Mów do wiatru

Wśród chrześcijan w Ghanie światy żywych i umarłych, spraw ludzkich i ponadludzkich, materialnych i duchowych, mocno się ze sobą splatają. Niczym w dawnych, tradycyjnych wierzeniach.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Nabożeństwo bożonarodzeniowe w kościele katolickim w Jemie, grudzień 2010 r. / Fot. Anna Niedźwiedź
Nabożeństwo bożonarodzeniowe w kościele katolickim w Jemie, grudzień 2010 r. / Fot. Anna Niedźwiedź

Mimo porannej pory, wnętrze niedużego, murowanego kościoła w Jemie w środkowej Ghanie jest już dawno nagrzane. Zawieszone pod sufitem wiatraki z trudem poruszają ciężkie, duszne powietrze. W rytm ich obrotów wirują też kolorowe baloniki i paski, którymi wczoraj młode dziewczyny udekorowały świątynię. Muzyka bębnów i balafonu – tradycyjnego instrumentu perkusyjnego ze sztabek drewna – jest coraz głośniejsza. Pora zaczynać świętowanie.

O choinkach, znanych w Ghanie przede wszystkim z telewizji i galerii handlowych w Akrze, stolicy kraju, przypominają przybrane złotymi wstążeczkami liście bananowca.

Ale tu, na prowincji, Boże Narodzenie to przede wszystkim radość z bycia razem i intensywne poczucie obcowania z ponadludzką rzeczywistością. Wspólny, angażujący całe ciało taniec i głośna muzyka; prywatne modlitwy wypowiadane na głos przed tłumem wiernych; a także opowieści o proroczych snach i objawieniach, życiowych potknięciach i cudach uzdrowienia – to wszystko stałe elementy świątecznych nabożeństw w Afryce.

OGIEŃ, OGIEŃ!

Ponad 60 proc. ludności zachodnioafrykańskiej Ghany to chrześcijanie. Ale nawet wśród nich światy żywych i umarłych, spraw ludzkich i ponadludzkich, materialnych i duchowych, mocno się ze sobą splatają. Niczym w dawnych – choć nadal mocno zakorzenionych i przeżywanych – wierzeniach.

Niektóre kongregacje chrześcijańskie już poprzedniego wieczoru spotkały się na wspólnych modlitwach, tańcach i śpiewach, których dźwięki przebijały się przez ciemność nocy. Głośniki z kościoła zielonoświątkowców rozbrzmiewały do rana, zgromadzeni w środku tańczyli w ekstatycznym tańcu. Młodzież, która kilka miesięcy wcześniej założyła charyzmatyczny Kościół Ognia, spotkała się około północy na szkolnym boisku, by stojąc w kręgu krzyczeć: „Ogień! Ogień!”. W kaplicy katolickiej dzieci ze szkółki niedzielnej wystawiły jasełka, zaś chór parafialny poprowadził konkurs muzyczny, traktowany jako okazja do dobrej zabawy, żartów i śmiechu. Po wspólnej modlitwie ludzie poszli spać późno, ale wielu z nich i tak wyrwali jeszcze z łóżek i rozścielonych na podłogach mat miejscowi kolędnicy.

Może dlatego dzisiejsze bożonarodzeniowe nabożeństwo w kaplicy katolickiej zaczyna się z większym niż zwykle opóźnieniem. Wierni schodzą się do kościoła jeszcze nawet po uroczystej i kołyszącej się w rytm bębnów oraz grzechotek procesji. Nikomu się nie spieszy. Msza potrwa niemal trzy godziny.

Na głównej ulicy Jemy kobiety prezentują sobie nawzajem nowe fryzury: misternie zaplecione warkoczyki, treski i peruki. Większość chwali się nowymi kreacjami. Jaskrawe i kolorowe suknie o wymyślnych krojach szyje się najczęściej w małych zakładach, w upalne dni rozstawionych wprost na ulicy. Kreacja składa się z trzech części: gorsetu z ozdobnie wyciętym dekoltem, długiej do kostek spódnicy i płachty, którą można zawinąć wokół bioder, ale która najczęściej służy jako chusta na dzieci noszone tutaj na plecach matek.

Mężczyźni pozdrawiają się tradycyjnie: uniesieniem prawej dłoni. Ich strój też ma znaczenie. Oznaką życiowego sukcesu są garnitury skrojone na europejską modłę, podrabiane paski Bossa ze sztucznej skóry oraz zegarki ręczne. Ale miejscowi z plemienia Bono – a także inni członkowie najliczniejszej w Ghanie grupy ludów Akan – paradują dumnie w misternie udrapowanych wokół ciała „pełnych kawałkach” materiału, które przysłaniają lewe ramię i swobodnie spływają wokół sylwetki.

Wzory na tkaninach często przywołują typowe dla kultury Akan symbole adinkra, które streszczają powiedzenia i przysłowia. Wśród chrześcijan szczególną estymą cieszy się abstrakcyjny znak nazwany Gye Nyame, co oznacza „nic, tylko Bóg”. Pojawia się on nie tylko na tkaninach i biżuterii, ale też we wnętrzach kościołów katolickich, gdzie zaadaptowano go jako symbolizujący afrykańskość lokalnego chrześcijaństwa.

Jeszcze inaczej ubierają się przybyli z północy i wschodu członkowie plemion Fra-Fra, Dagaaba i Ewe, którzy na uroczyste okazje najchętniej wybierają batakari – luźne, bogato zdobione i suto marszczone bluzy z ręcznie tkanego materiału w pionowe pasy. Wielu uważa batakari za symbol siły, niektórzy przypisują mu moc ochraniania przed złem i niebezpieczeństwami.

JEZUS, JEZUS!

W świątyniach gromadzą się tymczasem wierni innych Kościołów: po katolikach nabożeństwa rozpoczynają prezbiterianie i metodyści, którzy zaprosili dziś orkiestrę dętą, aby zagrała uwielbiane tu przez wszystkich standardy religijne i marszowe. Z pobliskiej szkoły metodystów słychać śpiewy, bębny i okrzyki: „Jezus! Jezus!” – to członkowie pomniejszych wspólnot spirytualistycznych wynajmują sale lekcyjne na świąteczne nabożeństwa. Cicho jest tylko przed kaplicą Adwentystów Dnia Siódmego, których pastor przestrzega przed obchodzeniem Bożego Narodzenia w rocznicę pogańskich Saturnaliów.

Słoneczne święta spokojnie i ospale upływają w zongo, czyli tzw. dzielnicy obcych, zamieszkałej głównie przez przybyszów z północnych, biedniejszych części Ghany. W moim zongo stoją dwa meczety, ale mieszkają tu też chrześcijanie oraz wyznawcy dawnych religii afrykańskich, związani z lokalnymi miejscami kultu i opiekującymi się nimi kapłanami. Zdarza się, że w czasie odprawianych tam rytuałów spotykam nie tylko „tradycjonalistów”, ale i ludzi, których wcześniej spotkałam w chrześcijańskich wspólnotach, gdzie prowadziłam badania.

Gdy upał zelżeje, jeszcze przed zapadnięciem zmroku, zongo ożyje. Na podwórzach przed domami z gliny, na prymitywnych paleniskach, zbudowanych z ułożonych obok siebie kamieni, kobiety zaczną przygotowywać wieczorny posiłek. Kiedy ucichną już odgłosy uderzeń tłuczków do ubijania rozgotowanych bulw jamów i kassawy, a śpiew imama obwieści koniec dnia, świętujący Boże Narodzenie wyślą swoje dzieci z garnkami wypełnionymi jeszcze ciepłym świątecznym fu-fu (kluskowatymi kulami z ubitej masy jamowej) do swych niechrześcijańskich sąsiadów. Kilka tygodni wcześniej to muzułmanie dzielili się połciami mięsa ze zwierząt ofiarowanych i spożywanych na Święto Ofiarowania.

„Mema wo afe nhyia pa” („Daję ci spotkanie dobrego roku”) – tak, w najczęściej używanym w środkowej Ghanie języku twi, brzmi powitanie w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Obecna w nim, podobnie jak w wielu innych afrykańskich formułach powitalnych, idea daru zawartego już w samym wypowiedzianym na głos słowie wiąże się z zasadą wzajemności i potrzebą budowania więzi. W miejscowej wizji świata istnienie jednostki jest możliwe jedynie dzięki relacjom i związkom z ludźmi, z Bogiem lub bogami, duchami i przodkami. Widzialne i niewidzialne jest tak samo realne, skoro można zbudować z nim relacje.

***

Kim dla chrześcijan w Ghanie jest Bóg? Zapytałam o to jednego z moich przewodników i przyjaciół, starszego mężczyznę, od lat pracującego w kościele katolickim (a zarazem syna bardzo poważanego kapłana fetyszowego). W odpowiedzi przywołał jedno z przysłów ludu Akan: „Jeżeli chcesz mówić z Bogiem – mów do wiatru”.

I dodał: „Bóg jest wszędzie i jest jak powietrze – niewidzialny, ale bardzo prawdziwy”.  


Dr ANNA NIEDŹWIEDŹ jest antropolożką kulturową, pracuje na UJ. Zajmuje się antropologią religii i antropologią wizualną. Od 2009 r. pracuje nad projektem badawczym dotyczącym wierzeń religijnych w kontekście współczesnych przemian społeczeństw w Afryce. Prowadzi etnograficzne badania terenowe w Ghanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012