Modlitwa wygnańca

Krzysztof Globisz postawił warunek: nie wolno kombinować z jego głosem. Ma pozostać w takiej wersji, w jakiej będzie zarejestrowany – bez technicznych retuszy. Od reżysera projektu dostał do wyboru kilkanaście psalmów. Wybrał i przeczytał Psalm 61.

04.07.2017

Czyta się kilka minut

 / KRZYSZTOF BIELIŃSKI / TEATR ŁAŹNIA NOWA
/ KRZYSZTOF BIELIŃSKI / TEATR ŁAŹNIA NOWA

„Słuchaj, o Boże, mojego wołania, / zważ na moją modlitwę!”

Leszek Zduń: – Zakończyliśmy już pracę nad Nowym Testamentem i częścią Starego Testamentu. Krzysztofowi Czeczotowi – pomysłodawcy i producentowi projektu Biblia Audio – zależy, by w projekcie wzięli też udział artyści, którzy znaleźli się w trudnej życiowej sytuacji; z tego powodu do nagrania zaprosiliśmy Romana Kłosowskiego, niewidomego, który swojego Psalmu musiał nauczyć się na pamięć.

Na spotkanie z Globiszem jechałem pełen niepokoju, nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać. Ale kiedy na przywitanie uśmiechnięty Krzysztof podał mi rękę, wiedziałem, że będzie dobrze. W trakcie godzinnego nagrania poprosił mnie, bym pozostał z nim w studio. Ja czytałem zdania, a on je powtarzał; łatwiej było mu wtedy złapać frazę i dopiero potem zinterpretować. Gdy był niezadowolony, natychmiast poprawiał się, rzeźbił po swojemu. Ale nie chodziło wyłącznie o to, czy słowo jest słyszalne.

Adres URL dla Zdalne wideo

Osiągnął w aktorstwie niemal wszystko. Przez ponad trzy dekady, od ukończenia w 1980 r. krakowskiej szkoły teatralnej, której później został rektorem, grał u Grzegorzewskiego, Jarockiego, Kieślowskiego, Wajdy... Potrafił być liryczny i demoniczny, wyciszony i gwałtowny. Również z tego powodu poruszenie wywołuje wysiłek wkładany przez niego dziś w wypowiedzenie najprostszego słowa. W tym stanie Globisz zagrał w teatrze główną rolę w „Wielorybie” (na zdjęciu obok) i dwie epizodyczne: na wózku inwalidzkim w „Podopiecznych” Pawła Miśkiewicza oraz rolę niemą w filmie „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy. A w Teatrze STU, z okazji 15-lecia grania „Hamleta”, w trakcie jubileuszowego przedstawienia w pewnym momencie wstał z miejsca na widowni, by jako Klaudiusz z mozołem wypowiedzieć dwie kwestie.

Zuzanna Skolias: – Na pierwszym roku w szkole teatralnej byliśmy rozczarowani gronem pedagogicznym. A Globisz w tym czasie zrobił z czwartym rokiem dyplom „Kapelusz pełen deszczu”. Zachwycił nas ten spektakl; nakręciliśmy się, że musimy mieć z nim zajęcia. I wywalczyliśmy nadprogramowe seminarium z nim właśnie.

W nauczaniu Globisz jest porywający – umie zarazić pasją, proponuje niesztampowe rozwiązania. Reszta pedagogów wymagała od nas dykcji, „robienia małpki” lub innych elementarnych, zazwyczaj koszmarnie nudnych ćwiczeń. I ważne było to, że Globisz nas lubił. To z niego emanowało. A jeśli czuje się akceptację płynącą od nauczyciela, to można sobie pozwolić na balansowanie na granicy żenady i wzniosłości. To daje możliwość przekraczania granic.

Pracowaliśmy z nim nad „Małym Księciem”. Z przyjaciółką dostałyśmy scenę dialogu. W pewnym momencie Globisz mówi: „Dobra, to teraz będziecie chodzić, odbijać się czołem od wszystkich przedmiotów i powtarzać: oj!”. Nic poza tym nie robiłyśmy, ale jednocześnie budowało to przedziwny świat, w którym wszystko jest na swoim miejscu... Największe głupoty, które przychodzą do głowy, mogą być konstrukcją rzeczywistości.

Albo to: kazał nam wymyślać języki i wygłaszać w nich całe przemowy. Pękaliśmy ze śmiechu z powodu słów, które z nas wychodziły. Globisz był czujny: „Co ty teraz powiedziałaś? Nie wiesz, co gadasz, w głowie musisz mieć ułożony sens, a nie peplać byle co”. Kazał nam cały czas trzymać kontrolę.

I jednocześnie był bardzo emocjonalny... Kiedyś przyszedł na zajęcia totalnie rozwalony. Opowiedział o lisie, który nieopodal jego domu wisiał na krzaku, złapany w pułapkę. Natknął się na niego na spacerze z psami. Mówił o tym poruszony, pokazywał zdjęcia. Wylewał na nas emocje związane z codziennością, a nie tylko literaturą, filmem, fotografią, malarstwem...

„Wołam do Ciebie / z krańców ziemi, / gdy słabnie moje serce: / na skałę zbyt dla mnie wysoką / wprowadź mnie, / bo Ty jesteś dla mnie obroną, / wieżą warowną przeciwko wrogowi”

Jedną z fascynacji Globisza był Oliver Sacks – słynny amerykański neurolog. Autor bestsellerowych książek o tajnikach ludzkiego mózgu. Globisz wyreżyserował nawet spektakl dyplomowy na podstawie jego książki „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. We wstępie do nagrania przedstawienia mówił, że jest ono próbą stworzenia poematu o cierpieniu. Sacks leczył m.in. afatyków.

W „Notatkach o skubaniu roli” – wywiadzie rzece wydanym w formie książkowej w 2010 r., w którym rolę akuszerki pełni Olga Katafiasz, Globisz wyznaje: „Przecież myślimy językiem, język tkwi w głowie. Fascynuje mnie afazja: odwrotność mowy, bezmowie, zanik słów. Ta patologia komunikacji jest dla aktora równie ważna w zrozumieniu procesu mówienia, wynika z niej pewna dramaturgia, model ekspresji. To, co niewypowiedziane, ale wyrażone, trafia na grunt jakiegoś działania. O człowieku bardzo wiele mówi, w jaki sposób się jąka, stęka, szuka słów; wszelkie powiedzonka, natręctwa językowe wyrażają więcej niż właściwa treść komunikatu. Są one jak rany, skazy w mózgu, związane z afazją (czyli określając rzecz medycznie: pewnymi ubytkami mózgowymi) i nieświadomością zaświadczają o etapie życia człowieka – i postaci”.

Oldze Katafiasz mówi jeszcze, że chciałby wrócić do roli Kaspara Hausera – bohatera znanego z filmu Wernera Herzoga, który na nowo uczy się świata i szuka własnej tożsamości.

Warszawa, 18 lipca 2014 r., cztery lata po wydaniu „Notatek...”. 57-letni Krzysztof Globisz nagrywa dla Polskiego Radia „Martwe dusze”. Czuje się źle, w hotelu traci przytomność. Udar, śpiączka, wybudzenie, paraliż, afazja. Żmudna rehabilitacja. Lekarze nie pozostawiają złudzeń: jego schorowane ciało na zawsze uwięziło zdrowy umysł.

Inni upatrują w tym karę zesłaną przez samego Boga. Ma ona być odpowiedzią na wystąpienie Globisza w czytaniu sztuki „Golgota Picnic”, w której Jezus pokazany jest jako chory na AIDS antyspołeczny szaleniec.

Ojciec Augustyn Pelanowski, paulin, pisze: „Krzysztof Globisz czytał »Golgota Picnic« i jakimś przypadkiem trzy tygodnie później dostał udaru mózgu w czasie czytania – nomen omen – »Martwych dusz« Gogola. Nazwisko Gogola to nie to samo co Golgota, ale jedno jest pewne, aktor dziś ma trudności z wysławianiem się, a jego wypowiedzi są raczej bez znaczenia. Zapewne dla współczesnego człowieka żaden to znak, jedynie czysty przypadek, bo życie nie ma znaczenia, a więc nie ma w nim żadnych znaków. Cóż jednak by powiedziała sama Opatrzność Boga? Czy Opatrzność może zsyłać tak tragiczne wypadki, skoro jest objawieniem miłosierdzia? Tak, istnieją bowiem ludzie, którzy dopiero w wielkim dramacie są zdolni dostrzec znaki ostatecznego ostrzeżenia. Do niektórych ludzi już nic nie przemawia prócz cierpienia”.

Jednak wbrew medycznym prognozom i pogańskiej teologii Globisz pomaleńku odzyskuje siły. Zaczyna wypowiadać pojedyncze słowa. Nad mową pracuje logopedka. Mają podobne poczucie humoru, odbierają na tych samych falach. To ona pchnie Globisza z powrotem na scenę, stworzy mu szansę, by uwierzył w siebie. Globisz zadedykował jej czytany przez siebie Psalm 61. Natomiast Janowi Klacie, dyrektorowi Starego Teatru, oraz dwójce kolejnych rektorów krakowskiej PWST – Ewie Kutryś i Dorocie Segdzie – nawet nie przyjdzie do głowy zwolnić Globisza z pracy.

Mateusz Pakuła: – Dokładnie rok po tym, jak Krzysztof dostał udaru, z moją żoną, Zuzą Skolias, i Witkiem, naszym dwuletnim synkiem, pojechaliśmy na wakacje do Evy Rysovej, reżyserki mieszkającej w Brnie. Eva jako studentka PWST na Erasmusie była asystentką Globisza przy dyplomie „Elektra. Twarze”, a Zuza zagrała w nim jedną z ról.

Z Globiszem miałem styczność, gdy grał główną rolę w „Oczyszczeniu” Petra Zelenki, który też ten spektakl w Starym reżyserował. A ja mu asystowałem. Krzysztof okropnie nudził się na próbach i raz na jakiś czas wyrzucał z siebie szalone pomysły, z których Zelenka nie chciał korzystać – raczej trzymał się swojej wizji. Ale to było za mało jak na zespół takich wymiataczy: Peszek, Globisz, Gniewkowska... Krzysztof nie dawał za wygraną i proponował: „Petr, a może tak Biblia w biegające ręce” i wymyślał, że gdy usiądzie przy stole, jego dłonie będą same biegać. Petr zaśmiewał się kręcąc przecząco głową. Dla niego to był żarcik, a ja wiedziałem, że Krzysztof wrzucał poważne propozycje, które mogły wnieść trochę potrzebnego absurdu.

Wracając do wakacji u Evy... Siedzimy w jej ogrodzie, jest słoneczny dzień, Witek śpi, mamy wolne popołudnie. Zaczynamy gadać o tym, że chcemy wesprzeć Krzysztofa, tylko nie wiemy, w jaki sposób. Co można zrobić poza wysłaniem esemesa?

Nie wiadomo w takich momentach, czy przychodzić tłumnie do szpitala, odwiedzać w domu, stwarzać sytuacje, gdzie wszyscy są trochę zażenowani. No i kluczowa kwestia: czy sam Krzysztof chce, by ludzie patrzyli na niego w takim stanie?

Wówczas postanowiłem napisać sztukę z myślą o głównej roli dla Krzysztofa. Eva Rysova miała ją wyreżyserować, Zuza, Marta Ledwoń i Antonis Skolias zagrać.

„Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku, / uciekać się pod cień Twoich skrzydeł!”

Zuzanna Skolias: – Eva akurat przyjechała z Czech do Polski, zamknęła się w naszej sypialni i zadzwoniła do Agnieszki, żony Krzysztofa. Zaczyna mówić o naszym pomyśle. Agnieszka: „To ja ci dam Krzyśka!”.

Gdy Eva odłożyła słuchawkę, zrozpaczona rzuciła: „Chyba Krzyśka przestraszyłam, bo tylko ja gadałam, a on mówił: tak, tak. Chyba to spieprzyłam”.

Mateusz Pakuła: – Przed rozmową Evy z Krzysztofem dostaliśmy sygnały, że to przedstawienie nie będzie możliwe, że odradzają, że Agnieszka obrazi się, że Krzysztof jest w złym stanie...

Na pierwszą wizytę do Krzysztofa pojechaliśmy z naszym synem Witkiem. Sielanka: taras, psy, koty, jak zawsze ciepła Agnieszka i jakiś „pan dziwny”, ale właściwie nie dziwny, tylko o ciekawej charakterystyce – Witek Krzysztofa w ogóle się nie bał, obaj złapali znakomity kontakt, lubią się. Obecność naszego syna rozładowała początkowe napięcie.

To był etap, kiedy jeszcze zgadywało się, co Krzysztof chce powiedzieć. Swoją opinię potwierdzał w ten sposób, że powtarzał konkretne słowa. Jeszcze automatycznie mówił: „kurwa”. Takie słowa wyrzucał z siebie bez problemu.

Zuzanna Skolias: – Moje myśli krążyły wtedy wokół tego, że te dźwięki znam z zajęć z Krzysztofem. Wróciły do mnie wspomnienia sytuacji, kiedy namawiał nas, byśmy w niewerbalny sposób próbowali wykrzesać z siebie sensy i emocje. A teraz on komunikuje się ze światem językiem, o którym zawsze marzył.

„Bo Ty, o Boże, wysłuchujesz mych ślubów / i wypełniasz życzenia tych, co się boją Twojego imienia”

Mateusz Pakuła pisze sztukę „Wieloryb The Globe” podczas wakacji w 2016 r. Jej fabularnym zaczynem jest tytułowy płetwal wyrzucony na brzeg oceanu. Globisz swoją gargantuiczną charyzmą przypomina dramatopisarzowi oceanicznego ssaka porozumiewającego się z innymi osobnikami przy pomocy echolokacji, obdarzonego inteligencją, uczuciami wyższymi, budującego związki miłosne i rodzinne. Stąd wieloryb. A druga część tytułu – „the Globe” – to gra słów z nazwiskiem „Globisz” i jednocześnie nawiązanie do teatru szekspirowskiego.

W sztuce Pakuła wykorzystuje fragmenty wywiadów Globisza udzielonych przed lipcem 2014 r., jest tu też mnóstwo cytatów i odniesień do literatury, m.in. do poezji Pessoi, Białoszewskiego i Tuwima. W scenariusz wpleciona jest bajka o 70-letnim krasnoludku, który „idzie, idzie, idzie” i którą aktor opowiedział Pakule. Pojawia się anegdota związana z Agnieszką, która rozbroiła śmiechem męża, przedrzeźniając Wietnamkę od akupunktury z „Dnia świra”, pytającą: „Cziuje? ”.

Mateusz Pakuła: – Po raz pierwszy przeczytaliśmy sztukę z samą Zuzą, Martą, Antonisem – zajęło nam to około 40 minut. Dwa dni później spotkaliśmy się już z Krzysztofem i czytanie tego samego tekstu trwało cztery godziny.

Prawda jest też taka, że początkowo traktowaliśmy Krzysztofa protekcjonalnie, i tak było aż do momentu, kiedy wysłał nam jasny komunikat, że ma dystans do siebie i swojej choroby. W zrozumieniu tego pomogła nam Agnieszka, która przy Krzysztofie mówi wprost o jego ograniczeniach. To nam otworzyło oczy na fakt, że jego choroba nie jest tematem tabu.

Zuzanna Skolias: – Mateusz przywołuje w „Wielorybie” animację „Gdzie jest Nemo?”, w której Globisz podkładał głos pod Marlina, ojca Nemo. Puściliśmy fragment tego filmu Krzysztofowi, a on się zaczął wściekać. Struchleliśmy, nie mieliśmy pojęcia, o co chodzi. „No to świetnie – myślałam – choremu człowiekowi puszczamy jego głos, gdy był jeszcze zdrowy, brawo, naprawdę gratulacje dla nas”. Przeraziliśmy się, że rozdrapujemy rany.

Pytamy Krzysztofa, czy o to chodzi, a on, że trochę tak, trochę nie. Krzysztofowi często na zadane pytanie zdarzało się odpowiedzieć: „tak, nie”! My: „czyli tak czy nie?”. On: „Nie! Tak!”. W pewnym momencie Agnieszka pyta: „Może tobie nie podoba się, jak wówczas to nagrałeś?”. Krzysztof: „Tak!”. My: „Teraz byś to zrobił lepiej, inaczej?”. On: „Tak!”.

Mateusz Pakuła: – Po doświadczeniu choroby Krzysztof ma rozmaite przemyślenia, jak psychologicznie zagrać graniczne stany. Oglądaliśmy wspólnie scenę, w której Marlin – ojciec poszukujący Nemo – wpada w depresyjną otchłań, myśląc, że nic się nie uda i że wszystko jest do dupy. Przypuszczam, że o stanie beznadziei Krzysztof więcej wie niż kiedyś.

Bardzo chciałem, by na końcu przedstawienia cała czwórka – Zuza, Marta, Krzysztof i Antonis – zaśpiewali „With a Little Help from My Friends”, song napisany przez Lennona i McCartneya dla Ringo Starra, perkusisty Beatlesów. Potem wykonał to świetnie Joe Cocker, ale to było napisane tak naprawdę dla fałszującego kolegi z zespołu. „What would you do, if I sang out of tune”, czyli „Co zrobisz, jak będę fałszował, nie będę trafiał w dźwięki”. „Wieloryb” to właśnie opowieść o takiej sytuacji wsparciowej dla kogoś, kto sobie nie może z czymś poradzić.

Jasne, przychodziły kryzysy. W pewnym momencie z Evą stwierdziliśmy, że to będzie klapa na całej linii, że nie będzie się tego dało znieść, że nikt Krzysztofa nie zrozumie, za wyjątkiem nas, ale tylko dlatego, że do niego przywykliśmy. Krzysztof też się tego bał. Na ostatnim etapie prób siedzieliśmy w teatrze po 10 godzin, jechaliśmy na adrenalinie. Widzieliśmy, że Krzysztof nie odpuszcza, że w rolę wkłada ogrom energii i pracy.

„Przymnażaj dni do dni króla, / lata jego przedłuż z pokolenia na pokolenia!”

Mateusz Pakuła: – Na początku grudnia 2015 r., dwa dni przed oficjalną premierą spektaklu na festiwalu Boska Komedia, mieliśmy pokaz wewnętrzny, na który przyszli znajomi, nasi i Globisza. Pierwszy spektakl w nowohuckiej Łaźni Nowej to był ryk i łzy wszystkich na widowni – podziałało katartycznie. A już po premierze, wracając autem do domu, z nagromadzonych emocji ryczeliśmy też my. Byliśmy wniebowzięci, że to wszystko wypaliło i że „Wieloryb” ma walor artystyczny – nie tylko terapeutyczny dla coraz lepiej mówiącego i poruszającego się Krzysztofa.

Zuzanna Skolias: – Krzysztof jest powściągliwy w ocenie spektaklu i nigdy nie jest z siebie zadowolony. To od Agnieszki dowiadywaliśmy się, że ze szczęścia śpiewa w samochodzie... Poruszające jest obserwowanie Globisza, gdy po przedstawieniu podchodzą do niego ludzie, by podzielić się z nim swoimi doświadczeniami. A on przejmuje się ich nieszczęściami, jakby sam był nimi dotknięty.

Mateusz Pakuła: – Dla niektórych ten spektakl jednak nie wykracza poza terapię. Uznają, że to nie jest sztuka, w związku z tym nie porusza ich to tak mocno. Lub porusza ich w ten sposób, że irytuje – nie są w stanie zaakceptować w „Wielorybie” rozmaitych przekroczeń, bo one są poza estetyką i wyobrażeniem o spójności w teatrze. Przekroczeniem może być już to, że aktorzy mówią kwestie do widowni, a nie do siebie.

„Niech na wieki króluje przed Bogiem; / ześlij łaskę i wierność, aby go strzegły”

Wieloryba The Globe” oglądam 5 czerwca w Łaźni Nowej. To 26. spektakl. Jak każdy widz dostaję słuchawki, z których wydobywają się szumy, zlepy, dźwięki – halucynacyjny koncert, który tworzy muzyczne tło. Na scenę wkracza podpierający się laską Globisz. Ubrany jest w surdut, białą koszulę, turkusową kamizelkę. Staje nieopodal pierwszego rzędu i w kompletnej ciszy dyryguje niewidzialną orkiestrą. Potem leży na kanapie, daje się polewać wodą przez Zuzię i Martusię (Skolias i Ledwoń jako aktywistki Greenpeace ratujące wielorybowi życie). Śpiewa, gra na harmonijce, myli się, męczy z artykulacją, poprawia się, bywa zniecierpliwiony samym sobą, a w rzeczywistości gra zniecierpliwienie, rzucając to swoje bezradne gniewne „kurwa”. Jest ironiczny, zabawny, przejmujący, autentyczny.

Po spektaklu dostaje owacje na stojąco, publiczność nie przestaje klaskać, dopóki nie rzuci: „Wracajcie do domu”. Nie wiem, kiedy jest sobą, kiedy jest aktorem.

„Wówczas będę zawsze imię Twe opiewał / i dnia każdego wypełniał me śluby”

Mateusz Pakuła: – Jakie ma dla mnie znaczenie wystawienie „Wieloryba”? Przywołam postać Ai Weiweia – artysty pochodzącego z Pekinu, który został zaproszony do wzięcia udziału w wystawie zrealizowanej w londyńskiej galerii Tate Modern. Weiwei zasypał gigantyczny hol galerii milionami ręcznie malowanych porcelanowych rzeźb, wielkości ziaren słonecznika. Nad tymi ziarenkami pracowało wspólnie z artystą wielu ludzi z Chin. On im zapewnił rok godnej pracy. Więc zrobił coś dobrego dla krajan, a potem jeszcze to ich wspólne dzieło pokazał całemu światu.

Dla mnie tego typu sztuka ma sens. Bo istnieje mnóstwo ściemy na temat tego, że interesujemy się wykluczonymi, podczas gdy tak naprawdę mamy ich totalnie gdzieś... Owszem, wykonujemy jakieś gesty, ale wyłącznie dla poprawy własnego samopoczucia. W „Wielorybie” zrobiliśmy coś takiego jak Weiwei w Tate.

Nie udało mi się Krzysztofowi Globiszowi zadać tego jednego pytania: dlaczego zdecydował się na „Modlitwę ocalonego”? Za pośrednictwem żony Agnieszki przekazał mi, że jeszcze nie czuje się gotowy do rozmowy, prosi, żebym poczekała na sprzyjający temu moment.

Poczekam. I jednocześnie domyślam się przecież jego odpowiedzi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017