Medytacja nad przemocą

Czytamy przypowieść o cierpieniu w świecie, w którym słowo „bóg” zapisywane jest małą literą, zło nie zostaje pomszczone, a zamiast odkupienia i pokoju możliwe są tylko krótkie chwile bez bólu.

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Hanya Yanagihara, październik 2015 r. / Fot. David Levenson / GETTY IMAGES
Hanya Yanagihara, październik 2015 r. / Fot. David Levenson / GETTY IMAGES

Wydawca i redaktor przewidywali, że książka nie sprzeda się dobrze. I że – podobnie jak debiutancka powieść „The People in the Trees” – zostanie doceniona przez nielicznych. Tę pierwszą Hanya Yanagihara, urodzona w połowie lat 70. publicystka o hawajskich korzeniach, współpracująca z prestiżowymi magazynami, pisała przez kilkanaście lat. Tę drugą – liczącą ponad 800 stron, „Małe życie” – stworzyła kompulsywnie, w ciągu kilkunastu miesięcy. I tak się tę historię czyta – z poczuciem nieodpartej konieczności, jakby autorka rzuciła czar i kazała pozostać w wytworzonym świecie aż do ostatniego zdania. Brzmi ono niepozornie, podobnie jak to otwierające powieść, ale nie dajmy się zwieść – „Małe życie” to książka fascynująca i niebezpieczna. Krytycy spierają się o jej walory literackie, są bezradni wobec fenomenu, którym się stała. Ludzie od Nowego Jorku po Australię zarywają dla niej noce, a potem publikują na Face- booku zdjęcia z książką, donoszą na Twitterze o dramatycznych przeżyciach podczas lektury: płaczu, poczuciu przygnębienia, nawet depresji. A jednocześnie – o zachwycie.

To emocjonalne tsunami „Wall Street Journal” przeliczył na pieniądze, opisując znakomite wyniki sprzedażowe. Ale nie trzeba rachunków, by się przekonać, że Yanagihara zdobyła koronę świata. „Małe życie” czeka na podróżnych w księgarniach na lotniskach od Limy po Singapur, wśród megabestsellerów. Ten mechanizm – silne czytelnicze przeżycie nakazujące natychmiastowe podzielenie się z kimś – dotąd działał wśród entuzjastów literatury gatunkowej albo popowej, jak saga o Harrym Potterze czy „50 twarzy Greya”. Powieść Yanagihary jest przełomowa, bo zaszczepia tę formułę wśród odbiorców zbyt wyrafinowanych i wymagających, by przyznać, że ulegają jakimkolwiek literackim modom.

Trafiające do polskich księgarń w przekładzie Jolanty Kozak „Małe życie” okrzyknięto już wielką powieścią amerykańską, wielką powieścią gejowską i najważniejszą powieścią roku. Książka znalazła się w finale Nagrody Bookera (najważniejszej na Wyspach Brytyjskich) i National Book Award (najbardziej prestiżowej za Oceanem), jednak tych wyróżnień nie zdobyła. Podczas gdy recenzent „New Yorkera” rekomendował ją jako olśniewającą, krytyk „The New York Review of Books” uznał za przykład uderzająco słabej prozy. Zgoda istnieje tylko w jednym obszarze: Yanagihara stworzyła intrygujące zjawisko i wprowadziła do głównego nurtu literatury nowe kategorie, choć sama w żadnej się nie mieści.

Czterech bohaterów powieści poznajemy w chwili, gdy – jak się zdaje – wszystko, co w życiu ważne, mają jeszcze przed sobą. Zaprzyjaźnili się na studiach, są już po dyplomie, mieszkają w Nowym Jorku, rachunki z taniej chińskiej knajpy dzielą między siebie co do dolara. Ale nie przeszkadza im mdły smak kiepskich potraw. Karmi ich pragnienie sukcesu, który w tym mieście wydaje się najistotniejszy i nieuchronny.

Malcolm, potomek zamożnej rodziny z Upper East Side, jest właściwie skazany na powodzenie w branży architektonicznej. JB lada chwila zacznie tworzyć pierwszy z wieloletnich cyklów malarskich, które zapewnią mu uznanie i pieniądze. Willem na razie gra nieznaczące role w teatrze i pierwszych produkcjach filmowych, ale wkrótce stanie się wystarczająco sławny, by do restauracji surowo wymagających marynarki i krawata bez przeszkód wchodzić w dżinsach. Jude ma błyskotliwy umysł, który uczyni z niego znakomitego prawnika i amatora matematyki czystej.

Z początku wydaje się, że Yanagihara zamierza zabrać czytelnika w toczącą się przez dekady opowieść o losach tej czwórki i że zbuduje równoważną panoramę ich dojrzewania. Ale wtedy pojawia się pierwsza niepokojąca retrospekcja. Każda kolejna przynosi opiłek przeszłości, który komplikuje konstelację bohaterów i stopniowo odsyła trzech z nich do drugiego planu.

Ostatecznie reflektor oświetla jedynie Jude’a. On też będzie jedyną pełnowymiarową postacią „Małego życia”. Wszyscy inni, w szczególności migawkowo pojawiające się w narracji kobiety, staną się płascy, przypominając wręcz kartonowe sylwetki, pobieżnie tylko zarysowane. Także samo miasto pełni jedynie rolę scenografii, pozwalającej osadzić głównego bohatera w przestrzeni – niewątpliwie współczesnej, pełnej SMS-ów i telefonów komórkowych, ale też niedookreślonej i odrealnionej, bo pozbawionej znaczników tak wyraźnych jak chociażby zburzenie WTC czy globalny kryzys finansowy.

Yanagiharę interesowało raczej stworzenie alegorii niż powieści realistycznej. Czytamy przypowieść o cierpieniu w świecie, w którym słowo „bóg” zapisywane jest małą literą, zło nie zostaje pomszczone, a zamiast odkupienia i pokoju możliwe są tylko krótkie chwile bez bólu.


Pragnienie bólu


Jude nosi imię patrona spraw trudnych i beznadziejnych. Jego historia zaczyna się bez ostrzeżenia, w środku nocy. „Zdarzył się wypadek” – mówi Jude budząc Willema, nadgarstek ma owinięty nasiąkającym krwią ręcznikiem. Ciagle powtarza: „Przepraszam. Przepraszam”. I prosi o zawiezienie do znajomego lekarza – jedynego człowieka, któremu pozwala się dotknąć. Jedynego, przy którym zdejmuje ubranie. To było nieudane cięcie, zbyt głębokie. Na co dzień Jude precyzyjnie je kontroluje i odkaża – tak, aby przynosiło mu to ulgę, ale i szybko się zagoiło. Kolejne cięcia stają się lejtmotywem „Małego życia” – nie tylko kluczem do zrozumienia tajemnicy Jude’a, ale także zabiegiem, jaki Yanagihara stosuje wobec czytających. Z każdym następnym odsłania się bardziej bolesny, trudniejszy do zniesienia fragment prawdy. Każdy przesuwa granicę wyobrażalnego cierpienia i odsłania trudne do pojęcia wewnętrzne spustoszenie, skrywane po latach pod długimi rękawami przez inteligentnego i powszechnie lubianego prawnika.

Po każdym ostrym cięciu autorka, tak jak Jude, zakłada opatrunek – przenosi narrację w inny obszar, pozwala się pozbierać, prawie zapomnieć. A potem znów rani. Taki – jednocześnie miłosierny i sadystyczny – sposób opowiadania jest odbiciem emocjonalnego uwikłania, którego ofiarą w dzieciństwie padł Jude – zapewniany o miłości i brutalnie wykorzystywany seksualnie, bity i manipulowany. Yanagihara także zniewala czytelnika, który zaczyna tęsknić za kolejną dawką bólu i dokonuje samookaleczenia kontynuując lekturę. To kontrowersyjny element, wywołujący pytanie o to, w jakim celu zanurzamy się w kolejne odsłony krzywdy. Czy prowadzi nas mistrzowska narracja, czy perwersyjna ciekawość? Yanagihara przestrzega – bliskość oznacza wzięcie współodpowiedzialności za życie drugiego człowieka i za to, co w sobie ono kryje. A jednocześnie pyta, czy umielibyśmy pokochać kogoś, komu odebrano człowieczeństwo? Gdy się dowiemy, że Jude’a był dzieckiem niechcianym i pozbawionym początku biografii (znaleziono go, kwilącego, na śmietniku – ale nawet tego nikt nie wie na pewno), i zdążymy pomyśleć, że nic gorszego nie mogłoby się mu przydarzyć, zdarzy się pierwsza przemoc. A potem następna i kolejna, ponawiana w coraz potworniejszych formach. Wyrządzana przez dorosłych, którym ufał jako chłopiec. Krzywdy są coraz bardziej dotkliwe i degradujące, a życie Jude’a – pomniejszane. Aż do druzgocącego wyroku, wypowiadanego przez opiekuna i oprawcę: „Jesteś do tego stworzony”.

Utalentowany Jude w dorosłym życiu zdołał zapewnić sobie atrybuty bezpieczeństwa: zrobił karierę, jest niezależny finansowo, na przekór traumom zbudował kilka trwałych (co nie znaczy – bliskich) relacji. Został nawet adoptowany przed dwoje kochających go ludzi.

I właśnie wtedy, gdy wydaje się, że przeszłość go nie dosięgnie, ponownie pada ofiarą perwersji. Jest przez niego niezawiniona, ale przypomina wyrok, regułę równania: „x zawsze równa się x”. Wyzwolenie z doznanego zła, a przede wszystkim – z przekonania, że się na nie zasługuje i je współtworzy – okazało się niemożliwe. Ta pewność spycha Jude’a w otchłań.


Ostatki


Książka jest niespieszną i prowadzoną w stanie najwyższego napięcia medytacją nad przemocą, która pozostawia w ofierze nie tyle jakiś pusty zbiór, poczucie braku, lecz coś znacznie gorszego. Nieustannie zagrażającą i odczuwalną otchłań, żywy ciężar nie do uniesienia. Yanagihara zaszywa czytelnika w skórze Jude’a, który jest postacją symboliczną. Nieskończenie dobry, całkowicie przeniknięty cierpieniem, zależny od pomocy innych, lecz niezdolny jej przyjąć. Oni – kochający i przerażeni swą bezsilnością – czekają w pogotowiu. Niewiele mogą, ale nie przestają próbować.

Na tym właśnie – podejmowaniu starań, uporczywej obecności i ciągłym ryzykowaniu zbliżenia – polega siła, której pochwałą jest ta powieść. „Małe życie” toczy się w czaso- przestrzeni, z której ulotniły się wiara i romantyzm. Pozostała przyjaźń – ostatnia forma miłości, z której nie wolno nam rezygnować. ©


Hanya Yanagihara, „Małe życie”, przeł. Jolanta Kozak, W.A.B., Warszawa 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016