Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy pierwsze osoby przechodziły przez przeprawę nad rzeką, zacinał śnieg. Było ślisko i po drewnianych deskach szło się jeszcze trudniej niż zwykle. Ludzie w podeszłym wieku, stanowiący znaczącą część opuszczających miasto, stawiali małe kroki, by przebrnąć na drugą stronę rzeki. Czasami niemal paraliżował ich strach, przez co robiła się kolejka.
Tak było w przypadku staruszki, która co chwilę piszczała ze strachu. Policjant trzymał ją za ręce i prowadził po deskach. Tych, którzy nie byli w stanie chodzić, funkcjonariusze zarzucali na plecy albo przenosili w wózkach. „Raz, dwa, trzy, hop!” – mówił policjant, nim wziął jednego z emerytów. Inny z okazji 8 marca złożył życzenia jakiejś kobiecie, która żwawo pokonuje przeprawę.
Ta tylko się uśmiechnęła i podziękowała nie zwalniając kroku. Inna przyznała, że się boi, na co funkcjonariusze powiedzieli jej, że teraz już jest bezpieczna. Niektórzy szli zupełnie bez bagaży, inni mieli pojedyncze walizki, torby czy plecaki, a byli też tacy, którzy przechodzą wraz ze zwierzętami. Psy, równie przestraszone co ludzie, niechętnie stąpały po wąskich deskach.
O godzinie 10 rozpoczęła się kolejna ewakuacja z 70-tysięcznego Irpienia. Miasto znajduje się tuż za granicami Kijowa. W pierwszych dniach rosyjskiej inwazji z 24 lutego ukraińskie wojska wysadziły most, by utrudnić rosyjskim wojskom ofensywę na stolicę. Teraz przeprawa pod zrujnowanym mostem stała się jedyną drogą ucieczki. Miasto – jak 7 marca mówił mer Ołeksandr Markuszyn – jest w 30 proc. zajęte przez rosyjskie wojska.
ATAK NA UKRAINĘ | CODZIENNIE NOWE KORESPONDENCJE, ZDJĘCIA I ANALIZY | CZYTAJ NA BIEŻĄCO W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Niedaleko od mostu na ewakuujących czekały mikrobusy. To właśnie w tamtej okolicy 6 marca spadł pocisk wystrzelony ze strony terytorium kontrolowanego przez Rosjan. Zabił czteroosobową rodzinę: męża, żonę i ich dwójkę dzieci. Ich walizka wciąż leży na ziemi. Na mikrobusach napisane jest „dzieci” i „ludzie”. Zawożą mieszkańców Irpienia do Kijowa, skąd autobusami mogą dotrzeć do dworca kolejowego.
69-letni Wałentyn, jego 70-letnia żona Nadija i 32-letni syn Ilja wyszli z mikrobusa. Pili herbatę rozdawaną przez wolontariuszy. Choć ewakuacja trwała już od kilku dni, postanowili wyjść dopiero 8 marca. Liczyli, że sytuacja się uspokoi, ale było tylko gorzej. W pierwszych dniach walk zeszli do piwnicy w bloku, w którym mieszkali. Jednak z powodu chłodu szybko się przeziębili. Musieli wrócić do mieszkania, by stanąć na nogi.
W tym czasie wokół Irpienia walki przybierały na siłach, już nie tylko z użyciem dział, ale też karabinów. W okolicznych budynkach artyleria zdążyła zasiać spustoszenie. Wreszcie dwie ulice dalej pojawili się Rosjanie. Może rodzina Wałentyna zostałaby w Irpieniu dłużej, gdyby nie fakt, że odcięto im gaz. Nie wiedzą, czy po prostu wyłączono go w mieście, czy gazociągi zostały uszkodzone w trakcie walk.
– Mielieśmy jeszcze jedzenie, ale nie mogliśmy go już w żaden sposób przygotować – mówi Nadija. – Nim odcięto gaz, zniknął też gaz i woda w kranach.
– Nie było internetu ani zasięgu – dodaje Ilja.
– Bez gazu już zupełnie nie da się żyć. Wczoraj usmażyłam sześć kilogramów mięsa. Wszystko zostawiłam sąsiadom. Jedzenie mieliśmy, bo zrobiliśmy zapasy. Na przykład kasze w kilogramowych torbach. Ale na czym ją ugotujesz? – kontynuuje wątek Nadija.
Przez trzy dni byli odcięci od informacji. Nie wiedzieli, że tego dnia odbywała się ewakuacja. Po prostu na nią trafili. Jedzenie oddali sąsiadom, którzy na razie zostają w Irpieniu. Rodzina nasłuchiwała. Było cicho. Pociski nie przylatywały. Zdążyli zabrać nieduże plecaki, w których musieli upchnąć najcenniejszy dobytek. Ruszyli co tchu.
Jak twierdzi Wałentyn, przede wszystkim z Irpienia nie wyjechały osoby, które o własnych siłach nie są w stanie dotrzeć do przeprawy. Najczęściej to osoby w zaawansowanym wieku. Zazwyczaj mieszańcy Irpienia, by dotrzeć do wysadzonego mostu, muszą pokonać kilka kilometrów.
– Samochody już nie jeżdżą. Jedni wyjechali, a inni je porzucili – mówi.
CODZIENNIE NOWE KORESPONDENCJE I ZDJĘCIA PAWŁA PIENIĄŻKA Z UKRAINY – CZYTAJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Rodzina nie miała pojęcia, dokąd się udać. Na razie zostaną w Kijowie, ale nie wykluczają, że wyruszą gdzieś dalej. Mają część rodziny w Krakowie, więc może tam.
Pytam Wałentyna, czy ma nadzieję, że wkrótce wojna się skończy. Odpowiada: – Przede wszystkim chciałabym, żeby to się nigdy nie zaczęło.