Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zawodowcom (architektom i rzeźbiarzom) trudno powstrzymywać się od zabierania głosu na główny temat publicystyczny ostatnich miesięcy. Również ja, już na początku ryzykownej i nieprofesjonalnej na ogół dyskusji o pomniku ofiar katastrofy smoleńskiej, powiedziałem "Gazecie Wyborczej", że założenie Pałacu Radziwiłłów (Namiestnikowskiego), traktowane jako istotny element założenia Krakowskiego Przedmieścia, jest skończoną kompozycją przestrzenną. Nie może być więc mowy o dodaniu tam nowego elementu.
Gordyjski węzeł
Piotr Kosiewski pisał w "TP" nr 35/10 , że "powinno powstać miejsce przed Pałacem", pytając jednak, czy to ma być pomnik prezydenta i czy ma stanąć koniecznie tu? W dyskusji zabrali także głos profesjonaliści. Pierwszy był Czesław Bielecki - autor projektu kwatery "Żywiciela" na Powązkach (cenię go za to wzruszające surowością dzieło) oraz ekspresyjnego Radegasta w Łodzi, który potwierdził jego sprawność w tworzeniu przestrzeni monumentalnej. Maksymilian Biskupski jest natomiast twórcą jednego z najlepszych (narażam się krytykomw sztuki) warszawskich pomników, jakim jest dla mnie wagon z krzyżami: Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie.
Obaj przedstawili swoje autorskie wizje rozwiązania gordyjskiego węzła. Bielecki wskazał miejsce, wspominając tylko o czymś na kształt obelisku: obok osi Pałacu, na charakterystycznym przegięciu zarysu Krakowskiego Przedmieścia. Jego zdaniem uczytelni to pomnik, widoczny dzięki temu z obu kierunków tej najpiękniejszej ulicy Europy. Biskupski, na zlecenie - jak mówił w wywiadach - części rodzin ofiar katastrofy, zaproponował obelisk oblepiony 96 dłońmi: ulubionym ostatnio jego motywem pomnikowym (takie dłonie dodał trochę samowolnie - choć zyskując ostatecznie akceptację nas jako autorów - podczas zleconego mu odlania w brązie Pomnika Ewakuacji Bojowników Getta na Prostej). Nie podał wprawdzie dokładnej lokalizacji, ale w domyśle chodzi o przestrzeń przed Pałacem, czyli zgodnie z oczekiwaniami grupy ludzi koczujących na chodnikach Krakowskiego Przedmieścia. Obydwa pomysły oczywiście zdecydowanie ingerują w skończone założenie przestrzenne. Czyli są obok mego widzenia tego cennego miejsca i wbrew powszechnym poglądom konserwatorskim.
Czy nie ma tu jednak pewnego błędu w nazywaniu problemu? Współczesne widzenie architektury i rzeźby monumentalnej operuje pojęciami tak pomnika, jak i szerszego chyba określenia: miejsca pamięci. Nie są one ostre naukowo, ale chyba zrozumiałe. W większości wypowiedzi na temat "pomnika" odczuwa się tradycyjną wizję skali przestrzennej: kilku- czy kilkunastometrowej, cokołu, obelisku, postaci "na koniu" lub "bez konia". Wszystkie takie rozwiązania oczywiście będą w kolizji z poszanowaniem doskonałej jakości przestrzeni Krakowskiego Przedmieścia. Być może w kierunku innego myślenia idzie zaprezentowana ostatnio propozycja młodych architektów warszawskich, Tomasza Pisarskiego z pracownią FESTGRUPA, z trudną w odbiorze symboliką leżącego krzyża, osiowo przed Pałacem.
Bez cokołu
Problemy pogodzenia nowego i starego występowały w świecie wielokrotnie i były rozwiązywane, w większości w drodze otwartego konkursu. Były to jednak zadania stworzenia w danej lokalizacji właśnie "miejsca" pamięci, a niekoniecznie tradycyjnego "pomnika". Skrajnym przykładem jest tu Pomnik (jednak!) Spalonej Książki na placu Augusta Bebla (Opery) w Berlinie, autorstwa izraelskiego rzeźbiarza Michy Ullmana, w miejscu palenia przez nazistów książek w 1933 r. Jest to jedynie widoczna w płaszczyźnie posadzki chronionego konserwatorsko placu bezpieczna dla ruchu pieszego szyba 1 m x 1 m, przez którą oglądamy pomieszczenie pod nią, z białymi, symbolicznie pustymi regałami: bez książek. Miejsce to robi dramatyczne wrażenie, szczególnie gdy na szybie leżą często przynoszone kwiaty.
Podobnym zadaniem był Pomnik Weteranów Wietnamu z 1982 r.: na równie chronionej i monumentalnej przez płaskość zieleni przestrzeni waszyngtońskiego National Mall. Autorka - Amerykanka chińskiego pochodzenia Maya Ling Lin, rampą zeszła poniżej poziomu terenu wzdłuż ściany z polerowanego czarnego granitu, z wyrytymi w nim ponad 58 tysiącami nazwisk poległych - stąd nazwa: Memorial Wall. Dopóki sam nie przeżyłem "innego" monumentalizmu tego miejsca, nie chciałem wierzyć w moc jego oddziaływania.
Rozwiązaniem podobnego zadania jest pomnik Resistance, umieszczony jeszcze w latach 70. w chronionej strefie obok Notre-Dame na paryskiej Île-de-la-Cité: zagłębiony poniżej terenu, bez ingerencji w unikalne piękno katedry i pejzaż nabrzeży, ale równie przemawiający betonowymi ścianami zamkniętymi sklepieniem nieba. Albo zejście rampą w dół, w znakomitym rozwiązaniu miejsca pamięci po obozie zagłady w Bełżcu - czyż nie jest pokorą wobec dramatu tego miejsca i nawet wobec ściany zieleni lasu: świadka Zagłady.
Czyli jednak można pogodzić rozwiązanie "miejsca pamięci" z wymaganiami każdej chronionej przestrzeni - i to nie tylko chronionej administracyjnie, konserwatorsko, ale także autentycznie, przez zwyczajowe, potwierdzone estetycznie odczucia cywilizowanego człowieka.
Inne dobro
Dariusz Gawin w "TP" nr 35/10 pisał: "historia się nie skończyła (...) będzie dodawała do Krakowskiego Przedmieścia kolejne »pomniki«". Mój głos w dyskusji zakłada, jak widać, sytuację, wobec której wielu Polaków bez wątpienia będzie przeciw: "pomnik" - rozumiany potocznie jako duży element przestrzenny - nie może tu stanąć. Gdyby zaś rzeczywiście miało się okazać, że pamięć o smoleńskiej katastrofie powinna się wiązać z tym fragmentem stolicy, to nadrzędnym nakazem staje się bezwzględne założenie zrealizowania miejsca pamięci, ale bez naruszenia widocznych przestrzennie elementów założenia przestrzennego Krakowskiego Przedmieścia, w tym Pałacu - unikalnej ulicy, o charakterze dobra ogólnonarodowego.
Jak widać z przywołanych przykładów, jest to możliwe przestrzennie, a w następstwie - akceptowalne mentalnie. Trzeba tylko pewnego wysiłku zmiany tradycyjnego widzenia. Wbrew profesjonalnemu odruchowi obrony zastanego piękna - trzeba mieć nadzieję, że jest to jakieś inne dobro.
Prof. Konrad Kucza-Kuczyński jest architektem, członkiem Rady Ochrony Zabytków przy Ministrze Kultury oraz członkiem Komisji Architektoniczno-Artystycznej Archidiecezji Warszawskiej.