Metoda na synod

Nie chodzi o dokumenty czy spektakularne zmiany. Papież chce, żeby Kościół przestał przemawiać, a zaczął słuchać.

05.11.2018

Czyta się kilka minut

Msza na zamknięcie Synodu, Watykan, 28 października 2018 r. / CLAUDIO PERI / AFP / EAST NEWS
Msza na zamknięcie Synodu, Watykan, 28 października 2018 r. / CLAUDIO PERI / AFP / EAST NEWS

Pokażcie mi jakąkolwiek światową organizację czy firmę, której liderzy biorą miesięczny urlop i poświęcają go na słuchanie młodzieży” – zachwalał dziennikarzom ideę synodu kard. Schönborn. Miał rację – żadna organizacja i firma nie pozwoliłaby sobie na takie marnotrawstwo czasu i energii, jeśli jedynym efektem miałby być dokument już w chwili ogłoszenia uznany przez jej szefa za nieistotny. Bogu dzięki, Franciszek ma inne kryteria.

Prywatne przeżycia

Stosując optykę austriackiego kardynała, musielibyśmy uznać Synod za wydarzenie nieefektywne, niewydajne i źle zorganizowane. Przyjęty pół roku wcześniej dokument roboczy („Instrumentum laboris”), który wyznaczał tematykę i program debat, powstał na podstawie ankiet nadesłanych przez młodych ludzi ze wszystkich niemal krajów. Zebrano informacje o tym, co ich najbardziej boli, z czym nie mogą sobie poradzić, o czym chcieliby w Kościele rozmawiać.

Jak łatwo przewidzieć, na liście pojawiły się wszystkie problemy świata: duchowe, cielesne, moralne, polityczne, gospodarcze… Biskupi mieli je „rozeznać” w pierwszym tygodniu obrad, w drugim „zinterpretować”, w trzecim – zdecydować się na najbardziej skuteczne działania. I choć posiedzenia – czy to plenarne, czy w małych grupach – trwały od 9 do 19 (z przerwą na obiad), z trudem udało się zrealizować jedynie dwa pierwsze punkty.

Nie ma wątpliwości, że wysłuchanie – często ze ściśniętym sercem – dziesiątków relacji o tragicznych warunkach życia, strachu przed śmiercią, prześladowaniu, głodzie poszerzyło horyzonty myślowe ojców Synodu, pozwoliło spojrzeć z dystansem na własne sprawy i z większym zrozumieniem na potrzeby innych. Ale doprowadziło ich też do przekonania, że nie da się znaleźć wspólnego mianownika duszpasterskich działań w Europie, Afryce, Ameryce, Etiopii, Syrii czy Iraku. Prywatne przeżycia, choćby najgłębsze i najszczersze, są jednak – pardon – intersubiektywnie niesprawdzalne. I nawet jeśli 260 biskupów (z ponad 5 tys.) wróci do swych diecezji odmienionych, niewiele to zmieni w świecie i w Kościele.

Skróty zakazane

Wszyscy liczyli, że ostatni punkt programu zrealizują przyjęte przez Synod dokumenty: wytyczą nowe drogi duszpasterzom, pokażą, jak dotrzeć do młodych, odzyskać ich zaufanie, zatrzymać w Kościele, otoczyć opieką duchową, a jeśli trzeba – także materialną. Żeby podnieść wydajność obrad, postanowiono wydać dwa dokumenty. Poza końcowym, przyjmowanym większością głosów i publikowanym później przez papieża w formie adhortacji, także „list do młodych”. Aby zwiększyć efektywność, do pracy nad nimi wybrano oddzielne komisje: dwunastoosobową dla „dokumentu końcowego” i czteroosobową do listu. Pozostali dostali w prezencie dwa dni wolnego.


Czytaj także: Edward Augustyn z Rzymu - Marzenia starców


Wyjątkowo ciężka praca czekała wybraną dwunastkę. Podstawą nowego dokumentu miało być wspomniane „Instrumentum laboris”, ale w trakcie wcześniejszych dyskusji poddano je surowej krytyce. Padały zarzuty, że niewiele ma wspólnego z synodalnymi ustaleniami, jest zbyt liberalne, a nawet zmanipulowane. Symbolem niezgody stał się skrót LGBT, który uznano za ideologiczny i niezgodny z nauką Kościoła. Już w pierwszym dniu obrad zaprotestował przeciwko niemu abp Charles Chaput z Filadelfii, a hierarchowie afrykańscy zapowiedzieli, że zagłosują przeciwko dokumentowi, jeśli znajdzie się w nim dyskutowany akronim. Komisja redakcyjna usunęła przedmiot sporu, dokonała także innych, znacznych skrótów tekstu roboczego, uwzględniając wnioski z obrad plenarnych i dyskusji w małych grupach.

Dokument był ważny nie tylko dlatego, że miał być jedynym „namacalnym” efektem prac. Wielu biskupów dobrze pamiętało burzliwe obrady na ostatnim synodzie w 2015 r., poświęconym rodzinie, kiedy to paragraf dotyczący ponownych małżeństw osób rozwiedzionych przeszedł jednym głosem, a cały dokument stał się podstawą adhortacji papieskiej „Amoris laetitia” – do dziś budzącej zastrzeżenia i dzielącej Kościół z powodu przypisu otwierającego de facto możliwość udzielania komunii osobom w związku niesakramentalnym.

Synod się nie tłumaczy

Katolicy o bardziej liberalnych poglądach także teraz mieli nadzieję, że synod będzie przełomowy. Spekulowano, że być może złagodzi stanowisko Kościoła w kwestiach etyki seksualnej albo zaakceptuje – w takiej czy innej formie – homoseksualne związki, nawet nie używając zakazanego słowa.

Biskupi o bardziej konserwatywnym spojrzeniu na świat postanowili tym razem dopilnować każdego szczegółu. Jeszcze w ostatnich dwóch dniach zgłoszono ponad 300 poprawek. Krążyły plotki, że komisja redakcyjna może wprowadzić do dokumentu treści, o których nie dyskutowano podczas zgromadzeń. Nieufność była tym większa, że dokumentu końcowego nie przetłumaczono na inne języki. Biskupi nieznający włoskiego mieli głosować nad tekstem, którego do końca nie rozumieli, albo zdać się na opinię innych. Coraz częściej pojawiały się głosy, że papież wcale nie musi ogłaszać przyjętego przez synod dokumentu, choć jeszcze dwa tygodnie wcześniej wszyscy byli pewni, że stanie się on niemal automatycznie apostolską adhortacją.

Głosowanie – punkt po punkcie – trwało długo. Miało zakończyć się w sobotnie popołudnie, przeciągnęło się do późnych godzin wieczornych. Obecnych było 249 biskupów, bez problemu uzyskano niezbędną większość dwóch trzecich głosów.

Tuż po ogłoszeniu wyników Franciszek dziękował za wykonaną pracę, ale jednocześnie minimalizował znaczenie dopiero co zakończonego aktu. Mówił: „Mamy wystarczająco dużo dokumentów. Nie wiem, czy kolejny da jakiś efekt. (...) To my jesteśmy jego adresatami, nie ludzie z zewnątrz. Duch Święty nam go dał, żeby pracował w naszych sercach”.

Wygląda na to, że od początku chodziło mu o coś zupełnie innego.

Podejrzane słowo

Orędzie Synodu zawarte zostało w 167 akapitach, które dają zwięzły, dobrze zrobiony opis świata. Jest mowa o zagrożeniach i szansach płynących z internetu, relacjach międzypokoleniowych w rodzinie, cielesności i miłości, życiowych wyborach, emigracji, nadużyciach w Kościele, roli kobiet. Oczywiście uwagę komentatorów przyciągnęły te miejsca, które uzyskały największą liczbę głosów przeciwnych. Nie bez racji widzi się w nich próbę przeforsowania nowych, nie dla wszystkich akceptowalnych idei.

Można się było spodziewać, że kontrowersje wzbudzą paragrafy o seksualności, prawach kobiet, grzechach Kościoła, funkcjach społecznych definiowanych płcią czy o indywidualnym kształtowaniu sumienia.


Czytaj także: Ks. Grzegorz Strzelczyk o synodalności - Odrzucić pancerz, zobaczyć świat


Sporym zaskoczeniem był natomiast opór, z jakim przyjęto słowa o „synodalności”. Okazuje się, że jest to drugie, po homoseksualizmie, najbardziej kontestowane słowo na Synodzie. Poświęcono mu cały rozdział, liczący sześć paragrafów. Akapit o „synodalnej formie Kościoła” otrzymał 51 głosów na „nie”.

Wyjaśnienia, dlaczego tak się stało, są dwa. Po pierwsze – termin ten, charakterystyczny dla nauczania obecnego papieża (podobnie jak „rozeznanie”, „peryferia” czy „Kościół w ruchu”), niemal nie występował w czasie dyskusji – czy to plenarnych, czy w grupach. Synod zajmował się młodzieżą, a nie samym sobą. Do treści dokumentu końcowego wprowadziła go redakcja, bez wątpienia zgodnie z oczekiwaniami papieża. Oddanie głosu non placet mogło być formą sprzeciwu wobec takich zabiegów.

Ale – po drugie – samo pojęcie synodalności w nauczaniu Franciszka zmieniło znaczenie. Tłumaczył to dziennikarzom kard. Schönborn, odróżniając „synodalność” od „kolegialności”. Ta druga jest pojęciem węższym, odnoszącym się tylko do biskupów (kolegium). Wprowadził ją Paweł VI, zachęcony przez Sobór Watykański II, gdy zwołał pierwszy synod – stałą radę biskupów – obradującą co kilka lata na sesjach zwyczajnych lub – w niektórych sytuacjach – nadzwyczajnych i specjalnych. „Synodalność” jest natomiast spełnieniem Franciszkowego marzenia o współpracy wszystkich wiernych zaangażowanych w życie Kościoła: bez względu na święcenia czy pełnioną funkcję. Jest „konstytucją” Kościoła, znaną od czasów starożytnych, później na wieki zapomnianą. Teraz wraca – jako najważniejszy owoc zakończonego Synodu.

To nie parlament

„Wybaczcie, że tak często nie umieliśmy was słuchać. Że zamiast otworzyć serce, zapełnialiśmy wam uszy” – mówił papież do młodzieży w homilii kończącej Synod. Bo tak naprawdę nie chodziło mu o dokumenty ani spektakularne zmiany. Chciał, żeby w Kościele zaczęto słuchać, nie tylko przemawiać. Młodych ludzi, zaproszonych na Synod, zachęcał, by nie bali się głośno wyrażać swojego zdania, nawet robiąc raban na sali obrad. Chciał, by biskupi słyszeli ich głos, odczuwali ich obecność, spotykali się z nimi, pracując w małych grupach. By dowiedzieli się, co mają do powiedzenia.

Taką synodalność – jako metodę pracy – chciałby przenieść na wszystkie poziomy kościelnego życia: od Watykanu po najmniejszą parafię, a nawet rodzinę. Wzajemne słuchanie się, dialog między młodymi i starymi, kobietami i mężczyznami, ludźmi różnych ras, kultur i horyzontów myślowych. Pomiędzy tymi, co w mainstreamie, i tymi, którzy są na marginesie. Nie zawsze trzeba mieć gotowe rozwiązanie, nie zawsze trzeba przekonać innych do swojej racji. „Synod to nie parlament” – powiedział, kończąc obrady. Nie zawsze musi wygrywać większość.

Słuchanie, o które prosi Franciszek, potrzebuje czasu i uwagi. Wymaga zatrzymania się, porzucenia raz przyjętego planu, zaburzenia ustalonego porządku. Jest nieopłacalne, tak jak czterotygodniowe obrady Synodu. Papież mówi, że jest bezcenne. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2018