Między wendetą a pardonem

Dwieście lat temu we Francji trwały brutalne obrachunki z epoką napoleońską. W krwawym uścisku zwarły się dwa skrajnie sobie wrogie obozy podzielone niedawną przeszłością.

28.11.2017

Czyta się kilka minut

Jean-Léon Gérôme,  Śmierć marszałka Neya, 1868 r. / DOMENA PUBLICZNA
Jean-Léon Gérôme, Śmierć marszałka Neya, 1868 r. / DOMENA PUBLICZNA

Poranek 7 grudnia 1815 r. był wyjątkowo chłodny. Przemierzając paryskie Ogrody Luksemburskie, kilkunastu żołnierzy przyspieszało kroku. Wyrok musiał być wykonany punktualnie o dziewiątej. Pluton egzekucyjny, sformowany według przepisów z 12 maja 1793 r., składał się z czterech sierżantów, czterech kaprali, czterech strzelców i dowódcy.

Więzień stanął pod wysokim murem. Historyk pisał potem, że dowódca oddziału chciał zawiązać mu oczy, ale skazaniec zerwał przepaskę. „Czyż pan nie wie, że żołnierz nie boi się śmierci?” – miał krzyknąć. Po chwili padło słowo: „Cel!”. Ale na sekundę przed ostatnią komendą skazaniec zdążył krzyknąć: „Niech żyje Francja! Towarzysze, prosto w serce!”.

Policzono, że w jego ciele utkwiło 11 z 12 kul. Tylko jeden żołnierz strzelił obok w mur, pod który osunęło się ciało Michela Neya – marszałka Francji, księcia Elchingen i Moskwy.

Dwie Francje

Egzekucja bohatera minionej epoki była kulminacyjnym punktem cichej wojny domowej, rozpętanej wraz z restauracją Burbonów i detronizacją Napoleona.

W 1815 r. Francuzi znaleźli się między dwoma obozami. Z jednej strony odchodzący miraż napoleońskiej legendy, z drugiej wendeta Burbonów i ich stronników. Dla pierwszego obozu trójkolorowy sztandar i konstytucja były wyznaniem wiary. Drugi chciał cofnąć zegar o 25 lat: obmyć kraj z brudu jakobinizmu, przywrócić go korzeniom monarchicznym i katolickim. XIX-wieczny historyk Prosper Duvergier de Hauranne tak uchwycił obraz pęknięcia: „Dwa ludy podzielone wspomnieniami i ideami, które nawet nie mogły się już zrozumieć; dwie armie, które walczyły jedna przeciw drugiej, z których jedna święciła zwycięstwa, kiedy druga opłakiwała klęski; dwóch właścicieli tego samego domu, tego samego pola...”.

Do pierwszego zderzenia doszło, gdy wiosną 1814 r. armie antynapoleońskiej koalicji po raz pierwszy zmusiły cesarza Francuzów do abdykacji. Z woli koalicjantów tron objął przedstawiciel dynastii Burbonów. Choć od ponad 20 lat nie postawił nogi na francuskiej ziemi, Ludwik XVIII nigdy nie stracił wiary w swe przeznaczenie. Dominique de Villepin w książce „100 dni” pisał, że „czuł się królem wszędzie, jak Bóg jest wszędzie Bogiem, w stajence czy w świątyni”. Do anegdoty przeszła odpowiedź, jakiej Ludwik udzielił baronowi de Mainsonfort, który jako pierwszy przyniósł mu wiadomość, iż wezwano go na tron Francji: „Sire, jesteś królem!”. „A czy kiedyś przestałem nim być?”.

Restauracja czy odnowa

Uderzał nawet fizyczny kontrast starej i nowej władzy. Ludwik XVIII był niezwykle otyły, podagra odcisnęła na nim swe piętno. Jacques de Beaumont, dawny minister Napoleona i potem Ludwika, pisał: „Chciano nas przyzwyczaić do widoku króla przykutego do fotela, podczas gdy przed oczyma mieliśmy jeszcze tego, który przebiegał cały świat”.

Od początku nieufność podmywała słabe fundamenty restauracji. Nowy rząd, Burbonowie, dawna arystokracja – nikt nie był zdolny udzielić odpowiedzi na pytanie powtarzane przez wszystkich: czy chodzi o powrót starego, czy o odnowę? Brak jednoznacznej odpowiedzi rodził niepewność i postawy wyczekiwania. Z drugiej strony Ludwik XVIII starał się połączyć pęknięty kraj. Dał dowód umiarkowania, zachowując trójkolorowy sztandar i status orderu Legii Honorowej. Ogłoszona w czerwcu 1814 r. Karta miała być aktem pojednania między restauracją i rewolucją, sygnałem ze strony tronu, że nie ma powrotu do porządku sprzed 1789 r. Król gwarantował w niej nienaruszalność dóbr nabytych podczas epoki napoleońskiej, utrzymał pozycję szlachty cesarstwa, deklarował równość i podstawowe wolności obywatelskie. Ale atmosferę podgrzewali głodni rewanżu emigranci; oczekiwali nagród za wierność, jaką okazali dynastii przez minione lata.

Wydarzenia wiosny 1815 r. udowodniły, jak wątła była nić zaufania między tronem i narodem. Pierwsza wiadomość o tym, że Napoleon opuścił Elbę – wyspę, na którą wygnano go w 1814 r. – i wraca do Francji, spowodowała ucieczkę Ludwika z Paryża. Spektakularny sukces „100 dni” – ostatniego akordu epoki napoleońskiej – był najlepszym dowodem na ruinę, w jakiej znalazł się autorytet Burbonów.

Straszny rok 1815

Po bitwie pod Waterloo, w której koalicja definitywnie pokonała cesarza, Francja przeżywała kolejną okupację i represje. Gdy Napoleon był już w drodze na Wyspę św. Heleny, nowej władzy nie pozostało nic poza siłą, a stery przejęli ultrasi. Ich charakter tak oddał Viktor Hugo: „Być ultra znaczy przekraczać granice (...) to mieć za złe stosowi, że za słabo przypieka heretyków, to wyrzucać bóstwu, że ma za mało boskości, twierdzić, że w papieżu za mało papieskości, znieważać z nadmiaru szacunku”. Z drugiej strony byli „jakobini” – nowy reżim określał tak każdego, kto dobrze wspominał Deklarację Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r.

W sierpniu 1815 r. radykalni rojaliści zwyciężyli w wyborach do Izby Deputowanych i przegłosowali ustawy zezwalające na uwięzienie bez wyroku osób podejrzewanych o bonapartyzm oraz zniesienie prawa do apelacji w procesach politycznych. Przywrócono cenzurę. Paryż plotkował, że dwór przygotowuje listy proskrypcyjne. Na dworze i w rządzie fetowano arystokratów, klerykałów i dawnych emigrantów. Restauracja przypomniała ludziom niżej urodzonym, jak pisarz Stendhal, którzy za młodu dali się porwać napoleońskiej legendzie i wszystko zawdzięczali własnym zdolnościom, że „we Francji istniały zawsze tylko dwie klasy ludzi – szlachta, którą należało rządzić przy pomocy honoru i wynagradzać niebieską wstążką, oraz kanalie, którym rzuca się dużo kiełbas i szynek przy wielkich okazjach, ale które trzeba wieszać i masakrować bez litości, gdy tylko próbują podnosić głos”.

Nastroje sprzyjały tym, którzy pałali żądzą odwetu. Biały terror najszybciej podniósł głowę na południu, w Marsylii, gdzie 25 i 26 czerwca 1815 r. – już w tydzień po Waterloo – rojaliści atakowali wszystkich, których uznali za bonapartystów. Na ulicach czuć było próżnię po cesarskiej administracji. Nikt tym nie sterował, „biali jakobini” pojawiali się samorzutnie, typując sobie ofiary. Ich złość obróciła się najpierw przeciw oficerom armii napoleońskiej. 2 sierpnia podczas zamieszek w Awinionie ginie marszałek Brune. Strzelają mu w twarz, jego ciało wloką ulicami i wrzucają do Rodanu. Dwa tygodnie później w Tuluzie ginie generał Ramel – był rojalistą, ale chciał rozbroić milicję. W całej Prowansji stronnicy Napoleona nie mogą spać spokojnie. W Marsylii tłum zmasakrował 18 egipskich mameluków z dawnej Cesarskiej Gwardii, oczekujących na statek, który miał ich zabrać do Aleksandrii.

Również Wandea, pamiętająca niedawne zbrodnie wojsk rewolucyjnych – gdy podczas rojalistycznego i katolickiego powstania w latach 1793-96 zginęło niemal 200 tys. ludzi, poległych lub zamordowanych przez wojska rewolucyjnej Francji – stała się sceną odwetu na protestantach, za ich dawne poparcie dla rewolucji.

Odwetowe czystki

Do łask wraca biała kokarda – symbol monarchii. Trójkolorowy sztandar zostaje napiętnowany jako barwy zbuntowanego narodu. Tym samym w sferze symbolicznej naród zostaje podporządkowany rodzinie królewskiej, która „posiada” Francję. Nazwy budynków publicznych zmieniane są na te sprzed 25 lat. Znikają nazwy napoleońskich zwycięstw. Z mostu Jeny w Paryżu skuto cesarskie orły, zastępując je zdobioną literą „L”, na cześć króla.

Dwór stracił zaufanie armii. Żołnierze dezerterują, całe jednostki są rozformowywane. Mianowanie na stanowisko ministra generała Duponta, który w 1808 r. zhańbił się, kapitulując przed oddziałami hiszpańskimi pod Bailén, odziera rząd z resztek autorytetu. Do godności wynoszeni są głównie ci, którzy jako pierwsi porzucili cesarza. Jednym z nich jest marszałek Marmont, książę Raguzy, który jako pierwszy przekonał Napoleona do abdykacji w 1814 r., dzięki czemu w szeregach napoleońskich cieszył się opinią zdrajcy (jego tytuł Duc de Reguse pozwolił stworzyć używany później potocznie czasownik raguser – zdradzić). Nastroje w armii ostatecznie upadają wraz z redukcją jej stanu osobowego.

Pojawiają się listy proskrypcyjne. Widnieją na nich nazwiska wojskowych, których wzywa się do stawienia przed sądem wojennym. Są również cywile zamknięci w areszcie domowym do czasu, aż izby parlamentu zadecydują o ich losie. Historyk Henri Houssaye w książce „1815” przedstawia obraz czystek w administracji: „sądy przysięgłych, rady wojenne i sądy doraźne wydały dziewięć tysięcy wyroków politycznych. Złożono z urzędu ok. tysiąca prefektów, podprefektów, merów i sędziów pokoju”. Odwołani są rektorzy i nauczyciele, sędziowie (prawie półtora tysiąca), prokuratorzy, adwokaci. Z szeregów Instytutu Francji wyrzucony zostaje malarz rewolucji Jacques-Louis David oraz 18 innych akademików.

Nic tak nie podzieliło armii, jak procesy wytoczone oficerom, którzy podczas stu dni Napoleona opowiedzieli się po stronie wracającego cesarza. Generał Charles de la Bédoyère, który jako jeden z ostatnich opuścił pole bitwy pod Waterloo, został skazany na śmierć i 12 sierpnia rozstrzelany. Zaledwie 29-letni oficer umarł tak, jak żył, po krótkiej rozmowie z księdzem sam rozkazał plutonowi egzekucyjnemu: „Przyjaciele, strzelajcie i nie chybiajcie!”.

Proces sztandarowy

Symbolicznym odwetem monarchii na cesarstwie miał się stać proces marszałka Neya. Poza Napoleonem nie było we Francji postaci, która w równym stopniu uosabiałaby napoleońską legendę i ducha ostatniego ćwierćwiecza. Marszałek, zwany przez żołnierzy „rudzielcem”, weteran 40 bitew, był przykładem oficera, który wszystko zawdzięczał rewolucji. Urodzony jako syn bednarza z Saarlouis, osiągnął najwyższe godności i zaszczyty. W 1814 r. Ney nie miał skrupułów, by odstąpić od Napoleona. Ale wiosną 1815 r. porzucił Burbonów, aby bić się jak szalony pod Waterloo.

Perfidią tego procesu było, że wyrokować mieli dawni towarzysze broni Neya: o przewodniczenie król poprosił marszałka Jeannota de Monceya. Ten, oburzony, napisał odważny list do Ludwika XVIII: „Gdzie byli oskarżyciele Neya, gdy on walczył na tylu polach bitew? Czy mogę posłać na śmierć tego, który tylu Francuzom ocalił życie? Wiem, że ściągam na siebie nienawiść dworaków, ale muszę powtórzyć za jednym z Twoich przodków: »Wszystko stracone prócz honoru«. Umrę zadowolony”. Za te słowa został wydalony z Izby Parów (wyższej izby parlamentu) i zamknięty w twierdzy. Dwór postanowił, że Neya będzie sądzić nie wojskowy trybunał, lecz bardziej posłuszna Izba Parów.

Próbę ratowania sytuacji podjął adwokat Neya. Starał się dowieść, że jego klient nie jest obywatelem Francji i nie może być sądzony przez francuski parlament, gdyż urodził się w Saarlouis, które w listopadzie 1815 r. na mocy traktatu paryskiego zostało przyznane Prusom. Ney zrujnował te plany, mówiąc: „Urodziłem się we Francji i pozostanę Francuzem”.

Oskarżycielem marszałka został jego były podwładny, generał Louis de Bourmont, który nawet dla umiarkowanych bonapartystów był symbolem zdrajcy. Gdy cesarstwo chyliło się ku upadkowi, Bourmonta podejrzewano o tajne układy z Prusakami, m.in. dlatego wiosną 1815 r. Napoleon nie chciał przydzielić mu żadnego dowództwa. Poręczyła jednak za niego grupa oficerów, w tym dwóch marszałków – także Ney. Bourmont został mianowany dowódcą dywizji piechoty, ale w przededniu bitwy pod Ligny (16 czerwca 1815 r.) nie tylko zbiegł do armii pruskiej, ale zdradził sztabowcom jej dowódcy, marszałka Blüchera, francuskie plany. Blücher gardził nim, mówiąc o Bourmoncie: „Szubrawiec zawsze pozostanie szubrawcem”.

Pomnik po latach

Podczas procesu Bourmont bez mrugnięcia okiem zeznał, że podczas stu dni Ney spiskował z Bonapartem, że zaplanował poddanie mu swoich sił, co doprowadziło do obalenia monarchii. Świadkiem obrony był jeden z najwybitniejszych marszałków Louis Nicolas Davout, który odważnie i do końca bronił Neya. Na niewiele się to zdało. 5 grudnia 1815 r. Ney usłyszał zarzut spisku i zdrady stanu. Następnego dnia Izba Parów miała zdecydować o jego losie. Na kwadrans przed północą ogłoszono wyniki: 139 głosów za wyrokiem śmierci, 17 za deportacją, 5 wstrzymujących się. Wśród tych, którzy uznali go winnym, było 22 marszałków i generałów dawnej armii napoleońskiej. Większość znała Neya z pola bitwy, pamiętali go z odwrotu z Rosji, gdy osłaniał marsz tego, co zostało z Wielkiej Armii.

Wyrok nie podlegał apelacji i miał być wykonany do dziewiątej rano następnego dnia. Decyzji Izby Parów nie ogłoszono publicznie – rząd Burbonów bał się reakcji paryżan, dla których Ney wciąż był „najdzielniejszym z dzielnych”. Brytyjski historyk Charles Alan Fyffe pisał, że Ludwik XVIII nie mógł zrobić większego błędu: „żadna zbrodnia popełniona w czasie restauracji nie poruszyła tak serc Francuzów, jak cicha egzekucja żołnierza otoczonego za życia legendą ustępującą jedynie legendzie samego Napoleona”. Zgodnie z regulaminem zwłoki Neya pozostawiono w miejscu wykonania wyroku na kwadrans, po czym zabrano do kostnicy. Pogrzeb odbył się następnego dnia na cmentarzu Père-Lachaise.

Zmartwychwstała monarchia Burbonów żyła jeszcze tylko 15 lat. W 1830 r. rewolucja lipcowa wyniosła do tronu bardziej liberalnego króla Ludwika Filipa. Zrehabilitował on Neya, przywrócił mu godności oraz miano kawalera Legii Honorowej. A przeszło 20 lat później, w 1853 r., już za panowania cesarza Napoleona III, niedaleko miejsca jego egzekucji odsłonięto pomnik marszałka.

Postawiony na wysokim cokole, Ney stoi tam do dziś, uwieczniony tak, jak żył: z szablą w dłoni prowadzi swoich żołnierzy do boju. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2017