Mistrz i Katarzyna

Nieliczni wiedzą, że w bazylice Mariackiej kończą się prace nad renowacją arcydzieła mistrza Hansa von Kulmbacha [ZOBACZ WIDEO]

28.03.2015

Czyta się kilka minut

Hans von Kulmbach, „Żywot św. Katarzyny”. Od lewej: „Nawrócenie św. Katarzyny przez pustelnika”, „Dysputa z filozofami”, „Męczeństwo filozofów”, „Cud z kołem męczeńskim”, „Ścięcie cesarzowej Faustyny”, „Przeniesienie ciała św. Katarzyny na górę Synaj” / Repr. Paweł Gąsior / ze zbiorów Bazyliki Mariackiej w Krakowie
Hans von Kulmbach, „Żywot św. Katarzyny”. Od lewej: „Nawrócenie św. Katarzyny przez pustelnika”, „Dysputa z filozofami”, „Męczeństwo filozofów”, „Cud z kołem męczeńskim”, „Ścięcie cesarzowej Faustyny”, „Przeniesienie ciała św. Katarzyny na górę Synaj” / Repr. Paweł Gąsior / ze zbiorów Bazyliki Mariackiej w Krakowie

Ołtarz Wita Stwosza, „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci i „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta – to najcenniejsze dzieła, które możemy podziwiać w Krakowie. Wielu historyków sztuki stawia obok nich obrazy artysty, którego nazwisko do niedawna znali jedynie wytrawni miłośnicy sztuki – Hansa Süssa von Kulmbach. Namalowany według średniowiecznej złotej legendy o św. Katarzynie Aleksandryjskiej poliptyk przez dziesięciolecia spoczywał w skarbcu bazyliki Mariackiej.

Niebawem stanie się dostępny: trwająca dwa lata renowacja kończy się dokładnie w 500 lat od powstania dzieła.

Nuworysz i zdolny uczeń

Hans Süss urodził się ok. 1480 r. w miejscowości Kulmbach niedaleko Norymbergi. Gdy jako niespełna 30-latek zaczął malować obrazy dla krakowskich zleceniodawców, był już uznanym malarzem, najzdolniejszym uczniem Albrechta Dürera. Od 1505 r. miał własny warsztat, w którym tworzył obrazy m.in. dla cesarza Maksymiliana I i margrabiego brandenburskiego Kazimierza Hohenzollerna.

Pierwszym zleceniem, które realizował dla Krakowa, był ołtarz do kościoła paulinów na Skałce. Kolejnym zleceniodawcą został Jan Boner, właściwie Johann (rodem z Landau in der Pfalz w Alzacji), zamożny krakowski kupiec i bankier królewski, dziś powiedzielibyśmy: biznesmen. Boner już w 1508 r. uzyskał od rady miejskiej prawo patronatu nad własną kaplicą. Tę pod wezwaniem św. Ducha w północnej nawie kościoła Mariackiego przemianował na kaplicę św. Jana Chrzciciela i urządził w niej rodzinne mauzoleum. Dlatego zwana jest kaplicą Bonerów. To do niej właśnie – jak głosiła informacja powielana w publikacjach dotyczących historii bazyliki czy dziejów krakowskiej sztuki – zamówił u Süssa osiem obrazów. Najnowsze badania prowadzone przez prof. Pawła Pencakowskiego dowodzą, że pierwotnie znajdowały się one w innym miejscu w kościele. Nie ma też zgodności, czy artysta tworzył je w Krakowie, czy w swojej pracowni w Norymberdze.

Adres URL dla Zdalne wideo

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Boner był nuworyszem, w tym sensie, że niedawno dostąpił nobilitacji w swojej klasie. Związany z dworem królewskim, zarazem miał szerokie kontakty europejskie. Było więc dla niego zupełnie naturalne, że zamawiał wysokiej klasy obrazy u najlepszego mistrza. Kult Katarzyny Aleksandryjskiej był wówczas żywy i rozpowszechniony, pielgrzymki na Synaj odbywały się równie często jak te do Jerozolimy czy Santiago de Compostela. Cykl malowanych farbami temperowymi na deskach obrazów stanowił rodzaj biblii pauperum, przedstawiał sceny z życia świętej. Zapewne artysta sam cenił swoje dzieła bardzo wysoko: skrajne obrazy składające się na całość są datowane. Daty 1514 na pierwszym i 1515 na ostatnim wskazują, że stworzenie wszystkich ośmiu zajęło mniej więcej rok.

– Rzadko się zdarza, żeby obrazy z tamtego czasu tak widocznie sygnowano – mówi dr Aleksandra Hola z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. – To były takie pokazówki wysyłane za granicę.

Dr Hola potwierdza też, że zamówienie musiało być bardzo bogate, dla porównania przywołując inne, prowincjonalne i najpewniej znacznie mniej intratne – ołtarz w kościele w miejscowości Wendelstein pod Norymbergą, malowany prosto i szybko.

Arcydzieło na drzwiach szafy

Poliptyk z żywotem św. Katarzyny był w swoim czasie dziełem bardzo nowoczesnym. Wkrótce jednak wyszedł z mody. Dziś może wydawać się to szokujące, ale na przełomie XVII i XVIII w. obrazy von Kulmbacha zostały wykorzystane do dekoracji drzwi szaf w zakrystii.

Nie wysłano ich jednak do jakiegoś prowincjonalnego kościoła. A taki był los wielu ówczesnych dzieł zastępowanych nowszymi. Niewiele brakowało, by podzielił go także ołtarz Wita Stwosza, szczęśliwie jednak zabrakło pieniędzy. Wprawienie obrazów w drzwi szaf spowodowało największe zniszczenia podobrazi i warstwy malarskiej. Po konserwacjach w Monachium i Krakowie, w XIX w. – czasie, gdy zaczęto bardziej doceniać pamiątki i dziedzictwo kulturowe – zawisły one w kaplicy Aniołów Stróżów znajdującej się nad kruchtą. Później zostały oprawione na nowo i powieszone w nawie głównej. Pozostały po nich jeszcze haki.
W 1940 r. w trakcie nabożeństwa do kościoła Mariackiego wkroczyli Niemcy i ściągnęli ze ścian obrazy von Kulmbacha. W wystawionych ex post 5 lutego 1940 r. dokumentach Niemcy zamieścili zapis, że na podstawie rozporządzenia Generalnego Gubernatora „zabezpieczają” te zabytki. Pod kwitem rekwizycyjnym podpisał się dr Werner Kudlich.

Obrazy funkcjonowały w świadomości historyków sztuki zarówno polskich, jak i niemieckich od dawna. W hitlerowskiej interpretacji były uważane za dowody niemieckości Krakowa, obok ołtarza Wita Stwosza i brązowych płyt nagrobnych z warsztatu Vischerów.

Już w grudniu 1939 r. przybyły do Polski wysłannik Hitlera Hans Posse typował je razem z „wielką trójką” z Czartoryskich – czyli „Damą z łasiczką”, Rembrandtem oraz zaginionym do dziś „Portretem młodzieńca” Rafaela Santi – jako pierwsze do przedstawienia Führerowi. Miały się stać częścią ekspozycji projektowanego muzeum w austriackim Linzu. W swoim „rodzinnym mieście” ten niespełniony „malarz pokojowy” chciał na wzór Napoleona zgromadzić najważniejsze dzieła sztuki zrabowane z całego świata.

Zarekwirowane obrazy przewieziono do Biblioteki Jagiellońskiej, gdzie założono hitlerowski magazyn. Obrazy miały zostać wywiezione na wystawę do Berlina, do której nigdy nie doszło. Do końca wojny leżały w niemieckich zbiornicach. Gdy Generalne Gubernatorstwo zaczęło się sypać, Hans Frank nakazał przygotowanie takich na Dolnym Śląsku. Chciał mieć zabezpieczenie. Uważał, że dzieła są własnością rządu GG, a przeważnie po prostu jego osobistą.

Obrazy zostały wywiezione do Seichau, do pałacu barona von Richthofena, kuzyna znanego z czasów I wojny światowej Czerwonego Barona; następnie przeniesiono je do zbiornicy w Morawie. Razem z 30 innymi obrazami, które zaginęły w tym czasie – m.in. z „Młodzieńcem” Rafaela i dziełami Süssa pierwotnie również przeznaczonymi do świątyni Mariackiej, a zrabowanymi z kościoła św. Floriana. Wiadomo, że „Katarzyny” – jak mówią o nich konserwatorzy – zostały tam złożone w dwóch skrzyniach. Jedna pomieściła sześć obrazów. Druga dwa.

Główny konserwator prowincji śląskiej Günter Grundmann dostał polecenie, żeby przewieźć obrazy do Cieplic, do kolejnej składnicy. To być może ostatnie miejsce, gdzie były one w komplecie.

Gdy do Cieplic zbliżył się front, Grundmann ponownie ewakuował dzieła sztuki. Było wiadomo, że kiedy przyjdą Rosjanie, to albo wszystko zniszczą, albo ukradną. Trzeba pamiętać jednak, że Grundmann je zabezpieczał, ale z myślą, że będą nadal w posiadaniu niemieckim.

Do znajdującego się już w strefie amerykańskiej niemieckiego Coburga, do którego wysłano transport z najcenniejszymi dziełami, obrazy von Kulmbacha w komplecie już nie dojechały. Czy to przypadek, że zaginęły dwa najlepszej klasy obrazy z cyklu św. Katarzyny, prawdopodobnie złożone w osobnej skrzyni? Po zakończeniu działań wojennych Grundmann przekazał polskie skarby Amerykanom, a ci przewieźli je do swojej zbiornicy w Monachium, skąd pierwszym transportem restytucyjnym wróciły do Krakowa. Wśród nich były obrazy Hansa Süssa wraz z ołtarzem mariackim i „Damą z łasiczką”.

Pacjent szczególnej troski

Jest styczeń 2015 r. Mieszczące się przy placu Mariackim archiwum bazyliki Mariackiej. Dr Aleksandra Hola pokazuje, jak przebiegają prace konserwatorskie. Z regałów wyciąga ukończone już obrazy. Tuż przede mną stawia ten z wyraźną datą 1514. Pierwszy z cyklu: św. Katarzyna zostaje nawrócona przez pustelnika.

– Mamy właśnie dyskusję, czy powinna mieć perełki, czy nie – opowiada. – Tu nie ma po nich śladu, ale na zdjęciach XIX-wiecznych widać perły. Nie wiemy, czy domalowane. Takie krzyżówki rozwiązujemy.

Detektywistycznych niemal zagadek jest więcej. Podpis pod ostatnim z obrazów wskazywał, że Hans Süss był norymberczykiem. Ale słowo „norimbergensis” zostało wydrapane, prawdopodobnie dopiero w XVIII w. Według legendy było zamienione na „cracoviensis”. Wiadomo, że jeden z zaginionych obrazów przedstawiał scenę ścięcia Katarzyny, drugi wcześniejszą – gdy uwięziona święta przez kratę nawraca cesarzową. Nad pokazową kopią tej sceny pracuje dyplomantka z ASP.

Dr Hola należy do zespołu konserwatorów, którzy przez dwa lata pracowali nad renowacją. Pierwszą tak kompleksową – po II wojnie światowej przeprowadzano jedynie kosmetyczne, powierzchowne. Obrazy nadal spoczywałyby jednak w skarbcu bazyliki, gdyby nie amerykańska Fundacja Getty’ego, która zajmuje się wspieraniem wybitnych projektów lub osób związanych ze sztuką: wybiera tematy, funduje granty. Kilka lat temu zainteresowała się malarstwem na drewnie. Granty z fundacji finansowały konserwację obrazów Dürera i Rubensa z kolekcji Muzeum Prado, badania słynnego gandawskiego Ołtarza Baranka Mistycznego braci van Eycków czy też obrazów Pietera Bruegla Starszego ze zbiorów wiedeńskich.

O takie wsparcie postarali się pod kierunkiem prof. Grażyny Korpal konserwatorzy z Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki krakowskiej ASP, wspólnie z bazyliką Mariacką. W 2011 r. do Krakowa przyjechał przedstawiciel fundacji, historyk sztuki z Nowego Jorku. Zachwycił się obrazami, choć – jak podkreśla dr Hola – niewiele było na nich widać: były przemalowane, pokryte grubą warstwą werniksu.

W 2013 r. ruszył projekt we współpracy z dwoma konserwatorami z Genewy i Brukseli. Jeden z nich, Jean-Albert Glatigny, należy do zespołu prowadzącego obecnie renowację ołtarza w Gandawie.

– Z konserwacją jest trochę jak z medycyną. Trzeba czytać, uczyć się, zapoznawać się z nowymi metodami, materiałami, doświadczeniem ludzi, którzy mieli już z nimi do czynienia – mówi dr Hola. – Wiadomo, że tutaj pacjent nie umiera, ale można zrobić krzywdę.

Jak w przypadku wszystkich prac konserwatorskich, zaczęło się od fotografii analitycznych. W podczerwieni niektóre warstwy stają się niewidoczne, a inne się uczytelniają: pokazuje się rysunek i podmalowanie, to, jak była zmieniana kompozycja, np. profil twarzy. Ultrafiolet z kolei ujawnia późniejsze nawarstwienia. W końcu wykonano także zdjęcia rentgenowskie, na których widać chociażby zniszczenia dokonane przez korniki. Ujawniły się także dziury, które zostały wycięte na zamki i klamki w czasie, gdy kwatery Hansa von Kulmbacha służyły za drzwi.

Jeden z obrazów, niczym szczególnej troski pacjent, trafił nawet do szpitala na badania tomograficzne. Umożliwiają one poznanie struktury drewna. A stan podobrazia to jedno z najważniejszych zagadnień pracy konserwatorów malarstwa na drewnie. „Katarzyny” namalowane zostały na desce lipowej wzmocnionej w XIX w. tak zwanym parkietażem – szkieletem z pionowych i poziomych listew, modrzewiowych i dębowych. Te ostatnie, twarde, niegdyś ruchome, zblokowane na skutek pracy drewna, wymieniono na bardziej elastyczne świerkowe.

Na konserwację poczeka jeszcze inny obraz Hansa Süssa – „Zstąpienie św. Jana Ewangelisty do grobu” – który początkowo nie był objęty grantem. Większy, podłużny, pochodzący z 1516 r. Nie wiadomo, kiedy obrazy zostaną zaprezentowane publicznie i gdzie tym razem znajdą swoje miejsce. Z pewnością jednak po tak kosztownej i pracochłonnej konserwacji będą wyeksponowane, a nie na powrót zamknięte w skarbcu bazyliki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2015