Miasto cudów

Z ks. prof. Grzegorzem Rysiem, historykiem Kościoła, rozmawia Maciej Müller.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Puccio Capanna, Św. Stanisław wskrzesza rycerza Piotra (fragment), ok.1325/30, Bazylika św. Franciszka w Asyżu

MACIEJ Müller: - Jak wyglądał krakowski Kościół w czasach lokacji miasta?

Ks. Grzegorz Ryś: - Trzeba zacząć od ludzi, którzy za niego odpowiadali. Na początku XIII w. na biskupstwie zasiadał bł. Wincenty Kadłubek. Był pierwszym biskupem wybranym przez kapitułę katedralną bez interwencji księcia: to znak wolności Kościoła tego czasu. Kadłubek wybrał się w delegacji polskich hierarchów na Sobór Laterański IV (1215 r.), który był wówczas takim wydarzeniem, jak dla XX w. Vaticanum Secundum. Główna idea Lateranu to duszpasterstwo oparte na trzech filarach: głoszenie Słowa, pokuta i Eucharystia. Sobór nakazał przynajmniej raz do roku spowiedź i komunię wielkanocną u własnego proboszcza. To służyło wiązaniu wiernych z parafią. W XIII w. ludzie, określając swoją tożsamość, mówili, że pochodzą z takiej a takiej parafii. W Krakowie istniała odpowiednia dla realizacji celów soborowych ich gęstość. Aż 70 proc. parafii krakowskich ma metrykę średniowieczną.

W XIII w. pojawiła się też w kościołach wieczna lampka. W katedrze wawelskiej było to dzieło Kadłubka, który na oliwę do lampki przeznaczył dochody z dwóch wsi.

- W pierwszej połowie wieku w sieć parafialną wdzierają się zakony...

- Tak, to też zjawisko związane z Soborem: łatwiej stworzyć program duszpasterski, niż znaleźć ludzi do jego realizacji. Sprowadzenie zakonów to w dużej mierze zasługa biskupa Iwona Odrowąża. Studiował na Sorbonie - to ważne, bo trzy soborowe filary to dzieło szkoły paryskiej. Sam był związany z duchakami (po których pozostał kościół św. Krzyża). Najprężniejszy zakon, który zawdzięcza swój pobyt w Krakowie Iwonowi, to dominikanie wybijający się na czoło w głoszeniu Słowa. Jacek Odrowąż, krewny biskupa i założyciel krakowskiej wspólnoty, otrzymał habit z rąk św. Dominika. Franciszkanie z kolei bardziej związani byli z osobą fundatora niż biskupa: zaprosił ich Bolesław Wstydliwy.

- Udało się po Soborze pogłębić pobożność Polaków?

- Tego znakiem są święci! Mamy św. Jacka, bł. Czesława, bł. Bronisławę. Ileż jest świętych kobiet w tym czasie! Kinga, Jolanta, Jadwiga Śląska...

- Co musiała wtedy zrobić kobieta, żeby zostać świętą?

- Przebić się przez model kobiety-kusicielki do grzechu. Pamiętajmy jednak, że wiedzę o tych postaciach czerpiemy głównie z żywotów. Ich autorzy pochodzą z grona tych nowych zakonów, np. żywoty Kingi, Jolanty i Salomei spisali franciszkanie. A zakonnik wydobywa z życia swoich bohaterek elementy jemu samemu bliskie. Więc widzimy kobiety dążące w życiu świeckim do tego, aby zostać mniszkami. Praktykują mocno wyśrubowany ideał czystości (także w małżeństwie, jak św. Kinga, żona Wstydliwego), umartwienia ciała, noszą strój quasi-zakonny.

- Ale chyba wśród krakowskich świętych przeważali jednak mężczyźni...

- Pierwsza połowa XIII w. to przede wszystkim czas organizowania i potwierdzania kultu św. Stanisława. Czczono go od dawna, Kadłubek w swojej kronice nazywa go beatus. A konflikt między Stanisławem i królem stylizuje na podobny, jaki się rozegrał w Anglii w 1170 r.: Tomasza Becketa z Henrykiem II. Tomasz zresztą też był czczony w Krakowie: Iwo Odrowąż w swojej bibliotece posiadał jego miracula (zbiór cudów).

W pierwszej połowie XIII w. działają dwie komisje do zbadania życia i kultu Stanisława, najpierw polska, potem kierowana przez legata Jakuba z Velletri. Z działalności tej ostatniej zachowały się miracula św. Stanisława. I w 1253 r. następuje kanonizacja. Doszło do niej w dużej mierze dzięki działaniom dyplomatycznym pary książęcej, a także biskupa Prandoty (lokalnie czczonego w XV w.). Wiek XIII to dość specyficzny czas dla kultów świętych: papiestwo postanowiło "przechwycić" kontrolę nad kanonizacjami. Dotychczas leżało to w gestii biskupów. Stanisław jest jednym z pierwszych przypadków procesu kanonizacyjnego.

- Stał się czołowym patronem Krakowa i państwa?

- Przez jakiś czas jego kult rywalizował z kultami św. Wacława i św. Floriana (którego relikwie sprowadzono do Krakowa właśnie dlatego, że brakowało oficjalnie czczonego świętego). Pierwszym patronem katedry był Wacław. Kiedy przeglądam XIII-wieczne dokumenty papieskie, widzę, że to jego kult był promowany przez Rzym. Zresztą nawet w XV w. Wacław jest ciągle jednym z czterech głównych patronów Królestwa Polskiego obok Floriana, Stanisława i Wojciecha. Mamy dwóch Czechów, którzy są opiekunami polskiego Kościoła i państwa!

W XIII w. dość szybko wyrastają też kulty kolejnych osób: Jacka, Salomei, Kingi. Zwłaszcza św. Jacek to postać czczona niemal natychmiast po śmierci. Kinga trochę mniej, dlatego że jej kult był na początku lokalny, związany z klasztorem w Sączu. Ale Salomea, księżna, siostra Bolesława Wstydliwego, wreszcie klaryska - to już kult stricte krakowski. Jej ciało sprowadzono z klasztoru w Grodzisku i pochowano u franciszkanów.

- A właściwie po co w ogóle środowiska kościelne propagowały kult świętych? Ze względów wyłącznie katechetycznych, czy może i finansowych?

- Nie szukajmy wszędzie nie wiadomo jakich zabobonów czy prymitywizacji religii. Kult świętych jest bardzo ważnym wymiarem chrześcijaństwa od starożytności. Dlaczego wszystkie starożytne bazyliki w Rzymie stoją poza obszarem dawnego miasta? Bo stawiano je na grobach męczenników! Św. Augustyn pisał, że męczennik uczy człowieka przeżywania Eucharystii, bo powinien on czuć się zobowiązany ofiarować Chrystusowi swoją krew. To jest tak trwała tradycja, że do dzisiaj w ołtarzach wmurowuje się relikwie świętych. Zresztą w Kościele polskim wszyscy czterej patronowie Królestwa to męczennicy.

- Ale w średniowieczu kult świętych musiał chyba zyskać jakiś nowy sens teologiczny?

- Pierwsza warstwa kultu odnosiła się do liturgii. Weźmy św. Stanisława: Wincenty z Kielczy napisał oficjum brewiarzowe ku jego czci. Do dzisiaj śpiewamy hymn Gaude Mater Polonia z tamtego czasu. Druga warstwa dotyczy szerokich grup społecznych, w niej kluczem jest legenda. Rozumiana nie jako bajka, ale, jak sugeruje łacińskie słowo, rzecz do czytania. Legenda życia św. Stanisława to dwa żywoty autorstwa rzeczonego Wincentego. To były teksty pisane po to, aby je czytać ludziom przybywającym do katedry. Swoją drogą, te dzieła są dość schematyczne. Ich treść można by przyłożyć do każdego świętego biskupa średniowiecznego.

- Jeśli wierzyć żywotom, św. Stanisław już za życia zasłynął cudami. Dokonał nawet wskrzeszenia.

- Tak, to sprawa wsi Piotrawin. Stanisław wskrzesił rycerza Piotra, aby poświadczył przed królem, że ta wieś należy się prawnie Kościołowi krakowskiemu. Za tą historią kryje się ważny temat: Kościół mocno walczył o niezależność od władzy monarszej - a w świecie feudalnym wynikała ona ze stanu posiadania. W żywocie nie przypadkiem znalazła się ta opowieść - chodziło o to, by do tych racji przekonać słuchaczy "legendy".

- Ale że św. Stanisław wskrzesił człowieka dla względów majątkowych, a nie moralnych...?

- To próba mierzenia tamtego Kościoła miarą dzisiejszego sumienia i wrażliwości. Gdy się coś wyrwie z kontekstu historycznego i patrzy z perspektywy wieku XXI, łatwo to krytykować.

- Charakterystycznym aspektem kultu świętych były uzdrowienia. Co należało zrobić, żeby go doznać?

- W zapisach miraculów jest pewien schemat: potrzeba, ślub, wypełnienie ślubu, uzdrowienie. Bywało też tak, że łaska przychodziła jeszcze przed wypełnieniem ślubu. A gdyby człowiek zwolnił się od jego wypełnienia, zdarzał się kolejny cud, zwany cudem kary. Historycy chętnie mówią o schemacie do ut des (daję, abyś dał). Człowiek obiecywał pielgrzymkę czy ofiarę, a do świętego należała realizacja potrzeby ludzkiej. Istotna była sama forma kontaktu ze świętym, możliwie bliska fizycznie: np. pierścień św. Stanisława zanurzano w wodzie, którą następnie dawano człowiekowi do picia czy obmycia chorej kończyny. Czasem też ludzie spędzali noc w kościele z grobem świętego.

- Dlaczego w ogóle czczono świętych? Czy ludziom nie wystarczał Bóg?

- Kulty najczęściej rozwijały się oddolnie. Odgórnie próbowano wprowadzać pewne korekty. Wiara, że jeden święty jest od głowy, inny od zębów, kolejny od uszu, a jeszcze inny od gardła, to właśnie wymiar pobożności ludowej. W społeczności średniowiecznej to, co lokalne, było niezwykle istotne. Własny święty wydawał się bliższy niż apostołowie z tego względu, że to ktoś z tego świata, z tego środowiska. To była pobożność bardzo konkretna, która potrzebowała zobaczyć i dotknąć, unikała abstrakcji. Jak napisał historyk Aron Guriewicz, człowiek średniowiecza wiedział, że Bóg istnieje, ale widział go jako szczyt zasłonięty chmurami. A te chmury to właśnie kulty świętych.

- Skoro ta pobożność odwoływała się bardziej do świętego niż do Boga, nie była chyba zbyt głęboka?

- Dlatego Kościół ją korygował. To widać w zapisach miraculów. Nad tym, co uzdrowieni zeznawali, spisujący zawsze wykonywał pewną pracę. Jeśli wierny nie wychodził poza swoją relację do świętego, redaktor zaznaczał, że zachodziło wstawiennictwo świętego u Boga. Te zapisy, odczytywane w kościele, wpływały na formowanie wiary słuchaczy.

- I wierni byli w stanie wyjść ponad te chmury, zobaczyć Boga?

- Pewnie tak. Historyk wie tyle, ile pokazują źródła. A to trudne pytanie, gdzie w źródłach możemy znaleźć zwykłego, przeciętnego chrześcijanina. Miracula pokazują człowieka wtedy, kiedy on jest w sanktuarium, przyszedł w konkretnej potrzebie, bo albo dziecko mu zmarło, albo on sam ciężko choruje. I to nie jest normalna religijność, to nie człowiek, którego możemy zobaczyć w przeciętnym parafialnym kościele. Bylibyśmy znacznie mądrzejsi, gdyby z XIII w. zachowało się więcej sztuki religijnej, np. malarstwa ściennego.

- Istnieje hipoteza, że kulty świętych w tym okresie mogły być przedłużeniem kultów pogańskich.

- Chrześcijaństwo nie było pierwszą religią na tych ziemiach i nie zapisywało czystej kartki. Gdy Kościół walczył wprost z kultami pogańskimi, niszczył wszystkie przedmioty ich kultu - wtedy historycy mówią o nietolerancji. Natomiast jeśli próbował wejść w przedchrześcijańską mentalność religijną - o synkretyzmie. Nasi pradziadowie, zanim usłyszeli o Chrystusie, wiedzieli już coś o życiu wiecznym, sferze sacrum - mieli do niej swoje odniesienia. Przychodził misjonarz i albo mógł powiedzieć im, że to wszystko jest bez sensu, albo zachęcać, by spróbowali odnaleźć w tym inspirację Bożą i otwarcie na objawienie. Oczywiście cokolwiek by się wybrało, mogło mieć skutki pozytywne i negatywne, jak np. proste zastąpienie magii medycznej kultami świętych. Zresztą duchowni, którzy ten Kościół prowadzili i uczyli ludzi właściwych odniesień do Boga, sami się też z tego świata i środowiska rekrutowali. Nie było seminariów duchownych ani studiów teologicznych dla przyszłych księży.

- Wróćmy jeszcze do Krakowa. Czy przez nagromadzenie świętych był najważniejszym polskim sanktuarium?

- Był celem pielgrzymek, ale takim celem było też Gniezno. Kult św. Wojciecha narasta bardzo mocno jeszcze w XII w. - wtedy powstają żywoty. Kraków miał tę przewagę, że był miastem stołecznym, w okresie rozbicia dzielnicowego przedmiotem aspiracji wszystkich Piastów jako ośrodek, z którego mogło wyjść zjednoczenie kraju. Według tradycji porąbane ciało św. Stanisława miało się zrosnąć w jedną całość. Wincenty z Kielczy zapowiada, że tak samo zrośnie się Królestwo Polskie. Henryk Probus, marzący o zjednoczeniu państwa, rozczytywał się w żywotach św. Stanisława. Biskup pojawia się też na pieczęci Leszka Czarnego. Jego postać zyskuje rangę - jak dziś powiedzielibyśmy - państwową.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Krakownik Powszechny (23/2007)