Melania z Sevnicy

Jej historia to ucieleśnienie „American dream”: dziewczyna z kraju mniejszego niż Nowy Jork została pierwszą damą USA. Skąd się wzięła Melania Trump? Szukając odpowiedzi, odwiedziliśmy jej rodzinne miasto.

21.11.2016

Czyta się kilka minut

Melania Trump na tenisowym turnieju US Open. Nowy Jork, 2015 r.  / Fot. Brock Miller / EAST NEWS
Melania Trump na tenisowym turnieju US Open. Nowy Jork, 2015 r. / Fot. Brock Miller / EAST NEWS

Gdy Donald Trump uzyskał nominację Partii Republikańskiej w amerykańskich wyborach, konserwatywni komentatorzy początkowo podkreślali, że jednym z jego atutów może być żona Melania. Ładna i pełna wdzięku, mogła poprawić wizerunek męża – nadszarpnięty jego kontrowersyjnymi zachowaniami.

Podczas kampanii Melania pojawiała się jednak rzadko, a nawet wówczas nie zawsze służyło to mężowi. Pochodząca ze Słowenii eksmodelka nie pasowała do jego przekazu. Jej mocny wschodnioeuropejski akcent mógł razić wyborców, którzy popierali Trumpa ze względu na jego antyimigracyjną retorykę. Liberalne media ujawniły też kilka wstydliwych sekretów Melanii, o których sztab małżonka mógł nie wiedzieć.

Mimo wszystko historia Melanii jest ucieleśnieniem prawie zapomnianego dziś „American dream”. Dziewczyna pochodząca z małego miasteczka, z kraju czterokrotnie mniejszego niż samo tylko miasto Nowy Jork, została właśnie pierwszą damą USA.

Ze słoweńskiej prowincji

Sevnica, skąd pochodzi Melania, to pięciotysięczne miasto w południowo-wschodniej Słowenii, na trasie kolejowej Lublana–Zagrzeb. Jej rodzice, Viktor i Amalija Knavs, jeszcze tu mieszkają.

Miasto składa się z dwóch części: nowej i starej. Obie leżą w pewnym oddaleniu, a łączy je ulica z rzędem domów z każdej strony. Uliczka wciśnięta jest między cmentarne wzgórze i tory. Stacja kolejowa leży już w nowej części. To wokół niej zaczęły powstawać fabryki, głównie przemysłu odzieżowego i drzewnego. Niektóre nie przetrwały upadku komunizmu, inne są w dobrej kondycji. Nowa część miasta charakteryzuje się modernistyczną architekturą. Jest tu kilka pomników, upamiętniających komunistyczny opór wobec niemieckiej okupacji.

Z nową częścią kontrastuje stara: nie ma tu pomników bohaterów ludowych, za to na pierwszym skrzyżowaniu stoi odnowiony krzyż. Uliczki się zwężają, nad dachówkami kamienic góruje pałac. To jeden z najlepiej zachowanych takich obiektów w Słowenii.

Melanija – bo tak brzmiało pierwotnie jej imię – dorastała w nowej części miasta. Nad stacją kolejową zaczyna się łagodne wzniesienie, na którym po wojnie budowano osiedle dla pracowników zakładów. Dziś jednak nie jest to zapuszczone blokowisko. Wszystkie domy są odnowione, a wokół nich mieszkańcy utrzymują ogródki. Z kolei dookoła osiedla stoją domy jednorodzinne z zadbanymi obejściami. Jest jeszcze centrum sportowe z halą, pełnowymiarowym boiskiem do piłki nożnej i basenem. Boisko, z nisko koszoną trawą w jaśniejsze i ciemniejsze pasy, wygląda, jakby czekało na rozgrywki ligi europejskiej. Całość sprawia wrażenie zamieszkanych przez klasę średnią przedmieść większej aglomeracji, a nie prowincjonalnego miasteczka.

Zanim strzeliły korki

Do Sevnicy pojechałem po raz pierwszy jeszcze w trakcie kampanii wyborczej w USA. Spodziewałem się zobaczyć miejsce, które – zapomniane przez Boga i władze – kona gdzieś na krańcach Styrii. Położenie Sevnicy – jak mówią Słoweńcy: „u Boga za plecami” – przygotowywało na poczucie zapomnienia. Oczami wyobraźni widziałem ściany z odpadającymi tynkami.

Tymczasem dotarłem do miejsca, z którego emanowały ciepło i harmonia. W kawiarniach był ruch. W licznych lokalach robotnicy jedli malice (lunch). Życie toczyło się pomału, na wektorach ustalonych przez dziesięciolecia. Obok wyborów za oceanem, w których decydowało się, czy sewniczanka wprowadzi się do Białego Domu.

Obojętność miasta wobec Melanii była demonstracyjna. W centrum informacji turystycznej, oddalonym 100 metrów od bloku, w którym żyła, rozmawiałem z pracownikiem o historii regionu. Dostałem mapę i foldery z lokalnymi atrakcjami. Dowiedziałem się, że trwa targ ekologicznych produktów. Gdy spróbowałem sprowadzić rozmowę na młodość Melanii, uprzejmy pan pomilczał, po czym spytał, czy widziałem już zamek...

Sytuacja zmieniła się w ciągu jednej nocy: lokalni politycy i przedsiębiorcy poczuli szansę. Kawiarnia Central otwarta była w powyborczą środę od 4.30, by na żywo śledzić wyniki za oceanem. Ale prócz garstki dziennikarzy, tutejszych polityków i urzędników, w kawiarni był tylko jeden gość...

Medialna obrona cywilna

Gdy ogłoszono wyniki, strzeliły korki od peniny (słoweńskie wino musujące). Lokal zaczął zapełniać się dziennikarzami (zjawili się też stali bywalcy na poranną kawę przed pracą). Przez kolejne dwa dni kawiarnia stała się nieoficjalnym centrum prasowym. Przed budynkiem kilku zapaleńców powiesiło wielką flagę USA, obok skromniejsze Unii i Słowenii oraz maleńka Sevnicy. W lokalu też postawiono proporce USA, Unii i Słowenii. Pomysł chyba nie wszystkim się spodobał: po południu parada zniknęła. Na barze zostały jedynie barwy słoweńskie i unijne.

Ale to nie zmieniało faktu, że mieszkańcy byli wyraźnie zdziwieni zainteresowaniem mediów. Tymczasem pierwsze na miejsce dotarły redakcje ze Słowenii i Chorwacji. Przedstawiciele Reutera na wszelki wypadek przyjechali dzień wcześniej. W ciągu dnia meldowały się ekipy z kolejnych krajów: Niemcy, Austria, Węgry, Hiszpania, Belgia, Anglia... W miasteczku powstał nienaturalny ruch. Szybkie kroki, nerwowe spojrzenia, dyndające aparaty i mikrofony. Dziennikarze grupami patrolowali ulice...

W mieście szybko zorganizowała się więc medialna obrona cywilna. Sąsiedzi i pracownicy informacji turystycznej kierowali kolejne grupy na wywiady z dyżurnymi dwiema przyjaciółkami Melanii z dzieciństwa. Panie stały się nieformalnymi rzeczniczkami prasowymi. Dzielnie stawiały czoło wciąż tym samym pytaniom i bez widocznego znużenia udzielały odpowiedzi.

Z ich słów tryskały optymizm i radość – kontrastujące z obojętnością miasta. Bo euforia nie udzieliła się mieszkańcom. Z politowaniem na twarzach oglądali medialny najazd z kawiarnianych ogródków.

Pięciolatka na wybiegu

Pewnym wytłumaczeniem tej obojętności może być postawa samej Melanii. Po wyjeździe do szkoły średniej w stołecznej Lublanie rzadko zaglądała do rodzinnego miasta. Gdy zaś zaczęła pracować za granicą, zmieniła imię i nazwisko – na Melania Knauss. Z czasem przestała przyjeżdżać do Słowenii, a nawet rozmawiać po słoweńsku z dawnymi przyjaciółmi.

Kiedy wspinałem się na wzgórze zamkowe, myślałem o życiu Melanii i jej chłodnych relacjach z rodzinnym miastem. Była drugim dzieckiem Amaliji i Viktora. Ma starszą o dwa lata siostrę Ines. Ojciec pracował jako kierowca, następnie został przedstawicielem handlowym w branży motoryzacyjnej, by w czasie transformacji otworzyć firmę handlującą motorowerami. Mama całe życie pracowała w Jutrance. Jutranka powstała po wojnie jako warsztat krawiecki, potem rozwinęła się w fabrykę specjalizującą się w odzieży dla dzieci i młodzieży. Nie poradziła sobie: w 2013 r. ogłosiła upadłość.

Amalija pracowała w Jutrance jako szwaczka, potem awansowała na konstruktora krojów. Miała zmysł estetyczny. Bardzo o siebie dbała i była znana w Sevnicy ze swej elegancji. Sama projektowała i szyła ubrania dla siebie i córek.

Niewątpliwie córki państwa Knavs za sprawą matki zwracały uwagę na estetykę. Widać to było zwłaszcza po Melaniji. Urodzona w 1970 r., już w szkole wyróżniała się na tle rówieśników nienaganną fryzurą i ubraniami. Sama wspomina, że pierwszy raz na wybiegu stanęła jako pięciolatka. Dzięki pracy mamy, razem z Ines zostały dziecięcymi modelkami na lublańskim pokazie mody firm odzieżowych Jutranka i Mura. Na wybiegu czuła się swobodnie – w przeciwieństwie do stremowanych koleżanek. Jeszcze w podstawówce sama zaczęła projektować ubrania.

Przyjaciółkom mówiła, że chciałaby się dostać do szkoły średniej w Lublanie. W stolicy działała bowiem szkoła projektowania i fotografii, gdzie udało się już dostać starszej siostrze. Również Melanija zdała egzamin. Nie wybrała jednak specjalizacji modowej, ale wzornictwo przemysłowe.

Początki w świecie mody

Mimo wszystko nadal interesowała się głównie modą. Projektowała dla siebie ubrania, dbała o sylwetkę, chodziła na pokazy modowe. Na jednym z nich zauważył ją znany słoweński fotograf modowy Stane Jerko. Zafascynowany jej urodą, zaproponował jej sesję próbną w swoim studiu.

Jerko chwalił się później, że to on odkrył Melaniję dla świata mody. Ale jej pierwsza sesja nie była zbyt udana. Według fotografa Melanija była sztywna i wycofana przed obiektywem. Umówili się na drugą sesję. Dziewczyna była już bardziej rozluźniona, a efekt lepszy. Ale gdy Jerko pokazał jej zdjęcia kilku agencjom, Melanija nie dostała żadnego zlecenia. Miała 17 lat.

Dwa lata później, w 1989 r., jej zdjęcia ukazały się w słoweńskim czasopiśmie modowym „Maneken” (po słoweńsku znaczy to „model”). Dekadę wcześniej Melanija była obecna na stronach tego magazynu jako dziecięca modelka; jej zdjęcia pojawiały się tam od 1978 do 1980 r. „Maneken” był jednym z nielicznych w Jugosławii pism o modzie, prezentował wyroby rodzimych zakładów. Na zdjęciach z 1989 r. Melanija prezentowała kolekcję jesień/zima słoweńskich producentów. Był to ostatni numer pisma.

W tym samym roku Melanija zdała maturę i dostała się na architekturę na uniwersytecie w Lublanie. Jej ambicje wykraczały poza granice socjalistycznej Jugosławii. Latem 1989 r. próbowała sił w pierwszym konkursie na twarz roku studia filmowego Cinecittà w Rzymie. Zajęła pierwsze miejsce, ale sukces nie przełożył się na karierę. Nie dostała żadnego zlecenia filmowego ani reklamowego. Wróciła do Lublany, gdzie nadal otrzymywała mało znaczące oferty. Ale wciąż chciała się przebić w świecie mody – architektury nie skończyła.

Szanse i powroty

Rynek modelingu i mody był w socjalistycznej Jugosławii słabo rozwinięty. Tu modelki dostawały zapłatę w postaci ubrań, które prezentowały. Dlatego dziewczyny, które chciały zrobić karierę, musiały przebijać się w Europie Zachodniej.

Szansą dla Melaniji stał się pierwszy konkurs piękności w Słowenii (od 1991 r. niepodległej) na twarz roku magazynu „Jana”. Redakcja zorganizowała go w 1992 r. wraz z agencjami z Paryża, Wiednia i Mediolanu. Nagrodą za pierwsze miejsca były wyjazdy na zdjęcia próbne. Melanija zajęła ex aequo drugie i pojechała do Mediolanu. Rozczarowana proponowanymi stawkami, wróciła po miesiącu.

Wiosną następnego roku próbowała sił w Wiedniu. Wolfgang Schwarz, przedstawiciel amerykańskiej agencji Elite w Europie, zorganizował jej kilka zleceń. Ale z jej pracy jako fotomodelki nie był zadowolony: wspominał, że Melanija nie potrafiła nawiązywać swobodnego kontaktu, brakło jej spontaniczności.

Melanija była taka od dziecka – cicha i wycofana. Jej działania były zawsze przemyślane. Wyspecjalizowała się więc w pokazach mody, gdzie jej opanowanie i perfekcjonizm stawały się zaletą. Pracowała głównie na wybiegach w Mediolanie, Paryżu i Madrycie. To wówczas zmieniła imię i nazwisko na Melania Knauss – brzmiało mniej wschodnioeuropejsko. Dziewczyny z krajów socjalistycznych nie miały bowiem dobrej opinii w środowisku. Według Schwarza nie pracowały ciężko, chętnie za to brały udział w imprezach i rautach. Szukały w ten sposób majętnego męża.

Na szczytach sławy

W 1995 r. Melania zaczęła jeździć też do Nowego Jorku, gdzie przeniosła się na stałe w następnym roku. Zaprosił ją i organizował jej zlecenia Paolo Zampolli, właściciel agencji Metropolitan oraz ID Models. Melania miała dużo pracy, głównie przy zdjęciach do katalogów i reklam. Nadal nie udawało jej się przebić do ligi supermodelek.

Zampolli był też partnerem biznesowym Trumpa. Według wersji przekazanej do mediów, zapoznał Melanię i Donalda w 1998 r. Miliarder był zauroczony urodą Słowenki. Poprosił ją o numer telefonu, ale odmówiła. Zamiast tego zaproponowała, aby to on przekazał jej swój numer. Trump podał jej prywatny numer telefonu. Melania zadzwoniła po kilku tygodniach – zaczęli się spotykać.

W świecie mody mówiło się jednak o Melanii i Donaldzie już dwa lata przed ich oficjalnym poznaniem. Według niektórych agentów mody, wiele zleceń dla Melanii było powiązanych z plotkami o jej relacji z Trumpem. Mówiono tak m.in. o jej zdjęciu na pierwszej stronie hiszpańskiego magazynu „Harper’s Bazaar” z kwietnia 1996 r.

Faktem jest, że po oficjalnym ogłoszeniu jej związku z miliarderem kariera Melanii nabrała olbrzymiego przyspieszenia. Stała się rozpoznawalna. Jej zdjęcia coraz częściej były publikowane w gazetach, występowała w programach telewizyjnych i reklamach. Zagrała też w paru produkcjach filmowych.

Dziewczyna z Sevnicy stała się sławna.

Uwaga świata

Ze wzgórza zamkowego Sevnica sprawia wrażenie miasta kompletnego. Wszystko tu ze sobą harmonijnie współistnieje. Stara i nowa część. Przemysłowe ośrodki w mieście i agrokultura okolicznych wzgórz. Harmonia budowana przez wieki wygląda trwale. Wówczas myśl o Melanii w tym miejscu wydaje się absurdalna. Dynamizm i ambicja dawnej Melaniji nie zmieściłyby się w charakterze i tkance tego miasta.

Chyba tamta młoda dziewczyna też to czuła. Jej plany przerastały ścisk urbanistyczny w dole. Szukała miejsc, gdzie mogłaby zaspokoić marzenia. Stopniowo osiągała to, o czym rówieśnicy bali się marzyć. Najpierw Lublana, Mediolan i Paryż, w końcu Nowy Jork. Dziś została pierwszą damą światowego mocarstwa. Skupia na sobie uwagę świata.

Tymczasem Sevnica nie przekracza granic, które sama sobie narzuciła. ©

Korzystałem z książki biograficznej Bojana Požara „Melania Trump – Gola resnica”.

Autor mieszkał w latach 2011-14 w Słowenii, pracując jako wolontariusz w młodzieżowym ośrodku w Trbovlje. Prowadzi blog o słoweńskim winie – slovvine.com.

SESJE „NA CZARNO”

Przyszła pierwsza dama Stanów Zjednoczonych trafiła do tego kraju przed dwiema dekadami, na zaproszenie włosko-amerykańskiego biznesmena Paola Zampollego. W połowie lat 90. XX wieku obywatele Słowenii mogli się ubiegać o tzw. wizy pracownicze na okres nie dłuższy niż rok, więc panna Melania Knauss (już nie Knavs) wracała co sezon do swej ojczyzny, aby odnowić promesę wizową.

Tymczasem reporterzy agencji Associated Press odkryli przed kilkoma tygodniami, że na samym początku swego pobytu w USA przyszła pierwsza dama pracowała na wizie turystycznej, czyli po prostu „na czarno”. Zrobiła wówczas dwie sesje zdjęciowe, za które dostała 20 tys. dolarów. Gdyby dziś prezydent elekt chciał być rzetelny w wykonywaniu swej przedwyborczej obietnicy i rzeczywiście wyrzucił wszystkich „gastarbeiterów”, którzy pracują lub pracowali bez odpowiednich zezwoleń, powinien zacząć od swojej żony...

W 2001 r. Melania dostała „zieloną kartę”, a pięć lat później, już jako żona Trumpa, obywatelstwo USA. Prawną przesłanką do przyznania jej statusu rezydenta było to, że jest „niezbędnym uzupełnieniem” dla amerykańskiego rynku pracy.

Wesele przyszłej prezydenckiej pary w jednym z kurortów Donalda Trumpa w Palm Beach na Florydzie w 2005 r. kosztowało kilkanaście milionów dolarów; za samą tylko suknię panny młodej zapłacono 200 tys. dolarów.

Odtąd od czasu do czasu pani Trump pojawia się w skeczach i w programach telewizyjnych jako uosobienie imigrantki z Europy Wschodniej, mówiącej z silnym akcentem i niezdolnej do opanowania do końca języka angielskiego. Jednej z wielu milionów, które przyjechały do Ameryki w poszukiwaniu szczęścia. ©

RADOSŁAW KORZYCKI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2016