Milenium 50+

Jako Polonia semper fidelis musimy pytać: „Cośmy zrobili z naszym chrztem?”

09.04.2016

Czyta się kilka minut

Okładka dodatku: Drzwi Gnieźnieńskie, 2. połowa XII w. / Fot. Wiesław M. Zieliński / EAST NEWS
Okładka dodatku: Drzwi Gnieźnieńskie, 2. połowa XII w. / Fot. Wiesław M. Zieliński / EAST NEWS

Kto przeżył Tysiąclecie Chrztu Polski, nigdy tego nie zapomni. Obchody stały się polem bitwy między władzami PRL – może ściślej: Władysławem Gomułką – a Kościołem, pod przewodnictwem prymasa Wyszyńskiego, o „rząd dusz”. Prymas ogłosił, jako przygotowanie do Milenium, Wielką Nowennę rozpisaną na dziewięć lat: 1957-66. Kiedy nadszedł rok milenijny, władze PRL przystąpiły do obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, a Kościół świętował Sacrum Poloniae Millenium. Na hasła kolejnych lat Nowenny władze reagowały antykościelnymi decyzjami w będącej przedmiotem danego roku dziedzinie (np. w roku poświęconym obronie życia zadekretowano liberalizację ustawy aborcyjnej). W roku milenijnym organizowały obchody równoległe do kościelnych, czasem równocześnie.

Nie wiem, czy Wielka Nowenna przeorała dusze polskich katolików, lecz z tych zmagań Kościół wyszedł zwycięsko, jako siła zakorzeniona w społeczeństwie.

DZIŚ, 50 LAT PÓŹNIEJ, styl obchodów kolejnej okrągłej rocznicy Chrztu Polski jest inny. Przeważa refleksja historyczna. Spokojniej się ocenia stan naszego, ponadtysiącletniego chrześcijaństwa.

Samo określenie „Chrzest Polski” jest umowne, bo nie sposób poważnie mówić o „nawróceniu” jakiegoś narodu (o ile wtedy istniało coś takiego jak naród polski). Nawrócenie zawsze jest aktem indywidualnym. Wiemy zresztą, że ci nasi chrystianizowani antenaci bynajmniej się nie rwali do porzucenia wiary przodków i sporo czasu upłynęło, zanim się rozstali (czy całkowicie?) z kultem Swarożyca, innych bóstw i z praktykami dalekimi od wiary chrześcijańskiej. Krótkie przygotowanie do masowych chrztów prowadzone przez obcojęzycznych misjonarzy, którzy korzystali z pomocy tłumaczy (kto doświadczył tej pomocy głosząc kazania np. w Afryce – wie, jak ryzykowne bywa zaufanie tłumaczom), siłowe likwidowanie tradycyjnych miejsc kultu – nie mogły budzić entuzjazmu. Zwłaszcza że narzucano im ciężary niekoniecznie wynikające z Ewangelii, lecz często z praktyk (np. daniny), w które przez pierwsze tysiąclecie obrastał Kościół na Zachodzie.

Często się podkreśla, że decyzja Mieszka I odegrała doniosłą rolę polityczną, że dzięki niej Polska znalazła się w obrębie ludów chrześcijańskiej Europy – co jest prawdą, lecz czy na pewno właśnie z tego, jako chrześcijanie, mamy być dumni? Bo to by znaczyło, że wiara w Pana Jezusa Chrystusa, że Ewangelia, że sakrament Chrztu zostały użyte w celach politycznych. A równocześnie dziś używanie religii do celów politycznych uważamy za horrendalne.

PRYMAS WYSZYŃSKI nie wdawał się w tego rodzaju dywagacje. W jego wielkim duszpasterskim programie pobrzmiewa pytanie, które w 1980 r. Jan Paweł II wykrzyczał w pochmurny wietrzny dzień podczas mszy na paryskim lotnisku Le Bourget: „Francjo, najstarsza córko Kościoła, co zrobiłaś ze swoim chrztem?”. Nie jesteśmy wprawdzie „najstarszą córką”, ale choćby jako Polonia semper fidelis musimy pytać: „Cośmy zrobili z naszym chrztem?”.
Tymczasem, chociaż nasza kultura została w ciągu stuleci ukształtowana przez chrześcijaństwo, irytujemy się (no, nie wszyscy) na krzyż, znak tegoż chrześcijaństwa, w polskim Sejmie. Choć przed ponad tysiąc laty przyjęliśmy Ewangelię Chrystusa, nadal z lubością wdajemy się w nienawistne spory. Wychowani na Ewangelii, potrafimy być pamiętliwi i mściwi. Wyznawcy wiary w życie, jesteśmy zwolennikami kary śmierci. Wierzymy w święty Kościół grzesznych ludzi, a iluż Polaków irytował „nasz papież” Jan Paweł II „tym ciągłym przepraszaniem za grzechy Kościoła”? Czy jest ktoś, kto patrząc na ten od ponad tysiąca lat katolicki naród powie to, co według Tertuliana mówiono o chrześcijańskich wspólnotach pierwszych wieków: „Patrzcie, jak oni się miłują”?


1050 lat temu Mieszko I przyjął chrześcijaństwo i na zawsze zmienił bieg naszej historii. Ale czy na pewno wiemy dlaczego, gdzie i kiedy się to stało? Zapraszamy w pasjonującą podróż przez mroki najwcześniejszych dziejów Polski | Przeczytaj dodatek "966: ŚWIADECTWO CHRZTU" »


CZY ZATEM KONSTATUJEMY 1050-letnie fiasko polskiego chrześcijaństwa? Ależ nie. Jego Założyciel porównywał Królestwo Boże do ziarna gorczycznego i zaczynu w cieście. Miarą owocności Chrztu Polski nie są – doprowadzające do furii Gomułkę – tysięczne tłumy na Jasnogórskich Ślubowaniach, nie jest nią masowe uczestnictwo w mszach Jana Pawła II w Polsce i pielgrzymki Polaków do Rzymu. Miarą są święci kanonizowani i świadkowie wiary często nieznani, żyjący dawniej i dziś, obok nas, jak zmarły niedawno ks. Jan Kaczkowski. Miarą są ofiarne dzieła miłosierdzia, niekoniecznie kościelne, wspólnoty modlitewne, parafie promieniujące wiarą i miłością. Mówiono kiedyś „cuius regio, eius religio”, chrystianizowano narody, zabiegano o wsparcie władców, a Jezus wyjaśniał, że Jego królestwo nie jest z tego świata. Mierzymy owocność chrześcijaństwa liczbą dominicantes i communicantes, a tymczasem w Królestwie Chrystusa większa jest radość z jednego czyniącego pokutę grzesznika niż z 99 sprawiedliwych.

KOLEJNA OKRĄGŁA ROCZNICA Chrztu Polski stała się okazją dla proroków zmierzchu polskiego chrześcijaństwa. Myślę, że rzeczywiście żyjemy w epoce zmierzchu chrześcijaństwa fasadowego, czysto kulturowego, by nie rzec – katolickiego folkloru. Niepokoi mnie określenie „katolicki naród”, bowiem katolicka może być wspólnota wierzących, ewentualnie wspólnota takich wspólnot. Ale naród?

Ataki na Kościół, często przesadzone, niesprawiedliwe i biorące pars pro toto, zwykle się sprowadzają do wytykania sprzeczności między tym, co głosi Ewangelia (co głosimy), a naszym postępowaniem. Nadszedł czas wielkiego oczyszczenia. Jak napisał papież Franciszek w „Evangelii gaudium” (43): „W procesie nieustannego rozeznawania Kościół może także dojść do przekonania, że niektóre jego zwyczaje nie są bezpośrednio związane z sercem Ewangelii i – choć niektóre z nich bardzo zakorzeniły się w historii – dziś nie są interpretowane tak samo, a ich przesłanie zwykle nie jest właściwie odbierane. Mogą one być piękne, ale dzisiaj nie służą już właściwemu przekazowi Ewangelii. Nie bójmy się dokonać ich rewizji. Podobnie istnieją normy lub przykazania kościelne, które mogły być bardzo skuteczne w innych epokach, ale które nie mają już tej samej siły wychowawczej jako drogi życia”.
I tak wstępujemy w drugą połowę pierwszego wieku naszego drugiego Sacrum Poloniae Millenium. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „966 – Świadectwo Chrztu