Maurice Ravel, Claude Debussy, Henri Duparc, „Pieśni”

Jeśli już słuchać piosenek Debussy'ego i Ravela - a nie jest to wcale konieczne, w naszych czasach ich wdzięk nieco przybladł, czy może przygasł, stał się nieświeży i obcy - jeśli ich zatem słuchać, to tylko w wykonaniu Victorii de los Angeles; obaj ci kompozytorzy pisali bowiem jakby specjalnie dla niej, jak gdyby przeczuwając, że ktoś taki urodzi się i będzie wcieleniem tych wszystkich kobiet, które zapisali w nutach.

19.06.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Victoria dysponowała głosem, czy raczej głosikiem - no tak, to znacznie lepsze określenie, jej głosik wyrażał zawsze niewinność i niedoświadczenie, niezdolność do przyjęcia na siebie jakichkolwiek doświadczeń, acz jednocześnie bywał olśniewająco, odruchowo zalotny, dlatego tak świetnie sprawdzała się jako Melisanda, która pojawia się w tajemnym lesie Maeterlincka jako tabula rasa i do końca nią pozostaje, mimo tego wszystkiego, co ją po drodze spotka (stawała się też świetną, dziewczęco dowcipną Rozyną, a także jedyną Desdemoną, której naprawdę nie sposób o cokolwiek podejrzewać).

Zebrano tutaj piosenki, bez których żyłbym sobie spokojnie, gdyby mnie kilka lat temu nie poprosiła Miho Iwata, bym puszczał muzykę do jej spektaklu "Granat". Pierwszej, statycznej scenie towarzyszyły przegrane z jakiejś nieznośnie trzeszczącej płyty "F?tes galantes" Verlaine'a z muzyką Debussy'ego; płyta musiała trzeszczeć, tylko bowiem w tej jednej interpretacji dobywał się z tych utworów prawdziwy blask dekadenckiego księżyca, tylko tu Kolombina śpiewała głosem porzuconej laleczki, w której budziło się echo niegdysiejszego rozbawienia, a nagła rozpacz nie gryzła, tylko otulała kochanków jak ciepły sweter, pojawiający się "jak znalazł" pod koniec chłodnej nocy spędzonej w jakimś parku. Ta poetyckość jest tania, ale skoro już mamy słuchać tych piosenek, to tak właśnie ma być, musi je śpiewać Victoria. Teraz otrzymujemy je w wersji cyfrowej i brzmią jeszcze piękniej i czyściej, zwłaszcza gdy wzmacnia je tamto wspomnienie.

Do tego kilka zaskoczeń: płytę otwiera "Szecherezada" Ravela, którą zawsze uważałem za utwór nudny, koturnowy, tu jednak śpiewaczka nigdy nie podnosi głosu, tworzy wokalną wersję szeptu, nie jest (jak Jesse Norman, Teresa Berganza czy Stefania Woytowicz) tragiczną królową, lecz przestraszoną dziewczynką, która chwyta się tych swoich opowieści jak ostatniej deseczki ratunku. Z kolei w Ravelowskich stylizacjach folkloru Victoria wciela się w szereg dziewczyn z ludu, a to pobożnych, a to smutnych, a to rozdokazywanych, skutecznie konkurując z Cathy Berberian, przechodzącą podobne metamorfozy w sławnych "Folk Songs". Na koniec możemy posłuchać dwóch utworów Duparca, śpiewanych równie ujmująco i klimatycznie, nawet jeśli nie da się ukryć, że napisał je Duparc, nie taki dobry kompozytor, jak tamci dwaj.

Jedyne, czego szkoda, to że ta płyta ukazała się w brzydkiej serii "z pieskiem" - bo kto jak kto, ale Victoria zasłużyła sobie na piękne zdjęcie na okładce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006