Miecz San Galgano

Miecz w skale, zatopiony w niej jak palec Tomasza w ranie na boku Chrystusa, tkwi na środku kościółka. Szklana półkula nie pozwala mocować się z rękojeścią.

04.08.2009

Czyta się kilka minut

Świątynia w San Galgano. Chiusdino, Włochy, 2000 r. /fot. Massimo Borchi / Atlantide Phototravel / Corbis /
Świątynia w San Galgano. Chiusdino, Włochy, 2000 r. /fot. Massimo Borchi / Atlantide Phototravel / Corbis /

W San Galgano, na niewielkim kawałku ziemi, który łatwo ogarnąć jednym spojrzeniem, jest wszystko, co potrzebne do życia: upiór opactwa, kaplica z freskami, legenda, trup, bar, wspomnienie z dzieciństwa, gospoda i hotel. Można tu spędzić popołudnie, noc, poranek i odjechać z poczuciem, że tobie dano najwięcej.

Trzy budowle wyrastają z pola takiego, jakie spotykałem na Mazowszu, na wsi pod Płońskiem, gdzie spędzałem wakacje u stryja - zboże, trawa, koniczyna, pokrzywy. Czuję, że o wrażeniu, jakie dzisiaj robi na mnie to miejsce, decyduje wspomnienie z dzieciństwa, zapach nadrzecznych kwiatów, mazowiecka wilgoć liści bobkowych, rozdeptane koniczyny i mlecze. Kołaczące się po głowie nazwy ni to wsi, ni to miasteczek, jak Sochocin, gdzie urodził się ojciec, Bolęcin nad Wkrą (tata mówił o niej Działdówka), Sarbiewo, Baboszewo, Siekluki, brzmią nie gorzej niż Buonconvento, Monticiano, Roccastrada. Grunt, na którym rosną koniczyny, pokrzywy i babki, jest jednak inny - rdzawy. Jesteśmy blisko Sieny, wokół której Iwaszkiewicz widział ziemię czerwoną, jak na Ukrainie, i nie jest to już ziemia Mazowsza. Kiedy wspinamy się od opactwa do kaplicy, ogarniam jednym spojrzeniem górny płaszcz skały i dróżkę i widzę, że są tej samej barwy, tyle że dróżka jest z gliny, a skała jest dojrzałym, twardym tufem.

Ze swojskich zarośli, takich jak w Bolęcinie, wyrastają więc ruiny opactwa cystersów, kaplica i zabudowania gospodarcze przysposobione na gastronomię i nocleg.

***

Opactwo widać najlepiej i przyciąga najsilniej. Jest fascynujące, co wstyd przyznać, bo skupia w sobie wszystkie tanie chwyty, którymi przyciągają gotyckie i paragotyckie horrory: przenikające się kody okien bez witraży, ściany bez sklepienia, kolumny podpierające niebo, na fasadzie ślady świadczące o tym, że nad fryzem rzeźbionym w akant (czyli w liście bobkowe znad Działdówki) tkwiło na niej coś jeszcze, jakaś loża czy Bóg wie co. W chwili, kiedy przyjeżdżamy, trwa rozstawianie scenografii do letniej realizacji "Cyrulika sewilskiego". Kiedy mówimy o opactwie, mamy na myśli część w założeniu publiczną, czyli bazylikę. Patrząc na ołtarz, który jest teraz sceną, po prawej stronie widzimy skrzydło mieszkalne i gospodarcze, teraz - zaplecze spektakli i innych turystycznych zdarzeń.

Przez bramę, która przeszywa skrzydło na wylot, wychodzimy na zaplecze opactwa, a stamtąd idziemy wspomnianą ścieżką do kościółka. Podczas krótkiego spaceru kościół znika z oczu, schowany za wysokimi krzakami, i wyłania się dopiero, kiedy jesteśmy na szczycie wzgórza (da się też wjechać samochodem, od frontu, ale nie praktykowaliśmy).

Maleńka świątynia okazuje się ważna i piękna z wielu powodów. Ładne jest samo wzgórze o nazwie Montesiepi, na którym przesiadywał patron tego miejsca. Galgano Guidotti - przyszły święty Galgano - urodził się starszej parze, która przez długie lata nie mogła mieć dzieci, za wstawiennictwem świętego Michała Archanioła. Był rycerzem, lecz w 1180 r., mając 32 lata, osiadł na wzgórzu, na którym jesteśmy, wcisnął miecz do szczeliny w skale i od tej pory rękojeść miecza była wyłącznie krzyżem, przed którym się modlił. Według innej wersji chciał roztrzaskać ostrze o skałę, lecz skała wchłonęła miecz. Tak czy inaczej, miecz w skale, zatopiony jak palec Tomasza w ranie na boku Chrystusa, tkwi na środku kościółka. Szklana półkula nie pozwala mocować się z rękojeścią. Ktoś kiedyś - jakiś rycerz, zazdrosny o sławę świętego, jego rówieśnik - miał ochotę zbezcześcić relikwię, lecz przyszedł wilk i odgryzł mu ręce. Resztki kończyn bluźniercy - skrzyżowane kości przedramienia i dłoni - wystawiane bywają w szklanej gablotce z informacją o próbie węglowej, której poddano szczątki, potwierdzającej, że pochodzą z drugiej połowy XII wieku.

Samotnia na wzgórzu, przepiękny widok na inne wzniesienia, zanurzenie w przyrodzie, legendy, które mówią o dobrych kontaktach świętego z wilkami, nasuwają skojarzenie z młodszym od Galgana Franciszkiem, który też był nawróconym rycerzem, a w dodatku urodził się mniej więcej w roku, kiedy Galgano zmarł, czyli w 1181. Bliska świętemu z Asyżu jest też symbolika słońca, którą od zewnątrz i w środku kościółka rysują obręcze i promienie. Wokół bębna świątyni, w kształcie rotundy, biegną pasy, promienie tworzą aureolę nad wejściem. Ceglane obręcze wpuszczone w kamień spinają wnętrze kopuły, w które zgrabnie wpasowują się obrysy okien i nisze. Nieczęsto tak bardzo jak tutaj opłaca się zadrzeć głowę do góry - kręgi zawężają pierścienie, tworząc wrażenie migotliwe jak promienie Van Gogha, zawstydzając pasy współczesnych nam pasiarzy i szatkowników.

***

Kościół powstał na miejscu pochówku Galgana, którego Lucjusz III kanonizował cztery lata po śmierci. Budowę rozpoczęto w roku kanonizacji, czyli w 1185, i anonimowy architekt musiał mieć dobrze w pamięci budowle Rzymu, bo oparł projekt na słynnych rotundach starożytności: Mauzoleum Hadriana (czyli Castel Sant’Angelo), Panteonie i grobowcu Cecylii Metelli. To plan rotundy pozwala na wpisanie słońca w konstrukcję. Po to, żeby opowiedzieć historię świętego rycerza, zamiast burzyć idealną cyrkulację światła, mądrze postanowiono dobudować kaplicę. Pokrycie ścian malowidłami powierzono artyście, którego również znajdujemy na szlaku świętego Franciszka, w bazylice w Asyżu, lecz który znany jest przede wszystkim z "Alegorii Dobrych i Złych Rządów" z Palazzo Pubblico w Sienie, a także z "Miasta nad morzem" i "Zamku nad jeziorem", które Herbert by wyniósł z Pinakoteki w ogniu - Ambrogio Lorenzettiemu.

Głównym tematem fresków jest udział Najświętszej Maryi Panny w odkupieniu - na centralnym, górnym przedstawieniu Madonna z Dzieciątkiem, w towarzystwie dwóch kobiecych alegorii miłosierdzia, w otoczeniu świętych (również z zakonu cystersów, których opactwo za czasów Lorenzettiego kwitnie u stóp Monte Siepi), aniołów, papieża Lucjusza III, triumfuje na piedestale, przed którym leży Ewa, winna grzechu współodkupionego przez Dziewicę Maryję. Madonna jest majestatyczna, jak młoda królowa nieprzywykła jeszcze do pozowania fotografom - w geście spontanicznej czułości i troski kładzie dłoń na barku Jezusa, który prawą ręką chwyta ją za palec. Ich głowy patrzą na niewidzialne dla nas flesze Lorenzettiego. Ewa jest chłopską pięknością, ma grube warkocze, wielkie oczy i mięsiste wargi, okryta jest kozim futrem. Z ręki, w której trzyma gałązkę figową, spełza wąż. W prawej trzyma zapisany zwój. Na innych przedstawieniach jest Zwiastowanie, są też sceny z życia i snu świętego Galgano, które zawierają rozpoznawalne fragmenty Rzymu, malowane w stylistyce znanej z sieneńskich prac Ambrogio Lorenzettiego.

Największe wrażenie robi jednak gatunek sztuki, który zawsze mnie porusza najbardziej, czyli szkice do malowideł. Dotychczas za zestawienie najpiękniejsze i najbardziej odważne w obnażaniu dochodzenia do ostatecznej sceny uważałem duży rysunek Masolina czy może Masaccia, zawieszony w kościele świętego Klemensa w Rzymie obok kaplicy z freskami o świętej Katarzynie Aleksandryjskiej, rysowniczą przymiarkę do ścięcia głowy. Teraz za niezrównaną wśród dotychczas widzianych mam przymiarkę do Madonny, która w San Galgano, w ostatecznej wersji Zwiastowania kłania się, jak większość pięknych Madonn z XIV wieku, krzyżując w przegubach dłonie. Szkic do tego przedstawienia, odkryty wśród kilku innych w 1966 roku, ukazuje scenę wstrząsającą - Maryję przerażoną zwiastowaniem, wczepioną w kolumnę, gotową wtopić się w nią, byle by tylko nie zobaczył jej Gabriel. W kaplicy spełnia się lekcja pokory - freski są słabiej widoczne niż szkice, bo kolory gorzej zniosły wilgoć i czas niż twarda, poprawiana wielokrotnie, a przez to dramatyczna kreska rysunku. Kto zmienił zamiar Lorenzettiego, oderwał przerażoną Madonnę od kolumny, kazał jej się pokłonić i skrzyżować ręce? Nie wiadomo.

Opactwo, od którego rozpoczęliśmy zwiedzanie i do którego teraz powróćmy, jest nieco późniejsze od kaplicy. Prawdopodobnie kilka lat po jej założeniu przybyli na Montesiepi cystersi, którzy na wzgórzu mieli zbyt mało miejsca, żeby wznieść tam znaczący ośrodek dla swojego zakonu. Jak przypuszcza Vito Albergo, autor ciekawego przewodnika po tym miejscu, za którym przytaczamy większość informacji, biskup Volterry Ildebrando Pannocchieschi poradził im, żeby zeszli na obszar pod wzniesieniem. Uczniowie świętych Roberta z Molesme i Bernarda z Clairvaux budują na wskazanym przez niego miejscu świątynię i klasztor w stylistyce francuskiego gotyku.

Liczne dokumenty zaświadczają o wielkim znaczeniu, jakie mieli cystersi z San Galgano w życiu potężnej Sieny - jako budowniczowie, inżynierowie, konstruktorzy wodociągów i kopalń, minerolodzy, juryści, posłowie, skarbnicy, doradcy. Na to, że klasztor jest dziś upiorem samego siebie, złożyło się wiele powodów. Pierwszy z nich to zaraza 1348 roku, której genialny opis znajdziemy w "Dekameronie" Boccaccia, która była też winna śmierci Ambrogia Lorenzettiego. Następnie klasztor został kilkakrotnie złupiony przez najemników, a potem i przez zdegenerowanych opatów, z Girolamo Vitellim na czele, który sprzedał ołowiane pokrycie dachu. W 1600 roku w San Galgano był tylko jeden zakonnik, tak wymizerowany i stary, że gdyby nawet na fali moralnego upadku chciał zgrzeszyć, następnych zakonników by na pewno nie spłodził nawet z chłopką żyzną jak Ewa Lorenzettiego.

Przed opactwem, o jakieś dwieście metrów, jest hotel i gospoda, w której podają to, z czego słynie kuchnia toskańskiej Maremmy - tagliatelle przyprawione rag? z dzika. Ale wszyscy dziś piszą o toskańskiej kuchni, więc z tego zadania czuję się wyjątkowo zwolniony.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2009