Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli wygra jesienią 2017, jeśli znów sformuje koalicję (pewnie „wielką”, czyli z SPD; choć słowo „wielka” jest tu na wyrost, bo niemiecka scena partyjna się zmienia i łączne poparcie dla CDU/CSU i SPD ledwie przekracza połowę elektoratu), i jeśli wytrwa do końca czwartej już kadencji – wtedy Angela Merkel, która właśnie ogłosiła, że będzie znów kandydować, przejdzie do historii także z tego powodu, iż będzie dłużej urzędującym kanclerzem powojennej RFN niż jej założyciel Konrad Adenauer. Zrównałaby się ze swym patronem (potem oponentem) Helmutem Kohlem; też rządził 16 lat.
Niemniej los Adenauera może być dla niej przestrogą: o nim też mawiano – jak dziś o Merkel – że nie ma dlań alternatywy. Okazało się, że była, i „ojciec narodu” musiał odejść w połowie swej ostatniej kadencji, z powodu politycznego „zużycia”. Bo w demokracji, jak pokazuje Trump, alternatywa jest zawsze. A jak mówił politolog Jarosław Flis, komentując sukces miliardera, „demokracja nie daruje błędu, gdy ludziom, którzy mają realny problem, próbuje się powiedzieć, że to oni są problemem”.
Ale Merkel to nie Clinton. Patrząc na sondaże, widać w nich pozorny paradoks: z jednej strony większość Niemców nie zgadza się z jej polityką wobec kryzysu migracyjnego (lub, sprecyzujmy, z dominującym tu, ale nietrafnym już jej wizerunkiem); z drugiej strony większość deklaruje, że chce, by Merkel nadal rządziła. Paradoks to pozorny. Dla niemieckiego wyborcy duże znaczenie miały zawsze takie wartości jak stabilność i bezpieczeństwo. W czasach, gdy dzieją się rzeczy nie do pomyślenia, Merkel może to uosabiać, już choćby siłą kontynuacji. Z drugiej strony, choć nie powiedziała otwarcie, że jej „polityka otwartych drzwi” to przeszłość (trudno byłoby jej to wykrztusić), fakty są takie, że Merkel „drzwi” przymknęła już rok temu, aranżując umowę z Turcją, a teraz je domyka przez budowanie „muru” na zewnętrznych granicach UE w Afryce Północnej. „Muru” z umów, z kolejnymi krajami.
Merkel ma spore szanse na wygraną. Dla Polski, Europy Środkowej i Ukrainy byłaby to dobra wieść. Choć nie jest partnerem idealnym, to jest najlepszym z możliwych. Można by sobie co najwyżej życzyć, by – zamiast z rusofilami z SPD – utworzyła rząd z liberałami i Zielonymi (ci ostatni na problem agresywnej Rosji patrzą z perspektywy praw człowieka). ©℗