Miecze na lemiesze

Dla wielu z nas, dorastających opozycjonistów z NRD, czymś szczególnym były nie tylko kontakty z Polakami, ale też z Czechami i Słowakami. To efekt bliskości do tamtejszego środowiska opozycyjnego lat 70. oraz intelektualnego i politycznego wpływu, jaki wywierała na nas "Karta 77.

05.05.2007

Czyta się kilka minut

Najpóźniej od połowy lat 60. wizyta w Pradze była stałym elementem wakacyjnych podróży młodszej generacji NRD-owskiej. Kto wybierał się na wybrzeże czarnomorskie czy w bułgarskie góry, zatrzymywał się choćby na krótko w Pradze. Wielu z nas podzielało marzenie o "socjalizmie z ludzką twarzą". Szok po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego trwał długo. W NRD nie doszło do masowych protestów, ale miało miejsce wiele indywidualnych akcji: ulotki i plakaty, które potępiały interwencję i nawoływały do solidarności. Także ja emocjonalnie stałem po stronie Praskiej Wiosny, z odrazą patrząc na czołgi. A jednak, będąc wówczas marksistą, wierzyłem - nadal - we frazes o wyższym historycznym sensie walki z kontrrewolucją. Później pojąłem, kto tu rzeczywiście stał przeciw komu i jakie mogły być szanse "socjalizmu z ludzką twarzą".

Heroiczni Polacy i przebiegli Czesi

Kiedy nad Czechosłowacją zapadła noc ucisku i "normalizacji", kontakty nie zostały przerwane; poczucie, że jest się zamkniętym w tej samej ołowianej trumnie, raczej się wzmocniło. Pseudootwarcie, jakie nastąpiło w NRD, gdy w 1971 r. miejsce skostniałego ze starości przywódcy Waltera Ulbrichta zajął Erich Honecker, nie mogło nikogo przekonać czy zgoła porwać.

Dlatego to Polska działała na wielu z nas fascynująco. Przy pobieżnym spojrzeniu wydawało się, że pod rządami Edwarda Gierka również tam było spokojnie. Dokładniejsze spojrzenie ukazywało jednak inny obraz. Jak silny był tam potencjał oporu i otwartego buntu, można było się domyślać przy strajkach w stoczniach z 1970 r., co kilka lat później znalazło potwierdzenie w strajkach w 1976 r., następujących po nich represjach i założeniu KOR-u. Kto, jak ja, przybywając z NRD, poznawał wtedy Polskę, stwierdzał przy całym podobieństwie systemów ogromne różnice w mentalności i stosunku do tradycji. Opozycja w Polsce, jakkolwiek długo ograniczona do niewielkiej mniejszości, wyprzedzała o lata świetlne naszą sytuację bezwładu i samorezygnacji.

Bezwład, wymuszona uległość i samorezygnacja, ze wszystkimi ich skutkami: większe podobieństwo znajdowaliśmy pod tym względem po stronie czeskiej i słowackiej. Pozbawiony heroizmu, przebiegły sposób, w jaki "Szwejk" starał się zejść z oczu władzy, musiał być bliższy obywatelowi NRD niż symbole bardziej heroicznej walki o wyzwolenie w Polsce.

W przypadku Czechosłowacji niemal każdy mógł znaleźć po drugiej stronie odpowiadającego mu partnera. NRD-owski mieszczuch współzawodniczył ze swoim czeskim odpowiednikiem o bardziej komfortową daczę, sekretarze partyjni obu stron wymieniali doświadczenia w zakresie zakłamanych sprawozdań o sukcesach. Przyszli opozycjoniści obu krajów wyczekiwali gorączkowo kresu mrocznego czasu.

W 1976 r. pasmo gierkowskich sukcesów w Polsce urwało się. Tym, co po nich nastąpiło, były niespokojne lata dojrzewania do wydarzenia stulecia: "Solidarności".

My mieliśmy swój własny rok 1976, naznaczony śmiercią pastora Oskara Brüsewitza [dokonał samospalenia - red.], która obudziła wspomnienie o Janie Palachu, i pozbawieniem obywatelstwa Wolfa Biermanna [NRD-owskiego barda, autora protest songów, zmuszonego przez władze do emigracji do RFN - red.]. Protesty, jakie wystąpiły po pozbawieniu Biermanna obywatelstwa, przez długi czas nie oznaczały jeszcze społecznego zrywu czy choćby sygnału, że istnieje jakaś zdolna do działania opozycja.

W tej sytuacji wieść o powstaniu 1 stycznia 1977 r. inicjatywy "Karta 77" podziałała jak odległy, a zarazem bliski sygnał nadziei. Oto garść kobiet i mężczyzn, stojąc w obliczu społeczeństwa, które zdaje się poddawać pokornie swemu losowi, zabrała się do tego, by przerwać zaklęty krąg milczenia. Nie rzucili władzy jawnie opozycyjnej rękawicy, bo wiedzieli, że nie stoi za nimi potencjał społecznego protestu. Wywodzili się z różnych tradycji i środowisk. Tym, co ich zjednoczyło, było poczucie obywatelskiej odpowiedzialności, nadzieja na siłę wspólnych wartości i świadomość długiej drogi, jaka ich czeka. Była to inicjatywa, która nie pojmowała siebie jako jakiejś organizacji, nie miała statutów ani stałych organów czy struktur. Kto akceptował ideę "Karty", uczestniczył w jej pracach i wspierał je, ten należał do niej.

Bezpośrednia geneza powstania "Karty 77" - represje wobec rockowego zespołu Plastic People of Universe" - brzmiała dla uszu Niemca z NRD jako coś bardzo znajomego. Zespół ten, niezwykle w Czechach popularny, pojmował siebie jako część alternatywnej, niezależnej od państwa sceny muzycznej, jaka od lat 60. kształtowała się również w NRD. Usytuowana poniżej progu opozycji politycznej, była to jednak niesforna scena rocka i bluesa, uzupełniona później przez ruch punkowy.

Międzynarodowa grupa wspierająca "Kartę", która utworzyła się wkrótce po jej proklamowaniu - należeli do niej m.in. Heinrich Böll, Friedrich Dürrenmatt, Graham Greene, Arthur Miller - przyczyniła się do tego, że owa inicjatywa obywatelska szybko stała się znana i restauracyjny reżim Husaka musiał się dokładnie zastanawiać, jakie środki może zastosować przeciw zwiastunom niezależnego społeczeństwa.

Berlin i Praga: ostoje komuny

Mniej więcej 10 lat później, w połowie lat 80., sytuacja w całym "bloku wschodnim" uległa zmianie. W Polsce wielomilionowy ruch "Solidarności", wykraczający poza ramy niezależnego związku zawodowego, stał się wyzwaniem dla monopolu władzy partii komunistycznej. Tłumiące działanie stanu wojennego nie trwało długo i nie było w stanie złamać na dłuższą metę oporu społeczeństwa. Na Węgrzech w warunkach "gulaszowego komunizmu" budziła się coraz bardziej żywotna opozycja. W Związku Sowieckim po śmierci Breżniewa dawały się wyczuć pierwsze oznaki pierestrojki.

Natomiast NRD i Czechosłowacja zdawały się być ostoją stabilności realnego socjalizmu. Wprawdzie reżim Husaka nie zdołał sparaliżować działalności "Karty", ale pozostawała ona niewielką i izolowaną inicjatywą. Przez swoje dokumenty i apele była znakiem, nie mogła jednak przełamać paraliżującego skostnienia społeczeństwa.

W NRD w reakcji na postępującą militaryzację państwa, które deklarowało się jako "państwo miłujące pokój", powstawały od końca lat 70. coraz liczniejsze niezależne grupy i środowiska pokojowe, przyjmujące za swoje hasło słowa: "Przekuć miecze na lemiesze".

Przeważająca część tych inicjatyw działała pod osłoną Kościoła ewangelickiego, który sprawował funkcję parasola ochronnego, a zarazem był postrzegany jako czynnik umożliwiający odpolityzowanie tych grup i kontrolę nad nimi. Elementami typowymi dla wczesnej fazy niezależnego zaangażowania w NRD były: odniesienie do międzynarodowego procesu "odprężenia", nawiązanie do tradycji i form działania zachodniego ruchu pokojowego oraz ścisły związek wielu działaczy ze wspólnotą kościelną. W ślad za grupami ruchu pokojowego szybko pojawiły się grupy ekologiczne i samopomocy społecznej, z reguły działające również w przestrzeni kościelnej.

Rok 1983 oznaczał punkt kulminacyjny, a zarazem decydującą fazę kryzysu niezależnego ruchu w NRD. Dla grup tych, których spektrum bardzo się tymczasem zróżnicowało, kościelny "dach" okazał się za szczupły. Pytanie, jak należy się ustosunkować do nacisku ze strony państwa i do wysiłków Kościoła (zmierzających do ograniczenia działalności tych grup), wywołało gwałtowne debaty wewnętrzne.

Wzorcem dla niezależnego ruchu w NRD, którego znaczenie i wpływ uwidoczniły się w roku 1989, nie mógł być ani wielomilionowy społeczny i polityczny ruch "Solidarności", ani inaczej pod względem intelektualnym i koncepcyjnym rozwijająca się opozycja węgierska. Bliższym przykładem, związanym z doświadczaniem porównywalnej sytuacji, była dla nas "Karta 77".

Uczyliśmy się od Czechów

Polemiki wokół przygotowania seminarium na temat praw człowieka, które miało się odbyć na terenie jednej z berlińskich parafii, były czynnikiem, który doprowadził do powstania "Inicjatywy w obronie pokoju i praw człowieka" (IFM). Jej założyciele deklarowali się od początku jako niezależni od Kościoła, zrezygnowali z jego ochrony, utrzymywali jednak ścisły kontakt z grupami działającymi w obszarze kościelnym. Rezygnacja z formalnego członkostwa, otwarta struktura tej inicjatywy i trójosobowe gremium rzeczników wyrażały świadome pokrewieństwo z "Kartą". W dokumentach założycielskich i późniejszych deklaracjach wskazywano na tę bliskość, podkreślając jednak zarazem, że specyficzne warunki NRD nie pozwalają na tworzenie jakiejś kopii "Karty".

Obok pozytywnych reakcji i wsparcia przez niezależne kręgi, obok wściekłych reakcji władz - które słusznie uważały, że został tu przekroczony próg opozycji politycznej - pojawiła się krytyka i zastrzeżenia ze strony Kościoła oraz pewnej części środowisk opozycyjnych. Dwa zasadnicze momenty, które stały się przedmiotem tej krytyki - publiczny charakter i pluralizm - pokazują wyraźnie, jakiego istotnego nerwu dotknęła ta inicjatywa i jak bliska była ona rzeczywiście założeniom "Karty 77", w tym zasadzie jawności i publicznego charakteru.

"Inicjatywa w obronie pokoju i praw człowieka" nie tylko wydawała deklaracje, ale działała: wzorem "Karty" tworzyła zalążki własnego samizdatu, nawiązywała kontakty z dziennikarzami zachodnimi i przedstawicielami międzynarodowej opinii publicznej. Dla zwolenników "cichej dyplomacji" (np. w Kościele) działania "Inicjatywy" stanowiły nieustanną przyczynę niezadowolenia. Z kolei jej światopoglądowy pluralizm stał się przedmiotem krytyki ze strony opozycyjnych grup lewicowych, które o "burżuazyjnym" według nich podejściu do praw człowieka nie chciały słyszeć. Również tutaj przedstawiciele "Inicjatywy" wskazywali na przykład "Karty", w której współpracowali ze sobą marksiści, jak Peter Uhl, chrześcijanie i opozycjoniści o nastawieniu konserwatywnym, nie tając dzielących ich różnic.

Spór o to, jak powinna wyglądać opozycja w NRD, trwał aż do 1989 r. "Inicjatywa" nie pozostała na szczęście jedynym jej ugrupowaniem, które odważyło się na krok ku opinii publicznej i na wielość form działania - co w końcu przygotowało przejście do masowych protestów jesienią 1989 r.

Ale to już inna historia.

WOLFGANG TEMPLIN (ur. 1948), początkowo marksista, studiując w Polsce w latach 1976-77 nawiązał kontakty z polską opozycją. Od końca lat 70. organizował grupy opozycyjne w NRD. Zwolniony z pracy w 1983 r. (w Akademii Nauk NRD), otrzymał zakaz wykonywania zawodu. Współtworzył opozycyjną grupę "Inicjatywa w obronie pokoju i praw człowieka", która wydawała podziemne pismo "Grenzfall". W 1988 r. aresztowany i przymusowo wydalony do RFN. Po 1989 r. współpracował z Partią Zielonych, ale wkrótce odszedł z polityki. Obecnie jest publicystą i działaczem społecznym; w Niemczech ukazała się właśnie jego książka o Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (18/2007)