Mundial 2018: Anglicy, nic się nie stało. Polacy, miejcie nadzieję

Przegrany mecz reprezentacji wiąże się ponoć ze wzrostem przemocy domowej aż o 38 proc. Tyle że angielscy mężczyźni otrzymali w tych dniach wzorzec mężczyzny wrażliwego, współczującego i troskliwego.

12.07.2018

Czyta się kilka minut

Gareth Southgate podczas meczu z Chorwacją, 11 lipca 2018 r. / Fot. Francisco Seco / AP Photo / East News /
Gareth Southgate podczas meczu z Chorwacją, 11 lipca 2018 r. / Fot. Francisco Seco / AP Photo / East News /

A kiedy czasem mówimy o futbolu jako grze opinii, to chyba właśnie dlatego, że każdy z nas może w jednym meczu czy w jednej drużynie zobaczyć kompletnie różne rzeczy. W przypadku reprezentacji Anglii na rosyjskim mundialu wydaje się to aż uderzające. Można by przecież opowiedzieć o jej występach również mocno krytycznie. Zauważyć, że z Tunezją męczyli się do ostatniej minuty, Panama była słaba, a z Belgią przegrali. Że drogę do półfinału mieli wprost wymarzoną. Że w zasadzie nie strzelali bramek z akcji i że przy całym dynamizmie ich młodych zawodników, w momentach naprawdę kluczowych gubili się oni jak Raheem Sterling przed bramką Szwedów albo Harry Kane przed bramką Chorwatów. Że ich rywalom w półfinale wystarczyło przenieść pressing nieco wyżej, by kompletnie stracili kontrolę nad meczem: że wspomnianą dwójkę w ofensywie pozbawili kompletnie wsparcia, a w drugiej linii dali się kompletnie zabiegać. Że – chorwaccy piłkarze mówili o tym także – na końcu zostały im długie piłki w pole karne, których zresztą (pisałem o tym wczoraj) bali się zagrywać, w obawie, że autor niecelnego podania zostanie później ośmieszony. Że generalnie stracili w tym półfinale fantastyczną okazję – być może z powodów psychologicznych, które bezpośrednio po meczu wysuwały się na pierwszy plan, być może jednak z powodów ograniczeń taktyczno-technicznych. Niewykluczone, że gdyby kontuzje nie zrujnowały drugiej połowy sezonu młodego pomocnika Tottenhamu Harry’ego Winksa, trener Southgate miałby w środku pola zawodnika zdolnego do kontrolowania gry w stylu Luki Modricia – podczas meczów Tottenham-Real w Lidze Mistrzów pojedynki Winks-Modrić rozstrzygały się w dużej mierze na korzyść Anglika.

Uderzające jednak, że na Wyspie mało kto chce tak mówić. Wrażenie odzyskanego połączenia między reprezentacją a społeczeństwem jest tym silniejsze, im bardziej postępuje wrażenie alienacji rządzących Anglią polityków; czytałem gdzieś frazę o tym, że w głowie obecnych władz istnieją tylko Londyn i jego luksusowe przedmieścia, kadrowicze zaś są w ogromnej mierze potomkami imigrantów albo chłopakami z przemysłowych miast północy i z dziur, zapomnianych jeśli nie przez Boga, to na pewno przez panów w garniturach i panie w garsonkach. Im bardziej, uczciwszy uszy, bucowaty wydawał się szef dyplomacji Boris Johnson, którego pełno było w telewizji w ostatnich dniach i tygodniach, tym bardziej robiła wrażenie spokojna godność Garetha Southgate’a.


Czytaj także: Michał Okoński: Chorwacka lekcja futbolu


Widziałem świetną kampanię społeczną przypominającą, że przegrany mecz drużyny narodowej ma związek ze wzrostem przemocy domowej aż o 38 proc. (towarzyszący jej plakat przedstawia twarz kobiety, z krzyżem świętego Jerzego wymalowanym przy pomocy krwi spływającej z jej rozbitego nosa) – otóż jeśli w tych dniach angielscy mężczyźni otrzymywali jakiś nowy wzorzec, był to wzorzec mężczyzny wrażliwego, współczującego i troskliwego, potrafiącego zarówno podejść do każdego z rywali, by pocieszyć ich po porażce (tak było z Kolumbijczykami), jak pogratulować im wygranej (tak było z Chorwatami). Załamanych Anglików Southgate pocieszał, przytulał, podnosił z ziemi, dziękował za grę i wysyłał do kibiców, by im także podziękowali. To dzięki jego wsparciu – zauważmy – lewy obrońca Danny Rose wychodził z depresji, mimo iż wydawałoby się, że łatwiej mu będzie znaleźć pomoc w klubie, gdzie przez wiele miesięcy leczył kontuzję. To z jego perspektywy oczywista wydawała się decyzja, ze pomocnik Fabien Delph opuści na kilka dni zaciszną bazę w Repinie pod Petersburgiem i wróci do kraju, gdzie właśnie miało się urodzić jego trzecie dziecko.

Dziś, kiedy wiadomo już, że nie zdobędzie z reprezentacją Anglii mistrzostwa świata, wszystkie te rzeczy bynajmniej nie bledną. Anglicy, mówiący w czwartkowy poranek, że „nic się nie stało” zobaczyli w swoich przedstawicielach na mundialu w Rosji lepszych siebie. Nie nadąsanych jak Theresa May milionerów z bańki, którzy – pamiętacie Wayne'a Rooneya podczas mundialu w RPA? – wykrzykiwali do kamery ironiczne uwagi o fanach buczących zamiast kibować, ale ludzi, którzy swoją drogę na szczyt pokonywali nieraz pod wiatr i pod prąd, ucząc się piłki na boiskach drugo- czy trzecioligowych, a z domu pamiętając smak biedy czy wykluczenia.

Jeden z nich, urodzony na Jamajce Raheem Sterling, tuż przed mundialem zdecydował się opowiedzieć o swoim dzieciństwie: o zamordowanym ojcu, którego stracił, kiedy sam miał dwa lata, o przenosinach do Anglii, gdy był pięciolatkiem, o kłopotach w szkole i o pierwszych meczach rozgrywanych na ulicy, a w końcu o matce, która nocami ucząc się do egzaminów za dnia czyściła hotelowe toalety i czasem budziła dzieci o piątej rano, żeby jej pomagały. To matka Sterlinga, kiedy jego talent piłkarski stał się oczywisty, dopilnowała, żeby nie trafił do elitarnej akademii Arsenalu („Tam będzie pięćdziesięciu takich jak ty, będziesz tylko liczbą”), tylko do skromniejszej o wiele szkółki Queens Park Rangers. Nie mógł się nachwalić jej decyzji.


Czytaj także: Michał Okoński: Kto nie dotknął piłki ni razu


W dniu ogłoszenia, że nowym selekcjonerem reprezentacji Polski został Jerzy Brzęczek, trudno nie pisać o tym bez zazdrości. Ale też z nadzieją. Kiedy Gareth Southgate obejmował reprezentację, nikt w niego nie wierzył, a jego trenerskie CV było więcej niż skromne. Nie był wprawdzie odchodzącym w przeszłość Royem Hodgsonem, nie był arogantem w stylu Sama Allardyce’a, nie był facetem do wynajęcia ze Szwecji czy Włoch – ale to chyba wszystko, co dobrego można było powiedzieć o nim wówczas. Dziś jest nie tylko ikoną stylu (kamizelki!) i kandydatem jeśli nie do szlachectwa, to do Orderu Imperium Brytyjskiego. Jest także człowiekiem, dzięki któremu futbol naprawdę wrócił do domu, nawet jeśli bez pucharu, który wcale nie jest w tym najważniejszy. Z boiska zapamiętałem go jako uosobienie normalności oraz kogoś, kto wyjątkowo mocno trzymał się na nogach – i to jest coś, co powiedziałbym również o Brzęczku. Skoro Anglik wykorzystał swoją szansę, dlaczego miałby ją zmarnować Polak?

POLECAMY: MUNDIAL 2018 W SPECJALNYM SERWISIE "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej