Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Potem był czas, gdy czytałam tylko specjalistów od końca ludzkości i świata: Thomasa Bernharda, Cormaca McCarthy’ego, Williama Faulknera. Potem, po pierwszych podstawówkowych wzruszeniach, znowu odkryłam Dostojewskiego i Kafkę. Oniemiałam.
A potem miesiącami czytałam „Dziennik” Máraia. Po kawałku, po akapicie, po jednym roku i jednym dniu. Wszyscy ci pisarze i pisarki byli jednakowo ważni, każdy na różnych etapach mojego życia zostawił po sobie zdanie czy frazę, które na wyrywki mogę wywołać z pamięci.
Ale przypomina mi się taki obrazek. Mam 7 lat, przyjechałam z ojcem do babki, która mieszka w starej, biednej izbie z kuchnią. Czeka na nas wielkie drewniane łóżko ze stertą kołder, przykryte żółtą kapą, z plastikową lalką na pierzynowej górze. Nie idziemy spać, bo ojciec przez całą noc czyta mi opowiadania Zoszczenki, na zmianę z Czechowem. Płaczę ze śmiechu. Śmieję się tak bardzo, że nie mogę oddychać.
Wracam do tych tekstów, ilekroć chcę poprawić sobie nastrój. Zoszczenko to moje różowe pigułki na depresję, moje dzieciństwo. Jego narracja tak bardzo wrosła w moje myślenie, że nigdy nie rejestruję, kiedy piszę Zoszczenką. On po prostu wymościł sobie we mnie izbę. I siedzi.
MAŁGORZATA REJMER (ur. 1985) opublikowała książki „Toksymia” oraz „Bukareszt. Kurz i krew”.