Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ostatnich tygodniach powrócił – również na łamach „TP” – temat zaostrzenia ustawy o planowaniu rodziny i wykreślenia z niej podpunktu dającego możliwość przerwania ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. To właśnie „podpunkt trzeci” budzi najwięcej kontrowersji. Wydaje się to zrozumiałe: przerywamy życie słabej, chorej istoty. Dla mnie, katoliczki, ale i lekarza zajmującego się dziećmi najciężej chorymi, temat też budzi kontrowersje. Czy jednak wszystko jest tak proste?
W narracji obrońców życia razi jednowymiarowość argumentów. Po pierwsze, choroby i zespoły genetyczne są szalenie zróżnicowane: posługiwanie się w materiałach propagandowych obrazami radosnych dzieci z zespołem Downa naprawdę mija się z rzeczywistością. Rodzice dzieci z zespołami genetycznymi muszą często mierzyć się z problemami niewyobrażalnymi dla zwykłego śmiertelnika, przy – podkreślmy z całą siłą – braku pomocy państwa.
Równie mocno razi mnie sugestia urodzenia dziecka i oddania go pod opiekę instytucji. Nie tak dawno trafiła do mnie dziewczynka z domu małego dziecka. Bardzo ciężko dotknięta zespołem genetycznym, wymagająca operacji, z niepewnym rokowaniem. Zapytałam opiekunkę, czy dziewczynka ma szansę na adopcję? Żadnych! Pomyślałam sobie: urodzić dziecko tak chore, które czeka w życiu tyle bólu, i porzucić… Czy na pewno kobieta, która nie zabiła, ale porzuciła, ma czystsze sumienie? A może nie miała siły? Czy wiedziała o chorobie dziecka wcześniej? Czy wykonano u niej badania prenatalne? Te pomagają wychwycić ciężkie choroby we wczesnym okresie, co daje rodzicom czas na przygotowanie się i dokonanie wyboru. Znam wielu wspaniałych, pełnych poświęcenia rodziców. Podziwiam ich hart ducha, bo tego wymaga wstawanie w nocy, by przełożyć na drugi bok, odessać, podać leki, utulić w lęku itd. Spotykam też wielu złamanych… Część nie zdecyduje się na poświęcenie. Czy będą żałować? Niektórzy pewnie tak.
Decyzję o kontynuacji bądź przerwaniu ciąży traktuję jako wyraz odpowiedzialności. Urodzenie i pozostawienie instytucjom chorego dziecka skazuje je na podwójne cierpienie: z racji choroby i osamotnienia. Czy ktoś z decydentów bywał w domach opieki dla dzieci upośledzonych? Ja w młodości zwiedziłam kilka. Pamiętam dzieci, które wystawały przy oknie…
Bardzo mnie bolało, kiedy w moim Kościele zbierano podpisy pod projektem nowelizującym prawo antyaborcyjne. Dlaczego nie było tego zaangażowania, gdy rodzice dzieci niepełnosprawnych walczyli cztery lata temu w Sejmie o swoje prawa? Gdzie wtedy był mój Kościół? Wówczas nie padały słowa wagi ciężkiej: prawo, etyka, moralność. O nich dobrze się dyskutuje, siedząc na kanapie. Czy w aktualnie wysuwanych argumentach nie pobrzmiewa hipokryzja faryzeuszy: najważniejsze jest prawo (do życia)? A gdzie miłosierdzie?