Mistrzostwa paradoksów

Znienawidzili mundial zanim się zaczął, ale chcą udanej imprezy. Narzekają na swą reprezentację, ale wierzą w złoto. Brazylijczycy są gotowi do mistrzostw, ale nie do końca.

11.05.2014

Czyta się kilka minut

Protest przeciw wydawaniu publicznych pieniędzy na organizację mundialu – w tle słynny posąg Chrystusa. Rio de Janeiro, 29 kwietnia 2014 r. / Fot. Marcos de Paula / AFP / EAST NEWS
Protest przeciw wydawaniu publicznych pieniędzy na organizację mundialu – w tle słynny posąg Chrystusa. Rio de Janeiro, 29 kwietnia 2014 r. / Fot. Marcos de Paula / AFP / EAST NEWS

Jeśli przyjadę, to Argentyna wygra. I wtedy Brazylijczycy będą mieli do mnie pretensje – miał żartować papież Franciszek w rozmowie z Dilmą Rousseff. Pani prezydent Brazylii już dwa razy zapraszała na tegoroczny mundial głowę Kościoła. Za pierwszym razem pofatygowała się do Watykanu, aby wręczyć papieżowi koszulkę z dedykacją od Pelego.

Najsłynniejszy kibic argentyńskiego klubu San Lorenzo konsekwentnie odmawia.

Cała Brazylia, ten najbardziej katolicki kraj świata (aż 123 mln wiernych, choć to tylko około 60 proc. społeczeństwa), zastanawia się: dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Papież jest skromny. A mistrzostwa świata w piłce nożnej, które zaczynają się za miesiąc, na długo przed pierwszym gwizdkiem stały się świętem przepychu. I jeszcze bardziej podzieliły brazylijskie społeczeństwo na biednych i bogatych.

Brazylia za miliony dolarów wybudowała 12 nowoczesnych stadionów, ale infrastruktura naokoło woła o pomstę do nieba. Mieszkańcy przywykli do korków. Ich denerwuje co innego: wbrew obietnicom o prywatnym finansowaniu, mundial uderzył po kieszeni każdego z nich. Zarobi znienawidzona FIFA i kilka dużych korporacji.


NA WYBRZEŻU MÓWIĄ, ŻE MANAUS LEŻY TAM, GDZIE JUDASZ ZGUBIŁ BUTY. Czyli daleko: w środku dżungli. Tam stanęła Arena de Amazonas. Widowiskowy obiekt będzie gościł cztery mecze mundialu. – Wszyscy jesteśmy bardzo dumni ze stadionu. Jest nasz i do tego najpiękniejszy ze wszystkich, które zbudowano w Brazylii – opowiada Miguel Copabiango Neto, lokalny koordynator mistrzostw.

Mało kto w stanie Amazonas (Manaus to stolica stanu) podziela jego zdanie. Ludzie prześmiewczo nazwali obiekt „Białym słoniem”. Położony w środku miasta, stanowi odzwierciedlenie przygotowań do mundialu. A one wloką się ociężale, jak autobus na Arenę de Amazonas.

Na całym świecie było głośno o meczu Nacional AM z Corinthians w Pucharze Brazylii, który odbył się tu 30 kwietnia. Przyjezdni wyszli na boisko w żółtych kaskach: chcieli uczcić 20. rocznicę tragicznej śmierci Ayrtona Senny, kierowcy Formuły 1. Gdzieś w tle odbywał się test generalny przed mundialem.

Wypadł blado: ludzie stali w długich kolejkach do wejścia, a po meczu miasto buzowało jak dobrze zakorkowany szampan. – Mamy stadion, ale obcięto wydatki na transport, więc trudno dojechać. Linia metrobusu wciąż nie jest gotowa, złamanego reala nie wydano na rozbudowę dróg – uważa Bruno, dziennikarz „A Crítica”.

W podobnym tonie wypowiada się dla lokalnych mediów słynny Pele. – Martwią mnie problemy z infrastrukturą. Na lotniskach panuje chaos. Wierzę, że to przezwyciężymy, bo przecież to ma być święto naszej piłki – zapewnia legenda futbolu i nieformalny ambasador imprezy.


SAO PAULO: NA STADION ITAQUERA DOJEŻDŻA SIĘ METREM. Komfortowo. To tutaj za miesiąc, 12 czerwca, Brazylijczycy i Chorwaci zaczną mistrzostwa. Jeśli tylko uda się skończyć jedną z trybun, na którą w ubiegłym roku runął dźwig i zabił przy tym dwóch robotników. Podczas przygotowań w całym kraju zginęło sześć innych osób. O tragediach zdają się pamiętać tylko rodziny ofiar. Nawet Pele przebąkuje w wywiadach, że „takie rzeczy się zdarzają”.

To właśnie na stadionie Itaquera będzie miało miejsce pierwsze starcie pani prezydent Rousseff z kibicami. Po jej ostatniej konferencji na temat przygotowań do mundialu gazety cytowały tylko jedno zdanie: „Gwizdy nie są miłe dla żadnego polityka”.

Trzy ostatnie dni kwietnia wystarczyły, by w Brazylii zrobiło się gorąco. W Rio de Janeiro mieszkańcy faweli Pavao starli się z policją, gdy na terenie przedszkola znaleziono ciało tancerza znanego z telewizji, zwanego „DG”. Miejscowi oskarżają bezwzględnych funkcjonariuszy policji o śmiertelne pobicie. Medycy sądowi na ciele chłopaka stwierdzili liczne odciski podeszew butów. Na murach domów faweli pojawiły się napisy „Saudade DG” – „Tęsknimy DG”; nieopodal przedszkola, gdzie porzucono jego ciało, powstało kolorowe graffiti z portretem uśmiechniętego tancerza.

W ciągu ostatnich 72 godzin kwietnia mniejsze i większe protesty wybuchały w dziesięciu innych miastach Brazylii. W Belo Horizonte demonstrowali rolnicy, w Kurytybie nauczyciele, w Campinas kierowcy, w Brasilii strażacy i pracownicy komunalni. Wszędzie wykrzykiwano hasło „Mundial, dlaczego?”.

– Brazylijczycy marzyli, że wraz z mistrzostwami przyjdzie do nich nowoczesność równoznaczna ze wszystkim tym, co w ich wyobrażeniu oznacza europejski standard życia. Oczekiwali rozwoju służby zdrowia, edukacji, transportu. Gdy rok temu zorientowali się, że poprawy nie będzie, ulegli masowemu rozczarowaniu – mówi 39-letnia Leda da Costa z Universidade Federal Fluminense w Rio de Janeiro, współautorka książki „Jeśli mundial nie przyjdzie”.

Lucas Pedretti, 20-letni uczestnik protestów, działacz organizacji praw człowieka: – Rozumiem, że jest za późno, by odwołać mundial. Czego oczekuję teraz? Dialogu z ruchami społecznymi, zaprzestania eksmisji pod przymusem, płaszczenia się przed FIFA i brutalnego pacyfikowania protestów przez policję.


O TYM SAMYM MÓWIĄ INNI DEMONSTRANCI. Ale nigdy – politycy. Gdy w przedostatni dzień kwietnia pół tysiąca osób wyszło na ulice Sao Paulo, by zaprotestować już bezpośrednio przeciwko mundialowi, pani prezydent opowiadała dziennikarzom o jej wizji zawodów: bezpiecznego święta wszystkich Brazylijczyków. Zachwycona mówiła o wnuczku, który namiętnie kolekcjonuje naklejki z bohaterami mundialu. W tym samym czasie jeden z takich albumów płonął w centrum Sao Paulo.

Ale choć (prawie) wszyscy narzekają na mundial, nikomu nie przychodzi nawet do głowy, że impreza może się nie udać. Angielskie tabloidy mogą epatować zdjęciami nieukończonych stadionów lub ofiar policyjnej akcji oczyszczania faweli w Rio de Janeiro. Brazylijczycy wiedzą jednak swoje. – Mamy doświadczenie w organizacji dużych imprez. Rok temu podczas Światowych Dni Młodzieży do Rio przyjechały tysiące ludzi i obyło się bez problemów. Co roku organizujemy gigantyczny karnawał. I tym razem będzie bezpiecznie – uważa Fred, 50-letni konsultant branży IT.

Na miesiąc przed mundialem policja patroluje każdy skrawek turystycznej części Rio, centrum Manaus, rejon dworca w Belo Horizonte. Uzbrojeni po zęby funkcjonariusze są wszędzie tam, gdzie mogą pojawić się turyści.

Pani prezydent, zwykle beznamiętna, wręcz oschła, mówi tak: – Na Światowe Dni Młodzieży przyjechał do nas papież Franciszek. Gdy zobaczyłam, że porusza się otwartym samochodem i zagaduje ludzi, wręcz oniemiałam. Ale może to znak, że można nam zaufać w kwestii bezpieczeństwa? – pytała dziennikarzy.

Pomogą w tym dziesiątki tysięcy policjantów i prywatnych ochroniarzy, którzy będą stanowić najbardziej zapracowaną grupę zawodową podczas mundialu.


„VAI ACABAR EM PIZZA”. „SKOŃCZY SIĘ NA PIZZY”. To brazylijskie przysłowie powtarzają tu przy porannej kawie, malują na murach, wykrzykują na stadionach. Skończy się na niczym. Na mundialu nikt nie skorzysta.

To kolejny paradoks tych piłkarskich mistrzostw: im bardziej spada liczba zwolenników organizacji imprezy, tym bardziej rośnie optymizm dotyczący jej sportowego aspektu. Dwie krzywe spotkały się podczas ubiegłorocznego Pucharu Konfederacji.

O wielkich demonstracjach słyszał cały świat, ale dla fanów piłki to był początek ich zwycięskiej reprezentacji. – Im bardziej narzekają na mundial, tym większe mają oczekiwania co do kadry. Presja jest duża, wszyscy chcą zwycięstwa – zauważa Leda da Costa. Sama kibicuje drugoligowemu Vasco da Gama, kadrą się nie przejmuje.

Bogaci na plaży Copacabana i biedni w faweli Pavao nieustannie dyskutują o szansach reprezentacji na finał, o taktyce, o rywalach. Wspominają najpiękniejsze gole i najbardziej dramatyczne momenty. I wierzą w trenera Luiza Felipe Scolariego. To on z gwiazdorów pokroju Ronaldo, Rivaldo i Kaki zrobił mistrzów świata w 2002 r.

To był ostatni triumf Brazylii.

Teraz Scolari ma trudniejsze zadanie. Wielu Brazylijczyków uważa swoją reprezentację za najsłabszą od lat. Choć najlepsza na kontynencie, wciąż stanowi zagadkę. Gwiazdą ma być Neymar, złote dziecko sportowego marketingu, który od miesięcy wyskakuje z lodówki i reklamuje wszystko: od bielizny po piwo. Ludzie mają go dość, choć wiedzą, że tylko on może poprowadzić drużynę do tytułu.

Tak też uważa Andreu, który mieszka w faweli Pavao w Rio de Janeiro. Pracuje dwanaście godzin dziennie jako ochroniarz. Kiedyś pomagał sztabowi wyborczemu Romário. Chwali się zmiętym zdjęciem z dawną gwiazdą piłki, obecnie pierwszym krytykiem mundialu.

Ale Andreu nie narzeka na mistrzostwa. – Zobaczę je tylko w telewizji. Bilet na mecz grupowy to jedna trzecia mojej pensji. Najważniejsze, żebyśmy wygrali. Najczarniejszy scenariusz to zwycięstwo Argentyny – uśmiecha się i wyciąga ósme piwo.


IM DŁUŻEJ BRAZYLIA BĘDZIE ZWYCIĘŻAĆ, TYM LEPIEJ DLA MUNDIALU. Zagraniczni kibice ogołocą portfele w dżungli i na plażach, ale i bez nich jest komu sprzedać kanarkowe koszulki i caipirinhę.

Dzięki temu zarobią uliczni straganiarze i właściciele tanich hostelików w fawelach.

Bo niektórzy w Brazylii nadal czekają na cud. Krytykują mundial, ale wierzą, że coś w ich życiu się odmieni.

Dla Andreu z faweli mistrzostwa oznaczają sporo pracy i wieczory z piwem. Dzień jak co dzień.

Dla pracownika uniwersytetu w Rio de Janeiro – miesiąc wakacji.

Dla przewodnika po muzeum futbolu na stadionie w Belo Horizonte – odpoczynek od piłki, bo obiekt przejmie FIFA.

Dla aktywistów – szanse pokazania problemów kraju całemu światu i nadzieję na zmianę.

Dla pani prezydent Rousseff – walkę o głosy, bo wybory już w listopadzie.

A dla turystów i kibiców – ogromne wydatki, udaną zabawę. Oraz lekcję cierpliwości w brazylijskich korkach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014