Mundial 2018: zanim upolujemy czarownice

Polska odpada z turnieju i nikt nie będzie po niej płakał. Prostych odpowiedzi o przyczynę klęski się jednak nie spodziewajcie.

24.06.2018

Czyta się kilka minut

Maciej Rybus i Michał Pazdan podczas meczu z Kolumbią, 24 czerwca 2018 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /
Maciej Rybus i Michał Pazdan podczas meczu z Kolumbią, 24 czerwca 2018 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /

A kiedy już ucichnie rechot i umilkną narzekania, kiedy ze ścian naszych domów i z telewizyjnych ekranów znikną reklamy z udziałem polskich reprezentantów, kiedy grono Całkiem Niezłych Dawnych Piłkarzy i Wielce Zasłużonych Trenerów (tych samych, którzy przekonywali, że jedziemy po medal, a przynajmniej po awans do ćwierćfinału) wyliczy wszystkie przyczyny polskiej klęski, kiedy przestaniemy stosować do niej wielkie kwantyfikatory i odczytywać przez jej pryzmat wszystkie przywary Umiłowanej Ojczyzny Naszej, może znajdzie się czas na to, żeby poczuć zwyczajny żal. W moim przypadku: żal piłkarzy, którzy pełni nadziei jechali na najważniejszą imprezę sportową w życiu, którzy drugi raz takiej szansy już nie otrzymają, i którzy ponieśli klęskę porównywalną, o ile nie większą z tymi, które spotykały ich poprzedników w 2002 czy 2006 roku.

Oczywiście bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego tak się stało. Zgrupowania trwały za długo? Kontuzja Glika naruszyła delikatną równowagę w drużynie? Zawodnicy, którzy pojechali do Rosji z poczuciem, że i tak nie zagrają ani minuty, zasiali w zespole atmosferę rozprężenia? Przy ustalaniu taktyki na Senegal trenera zawiódł, przyznajmy to po raz ostatni przed dymisją: nos na ogół tak niezawodny? Liczba zmian w składzie przed drugim meczem, niewątpliwa próba ratowania tego turnieju, okazała się jednak zbyt wielka? Plotek płynących ze zgrupowania płynie co niemiara, nie ma sensu ich tutaj przytaczać, niejedną pewnie przeczytacie w najbliższych dniach w miejscach z pewnością o wiele lepiej wyspecjalizowanych w plotkach niż „Tygodnik Powszechny”.

Ja, przywiązany jednak do poglądu, że futbol jest grą opinii i organicznie niechętny szukaniu kozłów ofiarnych, chciałbym mimo wszystko pobronić decyzji selekcjonera – zarówno o wyjściu na Senegal w ustawieniu o wiele bardziej ofensywnym niż dotychczas przećwiczone (indywidualne błędy przy obu bramkach nie były przecież efektem doboru taktyki, a pretensje, jakie mieliśmy po meczu polegały przede wszystkim na niepodjęciu ryzyka i wybieraniu wyłącznie bezpiecznych rozwiązań), jak zwłaszcza o daleko idących zmianach w składzie i ustawieniu przed drugim meczem na turnieju. Decyzja o posadzeniu na ławce Milika była przecież oczywistością, a Błaszczykowski po spotkaniu z Senegalem nie wydawał się zdolny do gry przez dziewięćdziesiąt minut. Nieobecność Grosickiego? Przy przejściu na grę trójką z tyłu również miała sens, a samo przejście na tę trójkę i dołożenie Góralskiego w środku pola przy pressingu Kolumbijczyków brzmiało sensownie, pozwalało też uwolnić Zielińskiego od konieczności cofania się zbyt głęboko w poszukiwaniu piłki. Ryzyko było oczywiście na skrzydłach, ale po to też była dwójka defensywnych pomocników, żeby asekurować zapędzających się do przodu wahadłowych. Reprezentacja ćwiczyła grę w ten sposób, poszczególni piłkarze grali w ten sposób w klubach, nie mówimy tutaj o odkrywaniu piłkarskiej Ameryki.

Przyznajmy: w pierwszej fazie meczu wszystko działało. Była agresja w walce o piłkę, był pressing, było wygrywanie drugich piłek, a nawet odbiór na połowie rywala (stąd szansa Zielińskiego w 18. minucie), a przede wszystkim była asekuracja i naprawianie błędów – jak przy pierwszej groźnej kontrze Kolumbii w 21. minucie, albo przy akcji Ariasa minutę później. Albo jak w 24. minucie, kiedy Piszczek wybijał piłkę spod nóg Jamesa po tym, jak Pazdan wcześniej źle ocenił jej lot.

Do czasu jednak. Z każdą kolejną minutą Polacy ruszali się coraz mniej, Quintero znajdował miejsce między ich liniami, Cuadrado zaczął wygrywać pojedynki z osamotnionym już w tej fazie na lewej stronie Rybusem. Bramka po pierwszym celnym strzale Kolumbijczyków była efektem niezablokowanego dośrodkowania i zgubienia krycia przez środkowych obrońców. W tym miejscu selekcjonera faktycznie bronić nie potrafię: wygląda na to, że kondycyjnie reprezentacja nie była przygotowana do turnieju równie dobrze jak dwa lata temu na Euro.

Druga połowa przypominała już czasy legendarnych podsumowań, wygłaszanych swego czasu przez Dariusza Szpakowskiego gdzieś około sześćdziesiątej minuty meczu. Hektary wolnego miejsca przed Cuadrado, jego dogrania do Falcao czy Jamesa – i szczęście Polaków, bo Kolumbijczycy (przypomnijmy na wszelki wypadek: gwiazdy światowego futbolu, porównywalne czy przerastające nasze, prowadzone przez szkoleniowca z ogromnym doświadczeniem - także uczącego się na własnych błędach, popełnionych podczas mundialu z Argentyną) nie wykorzystywali dogodnych sytuacji. Struktura, która istniała w ciągu pierwszych minut meczu, była już tylko wspomnieniem.


Czytaj także: MIchał Okoński: Kompletna i nie tak znów krótka metafizyka piłki nożnej


Już słyszę te ataki. Ich pierwszym celem będzie oczywiście Adam Nawałka, krytykowany tym ostrzej, im bardziej malowniczo kreowano jego wizerunek hiperprofesjonalisty, przygotowanego w każdym calu na każdy możliwy rozwój wypadków. Drugim – niewidoczny podczas tego turnieju, dziś głównie przewracający się na murawę przy starciach z obrońcami Robert Lewandowski, zatrzymany przez Ospinę i w sytuacji sam na sam po długiej piłce od Krychowiaka, i po strzale z dystansu. Trzecim – okrzyknięty przez „Guardiana” polskim Kevinem de Bruyne inteligentny rozgrywający Napoli Piotr Zieliński. Czwartym – niewątpliwie zbyt elegancki jak na przeciętny gust przywiślański Grzegorz Krychowiak.

Wszystko się we mnie wzdraga przed dołączeniem do tego chóru. Przez długie miesiące i tygodnie przed turniejem z ust jego koryfeuszy nie słyszeliśmy, jeśli się nie mylę, przekonujących kontrpropozycji. Peszko miał grać? Kontuzjowany Glik? 4-4-2 miało być, żeby przez środek pola Kolumbijczycy przedostawali się równie łatwo jak Senegal?

Owszem, ja też mam pretensje do Adama Nawałki. Polegają na tym, że zbyt długo pozwolił nam żyć pięknym marzeniem. Przebudzenie było, nie powiem, przykre. Jest mi, nie powiem, żal. Wyrażenie wdzięczności za postęp, jaki ta reprezentacja zrobiła od czasu poprzednika zakrawa już na ułańską szarżę, więc w tym miejscu postawię kropkę. Kompanów do polowania na czarownice szukajcie gdzie indziej.

POLECAMY: MUNDIAL 2018 W SPECJALNYM SERWISIE "TYGODNIKA POWSZECHNEGO"

PODYSKUTUJ Z AUTOREM NA BLOGU "FUTBOL JEST OKRUTNY"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej