Miałam sen

„TP” 46/2013

   Czyta się kilka minut

Po lekturze ostatniego numeru „Tygodnika” stało się dla mnie jasne, że długo wyczekiwana przeze mnie chwila właśnie nadeszła. O papieskiej ankiecie przed Synodem słyszałam już wcześniej, ale dopiero dzisiaj, przeczytawszy artykuł red. Artura Sporniaka, a w nim zaproszenie, by opowiedzieć swoją historię, pomyślałam, że to czas dla mnie. I że lepszego momentu, znakomitszej okazji być może mieć nie będę. Natrafiam na słowa „rozwodnicy” i „sakramenty”, które zawarte są w tym samym artykule, akapicie, zdaniu – i otwierają się we mnie przestrzenie takiej nadziei, o jakiej już zapomniałam.

Przed prawie dwoma laty moje małżeństwo przestało istnieć. Nie, nie jestem rozwiedziona; jeszcze nie. Mieszkamy z mężem oddzielnie, prowadzimy osobne gospodarstwa i życie. Mówiąc językiem prawnym, nastąpił całkowity i nieodwracalny rozpad naszej więzi małżeńskiej. Mój mąż odszedł ode mnie po odkryciu swojego homoseksualizmu, po wielomiesięcznej, wyczerpującej wewnętrznej walce. Żadne z nas nie chciało życia w kłamstwie, pozorów normalności, fałszu. Ostatnie miesiące przed rozstaniem były torturą dla nas obojga – ja czułam, że dzieje się coś nieodwracalnego i zagrażającego, on próbował bronić się przed samym sobą i tym, co w sobie odkrył. Byliśmy małżonkami przez dwanaście lat, urodziliśmy dwójkę dzieci, zbudowaliśmy przyjaźń, rodzinę, intymność. Mąż był moim pierwszym – i jedynym – mężczyzną. Braliśmy ślub w przekonaniu, że robi się to raz w życiu, tylko jeden raz. Ufaliśmy Bogu. Zawsze miałam poczucie, że budowanie związku jest codziennym wybieraniem wspólnego dobra. Teraz doświadczam tego, jak bardzo ograniczone są moje wybory.

Mój mąż jest fantastycznym, mądrym, godnym szacunku człowiekiem. Mogę być dla niego przyjacielem, dbać o jego dobre imię, wspierać w trudnościach, ale nigdy już nie będę dla niego żoną. On mieszka ze swoim partnerem i pewnie odnalazł prawdziwą tożsamość, ale i jego życie rozpadło się na pół. Nie wierzę w żadne tzw. terapie homoseksualizmu – przypominają mi metody leczenia leworęczności, włącznie z przywiązywaniem „niesłusznej” ręki na plecach delikwenta. W całym bólu rozstania i żalu nie opuszczało mnie przekonanie, że nikt w naszej sytuacji nie może zostać nazwany winnym. Ale kryzys dotyczy wszystkich płaszczyzn mojego życia, każdej sfery. Także wiary, a może właśnie wiary najmocniej?

Jestem sama z dziećmi i tylko dlatego wciąż mogę przystępować do sakramentów. Wiem, niestety, że początek nowej ludzkiej miłości – gdyby znalazła mnie jeszcze – będzie końcem sakramentalnej więzi z Bogiem. To straszny ciężar; nie wolno mi nawet modlić się o szansę na nowy związek. W myśl tego, co mówi o mnie mój Kościół, mogę być już wyłącznie albo celibatariuszką, albo cudzołożnicą. To nie jest sprawiedliwe. Nie jest też miłosierne.

Tak, wiem: jest jeszcze procedura „unieważnienia małżeństwa”, a naprawdę przecież uznania go za niebyłe, za „nigdy niezaistniałe”. Wzdragam się na myśl o tym rozwiązaniu. Jest dla mnie dość obrzydliwym, pełnym hipokryzji sposobem, w jaki zamożni katolicy (bo proces nie jest tani) mogą rozwiązać swoje małżeństwa, udowadniając, że druga strona była niezdolna do ich zawarcia (czy ktoś kiedykolwiek prosił o unieważnienie małżeństwa z powodu swojej własnej niedojrzałości?). To trochę tak, jak z obalaniem testamentu, gdy złotousty adwokat dowodzi, że testator w czasie jego sporządzania majaczył, był pijany lub podlegał naciskom. To tak, jak w każdym procesie, w każdym sądzie, gdzie splot osobowości i talentów prawników może dać różne rezultaty. Mnie interesuje, co sądzi o moim małżeństwie Bóg. A On wie swoje. Jeśli w Jego oczach zawarliśmy ważny związek, nie zmieni tego orzeczenie żadnego ludzkiego trybunału.

Byliśmy razem przez dwanaście lat pełnych znaczeń. To kawał mojej osobistej historii, większość dorosłego życia nas obojga. Jak zanegować te lata? Powiedzieć: nie znam tego człowieka? Ależ znam go, dobrze się poznaliśmy. Unieważnić swoje małżeństwo to jakby odciąć część siebie. Wyprzeć się. Może zdradzić nawet. Zapytam prowokacyjnie: gdyby uznano, że jednak nie byliśmy sobie poślubieni w ważny sposób, znaczyłoby to, że nasze dzieci urodziły się w cudzołóstwie?

Wiem, że uznając orientację seksualną mojego męża, zakładam też, że i w dniu ślubu ją miał. Jestem lekarką. Nie wierzę w homoseksualizm, który jest chorobą, przekleństwem ani dowodem na Boży gniew. A więc: tak, taki był, gdy staliśmy przed ołtarzem. Ale wiem też, że nie był tego wówczas świadomy. I ani przez chwilę nie chciał mnie oszukać.

Artykuł w 46. numerze „Tygodnika” red. Sporniak rozpoczął od słów: „Miałem sen”. Napisał też, by posłuchać poruszeń serca. To Pana słowa, Panie Redaktorze, dodały mi odwagi. A więc: miałam sen. W tym śnie mój Kościół mówi mi po prostu: zwalniam cię z obietnicy, ponieważ wiem, że nie możesz jej dotrzymać. Mam jeszcze jedno marzenie, bardzo śmiałe, może bluźniercze. Potrafię wyobrazić sobie nabożeństwo, liturgię dla ludzi, którym takiej absolucji by udzielono. Zwykłe części: wzajemne przeprosiny, podziękowanie za wszystko dobro. Prośba o łaski na dalszy czas. Uwielbienie.

Nie chcę i nie umiem wyobrazić sobie dalszego życia bez Komunii. Ale wiem też, że jeśli jeszcze kiedyś dopadnie mnie ludzka miłość, jeśli podetnie mi kolana, nie zrezygnuję z niej. Tymczasem patrzę w niebo i czekam, co przyniesie Synod.


Dziękuję za wszystko

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013