Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
System panujący w Polsce w tamtym czasie, pod rządami Edwarda Gierka, Kuroń określał mianem niesuwerennego państwa totalitarnego – co wyznaczało charakter polskiej opozycji, która powinna być antytotalitarna i zarazem niepodległościowa.
Według Kuronia istotą systemu PRL była wtedy stała tendencja państwa do podporządkowania i zniewalania wszystkich i wszystkiego wokół, co prowadziło do destrukcji wszelkich niezależnych od państwa więzi społecznych. Jednakże cechą dojrzałego systemu totalitarnego – uważał Kuroń – nie jest bynajmniej jego otwarta represywność. Totalitaryzm prowadzi bowiem do społecznej atomizacji, która uniemożliwia występowanie przeciw władzy i czyni stosowanie przez nią represji zbędnym.
W Polsce połowy lat 70. Kuroń odnotowywał cztery formy społecznego oporu: opór chłopstwa przeciw kolektywizacji, strajki i demonstracje robotnicze w obronie płac, aktywność wiernych w obronie wolności praktyk religijnych i działania ludzi kultury w obronie wolności twórczej.
Rzecz o strategiach oporu
Zgodnie ze swoim hasłem: „Zamiast podpalać komitety, zakładajmy je”, Kuroń popierał samoorganizowanie się społeczeństwa, które – minimalizując koszty – byłoby efektywnym sposobem na poszerzanie stanów posiadania polskiej wolności. Natomiast złem społecznym, którego należało za wszelką cenę uniknąć, był dla niego wybuch żywiołowego niezadowolenia, który mógł prowadzić do sowieckiej interwencji i rozlewu krwi na wielką skalę. Kuroń sądził, że taką eksplozję może powstrzymać samoorganizowanie się społeczeństwa w niezależne ruchy i instytucje.
Kuroń realistycznie zdawał sobie sprawę ze słabości organizacyjnej opozycji, która nie była w stanie powstrzymać wybuchu społecznego niezadowolenia w obliczu coraz bardziej pogarszających się ekonomicznych warunków życia. Strateg KOR-u przewidywał, że w sytuacji kryzysu pojawią się w oficjalnych strukturach dążenia do przeprowadzenia reform systemu, artykułowane przez jednostki i środowiska lojalne dotąd wobec władzy. Wtedy – uważał – należało udzielić wsparcia „ruchowi społecznego nacisku (rewindykacji) w ramach oficjalnych struktur”, wysuwając żądania minimum: ujawnienia stanu gospodarki, wprowadzenia swobody zrzeszeń, reformy gospodarczej i gwarancji praworządności.
Jeśli program minimum opozycji zostałby zaakceptowany przez ten hipotetyczny „ruch rewindykacji”, działający w ramach oficjalnego życia publicznego, to zyskałby on większą kontrolę nad frakcją partyjną w PZPR, szukającą jego poparcia. Wymuszenie reform przez kompromis z PZPR-owską frakcją reform byłoby więc wspólnym sukcesem „ruchu rewindykacji” i opozycji, oddalając niebezpieczeństwo wybuchu.
Na szczęście wypadki polityczne latem 1980 r. potoczyły się inaczej, niż widział to Kuroń. Zamiast przewidywanego kompromisu z władzą (zapobiegającego wybuchowi), mieliśmy do czynienia z pokojową rewolucją, wymuszającą taki kompromis.
W warunkach bowiem masowej i pokojowej rewolucji – jaką był ruch Solidarności – efektywność opracowanej przez Kuronia strategii oporu społecznego wydawała się zawodzić. Po pierwsze, samo nawoływanie do kompromisu z władzą osłabiało presję społeczną na władzę, co było warunkiem jej ustępstw. Po drugie, skłaniało społeczeństwo do biernego przypatrywania się aktywności negocjacyjnej opozycyjnych elit. Po trzecie, prowadziło do marnotrawstwa czasu, gdyż – zamiast wprowadzać oddolnie pożądane zmiany metodą faktów dokonanych i wymuszać na władzy ich legalizację – wypadałoby czekać na zmiany odgórnie wprowadzone przez władze.
Dylemat uniwersalny
W narodzinach i rozwoju opozycji demokratycznej tkwi bowiem pewien paradoks.
Jej powstanie w Polsce było możliwe dzięki względnej liberalizacji życia społecznego, wymuszonej przez protesty społeczne i strajki robotników w latach 1956, 1970 i 1976, których – w myśli politycznej KOR-u – chciano za wszelką cenę uniknąć, doprowadzając do kompromisu z władzą. Jednakże, z drugiej strony, kompromis taki władza totalitarna gotowa jest zawrzeć dopiero w stanie bezpośredniego zagrożenia rewolucją społeczną.
Zarówno w Polsce drugiej połowy lat 70., jak też dziś, w obliczu współczesnych rewolucji, dylemat taki otwiera zasadniczy problem: wypracowania takiego modelu oporu społecznego, który – po pierwsze – zmuszałby władzę do realnych i trwałych ustępstw, a po drugie minimalizowałby straty, wywołane przez rewolucje prowadzące do przejęcia władzy i budowy nowego porządku (który może okazać się równie represyjny jak ten, który został przez nie obalony).
Stawia to problem uniwersalności dysydenckiej myśli politycznej – i możliwości wykorzystania doświadczeń Polski i krajów Europy Środkowej w przejściu z systemów autokratycznych do demokracji. Nie tylko na obszarze postsowieckim, ale także poza Europą (np. podczas „Arabskiej Wiosny”).
Dr hab. KRZYSZTOF BRZECHCZYN jest profesorem UAM i kierownikiem Referatu Badań Naukowych w Oddziale IPN w Poznaniu. Autor książki „O ewolucji solidarnościowej myśli społeczno-politycznej w latach 1980–1981. Studium z filozofii społecznej”.