swój cierpki list z wyrzutami o zbyt małe zainteresowanie „Tygodnika” działalnością Kościoła w Polsce kończy zapewnieniem, że o „Tygodniku nie myśli tak źle, jak mogłoby się wydawać po lekturze listu”.
Były też przyjaźnie z księdzem-robotnikiem Jacquesem Loewem, kardynałem Lustigerem, biskupem Hélderem Câmarą, założycielem Taizé bratem Rogerem Schützem, założycielką Catholic Worker Dorothy Day, założycielką wspólnoty w Ivry Madeleine Delbrêl, księdzem Janem Zieją, księdzem Janem Twardowskim, ojcem Piotrem Rostworowskim... Znamienne, jak w każdej epoce współcześnie żyjący Wielcy Przyjaciele Boga odnajdują się i spotykają.
Wiara Jerzego Turowicza nie miała w sobie cienia ostentacji. Jednak ci, którzy znali go bliżej, wiedzą, że nie tylko był katolikiem praktykującym w sensie formalnym, lecz człowiekiem, dla którego Ewangelia rzeczywiście była normą życia. Był uznanym autorytetem moralnym. Może także dlatego, że przy ogromnej mądrości był człowiekiem ewangelicznie skromnym, ceniącym mądrość i wielkość innych ludzi. Jego miłość Kościoła była miłością poważną, więc krytyczną. Tacy ludzie, zwłaszcza świeccy, nie mają w Kościele łatwego życia.
Zapytany kiedyś, co będzie dla niego biletem przy wejściu w niebieskie podwoje, odpowiedział: „to, że starałem się służyć ludziom, służyć Kościołowi i służyć Panu Bogu tak, jak umiałem (...) Bezpośrednio mój bilet to jest »Tygodnik Powszechny«”. Oby także roczniki z ostatnich dwudziestu lat! ©℗