Między słowami

Temat "Kościół i Żydzi" należy do tematów nieprzyswojonych. Mimo że w obiegu naukowym od lat znajdują się wiarygodne przekazy o reakcji hierarchii na powojenny antysemityzm czy pogrom kielecki, emocje nie słabną. Dlaczego?

19.02.2008

Czyta się kilka minut

kard. August Hlond / arch. TP /
kard. August Hlond / arch. TP /

Ustalenia historyków nie mają przełożenia na kształt pamięci zbiorowej, więc od lat mamy do czynienia z łatwymi do przewidzenia reakcjami obronnymi. Jako argument mający przecinać wszelkie dyskusje przywołuje się zaangażowanie katolików w akcję pomocy Żydom. Mówi się również, że w okresie okupacji Kościół uczynił dla Żydów dokładnie tyle, ile mógł, zaś w obliczu powojennych pogromów presja wywierana przez komunistów uniemożliwiała inne zachowania i wypowiedzi.

Ten schemat interpretacyjny pojawił się po raz pierwszy właśnie w okresie debaty wokół pogromu kieleckiego. 11 lipca 1946 r. prymas August Hlond w wywiadzie dla dziennikarzy zagranicznych przypomniał, że "niejeden Żyd w Polsce zawdzięcza życie Polakom i polskim księżom". Również redakcja "Tygodnika Powszechnego" w swoim ówczesnym oświadczeniu nawiązała do zasług Polaków-katolików, stwierdzając, że gdyby nie ta pomoc, "niemal żaden Żyd w tym kraju nie zdołałby ocalić życia". Była to oczywiście racjonalna strategia wobec antykościelnej kampanii prowadzonej przez cenzurę i rządowe media. Ale sprawa pozostaje bardziej skomplikowana.

Oświadczenia i tłumaczenia

Prasa katolicka podjęła temat stosunków polsko-żydowskich po pogromie w Krakowie (11 VII 1945 r.). Najważniejszy był bezsprzecznie głos z Wiślnej 12. W oświadczeniu redakcji "TP" wskazywano na sprzeczność antysemityzmu z katolicyzmem. Ubolewano, że do zajść doszło po "latach strasznej eksterminacji narodu żydowskiego przez Niemcy, o której żadnemu chrześcijaninowi nie wolno myśleć inaczej niż z najgłębszym współczuciem". Domagano się szybkiego śledztwa i podania do wiadomości publicznej jego wyników.

Kilka tygodni później analizy pogromu dokonał Jerzy Zagórski. W jego ocenie "ordynarna i perfidna" prowokacja z oskarżeniem Żydów o dokonywanie mordów rytualnych leżała w interesie Niemców. Polacy w czasie wojny zachowywali się rozmaicie - była obojętność, ale i współczucie. Zasięg oddziaływania "ciemnego antysemityzmu polskich mas" miał być jednak ograniczony: "Mamy prawo powiedzieć twardo: przemilczać ekscesów nie będziemy, wystąpimy do walki z każdym objawem antysemickiej histerii w polskim narodzie, ale jednocześnie każdą próbę wysunięcia polskiego antysemityzmu na pierwszy plan udręk narodu żydowskiego będziemy poczytywali za utrudnianie sytuacji politycznej, w jakiej znajduje się Polska" (nr 26).

Oświadczenie "Tygodnika" po pogromie kieleckim powtarzało tezę o sprzeczności antysemityzmu z moralnością katolicką. Przypominano, że Kościół wielokrotnie potępiał antysemityzm (jednak bez podania przykładów), i podnoszono zasługi Polaków w czasie wojny. "Wypadki kieleckie - pisano - wyrządzają olbrzymią krzywdę naszemu narodowi w opinii świata cywilizowanego. Będą niewątp-

liwie ludzie, którzy zechcą odpowiedzialnością za tę zbrodnię obciążyć szersze kręgi naszego społeczeństwa. Prawda jest inna. W zbrodni kieleckiej, bezpośredni inicjatorzy, niestety niewykryci w przewodzie sądowym (posądzone o to są środowiska NSZ), umiejętnie rzuconą plotką o rzekomym mordzie rytualnym podburzyli nieuświadomioną i ciemną masę ludzi. Jasne jest, że tego rodzaju sprowokowana reakcja (choć nie mniej przez to zbrodnicza), jest zjawiskiem odosobnionym i wyjątkowym". Mówiąc o konieczności odbudowy moralnej, powoływano się na głos hierarchii: "spełniając swe zadanie, Episkopat Polski w niedawno czytanym z ambon liście potępił wszelkie morderstwa i akty gwałtu" (21 VII 1946 r.).

Dwa tygodnie później ukazało się oświadczenie intelektualistów katolickich, potępiające zajścia w Kielcach. Polemizowano też z propagandą PPR i PPS oraz z "Kuźnicą" i "Odrodzeniem", podnoszącymi antysemicką tradycję Kościoła i jego brak reakcji po pogromie. "Najgorsze z dzisiejszych obyczajów prasy polskiej to nie te, które mają związek z wyjaśnianiem prawdy, ale te, które służą do jej ukrywania, fałszowania, przekręcania i przemilczania" - pisał Jerzy Turowicz (1 IX 1946).

Najpoważniejszą próbę analizy problemu podjęła Stefania Skwarczyńska w artykule "In tenebris Lux". Punktem wyjścia tego tekstu jest zdumienie, że "na ludzi spokojnych, straszliwie dopiero co skrzywdzonych (...) rzuca się z rewolwerami i rurami od kaloryferów rozwścieczony tłum. Że rzecz rozgrywa się nie w jakimś kwadransie podniecenia, ale przez sześć godzin, a więc w czasie wystarczającym do opamiętania". Trudno zrzucić z siebie odpowiedzialność tezą o działaniu "obcego interesu"; pewnym rozwiązaniem może być szukanie pocieszenia w przeszłości: "Drobny odsetek Żydów wyratował się od zbiorowego mordu na własną rękę czy przypadkiem. Większość uratowali Polacy - chrześcijanie, katolicy". Postawy współczucia i pomocy miały być niemal powszechne, niezależnie od przynależności partyjnej czy społecznej. Skwarczyńska jednak dodaje, że "przodowali reprezentatywni katolicy", zakony i duchowieństwo, uratowani zaś winni "poinformować świat" o tych zasługach (nr 32).

Mimo to w kolejnym artykule Skwarczyńskiej znalazła się smutna konstatacja: "gdzie stajemy oko w oko z problemem żydowskim (...) zdarza się, że owa atmosfera bezmiłości, atmosfera nieuchwytnego antysemityzmu - wprost przytłacza swym ciężarem sprawę katolicką" (nr 46). Podobna gorycz przebija z rozważań Stanisława Stommy: "zdawało się, że straszliwe doświadczenie okupacji i bezmiar zbrodni popełnionych na Żydach przyniesie wielkie zmiany w poglądzie na sprawę żydowską, że pogląd ten pogłębi i zhumanizuje. Stało się inaczej, wiele by o tym mówić" (nr 49).

Do tematu antyżydowskiej przemocy nawiązywała większość ukazujących się wówczas pism katolickich, choć były też charakterystyczne wyjątki ("Rycerz Niepokalanej"). Uwagę zwracają enuncjacje "Niedzieli", wydawanej w kierowanej przez biskupa Teodora Kubinę diecezji częstochowskiej. Pod koniec 1945 r. pojawił się tu artykuł polemizujący z zarzutem obojętności papiestwa i polskich katolików wobec Zagłady. Jego autor przekonywał, że Kościół "zajmuje wobec antysemityzmu stanowisko jasne - wszystko, co się na gwałcie i nienawiści opiera, z nich czyni normę postępowania, musi być bezwzględnie potępione" (nr 35). Ten sam punkt widzenia prezentowano w tekście "W Polsce nie ma antysemityzmu", który był reakcją na korespondencje "New York Timesa". Wszelkie doniesienia o "prześladowaniach Żydów w Polsce" uznano za "mocno przesadzone i nie odpowiadające dzisiejszej rzeczywistości". Braku antysemityzmu dowodzić miało dopuszczenie Żydów do stanowisk w życiu politycznym, administracji, wojsku, gospodarce. "Polska propaganda" powinna uświadomić światu fakt, że "godne potępienia z katolickiego punktu widzenia zajścia w Krakowie" są niczym w porównaniu z "pogromami Żydów w Libii, Trypolisie i Palestynie" (nr 37).

Po pogromie w Kielcach "Niedziela" wydała jednoznaczną deklarację: "Wypadki kieleckie słusznie do głębi wstrząsnęły całym katolickim społeczeństwem Polski. Nie ma w Polsce katolika Polaka, który by nie potępił tego rodzaju zbrodni. Jest to obce nauce Chrystusowej. Prawo linczu nie znane jest nauce Kościoła katolickiego" (nr 29). W częstochowskim piśmie protestowano przeciwko zarzutom przedstawicieli władz i "narodu żydowskiego", którzy "w sposób wysoce nietaktowny zaatakowali w prasie katolicki Episkopat z Prymasem na czele, że bagatelizują niebezpieczeństwo dla życia Żydów" (nr 30). Nie miało to jednak wpływu na ocenę moralną pogromu: "Uczciwy polski obywatel, obywatel katolicki przede wszystkim, nie był i nie będzie obojętny wobec wypadków, jakie rozegrały się w Kielcach".

Oświadczenie "Nie zabijaj!" wydał też katowicki "Gość Niedzielny": "wojna doprowadziła do takiego zdziczenia obyczajów, iż wydaje się czasem, że przekraczanie piątego przykazania jest chlebem powszednim. Mamy na myśli pożałowania godne wypadki w Kielcach (...). Nie wchodząc w to, czy było to organizowane celowo, czy też jest wynikiem okropnej ciemnoty i nieświadomości, musimy sprawę ostro napiętnować z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej (...) bratem jest każdy, bez względu na narodowość czy wyznanie. Każdy morderca jest bratobójcą (...). Podkreślaliśmy to już w związku z wypadkami skrytobójczych morderstw dokonywanych na niewinnych Żydach" (nr 28).

Bezpośrednią przyczyną zabrania głosu przez poznański "Głos Katolicki" był zamieszczony w "Odrodzeniu" reportaż z Kielc. Krytykowano go za zbyt jednostronne ujęcie "skomplikowanego zagadnienia kwestii żydowskiej", zaś domaganie się głosu prasy katolickiej w sprawie pogromu i antysemityzmu uznano za "dziwne", zwłaszcza na tle wojennego poświęcenia kleru. "Można by z samej Warszawy przytoczyć nazwisko niejednego księdza, nie wyliczając katolików, którzy nic nie mają wspólnego z ruchem lewicowym, a którym niemało Żydów zawdzięcza swe życie" (nr 37).

Czy są z Ojczyzny mojej?

Nie sposób negować zaangażowania setek sióstr zakonnych i księży w pomoc Żydom, choć wymaga ono analizy bardziej rzetelnej niż dotychczasowa. Z drugiej jednak strony trudno pominąć kwestię postrzegania Zagłady przez przedstawicieli hierarchii.

W przypadku arcybiskupa Adama Sapiehy pisze się o zakończonych niepowodzeniem staraniach u władz okupacyjnych w sprawie wyłączenia konwertytów spod rygorów antyżydowskiego ustawodawstwa oraz o wydawaniu metryk chrztu ukrywającym się Żydom. Jest jednak coś jeszcze, czego symbolem pozostaje memoriał wystosowany 2 listopada 1942 r. do Hansa Franka. Metropolita protestuje przeciwko nasilającemu się terrorowi, ale choć powstanie tekstu zbiegło się z kolejnym etapem likwidacji getta w Krakowie, nie odnosi się do tego faktu - sprzeciwia się jedynie wykorzystywaniu w akcji mordowania Żydów Polaków wcielonych do służby budowlanej (Baudienst).

Wyprzedzając zarzut, że otwarte protesty przeciwko prześladowaniom Żydów musiały w realiach okupacyjnych pozostawać daremne i niebezpieczne dla Kościoła, należy powiedzieć, że nie była to jedyna możliwość działania. Przedstawiciele hierarchii mogli, za pomocą nieformalnych kanałów łączności, informować świat o sytuacji. W korespondencji publikowanej w watykańskim wydawnictwie "Actes et Documents du Saint Si?ge relatifs ? la Seconde Guerre Mondiale" nie ma żadnych odniesień do eksterminacji Żydów.

28 lutego 1942 r. arcybiskup Sapieha prosił Piusa XII o podjęcie interwencji w związku z tragicznym położeniem Kościoła i narodu polskiego. List powstał trzy tygodnie przed rozpoczęciem eksterminacji Żydów w Generalnym Gubernatorstwie, lecz już po rozpoczęciu masowych zabójstw Żydów na terenach włączonych do Rzeszy. Pism Metropolity Krakowskiego było więcej, niektóre wysłano już po powstaniu w getcie warszawskim i ostatecznej likwidacji getta w Krakowie - jednak o Zagładzie nie było w nich mowy. Informatorem Papieża był więc włoski ksiądz Pirro Scavizzi, kapelan pociągu szpitalnego, za pośrednictwem którego Sapieha przekazał Papieżowi pierwszy ze swoich listów i który uznał za konieczne zwrócenie uwagi Ojca Świętego na problem eksterminacji Żydów.

Niewiele wiadomo na temat poglądów arcybiskupa Sapiehy na pogrom krakowski, a później kielecki. W archiwum diecezjalnym znajduje się pismo Centralnego Komitetu Żydów w Polsce, skierowane na ręce Metropolity w maju 1945 r. Jego autorzy, wskazując na "zgrozą przejmujące raporty o bestialskich mordach, dokonywanych przez uzbrojone bandy na bezbronnych szczątkach ludności żydowskiej", które "przeobraziły się w ostatnim czasie w systematyczną, zorganizowaną akcję, mającą na celu wytępienie niedobitków", zwracali się "do Jego Eminencji z prośbą, jako do jednego z czołowych przedstawicieli szlachetnego ducha polskiego humanitaryzmu" o "publiczne wypowiedzenie się w tej sprawie".

Odpowiedzi nie było - nie można wykluczyć, że przyczyną mógł być język, jakim CKŻP opisał podziemie niepodległościowe. Z relacji Michała Borwicza wiadomo jednak, że Sapieha wyraził zgodę na objęcie honorowego patronatu nad obchodami trzeciej rocznicy powstania w getcie warszawskim. Trudno też sobie wyobrazić, by pełne empatii oświadczenia i artykuły "Tygodnika Powszechnego" mogły ujrzeć światło dzienne bez jego wiedzy (nie musi się to zresztą kłócić ze znanym zapisem z dziennika Zofii Nałkowskiej ani z negatywnymi wrażeniami Emmanuela Mouniera).

Pierwszym przedstawicielem hierarchii kościelnej, do którego zwrócili się przedstawiciele Żydów z prośbą o wypowiedź w sprawie antysemityzmu, był administrator diecezji lubelskiej Józef Kruszyński, były rektor KUL. W jego wspomnieniach, spisanych na początku lat 50., czytamy: "Szczególnie nieprzyjemne były wizyty Żyda Somersztajna [Emil Sommerstein, przewodniczący CKŻP]. Ten koniecznie się domagał, abym wydał odezwę o dobrym obchodzeniu się z Żydami. Nie było nawet potrzeby wydawania takiej odezwy, ponieważ po wkroczeniu bolszewików nikt Żydów nie prześladował i nie miał zamiarów prześladowania. Żydów było mało, wzbudzali współczucie, nie było przeto potrzeby brania ich w specjalną obronę. Somersztajn się bezustannie tego domagał. Obiecując pewne względy, i przeciwnie, grożąc różnymi nieprzyjaznymi konsekwencjami, jeśli taka odezwa nie zostanie wydana. Tłumaczyłem, że ja nie mogę tego zrobić pierwszy. Niechaj Episkopat Polski zajmie odpowiednie stanowisko, a ja podówczas podporządkuję się ich woli. Radziłem, aby udał się do Krakowa i przez metropolitę Krakowskiego może być ogłoszona podobna odezwa, a ja powtórzę w swojej diecezji. W tych żądaniach było coś tak namolnego, że nie mogłem się opędzić przed natręctwem tego Żyda".

Powody zachowania Kruszyńskiego są bardziej złożone, niż mogłoby się wydawać po lekturze cytowanego fragmentu. Z pewnością obawiał się on uwikłania w dwuznaczną sytuację, z której musiałby się później tłumaczyć (zwłaszcza że w okresie okupacji manipulowano jego wypowiedziami w lubelskiej gadzinówce). Na jego oceny nakładała się też przedwojenna, antysemicka optyka (był jednym z klasyków tzw. żydoznawstwa), a obecność Żydów w strukturach "nowej władzy" w Lublinie rzucała się w oczy. Nie można zresztą wykluczyć, że incydenty antyżydowskie były mu najzwyczajniej nieznane i w tej sytuacji obraz przedstawiany przez Sommersteina mógł się wydawać nieprawdziwy, a jego intencje podejrzane.

Na uwagę zasługuje wizyta przedstawiciela Żydowskich Zrzeszeń Religijnych Michała Zylberberga u kardynała Augusta Hlonda (2 XI 1945 r.). Jak wynika z podanego przez stronę żydowską komunikatu, Prymas miał oświadczyć: "Przejmują mnie one [przypadki antyżydowskiej przemocy - D.L.] prawdziwym smutkiem. Nie powtarzając już argumentów wynikających z zasad chrześcijańskich, nie ma obecnie w Polsce obiektywnych danych na szerzenie się antysemityzmu. To jest prawdziwe szaleństwo tych, którzy ciągle konspirują, siedzą w lasach. Wydaje im się, że robią politykę, że napadając na Żydów, zwalczają rząd. Potępiam działalność ich jako katolik i jako Polak". Mamy tu jednak do czynienia z nadużyciem: w archiwum gnieźnieńskim znajduje się tekst przedstawiony Prymasowi do autoryzacji, w którym cały cytowany akapit został wykreślony.

1 marca 1946 r. delegacja Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego gościła u biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego, którego poinformowano o skrytobójczych mordach na Żydach na terenie jego diecezji, popełnianych przez "reakcyjne elementy". W odpowiedzi biskup stwierdził, że znana mu jest "martyrologia społeczeństwa żydowskiego w czasie okupacji hitlerowskiej", i "zgodnie z przesłankami etyki chrześcijańskiej i zasadami Kościoła katolickiego potępił jak najostrzej wszelkie mordy, dokonywane na niewinnych ludziach" ("Gość Niedzielny", 17 III 1946 r.).

Z raportu informacyjnego WiN dowiadujemy się natomiast o interwencjach u arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego w sprawie potępienia "ekscesów krakowskich". Biskup, przebywający wówczas w Białymstoku, miał stwierdzić, że "Kuria zna sprawę tę z jednostronnego naświetlenia i wobec tego nie może zająć żadnego stanowiska".

Wiele kontrowersji wzbudza zapis z wizyty przedstawicieli Wojewódzkiego Komitetu Żydów Polskich u biskupa Stefana Wyszyńskiego (17 VII 1946 r.). Po wysłuchaniu relacji przybyłych o okolicznościach pogromu kieleckiego, biskup lubelski miał stwierdzić, że "przyczyny [pogromu] są znacznie głębsze, wynikają z ogólnej nienawiści do Żydów, ponieważ Żydzi biorą czynny udział w aktualnym życiu politycznym Polski". Niemcy chcieli wytępić naród żydowski, ponieważ "Żydzi są kolporterami komunizmu" - miał mówić przyszły prymas - zaś "w procesie Bejlisa zebrano liczne książki żydowskie zarówno, stare jak i nowe, ale pytania dotyczącego używania krwi przez Żydów nie wyjaśniono dotychczas w sposób ostateczny".

Zapis spotkania znamy jedynie ze źródeł żydowskich. Nie sposób nie postawić pytania o jego wierność. Niewykluczone, że w archiwum archidiecezji lubelskiej uda się odnaleźć jakieś inne świadectwo; tymczasem trzeba zwrócić uwagę, że w bieżącej rozgrywce władzy komunistycznej z Kościołem notatka WKŻP nie została wykorzystana. W przedwojennych tekstach księdza Stefana Wyszyńskiego nie natrafiłem na posługiwanie się stereotypem "żydokomuny", a w redagowanym przez niego miesięczniku "Ateneum Kapłańskie" nie ma żadnych odniesień do mordu rytualnego (co nie znaczy, że nie znajdziemy tam treści antysemickich).

To, co ogłoszone, i to, co niejawne

Autorzy prac na temat pogromu kieleckiego koncentrowali się zwykle na wspomnianej wypowiedzi kardynała Hlonda (11 VII 1946 r.) oraz stanowisku biskupa Teodora Kubiny, zwracając uwagę na zasadnicze rozbieżności w postrzeganiu problemu.

Rzeczywiście, postawa biskupa częstochowskiego była wyjątkowa. Podpisane przezeń odezwy nie poprzestawały na ogólnikach, negowały istnienie przypisywanych Żydom mordów rytualnych, nazywając "wszelkie szerzone w tej materii wiadomości i wersje (...) wymysłem świadomym zbrodniarzy lub nieświadomym ludzi obałamuconych". Były też, co stanowiło nowość w wypowiedziach przedstawicieli hierarchii, bezwarunkowe. Posiadamy informacje o potępieniu przez Kubinę sprawców pogromu podczas kazania na Jasnej Górze 7 lipca 1946 r.

Skąd ta determinacja i wrażliwość? Biskup działał w poczuciu odpowiedzialności za sytuację w Częstochowie, gdzie - jak wynika z różnych przekazów - istniała realna groźba wybuchu antyżydowskich zajść. Musiał też pamiętać o pogromie Żydów w tym mieście 19 czerwca 1937 r., w następstwie przypadkowego zabójstwa Polaka przez Żyda. Wówczas biskup przebywał na kongresie eucharystycznym w Manili. Gdy zakomunikowano mu o zajściach, natychmiast wystosował odezwę do mieszkańców miasta, wzywającą do zachowania spokoju. Nie wskazując winnych rozruchów, stwierdzał, że "zły duch" popchnął społeczeństwo do czynów niegodnych Polaków i katolików.

Najważniejszymi dokumentami dotyczącymi postrzegania przez Kościół hierarchiczny pogromu kieleckiego pozostają jednak memoriał biskupa Kaczmarka, przekazany ambasadorowi USA we wrześniu 1946 r., i datowany na początek listopada list prymasa Hlonda do Domenico Tardiniego, jednego z najbliższych współpracowników Piusa XII. Ten drugi stanowi glosę do wcześniejszego raportu wysłanego przez Hlonda do Papieża, przede wszystkim jednak jest odpowiedzią na skierowaną ze Stolicy Apostolskiej sugestię publicznego potępienia przez polski Kościół "wydarzeń kieleckich".

Paradoksalnie, Jan Żaryn, który ten dokument odnalazł i opublikował, w swoim tekście w tomie "Wokół pogromu kieleckiego" cytował go w brzmieniu znacznie odbiegającym od oryginału. Twierdził on mianowicie, że w interpretacji Prymasa pogrom został sprowokowany przez UB i NKWD, stąd wstrzemięźliwość publicznych wystąpień przedstawicieli Kościoła. Ocena kardynała Hlonda była jednak znacząco inna: Kielce miały być "pierwszym miejscem, ujętym w zakrojonym na szeroką skalę planie pogromów, który został uzgodniony między rządem rosyjskim, polskimi władzami komunistycznymi i kilkoma żydowskimi organizacjami międzynarodowymi. Po Kielcach podobny scenariusz miano realizować w Łęczycy, Kaliszu, Częstochowie, Krakowie i innych miejscach". Celem tych działań miało być wywarcie presji na rządy Wlk. Brytanii i USA, by przyjęły imigrantów z ZSRR (szerzycieli "komunistycznej zarazy"). Przyczyna dążenia Żydów do emigracji z Europy Wschodniej leżeć miała w wyczerpaniu się "ekonomicznych podstaw ich szczególnego trybu życia". Z tego punktu widzenia "poświęcenie kilku istnień ludzkich" stanowiło cenę niewielką. Plan zarzucono po wymknięciu się spod kontroli sytuacji w Kielcach. Na miejscu prowokacja miała być dziełem UB i "grupy Żydów rosyjskich". Wedle kardynała Hlonda, milicja miała toczyć ciężki bój, zdobywając "pokój po pokoju" budynek stanowiący "siedzibę Żydów rosyjskich".

Świadomość odpowiedzialności za wydarzenia w Kielcach władz rządowych nakazywała Kościołowi daleko idącą ostrożność. Raz, "by nie obrazić uczuć narodu, na który chciano zrzucić winę", dwa, "by nie zachwiać autorytetu Kościoła". Dlatego wywiad udzielony przez Hlonda prasie zagranicznej nie mógł zadowolić ani władz polskich, ani "międzynarodowych organizacji żydowskich", które chciały zdyskontować pogrom w walce o "sprawę izraelską" w sojuszu z Kremlem i Kominternem przeciwko Anglosasom i "pozycjom chrześcijańskim". Skłonienie Episkopatu do bezwarunkowego potępienia "smutnych wydarzeń kieleckich" miało na celu "poróżnienie narodu z Kościołem, co ułatwiłoby penetrację bolszewizmu".

Przypominając wszystkie wypowiedzi Kościoła, w tym odezwę biskupa Kubiny, Prymas pytał w liście do Tardiniego: "Czyż musimy znowu po sześciu miesiącach wracać do wydarzeń kieleckich w specjalnym manifeście potępiającym? Biskupi będą się temu dziwili, nie widząc takiej potrzeby. Wierni nie zrozumieją powodów takiego wystąpienia i nie będzie ono się im podobało". Jeśli Papież mimo to uznałby, "dla powodów, o których nie wiemy", wystąpienie polskiego Episkopatu za konieczne, upraszano, aby mógł on... jasno i wyraźnie zdystansować się od własnego oświadczenia, czyli wyjaśnić, że było ono wymuszone.

Treść listu do monsignore Tardiniego jest interesująca z wielu powodów. Primo, dowodzi zgody na zawieszenie nauczycielskiej misji Kościoła ze względów politycznych. Secundo, gdy mówi o mechanizmie pogromu, opisuje żydowsko-komunistyczny spisek wymierzony w wolny świat. Czytając ten dokument, nie sposób się zorientować, co stało się w latach 1939-45 z trzema milionami polskich Żydów. Oczywiście do pewnego stopnia tłumaczy Prymasa nieobecność na ziemiach polskich w okresie okupacji (choć był informowany o sytuacji przez rząd w Londynie), jednak generalnie jego wiedza o położeniu Żydów w powojennej Polsce i w ZSRR odwołuje się do ugruntowanego w kręgach kościelnych schematu wywodzącego się z ducha niesławnych "Protokołów mędrców Syjonu".

Ziarno i chwasty

Inną nieco wersję wydarzeń przynosi raport biskupa Czesława Kaczmarka, będący efektem pracy zbiorowej urzędników kieleckiej kurii. Nie ulega wątpliwości, że komunistyczne manipulacje i matactwa, których byli świadkami, zaciążyły na ich oglądzie problemu. Poczucie zagrożenia nie tłumaczy jednak wszystkiego.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, jest instrumentalne potraktowanie Zagłady. Najważniejsza jest heroizacja polskich postaw, a przede wszystkim ukazanie genezy wszechogarniającej nienawiści do Żydów: "Po olbrzymich mordach Żydów w 1943 r. (...) nie było wrogiego nastawienia do Żydów i nie było antysemityzmu. Wszyscy współczuli Żydom, nawet najwięksi ich wrogowie. Wielu Żydów ocalili Polacy, boć przecież bez pomocy polskiej nie ocalałby żaden. Ratowano ich, choć były za to surowe kary, aż do kary śmierci włącznie. (...) Po wejściu wojsk sowieckich, po rozciągnięciu władzy rządu lubelskiego na całą Polskę ten stan rzeczy zmienił się gruntownie. (...) Żydzi są nielubiani a nawet znienawidzeni na całym obszarze Polski". Postawa ta jest obiektywnie uzasadniona uczestnictwem Żydów we władzy, nie zaś kwestiami rasowymi.

Jeśli idzie o mechanizm pogromu, analiza kurii, choć opiera się na wielu prawdziwych przesłankach, prowadzi do fałszywych, a miejscami kuriozalnych wniosków. Jak bowiem inaczej traktować supozycję, że Żydzi są odpowiedzialni za długofalowe i bezpośrednie przyczyny pogromu, a równocześnie są głównymi jego beneficjentami? ("Wskutek komunistycznej działalności Żydów wytworzyła się w stosunku do nich nienawiść", która została wykorzystana przez "pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie urzędem bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by się dało potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju", oraz skompromitować Polaków i Kościół w oczach zagranicy).

W konkluzji raportu biskup Kaczmarek stwierdza: "Wszelki antysemityzm jest uczuciem poniżającym człowieka i nieetycznym. Mordowanie ludzi, choćby innej rasy czy przekonań, czy klasy społecznej jest zawsze zbrodnią". Jednak kilka stron wcześniej podpisuje się pod zdaniem, że prasa komunistyczna, domagając się wystąpienia Episkopatu przeciwko antysemityzmowi, "ubliża" Kościołowi. Byłaby to zdrada, opowiedzenie się przeciwko prześladowanemu przez Żydów narodowi. A poza wszystkim absurdalność komunistycznych roszczeń rozbija się o głoszoną na co dzień przez Kościół miłość bliźniego.

Nie był to pierwszy akt oskarżenia sformułowany przez biskupa Czesława Kaczmarka pod adresem Żydów. W liście pasterskim "Wychowanie religijne a dom rodzinny", odczytanym na początku 1941 r. w kościołach diecezji, znalazło się stwierdzenie, że dzieci żydowskie wywierają "bardzo zgubny wpływ" na dzieci chrześcijańskie ("Kielecki Przegląd Diecezjalny", nr 3/1941). A jeszcze inna wizja konfliktu polsko-żydowskiego pojawiła się w 1936 r. na łamach organu Akcji Katolickiej. Przyszły biskup piętnuje tu Żydów jako "mocarstwo anonimowe", które opanowało "nasz handel i miasta", a później, w sojuszu z masonerią, zagrażało polskiej duchowości. Niecni ci gracze "świetnie zdyskontowali" udział w manifestacjach patriotycznych w 1861 r., dzięki czemu nie tylko uzyskali równouprawnienie polityczne, "ale zostali również uznani przez ogół polski za »synów jednej ziemi«". Po powstaniu styczniowym zajęli miejsce wywiezionej na Sybir polskiej inteligencji i jęli "przenikać w głąb narodu", szerząc nihilizm i sceptycyzm religijny. Tak samo w niepodległej Polsce "inteligencja mieszanego pochodzenia", na czele z "neopolakami", hołduje niedowiarstwu i bezbożnictwu. Groźny jest również "gatunek Żydów, który pracuje w instytucjach polskich i pozornie przyjmując polską kulturę, w rzeczywistości pozostają Żydami nacjonalistami".

Owemu "rozkładowemu wpływowi żydostwa" bezskutecznie przeciwstawiał się polski antysemityzm, popierany przez "cały szereg wybitnych kapłanów i działaczy katolic-

kich". Co zatem czynić? W interesie Kościoła i dla dobra narodu inteligencja polska winna unikać "współżycia z żydami i półżydami", odgrodzić się od antychrześcijańskiej "kultury judeopolskiej" reprezentowanej przez "Tuwimów, Słonimskich i im podobnych". Jest to zabieg niezbędny, bo "zdrowe ziarno siać bowiem można tylko na rolę oczyszczoną od chwastów, jeśli chcemy, by posiew wydał pożądany plon" ("Ruch Katolicki", nr 12/1936).

W wywodach Kaczmarka znajdziemy też nawiązanie do pierwszego nowożytnego pogromu na ziemiach polskich, który miał miejsce w 1881 r. Autor tekstu nie tylko bagatelizował problem i mylił się co do przebiegu i skutków tego wydarzenia, ale nie znał też najwyraźniej postawy, jaką zajęło wtedy duchowieństwo. Tymczasem administratorzy apostolscy diecezji lubelskiej i warszawskiej, Szymon Koziejowski i Antoni Sotkiewicz, jeszcze w maju 1881 r. wydali ostrzegające wiernych listy pasterskie. Ten drugi przypominał: "Pośpieszam przeto do was z moim słowem ostrzegając i upominając, że takie rzeczy dziać się nie powinny (...) ile razy w dawnych czasach ludzie dzicy i nieoświeceni rzucali się na Żydów, Kościół ich, choć niewiernych, zawsze brał w swoją opiekę i krzywdy im robić nie pozwalał. (...) gdyby ludzie źli chcieli was podejść (...), że przeciwko niewiernym powstać należy, nie dajcie się ułudzić, wytrzymajcie dobrze próbę wiary i odrzućcie zwycięsko wszelkie podszepty".

Po Zagładzie i po pogromie w Kielcach tak proste postawienie sprawy okazało się niemożliwe.

***

Krystyna Kerstenowa pisała przed laty: "propaganda robiła wszystko, by ugruntować mit o związku antysemityzmu i pogromów z oporem wobec nowego porządku, stawiając opozycję i Kościół w obliczu diabelskiej zaiste alternatywy: albo włączą się one w kampanię polityczno-propagandową prowadzoną wokół tragedii kieleckiej, albo same staną się przedmiotem ataku, jako w znacznym stopniu współodpowiedzialne - choćby tylko moralnie - za zbrodnię".

W moim przekonaniu może nawet ważniejsza była konfrontacja Kościoła własnym dziedzictwem. I o ile w starciu z propagandą komunistyczną hierarchia mogła czuć się zwycięzcą, w tej drugiej płaszczyźnie - niekoniecznie. Żydzi, pomimo dokonanej na ziemiach polskich Zagłady, nie przestawali być obcy, wrodzy, a przede wszystkim niebezpieczni.

Dariusz Libionka (ur. 1963) jest historykiem, adiunktem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, członkiem Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN, redaktorem naczelnym wydawanego przez tę instytucję rocznika "Zagłada Żydów" i kierownikiem działu naukowego Państwowego Muzeum na Majdanku.

W 1998 r. obronił doktorat pt. "»Kwestia żydowska« w polskiej prasie katolickiej w latach 30. XX w.". Opublikował m.in. szkice "Polska ludność chrześcijańska wobec eksterminacji Żydów - dystrykt lubelski"; "Armia Krajowa i Delegatura Rządu wobec eksterminacji Żydów", "Duchowieństwo diecezji łomżyńskiej wobec antysemityzmu i zagłady Żydów"; był redaktorem tomu "»Aktion Reinhardt«. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008