Misja Parastou Forouhar

Dokument irańskiej reżyserki Niloofar Beyzaie opowiada o historii małżeństwa opozycyjnych intelektualistów z Teheranu, którzy padli ofiarą politycznego mordu. Sztuka nie powstałaby, gdyby nie - córka zamordowanych.

14.09.2010

Czyta się kilka minut

Spektakl teatralny ku pamięci Irańczyków, ofiar mordów politycznych; Wiedeń, 2010 r. / fot. z archiwum Niloofar Beyzaie /
Spektakl teatralny ku pamięci Irańczyków, ofiar mordów politycznych; Wiedeń, 2010 r. / fot. z archiwum Niloofar Beyzaie /

Parastou Forouhar, irańska artystka żyjąca na emigracji w Niemczech, nie chce, aby zblakła pamięć o jej rodzicach i innych zamordowanych opozycjonistach. Mówi o ofiarach, pisze. Ale nie epatuje osobistym dramatem.

"Ghtlhaye Zanjirehei", łańcuch morderstw politycznych, tak Irańczycy nazwali mordy i nagłe "zniknięcia" w latach 90. Lista liczy 79 ofiar. Osoby, które wtedy straciły życie w aranżowanych sytuacjach, nie były przypadkowe: opozycyjni intelektualiści, lekarze, artyści, naukowcy, studenci, także duchowni. Pierwszą ofiarę znaleziono w listopadzie 1989 r.;lekarz Kazem Sami zginął zamordowany w swej klinice w Teheranie.

Świat zareagował, gdy w listopadzie 1998 r. listę zamordowanych powiększyło małżeństwo znanych intelektualistów Forouhar. - Moi rodzice, Parwaneh i Dariush, zginęli zadźgani kuchennymi nożami. Od lat walczyli o demokrację i rozdział państwa od religii. Podobnie jak pisarze Mohammad Mokhtari i Mohammad Djafar Pouyandeh, aktywiści polityczni Madjid Sharif, Piruz Dawani i inne ofiary. Ginęli na ulicy, w mieszkaniach, również za granicą - mówi Parastou Forouhar, malarka, fotografka, rocznik 1962, od początku lat 90. mieszkająca w Niemczech.

Pierwszą ofiarę "łańcucha" uduszono. Kolejne ginęły np. w inscenizowanych wypadkach samochodowych, podczas rzekomo bandyckich napadów, zamachów bombowych. Bywało, że "wyroki" wykonywano używając kuchennych noży, wstrzykiwano preparat powodujący zawał, używano zatrutych lekarstw, oblewano benzyną. Bywało, że z rodzicami ginęły dzieci.

Proces

W roku 2001 - za prezydentury bardziej otwartego na Zachód prezydenta Mohammada Chatamiego (1997-2005) - odbył się proces domniemanych morderców. Trzech niższych rangą agentów irańskiego Vevak (ministerstwa wywiadu i bezpieczeństwa) zostało skazanych na karę śmierci (zamienioną potem na 10 lat więzienia). Dwunastu innych otrzymało niewysokie kary więzienia. Proces, przez rodziny ofiar nazwany farsą, wskazał na tego, który wydawał rozkazy: miał nim być wiceminister informacji Said Emami. Zdążył w areszcie popełnić samobójstwo, może nie całkiem samodzielnie.

Być może tajne służby odwracały w ten sposób uwagę od faktycznych mocodawców, pochodzących z kręgów twardogłowego kleru i polityków przeciwnych reformom Chatamiego. Głoszono publicznie, że obce siły, zwłaszcza Izrael, są odpowiedzialne za śmierć opozycjonistów. W innych wersjach starano się przypisać ich śmierć ruchowi reformatorskiemu "Front 23 Maja" (od daty wyboru Chatamiego na prezydenta).

Jako przyczynę śmierci ofiar podawano w aktach "niedomaganie serca" albo "zemstę osobistą". Nie było innych wyjaśnień. - Przez dwa lata przyjeżdżałam siedem razy do Iranu, niezliczoną ilość razy usiłowałam się czegoś dowiedzieć od urzędników, nigdy nie otrzymałam rzetelnej informacji - mówi Parastou Forouhar. Dochodzenie w sprawie śmierci jej rodziców zamknięto we wrześniu 2000 r. Dopiero protesty społeczne i krytyka międzynarodowa uniemożliwiły zatuszowanie tych morderstw.

Akta

Na przejrzenie tysięcy stron akt Parastou Forouhar i jej prawnicy dostali 10 dni. Mogła robić notatki, kopiowanie było zabronione.

O inspiratorach mordu dowiedziała się tyle, że minister informacji nie przyznał się do wydania rozkazu zabicia jej rodziców, a protokół przesłuchania jego zastępcy (odebrał sobie życie w więzieniu) usunięto z akt. Były protokoły przesłuchań 18 podejrzanych, ale brakowało wielu stron. Gdy zaprotestowali, dorzucono dwie strony z przesłuchania ministra bezpieczeństwa, gdzie zaprzeczał swej roli jako inspiratora morderstw.

- My, rodziny zamordowanych, napisaliśmy list do sądu, że nie weźmiemy udziału w procesie, który opiera się na niepełnych aktach. Jednocześnie złożyliśmy do parlamentu skargę na brak niezawisłości wymiaru sprawiedliwości - mówi Parastou.

Sąd stał na stanowisku, że morderstwa miały podłoże prywatne. Pozostał głuchy na argumenty o motywach polityczno-religijnych, i że za przestępstwami stoją instytucje państwa. Podkreślał, że zgodnie z prawem islamskim współodpowiedzialność za wydane wobec trzech osób wyroki śmierci ponoszą w pierwszej kolejności bliscy ofiar. Parastou Forouhar: - Zaznaczyliśmy, że nie kierujemy się osobistą zemstą, jedynie staraniem o wyjaśnienie mordów, i że idee zamordowanych są nam bliskie, dlatego prosimy o odstąpienie od kary śmierci.

Za ostatnią ofiarę "łańcucha" uważany jest prawnik Mohammad Reza Safaei, zamordowany 18 lipca 2002 r. w Teheranie. Inny prawnik, Naser Zarafshan, pełnomocnik Forouhar i innych rodzin, w tym czasie siedział już w więzieniu (zarzut: działania wymierzone w bezpieczeństwo państwa). W biurze Zaraf-

shana miała znajdować się broń i zabroniony przez islam alkohol. Tego prawnika i pisarza skazano na 5 lat więzienia i 70 batów (to za alkohol). Osadzony z kryminalistami, bez opieki lekarskiej (chorował na nerki), podjął strajk głodowy i trafił do szpitala. Mimo apeli ze świata, odsiedział cały wyrok. Wyszedł w 2007 r. i powiedział: "Zrobiłbym to samo, co przedtem".

Sztuka

Na scenie troje aktorów. Ona siedzi na krześle, czyta listy. Miłosne, pełne poezji po wielu latach małżeństwa, i te pełne polityki. Inni obserwują, nasłuchują. W tle pojawiają się projekcje fotografii pięknej kobiety; to Parwaneh. Na innych Dariush: zabawne wąsy, papieros, książka. Szczęśliwi. Przez scenę przenoszona jest trumna pod zieloną tkaniną. W tle, na zdjęciach, rozdarte bólem twarze córki i bliskich. Kopiec, usypany z kwiatów. Dziesiątki kolejnych zdjęć, ustawionych na brzegu sceny: to inne ofiary "łańcucha".

Göteborg, Frankfurt, Kolonia, Kopenhaga, Brema, Vancouver, Berlin, Wiedeń: tam prezentowano sztukę Niloofar Beyzaie. Irańska reżyserka, wykształcona w Niemczech, wystawiła dokument sceniczny "Jedne akta, dwa morderstwa", oparty o sądowe akta, listy, wspomnienia Dariusha i Parwaneh Forouhar, relacje ich córki Parastou.

Niloofar Beyzaie (ur. 1967) żyje na emigracji. Pochodzi z rodziny irańskich artystów (jest córką reżysera Bahrama Beyzaie). Walczy o prawa kobiet w Iranie, o prawa mniejszości, prawa polityczne.

- Znałam historię małżeństwa Forouhar. Zanim poznałam Parastou, podziwiałam jej odwagę, z jaką poszukuje sprawiedliwości. To jej misja - mówi Niloofar.

Parastou Forouhar jest odważna. Co roku wraca na rocznicę śmierci rodziców do Iranu. Mimo szykan i "ostrzeżeń" ze strony szpicli, którzy jej towarzyszą, spotyka się z opozycjonistami, z kobietami z antyreżimowych organizacji. Przejęła schedę po rodzicach, choć na emigracji. - Parastou zaufała mi. Musimy mówić o tym, co się działo i dzieje w Iranie, a Parastou ma do tego szczególne prawo - mówi Niloofar.

Każde spotkanie z irańskimi dysydentami jest dla Irańczyków z Wiednia wydarzeniem także towarzyskim, jakby rodzinnym. Tym razem środowisko imigrantów, bohema i inteligencja, zapełniły nie tylko "Theater Akzent" - w atelier jednego z irańskich artystów odbyło się też przyjęcie dla Niloofar i Parastou, zorganizowane przez przyjaciół.

Parastou sprawia wrażenie kruchej, ale nosi w sobie jakąś powagę, godność. Chętnie rozmawia, również o rodzicach. Dawno posiwiała, nie nosi makijażu.

Niloofar jest energiczna, gadatliwa, często się śmieje. Pali papierosa za papierosem, zostawiając na nich czerwony ślad szminki.

Córka Niloofar właśnie wybiera się na studia do Wiednia, na teatrologię; idzie w ślady matki i dziadka.

Matki

Podczas ostatniej wizyty w Iranie Parastou spotkała się z "Matkami dla Pokoju": tak nazywa się grupa kobiet, których dzieci padły ofiarą służb specjalnych podczas antyreżimowych demonstracji. Spotykają się w mieszkaniach, jak u pani Aarabi, matki Sohrab, którą pobito w 2009 r. - Stałam się dla nich jakby symboliczną postacią, również w ich imieniu noszę bunt i cierpienie, w tę rolę wrastam od roku 1998 - mówi Parastou Forouhar.

"Matki dla Pokoju" chcą pamiętać także o innych ofiarach: od skazanych na śmierć w latach 80., przez ofiary politycznych mordów i ostatnie, ofiary demonstracji podczas "Zielonej Rewolucji". - Obserwuję ból matek, które próbują żyć ze stratą dzieci. Mówię o naszym prawie do prawdy i sprawiedliwości, a także o przemocy i zemście. Czuję, jak silna jest w nich potrzeba odwetu. Tłumaczę, że znam to uczucie i wiem, jak było dla mnie destruktywne - Parastou wspomina ubiegłoroczną wizytę w Iranie.

Kobiety zastanawiają się, czy metody pokojowe mają sens wobec przemocy władz. "Każda pokojowa próba jest warta podtrzymania. Może i po to, by wobec brutalności zachować poczucie człowieczeństwa" - pisze Parastou na blogu. Uważa, że unikanie przemocy to wartość. - "Dorobkiem, do którego dochodziliśmy w trudzie i którego łatwo nie wypuścimy z rąk. Nawet gdy osiągniemy granice naszej wytrzymałości" - zapewnia.

"Matki dla Pokoju" podarowały jej zielony szal z napisem: "W tym kraju, na tej ziemi, nie będę sadzić nic, poza miłością".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2010