Młot na kaznodziejów

S. Małgorzata Borkowska, benedyktynka i pisarka, przez kilkanaście lat trzymała w szufladzie felietony o odwiedzających jej klasztor kaznodziejach. Postanowiła je wydać, aby wywołać dyskusję o duchowieństwie.

30.03.2018

Czyta się kilka minut

Z tekstów wyłania się obraz na pierwszy rzut oka śmieszny, w rzeczywistości – straszny. „Młody salezjanin oświadcza nam z kazalnicy z promiennym uśmiechem, że do rekolekcji dla zakonnic to on się nie przygotowuje, bo wiadomo, że im wszystko dobre” – wspomina. W innym miejscu pisze: „Cztery razy do roku zjawiał się u nas pewien kanonik. Był nam bardzo życzliwy, starał się nas pocieszać w tym naszym poniżającym sposobie życia. Po jakimś czasie zorientowałam się ze zdumieniem, że chodzi mu po prostu o to, że same sobie musimy buty czyścić i kartofle obierać”.

Jaka jest zakonnica w oczach kaznodziei? Głupia. Bo „gdyby głupia nie była, toby zakonnicą nie została. A skoro została, to jej psi obowiązek ścierać pył z podłogi przed godnością kapłana, i do niczego innego potrzebna nie jest”.

Ofiarą wszechobecnej kościelnej mizoginii padają nie tylko zakonnice, ale również... osoby kanonizowane. S. Borkowska wspomina wspólne z tynieckimi benedyktynami prace nad brewiarzem monastycznym. Kiedy spytała, dlaczego ze świąt i uroczystości św. Agnieszki, Scholastyki czy Gertrudy uczyniono jedynie wspomnienia (czyli oczko lub nawet dwa niżej w hierarchii obchodów), dowiedziała się, że „przecież nie można wymagać od ojców, żeby [je] obchodzili”. A „od nas można i trzeba wymagać, żebyśmy obchodziły uroczyście świętych panów” – konstatuje zakonnica.

Jaki jest sens opowiadać mniszkom w kazaniach o aborcji, etyce seksualnej i o komercjalizacji Bożego Narodzenia? Pół biedy, kiedy kaznodzieja nieudolnie streszcza Sienkiewicza. Gorzej, kiedy z ambony płyną szkodliwe brednie. Choćby taka, rojąca się od błędów teologicznych: „Ojciec przed wiekami stworzył Syna i obiecał Mu radość, ale nie mógł tej obietnicy dotrzymać, bo w międzyczasie zaszedł bunt aniołów i dlatego Chrystus zamiast tej radości musiał przyjąć krzyż”.

S. Borkowska zauważa, że tekstami Pisma Świętego kaznodzieje dowolnie manipulują, „natomiast sformułowania pochodzące z prywatnych objawień traktuje się jak prawdy absolutne, doszukując się w każdym słowie głębi znaczenia”. Do tego tła pasuje ksiądz, który podczas rekolekcji odczynia rzucone na mniszki uroki („były tam długie spisy najprzedziwniejszych praktyk magicznych, których się trzeba było po kolei odrzekać”). A także chora pobożność maryjna, w której Matka Boża jest kimś na kształt czwartej osoby Trójcy Świętej.

O czym benedyktynka radzi więc głosić? „Pamiętam, z jakim zachwytem i zdumieniem słuchałyśmy pewnego pallotyna, który nam powiedział całe rekolekcje o Bogu, nie wspominając ani razu o aborcji!”.

Usłyszeć żenujące kazanie czy doświadczyć radosnej twórczości liturgicznej można nie tylko w klasztorach benedyktynek w Staniątkach czy Żarnowcu. Opisane w książce sytuacje wskazują szerszy problem Kościoła: kryzys tożsamości księdza, szczególnie diecezjalnego, wychowywanego pod seminaryjnym kloszem w poczuciu swoistej elitarności. Bywa, że w tym poczuciu utwierdza księży też tzw. formacja stała. Autorka książki niegdyś przepisywała na maszynie diecezjalną instrukcję o kapłańskim posłuszeństwie i wyczytała w niej, że „jest [ono] różne od zakonnego, a to dlatego, że zakonnik jest posłuszny dla umartwienia, a kapłan – dla naśladowania Chrystusa”.

Trochę szkoda, że s. Borkowska nie poszukuje głębiej przyczyn tego zjawiska. Mając w dorobku wybitne prace z dziedziny historii życia zakonnego, miałaby zapewne niejedno do powiedzenia o procesie tworzenia się wśród kapłanów owego poczucia elitarności (jaki wpływ na to miały reformy Soboru Trydenckiego, tworzenie seminariów, sutanna?).

Walnąć ręką w stół warto, inaczej Kościół się nie zmieni. S. Borkowska nie mogła zdzierżyć kanonika, który opowiadał o poniżającym sposobie życia mniszek. „Kiedy przestałam już być onieśmieloną nowicjuszką, a stałam się znaną siekierą, powiedziałam mu, że w moim rozumieniu poniżające zajęcie to by było pod latarnią. I odtąd już tak nie mówił, nawet jeśli nadal tak myślał”.

Szczera rozmowa okazuje się skuteczna. Jeśli nie zaczniemy rozmawiać ze sobą o tym, co nas boli w Kościele i jak temu wspólnie zaradzić, nieduża książeczka mniszki z Żarnowca pozostanie tylko zbiorem celnych anegdot.

„Myślę, że narzekanie na »dzisiejszy świat« jest dowodem, że w rzeczywistości, która nas otacza, nie potrafimy się znaleźć; a jednak to jest przecież rzeczywistość, w której nas Bóg postawił, i dał nam w niej jakieś zadanie do spełnienia. I chyba raczej nie jest tym zadaniem lamentowanie” – zauważa słusznie autorka. ©℗

Małgorzata Borkowska OSB, OŚLICA BALAAMA. APEL DO DUCHOWNYCH PANÓW, Wydawnictwo ­Benedyktynów Tyniec, Kraków 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2018