Muzeum na nowo pomyślane

Podstawowym obowiązkiem wspólnoty jest samodefiniowanie się i opowiadanie o sobie na zewnątrz. Historia jest jednym z elementów składowych tej opowieści.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

PIOTR KOSIEWSKI: Istnieje Muzeum Powstania Warszawskiego. W dawnej fabryce Schindlera otwarto oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Są budowane Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Historii Żydów Polskich w Warszawie. Powstaje Muzeum Historii Polski. Skąd moda na muzea historyczne? JAN OŁDAKOWSKI: Można wymienić wiele przyczyn. Jedną z nich jest namysł nad sposobem opowiadania innym narodom o nas samych. Polacy wreszcie zauważyli, że bez sensu jest dalsze czekanie, by ktoś pięknie opowiedział naszą historię XX wieku, podkreślił nasz wysiłek i bohaterstwo. Jałowe jest monotonne czekanie na zainteresowanie i ciągłe narzekanie, że pojawiła się świetna książka o Enigmie, w której o nas zapomniano, lub nakręcono kolejny film o Holokauście, w którym pokazano tylko ciemną polską kartę, a nic nie mówi się o Sprawiedliwych. Podstawowym obowiązkiem wspólnoty jest samodefiniowanie się i opowiadanie o sobie na zewnątrz. Historia jest jednym z elementów składowych tej opowieści. Wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku pozwoliło młodym ludziom odkryć, że ich rówieśnicy z innych krajów są dumni z historii swojej wspólnoty. Młody Bask ciekawie opowiada o idei państwa Basków, a młody Irlandczyk jest dumny, że w wielu miejscach świata świętują dzień św. Patryka. Polacy też zaczęli interesować się historią jako tym, co mówi wiele o nich samych. Podkreśla Pan znaczenie historii dla opowiadania o sobie innym. A jakie znaczenie ma przeszłość dla własnej samoidentyfikacji, dla myślenia o sobie i samookreślania się? Przykład zainteresowania młodych ludzi historią pokazuje, że nadal bardzo duże. Dlatego też podkreślam doświadczenie wejścia do Unii. Otwarcie granic i kontakt z rówieśnikami uświadomił młodym Polakom, jak mało wiedzą o swojej przeszłości. Niektórzy pomyśleli: to może warto zaangażować się w mówienie o własnej historii. Ważne było też doświadczenie lat 90. Wtedy wielu uważało, że historia jest przeszkodą w modernizacji kraju. Pamiętam, jak Władysław Bartoszewski pod koniec 2003 roku zadał pytanie: czy można wejść do Unii Europejskiej z dziedzictwem powstania warszawskiego? On sam znał odpowiedź: oczywiście tak. Ale formułując to pytanie, prowokował. Zmusił do zastanowienia tych, którzy myślą: co Unia ma wspólnego z naszą historią? Zwłaszcza z takimi trudnymi wydarzeniami jak powstanie warszawskie? Okazuje się, że wiele. Ale dlaczego odpowiedzią na te problemy mają być muzea? Ktoś może pomyśleć, że w dzisiejszych czasach bardziej adekwatnym instrumentem opowiadania o przeszłości jest film lub internet. A jednak to muzea przyciągają uwagę. Jedno się udało. Do Muzeum Powstania Warszawskiego przychodzą tłumy. Zaczęto mówić o kolejnych. Byłoby bardzo dobrze, gdyby powstało kilka narracji o polskim zaangażowaniu w historię XX wieku, prowadzonych z różnych perspektyw. Nie tylko o najbardziej dramatycznej klęsce XX wieku, jaką było powstanie warszawskie, ale też pokazujących np. pokojowe zwycięstwo Solidarności czy Jana Pawła II oraz jego wpływ na polską rzeczywistość i przemiany. Na pewno o tym wszystkim warto opowiadać. Podobnie postępują przecież inne narody: Francuzi, Brytyjczycy, Amerykanie, Izraelczycy. Oni mówią o przeszłości nie tylko za pomocą kinematografii, ale także muzeów. Przy czym ekspozycja jest w nich tylko częścią. Bardzo ważne jest to, co dzieje się wokół niej: projekty edukacyjne, kulturalne, społeczne. Ale mamy też wielką tradycję muzeów historycznych. Dlaczego tamte muzea przestają spełniać już swoją funkcję lub stają się mniej widoczne? Wystarczy porównać frekwencję Muzeum Powstania Warszawskiego z innymi placówkami. Ponieważ są to stare muzea, ze wszystkimi tego konsekwencjami. One są przywiązane do modelu XIX-wiecznego muzealnictwa. Nie kuszą nowością. Ale są potrzebne! Nie wszystkie muzea muszą być nowoczesne. W muzeum tradycyjnym mniejszy nacisk kładzie się na komfort widza, a większy na poprawność eksponowania zbiorów i szacunek dla nich, ich zbieranie, konserwowanie, opracowywanie. Tradycyjne muzeum wymaga od widza określonej kompetencji kulturowej, umiejętności znalezienia się w świecie tam pokazywanym. Konieczna jest umiejętność mądrego rozszyfrowywania podpisów encyklopedycznych, jakimi opatrzono eksponaty, rozumienia, w jakim kontekście i z jakiej przyczyny znalazły się one na ekspozycji. Muzeum tradycyjne wymaga od widza dużo większej wiedzy. My mamy poczucie, że młodzi ludzie tej wiedzy i kompetencji już nie mają. Trzeba zatem historię pokazywać w zrozumiały dla nich sposób. Odwoływać się do ich emocji, by dzięki temu przekazać porcję wiedzy. To nam się udało, 60 procent zwiedzających Muzeum Powstania Warszawskiego to ludzie młodzi. Przychodzą nie tylko z wycieczkami szkolnymi, ale też sami z siebie. Osiągnęliśmy też coś innego. W Muzeum Powstania Warszawskiego opowiadamy cudzoziemcom w prosty sposób o paradoksach losów Polski w XX wieku. Tłumaczymy, skąd nasza „pretensja do historii”. Muzeum pozwala pokazać paradoks państwa, w którym skutki II wojny światowej przestały obowiązywać w 1991 roku. Co wnoszą nowe muzea? Co się zmieniło w sposobie opowiadania historii przez muzea? One przede wszystkim mają inne podejście do zwiedzającego. Wciągają widza w opowiadane dzieje, co jest zresztą zaczerpnięte z doświadczeń amerykańskich muzeów. Obok ekspozycji są realizowane projekty edukacyjne i kulturalne... Muzeum staje się miejscem mówienia o sprawach współcześnie istotnych, staje się miejscem debaty publicznej. Tak, oczywiście. Tym bardziej że łatwiej spierać się o powstanie warszawskie niż np. o bitwę warszawską w 1920 roku. Dyskutowalibyśmy o pięknym naszym zwycięstwie? Nie. O powstaniu, owszem. Nie tylko my. Dlaczego przed kilkoma lat powstał komiks Franka Millera „300”, a później na jego podstawie Zack Snyder zrobił film? Dlaczego mimo upływu kilku tysięcy lat wraca historia 300 Spartan? Bo to żywy mit. Każda kultura ma w swych dziejach wielkie przegrane, które można pokazać jako konflikt dobra ze złem. Amerykanie – Alamo, Izraelczycy – Masadę, Grecy – Termopile. Wszystkie te wielkie klęski mają swój moralny wymiar. I dlatego są bardziej intrygujące niż słuszne zwycięstwa dobrych. Dziś zresztą na tym modelu opierają się głośne mity popkultury. We „Władcy pierścieni” czy „Gwiezdnych wojnach” dobro długo przegrywa, by dopiero w zakończeniu filmu odnieść zwycięstwo. Nowe muzea wprowadziły nowy typ ekspozycji: narracyjnej lub – jak mówią niektórzy – performatywnej, ekspozycji, która wciąga widza w rozmaite działania. W naszym muzeum nazwaliśmy to choreografizacją widza. Zmuszamy go do wykonania pewnych działań, by wybić go z poczucia, że jest w muzeum „z kapciami”... ...w którym widz może być tylko biernym odbiorcą. I któremu narzuca się formę przyswajania ekspozycji. Oczywiście, w dzisiejszych muzeach nie ma już przysłowiowych kapci, ale nadal wymaga się od widza określonego postępowania. Mamy mieć postawę wyprostowaną, minę skupioną, poruszać się w ciszy. Podświadomie buduje się poczucie, że w muzeum jesteśmy intruzem. My robimy wszystko, by widz poczuł się współtwórcą przestrzeni, w której się znalazł. By poczuł się prawdziwym gościem. Dlatego stworzyliśmy miejsca, w których widz ma sam odszukać wiedzę. Nic mu nie podajemy na tacy. Niektórzy nawet narzekają, że w jednej z części muzeum łatwo się zgubić. Pytają: czy nie można tam powiesić tabliczek z napisem „Kierunek zwiedzania”. Nie – odpowiadamy. Specjalnie staramy się oszołomić widza przestrzenią, stworzyć u niego poczucie chaosu, by to on nadał sens temu, co ogląda w muzeum. Nowe muzea, jak Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, nie tylko wprowadziły do ekspozycji nowe media, ale przede wszystkim zmieniły sposób patrzenia na przeszłość. Muzea nie są już ilustracjami podręczników. W swej konstrukcji przypominają dobry hollywoodzki film. Niczym „Szeregowiec Ryan” muszą pokazywać wiele planów: i narady polityków, i perypetie pojedynczego żołnierza, który zostaje wrzucony w przerastającą go sytuację, jaką jest np. próba przebicia się przez plażę Omaha pod ogniem CKM-ów, pokazana w preludium do dzieła Stevena Spielberga. Wielką rolę odegrało w tworzeniu muzeów także zainteresowanie oral history, zapisywanie ludzkiej pamięci. A historia w nich pokazywana zaczyna mieć twarz pojedynczej osoby, która nie jest koniecznie reprezentantem władzy. Tak, bo muzea wcześniej pokazywały przede wszystkim historię polityczną lub wojskową. Mówi Pan: dobry film hollywoodzki. A jakie są niebezpieczeństwa związane z takim myśleniem o muzeum. Czy nie grożą nam popmuzea? Niebezpieczeństwa są oczywiste. Śp. Tomasz Merta przestrzegał, by z hasła „bawiąc uczyć” nie została wyłącznie zabawa. Muzea nie mogą być miejscem rozrywki. Przy czym mówimy o potencjalnych niebezpieczeństwach, bo Muzeum Powstania Warszawskiego obok „Fabryki Schindlera” jest jedynym z prawdziwego zdarzenia historycznym muzeum narracyjnym w Polsce. A trywializacja? Na pewno grozi nowym muzeom. Ale mamy poczucie, że w naszym muzeum lżejsza forma ekspozycji służy przekazaniu wiedzy. W ekspozycję wpleciono 15 tys. stron tekstu! To jest encyklopedia. Gdyby taką ilość tekstu wydrukować w formie kartek i zawiesić na ścianach, to zwiedzający uciekliby z krzykiem. Szkatułkowa struktura ekspozycji pozwala zwiedzić muzeum w pół godziny przeczytawszy 15 głównych tekstów, ale można w nim spędzić nieskończenie wiele czasu. Zdecydowaliśmy się na ukrywanie przed młodym widzem tego, że uczymy. Bo inaczej mogłaby powtórzyć się sytuacja jak w skeczu Monty Pythona, w którym życie erotyczne w wydaniu brytyjskiej szkoły okazuje się ogromną nudą. Mówimy zatem młodzieży: opowiemy intrygującą historię z waszym współudziałem. A niebezpieczeństwo ideologizacji? Czy nowe muzea nie są łatwym narzędziem narzucania opinii? W przypadku Muzeum Powstania Warszawskiego takie zarzuty się pojawiają. Czasami żartuję, że założę klub walki ze stereotypami. Mogę brać odpowiedzialność tylko za to, co jest robione w Muzeum, nie zaś za wyobrażenia o nim. Ale oczywiście, jeżeli muzeum dysponuje, podobnie jak kino, perswazyjną siłą, to może być angażowane w różne ideologie. Jednak zawsze podkreślam, że nasze muzeum jest dla osób myślących. Nie jest to trudna ekspozycja, ale wymaga od widza szukania odpowiedzi. Nie opowiadamy, wbrew niektórym stereotypom, historii zwycięskiego powstania. Rozpoczynamy od pokazania młodych, roześmianych twarzy młodych powstańców, ale jedna trzecia ekspozycji została poświęcona wydarzeniom w czasie i po upadku powstania. Pokazujemy śmierć miasta. Naszym największym „produktem marketingowym” ostatnich lat jest film „Miasto ruin”, który pokazuje zniszczoną Warszawę! Trudno zatem powiedzieć, że fałszujemy historię. Natomiast próbujemy zapytać widza: czy było warto? Pokazujemy wartości, które stały za decyzją o przystąpieniu do powstania, oraz to, co stało się w jej następstwie. Jednak można odnieść wrażenie, że powstała moda na pokazywanie powstania jako fajnej zabawy. W pośredni sposób muzeum jest za to odpowiedzialne, bo generuje modę na powstanie warszawskie. Jednak dobrze wiemy, jakie formy upamiętniania są dla nas dopuszczalne. Nie ponosimy odpowiedzialności za tych, którzy np. przebierają dzieci w mundury i dają im plastikowe karabiny do ręki. Nie organizujemy ani nie popieramy zabaw w wojnę i niektórych innych działań grup rekonstrukcyjnych. Na swój sposób próbują wyrazić swój hołd powstańcom. Przebieranie się w mundury jest dla nich jedną z form upamiętniania. Nowe muzealnictwo wprowadziło do przestrzeni muzealnej rozmaite formy świata wirtualnego. Niektórzy przekonują, że to jedyna przyszłość muzeów. Nowe muzea muszą oddziaływać na wiele zmysłów. Niedawno grupa muzealników z Brukseli powiedziała nam, że jesteśmy bardzo nowoczesnym muzeum... bo używamy licznych tradycyjnych narzędzi. To mit, że Muzeum Powstania Warszawskiego jest przesycone elektroniką. W innych muzeach, jak w Muzeum Chopina, jest jej znacznie więcej. Nasza nowoczesność kryje się w podejściu do widza. Nawet specjalnie archaizujemy ekspozycję. Komputery służą u nas przede wszystkim przekazywaniu bardziej zaawansowanej wiedzy, ale ekspozycja opiera się na tradycyjnych formach. Zachęcamy widza do dotykania przedmiotów, do pochylania się nad nimi. Może to jest siłą muzeów. One przyciągają widzów, bo dają im możliwość kontaktu z autentykiem. Oczywiście. Szacunek dla obiektu łączy muzea tradycyjne i nowoczesne. Dzisiaj nie uda się opowiedzieć historii bez przywołania relacji świadka wydarzenia lub specjalisty oraz bez eksponatu. On też jest świadkiem wydarzeń. Nieprzypadkowo powstają rozmaite filmy o kradzieżach w muzeach. Nikt w nich nie zabiera hologramów! Pożądanie wzbudza to, czego nie można stworzyć w domu, siedząc przy komputerze. Internet czy digitalizacja to są tylko narzędzia pomocnicze. One nie zastąpią muzeów. Muzeum wirtualne jest tylko zapowiedzią, rodzajem filmowego trailera. Nie zastąpi kontaktu z oryginałem. Na tym polega siła muzeów, także tych tradycyjnych, w których czasami ekspozycja jest anachroniczna czy przygotowana w niekomunikatywny sposób. Ale tam możemy z bliska zobaczyć oryginał. Powiedzieć: widziałem! Nowoczesne muzea podkreślają wielozmysłowość percepcji. W nich liczą się wszystkie elementy. Nawet niewygodny dla osób w szpilkach bruk w Muzeum Powstania Warszawskiego. To służy przypomnieniu, że muzeum nie jest miłą, lekką przestrzenią. Trzeba uważać, po czym się stąpa. Uważać, czego i w jaki sposób się dotyka, i słuchać dźwiękowych informacji. Sukces Muzeum Powstania Warszawskiego sprawił, że politycy zakochali się w muzeach. Bo politycy lubią rzeczy spektakularne. Zakochali się także w mostach i w filmach. Dziś na pewno muzea stały się miejscem, które budzi zainteresowanie odbiorców i mediów. Dopóki były postrzegane jako senne przestrzenie, nikt się nimi nie interesował. Okazało się jednak, że może być w nich życie, emocje, a nawet mogą budzić kontrowersje. Uważa się, że każde z nowych muzeów jest skazane na sukces. Czy nie jest to przykład myślenia życzeniowego? Muzeum Powstania Warszawskiego nie tylko było pierwsze, ale odpowiadało na bardzo realną potrzebę społeczną. Od lat mówiono o upamiętnieniu powstańców i o opowiedzeniu o tym, co się wydarzyło w 1944 roku. Tymczasem wiele z nowych muzeów dopiero będzie musiało wzbudzić zainteresowanie widzów. Dobre muzeum nigdy nie będzie świeciło pustkami. Może mieć lepszą albo gorszą frekwencję. Ale to prawda: niektórzy myślą, że wystarczy zbudować nowe muzeum, by powtórzyć sukces Lecha Kaczyńskiego. Ponownie odwołam się do filmu. Całą sztuką jest w jego przypadku zbudowanie narracji, znalezienie sposobów na zakomunikowanie treści. Nie każdy film przecież odnosi sukces. Dobrze, że politycy angażują się w budowanie muzeów. Jak im się uda, to powinni dostać bonus od społeczeństwa. Tylko trzeba przypilnować, by powstało coś dobrego, a nie nudna dydaktyczna szmira. Nowoczesność muzeum nie może ograniczać się do wydania wielkich środków na multimedia. Ważne jest to, by widz wyszedł z niego poruszony. To można zrobić. Przeszłość jest sposobem opowiadania o współczesności, o nas samych. Czasami wychodzimy z kina wzruszeni, ponieważ się odnaleźliśmy w bohaterach oglądanego filmu. Podobnie powinniśmy wychodzić z muzeum, widząc naszych przodków uwikłanych w historię i umieszczając siebie w tych wydarzeniach. Wtedy to muzeum będzie ciekawe. Ostatnie dziesięciolecie było okresem powrotu do historii. Teraz można obserwować zjawisko odchodzenia młodych od przeszłości, nie mówiąc już o brakach edukacyjnych. Niedawno dowiedzieliśmy się od pewnego młodego posła, że powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku. Jak muzea mają znaleźć się w tej nowej sytuacji? Nie mamy w Polsce 30 nowoczesnych muzeów. Nie trzeba bić się o zwiedzającego. Szkoda, bo muzea jeszcze wiele mają do opowiedzenia. W zeszłym roku opublikowano wyniki badania, które pokazało, że dla 40 procent Polaków Muzeum Powstania Warszawskiego jest najważniejszą atrakcją turystyczną Warszawy; 32 procent wskazało Stare Miasto. Muzeum okazało się dla nich żywym miejscem. To nie dziwi. Jeżeli jedziemy do Paryża, to myślimy o Luwrze czy Musée d’Orsay. W Londynie – o Tate Gallery. Muzea są dziś ważną składową miast. To one określają ich tożsamość. Ważne zatem, by one powstawały. Powinny być takie miejsca w dużych miastach, w których mają one ambicję powiedzenia o sobie mieszkańcom i przyjezdnym. Przy pomocy muzeów można tego dokonać.
JAN OŁDAKOWSKI jest współtwórcą i od 2004 r. dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. W latach 2000–2001 dyrektor Departamentu Środków Społecznego Przekazu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a następnie szef gabinetu Kazimierza M. Ujazdowskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012