Miasto Kanta

Igor Czubajs: W Kaliningradzie obserwujemy rosnące oburzenie ludzi, którzy lepiej niż mieszkańcy innych części Rosji widzą, że dystans do Europy się zwiększa.

19.11.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Vasily Dyachkov / MT
/ Fot. Vasily Dyachkov / MT

Tygodnik Powszechny: Jest Pan obywatelem największego kraju na świecie, mającego wciąż imperialne tendencje, i uważa Pan, że kraju tego nie spaja żadna idea. Jak to można wytłumaczyć? Igor Czubajs: Choćby poprzez język – bo świadczy o tożsamości. A nasz język przeżywa ogromny kryzys. W rosyjskim – jak w innych językach – pojawiło się dużo słów obcych. Niektóre z nich były koniecznością: jak np. skype, internet itd., ale dlaczego mówimy coffee break, jeśli jest rosyjskie „przerwa na kawę czy herbatę”. Z drugiej strony jest też słowo biezpriedieł – to już terminologia z języka więziennego, która zakorzeniła się w naszej mowie i często pojawia się w różnych wypowiedziach – mówią tak nawet ludzie wykształceni i nikomu od tego włosy nie stają dęba. Język staje się kolokwialny, poprzez to cierpi nasza tożsamość. Widać to też po popkulturze. Bohaterami naszej telewizji są od ponad dekady prostytutki i przestępcy. To zapewne reakcja na dziesięciolecia nudnej radzieckiej telewizji. Furorę więc robiły filmy „Brat” i „Brat 2”. Produkcje, gdzie bohaterem filmu jest zabójca, który sam zaprowadza „porządek”. Reżyser opowiedział w tych filmach o Rosji, gdzie nie ma już starych komunistycznych zasad, ale nie ma też nowych. Powstała próżnia. W dzisiejszej Rosji zniknęły słowa „wina”, „sprawiedliwość”. Wszystko jest dozwolone. Już Borys Jelcyn przekonywał, że choć w Rosji były różne idee: prawosławna, narodowa, słowianofilstwo, to dziś nie ma żadnej. I należy ją dla kraju znaleźć. Ale Władimir Putin w 2004 r. stwierdził, że „naszą ideą narodową jest konkurencyjność we wszystkim”. To oczywiście absurd. Na początku XX w. udział Rosji w eksporcie towarów rolniczych wynosił 40 proc. Dziś połowę potrzebnych produktów rolnych kupujemy za granicą. Tak więc nie handlujemy, tylko sami sprowadzamy to, co powinniśmy eksportować. Tak wygląda nasza konkurencyjność. Putin nie widzi potrzeby idei narodowej. A czy w ogóle jest idea, która mogłaby jednoczyć np. Słowian i Buriatów; mieszkańców Kaliningradu, Irkucka i Władywostoku? Ideę narodową należy odszukać w tradycji, historii i kulturze, musi ona mieć znamiona uniwersalności. W naszym kraju żyją Rosjanie, Uzbecy, Tatarzy i dziesiątki innych nacji, więc idea musi być wspólna. Przeanalizowałem całą naszą historię od IX w., przysłowia ludowe i poezję XIX w. zawierającą słowo „Ruś”, a także pisma filozofów. I tak złożył się portret Rosji: nasza rosyjska idea była zbudowana na trzech czynnikach: prawosławiu, „zbieraniu” ruskich ziem oraz wspólnotowości. Wszystkie te idee na przełomie XIX i XX w. znalazły się w kryzysie. Pojawili się ateiści, nihiliści, „zbieranie” ziem się wyczerpało – już pod koniec XIX w. dyplomaci rosyjscy i nasza armia przekonywały, że należy ten proces przerwać – natomiast wspólnotowość została najpierw skompromitowana przez komunizm, a potem zastąpiona przez indywidualizm. Czy Kaliningrad – miasto przez wieki europejskie – w ogóle może funkcjonować w ramach rosyjskiej idei? Sowietyzacja była tam niezwykle silna, ale miasto to szuka dziś nowych inspiracji. Jestem przeciwnikiem rewizji granic i dywagacji na temat Kaliningradu: czy to ziemia nasza, czy nie nasza. Losy Kaliningradu są skomplikowane i dramatyczne. W wyniku II wojny światowej Prusy Wschodnie zostały podzielone. Część przeszła pod kontrolę Polski, a część znalazła się pod kontrolą ZSRR. Niemcy, którzy żyli na tym terytorium, zostali deportowani. Po nosicielach tradycji Königsbergu nie został więc ślad, oprócz architektury, choć i ta ucierpiała. Tak samo jak infrastruktura, np. system irygacji zakładał przewodzenie wody rurami zakopanymi w polach. Ludzie radzieccy, którzy tam przyjechali, nie mieli o tym pojęcia – zaczęli orać w tej ziemi i naruszyli cały system – niwecząc pracę poprzednich mieszkańców. ZSRR zwyciężył w wojnie, więc Kaliningrad powinien teraz kwitnąć, natomiast Niemcy powinny być słabą gospodarką. Jest na odwrót i właśnie na przykładzie Kaliningradu widać nieefektywność istniejącego w Rosji systemu politycznego. Ostatnie dekady też wiele nie zmieniły. Na początku tego stulecia w Kaliningradzie powstało hasło „dogonić i przegonić Litwę”, która przecież też do niedawna była częścią ZSRR. Dziś jednak poważnie od Litwy odstajemy. To znaczy, że kryzys się pogłębia. A Kaliningrad, jak papierek lakmusowy, pokazuje, jak jest on głęboki. Niedawno wprowadzono bezwizowy ruch między częścią Polski a Kaliningradem. Jak to może wpływać na świadomość i życie mieszkańców obwodu i miasta? Fakt otwarcia Kaliningradu stwarza możliwość przyswajania idei, wartości, według których żyje Zachodnia Europa. To pozwala mieszkającym tam Rosjanom otworzyć oczy. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni: trudno jest nas cenzurować, ograniczać informację. Jedziemy do Polski, czyli do „młodej Europy”, i patrzymy, jak żyją inni. I rozumiemy, że wina nie leży w nas, ale że państwo jest źle zarządzane. Ruch bezwizowy tylko zwiększa tę świadomość. Zresztą ten proces zaczął się już wcześniej. W Kaliningradzie miały miejsce liczne mityngi. Wszyscy wiemy, że pierwszy mityng nowej fali protestów zaczął się w Moskwie w grudniu 2011 r. po wyborach do Dumy, ale w Kaliningradzie wychodzono na ulice dwa lata wcześniej. Ludzie organizujący tamtejsze mityngi opowiadali mi, że gdy mieli zamiar organizować kolejną demonstrację, miejscowe struktury siłowe błagały ich, aby tego nie robili. Mówili: „My już was nie powstrzymamy, a wtenczas przywiozą posiłki z regionów, które będą bezlitosne”. To było przyznanie, że obywatele mają siłę przekraczającą możliwości represyjne miejscowych władz. Mieszkańcy Kaliningradu zrozumieli, że ich życie coraz bardziej różni się od życia Polaków i Litwinów, i dlatego wyszli na ulice. Mają świadomość, że Kaliningrad mógłby być gospodarczą lokomotywą Rosji, wielu naszych wybitnych ekonomistów jest tego zdania. Mógłby pociągnąć za sobą naszą gospodarkę, ale tak się niestety nie dzieje. Dlaczego? Ponieważ Kaliningrad jest trudnym terenem dla dzisiejszej władzy. Panuje tam, zresztą jak wszędzie, biurokracja. I jeśli Moskwa zareagowałaby jakoś na problem biurokracji Kaliningradu i postanowiła go zreformować, by przedsiębiorczość nabrała rozpędu, to byłaby zmuszona przeprowadzić tego typu reformy w całym kraju. Tego jednak uczynić nie może, bo to musiałoby skończyć się dymisją władz. Na razie więc obserwujemy tam rosnące oburzenie ludzi, którzy lepiej niż mieszkańcy innych części Rosji widzą, że dystans do Europy się zwiększa. Czy to może mieć wpływ na Rosję? Oczywiście. Dla zmiany sytuacji w kraju konieczne jest zorganizowanie niezależnych mediów, aby Rosjanie mogli otrzymywać prawdziwą informację. Dziś jej nie ma. Tymczasem mieszkańcy Kaliningradu są mieszkańcami Rosji, ale otwierają się na Zachód i protestują, ponieważ mają dostęp do wolnej przestrzeni informacyjnej. Są pośrednikami między Zachodem a resztą kraju. W tym kontekście Kaliningrad może oczywiście proces demokratyzacji przyśpieszyć. A czy dopuszcza Pan taki scenariusz, że Kaliningrad np. za 10 lat podzieli los Kosowa – że mieszkająca społeczność zechce się oderwać od nieprzyjaznego jej państwa? To by znaczyło, że Rosja przechodzi najpoważniejszy kryzys w swojej historii. Nie bacząc na autorytaryzm naszych władz, nie mogę sobie wyobrazić, że coś takiego może mieć miejsce. Czy w Kaliningradzie czuje się ducha Kanta? Na jego grobie tak. I w mieście też jest obecny, ale nie w dostatecznym stopniu. Czy to nie paradoks, że najbliższe demokratycznej Europy rosyjskie miasto wciąż nosi nazwę po radzieckim zbrodniarzu? Oczywiście jest to ślad radziecki i jestem stanowczo przeciwko nazwie „Kaliningrad”. W naszym kraju są tysiące ulic i placów im. Lenina. Putin stwierdził ostatnio, że przegrana Rosji w I wojnie światowej była aktem zdrady. To Lenin zdradził i podpisał pokój. Miedwiediew powiedział, że stalinowskich zbrodni nie można wybaczyć, ponieważ Stalin walczył z własnym narodem. Gdyby w jakimś zachodnim kraju pojawiła się taka deklaracja premiera, wtenczas natychmiast nazwy placów byłyby zmieniane, a pomniki poświęcone tym zbrodniarzom byłyby usuwane. A u nas? Nic. A jaką Pan by wymyślił nazwę dla Kaliningradu? Oczywiście to mieszkańcy powinni zdecydować. Mi się podoba pomysł lekkiej korekty nazwy i uczczenia nią nie radzieckiego działacza, ale rośliny. Kalina to piękny owoc. Miasto mogłoby się nazywać „Kalinograd” i wspaniale byłoby posadzić w centrum jeszcze więcej tych drzew. Kantograd, na cześć Kanta, także dobrze brzmi. Ta nazwa mogłaby dowodzić, że zachodnia kultura i rosyjska kultura mogą się uzupełniać. Tymczasem radziecki system i jego pozostałości nie dają się z niczym pogodzić. Ani z rosyjskimi korzeniami, ani z zachodnimi wartościami.  
Prof. Igor Czubajs jest filozofem, zajmuje się badaniem rosyjskiej idei narodowej. Niedawno opublikował książkę „Rossijskaja idieja”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Dobrze mieć sąsiada: Rosja