Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszystko, co napisano w powyższym akapicie, to oczywistości - piszą o tym gazety, wiedzą to politycy. Także premier i szef MON. Ich ambicje i ich decyzja sprawiły, że polski kontyngent w Afganistanie przejął właśnie od Amerykanów kontrolę (politycy wolą słowo: odpowiedzialność) nad Ghazni. Z wypowiedzi decydentów można wnosić, że do tego dążyli; minister obrony uważa, że sprawowanie kontroli nad całą prowincją podnosi pozycję Polski.
Być może za decyzją taką stoją mocne racje, choć rząd nie zadał sobie wiele trudu, by przekonać do nich opinię publiczną. Jednak nie trzeba być specjalistą od wojskowości, aby dostrzec, że w ślad za tą decyzją powinna chyba natychmiast pójść kolejna - politycznie ryzykowna, ale świadcząca o odpowiedzialności: decyzja o podniesieniu liczebności polskiego kontyngentu dwu-, jeśli nie trzykrotnie. W tej chwili tylko połowa z 1600 polskich żołnierzy należy do jednostek bojowych; reszta to logistycy, mechanicy itd. Minister obrony musi być wielkim optymistą, jeśli wierzy, że 800 żołnierzy i kilka helikopterów może kontrolować obszar wielkości województwa warmińsko-mazurskiego, zamieszkany przez ponad milion ludzi.
W każdym razie, jeżeli talibowie nie wykażą zrozumienia dla oczekiwań polityków z Warszawy, wiadomo, kto zapłaci za taką beztroskę i za strach przed niepopularnymi decyzjami: polscy żołnierze i afgańscy cywile.