Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie, żebym się jakoś do tego akurat ubytku szczególnie przyczynił – okazji nie było – ale również i na kontynencie rachunek sumienia trzeba wykonać (sumienia swojego, a zwłaszcza cudzego). Informacja z Wysp zbiegła się akurat z faktem, że w ramach udanej próby reanimacji mojej kariery naukowej musiałem oddać właśnie od dwóch dekad zaległe tomy, tomy należące do mej Alma Mater, zwącej się na szczęście jeszcze PWST. Dwa zaległe tomy stanowiły o mym naukowym „2 b or not 2 b”, więc zdesperowany byłem je odnaleźć w trybie „dead or alive”. No, ale odfrunęły podczas jednej z kilkudziesięciu przeprowadzek, białe kruki. „Literatura na Świecie” Heiner Müller, „Literatura na Świecie” Pasolini – weź, szukaj wiatru w polu, w „naziemnych” antykwariatach obu polskich stolic nie było, ale na szczęście, od czego ma się przyjaciół, dobro zwycięża, dziękuję za pomoc.
Czasem pożycza się komuś coś, czego się nie da odpożyczyć, niestety, a to boli. Pobieżnie podliczam w pamięci swoje straty: banalnie pierwszy tom „W poszukiwaniu straconego czasu” – niby wszędzie tego pełno, pałęta się po bukinistach, ale ciężko uzupełnić akurat konkretne wydanie. Dalej: „Głód niebios. Rock’n’roll w poszukiwaniu zbawienia”, ciekawa książka wydawnictwoznakowa, pogodziłem się, że nie odzyskam, trudno, klasyk to to nie jest, niech się ktoś nasyci i przekaże dalej. No i niestety dochodzimy do strat ciężkiego kalibru: całość „Kwartetu aleksandryjskiego” oraz dwa tomy „Kwintetu awiniońskiego”. Pal sześć (nomen omen) kwintet, ale „Kwartet aleksandryjski” nie do dostania za Chiny Ludowe, a dzieło wielkie, więc z rozpaczy kupiłem oryginał (cegła w jednym tomie), ale to nie to samo. Szkoda polskiego wydania, seria Czytelnika, mały format, fajne do podróży, pod poduszką nie uwiera, niech się ktoś zlituje i odda, może, kiedyś.
Zadumałem się nad stratą wielką, ale na szczęście przypomniało mi się, że mogło być gorzej, a nie jest, że miałem pożyczyć komuś „Schody Strudlhofu”, Bóg strzegł – nie pożyczyłem.
Z ostatniej chwili: patrzę na półki, wzrok mi się niebacznie wyostrza, i widzę niemoją „Tęczę grawitacji” obok niemojego „Kryształowego pałacu”. Właściciel proszony o pilny kontakt! ©