Mgliste dni Baranowa

W małej gminie na Mazowszu ma powstać największe lotnisko w tej części Europy. Ale mieszkańcy ciągle nie wiedzą, co czeka ich w najbliższej przyszłości.

28.05.2018

Czyta się kilka minut

Protest w Baranowie, 23 maja 2018 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Protest w Baranowie, 23 maja 2018 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Wie pan, płakać się chce. Jak się tak o tym wszystkim pomyśli, to aż w gardle ściska. Jak to będzie wyglądało? Przyjdą, każą się wyprowadzać, a potem co? Ludzie się tu znają, wszystko o sobie wiedzą, nie tak jak w mieście. Znamy swoje historie i swoje problemy, wieś jest jak trochę większa rodzina. Jak tę rodzinę przenieść w inne miejsce? Młodych nie ma wiele, wyjechali. Ale młodym to i łatwiej byłoby się pogodzić. Starszym trudniej. Wie pan, ja się teraz zastanawiam: czy to w ogóle tak można? Czy to jest w ogóle dozwolone? Żeby tak komuś dobytek wydrzeć za grosze?

Żeby boeing wszedł

Gmina Baranów to schludna okolica pełna wyremontowanych domów, pa- chnących świeżością budynków użyteczności publicznej. Blisko autostrady A2 i trasy na Sochaczew. Ponad 5,2 tys. mieszkańców. Przy domach samochody, gdzieniegdzie – bo rolników jest tu niewielu – nowe maszyny rolnicze.

Pani Lena od 30 lat prowadzi w Baranowie zakład fryzjerski. Niedawno usłyszała w internecie piosenkę, w której dziennikarze Radia Kolor na melodię piosenki Golec uOrkiestra śpiewają: „W polu jeszcze jest obora, ale zmieni się / Przerobimy ją na hangar, żeby boeing wszedł”.

– Śmieją się z nas – mówi pani Lena. – A tu normalni ludzie żyją.

Przy strzyżeniu opowiada: – O wszystkim dowiadujemy się z mediów, ale tak naprawdę nie znamy żadnych konkretów. Wcześniej prowadziłam swój zakład w innym budynku, a ten wyremontowałam. Własnymi siłami, nie było lekko. I co? Będzie trzeba to zostawić i siedzieć w domu?

Pani Lena nie wyobraża sobie zaczynania wszystkiego od początku. W Baranowie ma swoich klientów, dobrą opinię. Przeniesienie biznesu w inne miejsce nie ma dla niej sensu. Jeśli będzie trzeba, po prostu przestanie pracować.

Dobrze zna Baranów. Tłumaczy, że większość młodych stąd wyjechała. Zostali starsi, żyjący z rolniczych emerytur. Jeśli będą musieli wyprowadzić się do miasta, jak przeżyją, z czego? Nie wspominając o zmianie stylu życia. Tu wyjdą na drogę i spotkają sąsiada. W mieście – mówi pani Lena – będą czekali, aż miejsce na ławce się zwolni.

Nowe miasto

Mieszkańcy gminy opowiadają historię tajemniczego geodety, który po przejściu na emeryturę postawił sobie cel: znaleźć odpowiednie miejsce na wielki port lotniczy. Jeździł wokół Warszawy i szukał tak długo, aż znalazł miejsce idealne: płaskie, suche, 45 km od stolicy.

Do budowy lotniska przymierzano się już w 2005 r. Mijały ostatnie dni rządu SLD. Urząd Lotnictwa Cywilnego dogadał się z hiszpańską spółką na wykonanie studium wykonalności nowego portu lotniczego. Już wtedy wśród potencjalnych lokalizacji inwestycji wymieniano Baranów. Ale dokument nie powstał i pomysł poszedł w zapomnienie, tak samo jak rząd lewicy.

Spodziewano się, że po jesiennych wyborach parlamentarnych nastąpi zmiana polityczna w kraju dotkniętym aferami. Porządek miała zrobić prawica, nie wiadomo było tylko pod jaką postacią – PiS czy PO. Ale w programach obu partii sprzed wyborów w 2005 r. nie ma ani słowa o nowym, wielkim porcie lotniczym. PiS w swoim programie w ogóle nie mówi o transporcie. PO pisała o konieczności budowy autostrad, reformie kolei i odpolitycznieniu rynku transportowego.

W 2007 r. w ówczesnym Ministerstwie Transportu, jeszcze za rządów PiS, zrezygnowano z budowy centralnego portu komunikacyjnego. Jednocześnie rząd PiS głośno mówił o konieczności modernizacji lotniska w Modlinie. Minister Jerzy Polaczek przekonywał, że zostanie ono otwarte w 2007 r., co ostatecznie stało się w 2012 r.

Dopiero kiedy PiS powrócił do władzy, w przestrzeni publicznej zaczęło pojawiać się hasło „Centralnego Portu Komunikacyjnego”. Ogłoszono, że najlepszą lokalizacją jest wieś Stanisławów w gminie Baranów.

Ruszyła machina. Pełnomocnikiem rządu ds. CPK został Mikołaj Wild, prawnik, wcześniej m.in. wiceminister skarbu, doradca w gabinecie politycznym premier Szydło, sekretarz stanu w KPRM, a dziś także w Ministerstwie Infrastruktury. To on przedstawiał mieszkańcom Baranowa koncepcję budowy CPK. W kontaktach z ludnością uczestniczył też Marcel Klinowski, dziś także w MI, a wcześniej związany m.in. ze Stowarzyszeniem Republikanie i prezes Fundacji Projektów Obywatelskich.

Sieci hotelowe zgłosiły chęć budowania swoich obiektów na terenie CPK. Koleje Mazowieckie ogłosiły, że są chętne do obsługi pasażerów, którzy będą podróżować między lotniskiem a sąsiednimi miastami. A w sąsiedztwie CPK powstanie nowe miasto. „To kierunek, w którym także my chcielibyśmy pójść. Niski wskaźnik urbanizacji Polski jest naszą szansą. Możemy zaplanować airport city w sposób funkcjonalny, tak by było dobrym miejscem do pracy” – mówił portalowi rynek-lotniczy.pl Mikołaj Wild.

CPK ma powstać w wyniku wprowadzenia specustawy, którą 10 maja przyjął Sejm. Według rządu CPK ma pozytywnie wpłynąć na rynek pracy (37 tys. nowych miejsc na samym lotnisku, 150 tys. w otoczeniu – mówią rządowe szacunki), przemysł, ekologię i turystykę.

Każda cegła

Jednak w opowieściach mieszkańców słychać przede wszystkim niepewność. Co do miejsca budowy samego CPK, co do wysokości rekompensaty czy czasu na wysiedlenie. Czy mieszkańcy są wystarczająco poinformowani? Czy znane są już konkretne informacje dotyczące powierzchni CPK, sposobu, w jaki będą przesiedlani mieszkańcy, terminów?

Pytania wysyłam do Mikołaja Wilda i Marcela Klinowskiego. Milczą. Odpowiada dopiero biuro prasowe Ministerstwa Infrastruktury. „Na przełomie maja i czerwca 2018 r. będą znane wyniki analizy lokalizacyjnej Centralnego Portu Komunikacyjnego, przeprowadzonej przez doradcę technicznego. Rozpoczęcie prac budowlanych jest planowane w 2021 r., po zakończeniu pozyskiwania gruntów oraz uzyskaniu ostatecznej decyzji środowiskowo-lokalizacyjnej dla CPK. Planowana data oddania Centralnego Portu Komunikacyjnego do użytku to 30 października 2027 r.” – tłumaczy Szymon Huptyś, rzecznik prasowy MI.

I dalej wyjaśnia: powołana zostanie spółka celowa do zarządzania projektem, która do końca 2019 r. poprowadzi negocjacje z mieszkańcami w sprawie zakupu nieruchomości lub pozyskania nieruchomości zamiennych. Według szacunków MI około 90 proc. gruntów zostanie pozyskanych w drodze negocjacji. Czas na przeprowadzkę będzie wynosił 120 dni.

Pan Adam, właściciel sklepu wielobranżowego z Baranowa, jest bardzo dobrze poinformowany. Śledzi informacje, chodzi na spotkania. Docenia, że urzędnikom chciało się przyjechać i odpowiadać na pytania mieszkańców, czasem aż zbyt szczegółowe. Ludzie chcieli wiedzieć, co się stanie ze stadem krów lub świń, jeśli trzeba się będzie wyprowadzać. I czasem urzędnicy nie potrafili na pytania odpowiedzieć.

– Budowa CPK na terenie naszej gminy jest pewna – stwierdza pan Adam. Stoi za ladą w swoim sklepie i zapewnia, że o tej sprawie może rozmawiać godzinami. Jest w wieku emerytalnym, ciężko pracował przez całe życie, nieraz dorabiał na Wyspach. O sprawie CPK zbiera dziś wycinki prasowe i informacje z internetu. – Przede wszystkim to najlepsza lokalizacja. Mamy tu podobno tylko 3 proc. mglistych dni w roku. Dla lotniska to sprawa kluczowa.

Dla pana Adama budowa CPK nie jest kwestią do dyskusji: decyzja zapadła ponad głowami ludzi, i tyle. Najważniejsza kwestia jest inna: jak i według jakiego przelicznika wypłacone zostaną rekompensaty. Sam prowadzi sklep, ale ma też trochę ziemi i siedlisko z domem.

Pana Adama denerwuje co innego: wszechobecna biurokracja i prawo podatkowe, za którym nikt już nie nadąża. Dziesięć lat temu, kiedy otwierał sklep, ludzie jeszcze robili normalne zakupy. Teraz z jednej strony fiskus, z drugiej Lidle i Biedronki, do których wszyscy jeżdżą, a w sklepie na wsi biorą tylko papierosy i coś do picia.

A jeśli przyjdzie się wyprowadzać? Sentyment jednak jest. – Tak, ja w tych budynkach każdą cegłę własnymi rękami kładłem – przyznaje pan Adam.

Liczy się rozmiar

W upalny dzień odrywam od pracy młodego rolnika. Właśnie wysiadł z ciągnika ze słuchawkami w uszach.

– Dziwne? Nie, dziś już normalne – uśmiecha się, chociaż powodów do zadowolenia ma niewiele. Kiedy wraca wieczorem do domu, po kolacji rozciąga się na sofie i w smartfonie czyta wiadomości. W wyszukiwarce ma ustawiony alert na hasła „Baranów” i „CPK”. Artykuły komentuje, ale pod pseudonimem, bo już parę razy naciął się na hejt. Nie chce o sytuacji mówić pod nazwiskiem – wtedy sąsiedzi krzywo patrzą.

– Każda władza musi wylać ileś ton betonu, żeby ją zapamiętali – mówi. – Nie chcę przesadzać, porównywać do dyktatorów czy innych, ale tak jest. Wszystko musi być „największe”, „najlepsze”, „najwspanialsze”. Nieważne, czy nas na to stać i czy kogoś tym nie skrzywdzimy. Liczy się rozmiar.

O budowie wielkiego lotniska słyszał od kilku lat. To wisiało w powietrzu. Ale nigdy nie było pewne. A kiedy się takie stało, zdał sobie sprawę, że będzie musiał zmienić swoje życie w momencie, kiedy zaczęło się jako tako układać. W gospodarkę wszedł na całego. Wziął kredyt, niemały. Każdy młody rolnik bierze. Sporo z unijnych dotacji. Zainwestował, bo wierzył, że z pracy własnych rąk jakoś będzie. I jakoś jest, nawet całkiem nieźle. Nie każdego stać na ładny samochód.

– Ale w 2021 r. przyjdzie walec i wszystko wyrówna – mówi. Nie ma złudzeń. Jeśli nic nie zmieni się politycznie, lotnisko na terenie Baranowa powstanie. Wszystkie domy, budynki gospodarcze, chodniki, płoty, słupy, wszystko pójdzie wniwecz. Najgorsza jest niewiedza, niepewność: kiedy, za ile, co dalej. To lotnisko ma się nazywać „Solidarności”. Niby solidarności z kim? Bo na pewno nie z nami.

Plany budowy lotniska wpłynęły na wieś w inny sposób: ludzie stali się podejrzliwi i zazdrośni. „Ile komu skapnie?” – słychać w rozmowach. Obserwują siebie nawzajem, po cichu przeliczają. Mój rozmówca jest pewien: – Jak zaczną się wyceny, to się zaczną sąsiedzkie kłótnie.

Dziś już wiadomo, że na 17 czerwca uchwałą rady gminy został wyznaczony termin gminnego referendum w sprawie budowy. Mieszkańcy odpowiedzą m.in. na pytanie, czy zgadzają się na budowę portu na terenie gminy. Ci, z którymi rozmawiam, twierdzą, że odpowiedzi na „nie” mogą sięgać 90 proc.

Kiedy decyzja o głosowaniu jeszcze nie zapadła, jeden z mieszkańców od państwowego urzędnika usłyszał podobno: „Możecie sobie robić referendum. To i tak nic nie zmieni”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2018