Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie znam planów Pana Boga, ale jeśli zależy Mu na dobru Kościoła w Polsce, strzelałbym, że na religię na maturze jednak nie pozwoli.
Niepokoi mnie narracja polityków obozu rządzącego, którzy nazywają maturę z religii „spłatą długu” wobec Kościoła. Nie precyzują, kiedy i na co został zaciągnięty. Sugeruje to niejasne układy między biskupami a władzą. I pokazuje, że Kościół nie uczy się na błędach – a takim było wprowadzenie do szkół katechezy głównie na podstawie argumentów ze sprawiedliwości dziejowej. Kościół kolejny raz korzysta z pozycji religijnego hegemona, co na dłuższą metę nie buduje jego wiarygodności. W większym stopniu budowałaby ją zgoda na maturę nie z religii, lecz z religioznawstwa – ukłon w stronę innych wspólnot wierzących i pluralistycznego społeczeństwa.
Nie brakuje zresztą tematów, którymi należy się pilnie zająć. Świadomość tego, jak wielu Polaków ma na temat przyjmowania uchodźców poglądy niezgodne nie tylko ze słowami obecnego papieża, ale po prostu z nauczaniem Kościoła, powinna być wyrzutem sumienia dla wszystkich jego członków. Tych kłopotów nie rozwiążemy przez wprowadzenie nowej podstawy programowej i egzaminu z wiedzy
religijnej.
Bo w chrześcijaństwie nie chodzi o zgodność z kluczem, lecz o przyjęcie Chrystusa za Przewodnika. Matura z religii to kolejny krok w stronę ograniczania roli szkolnej katechezy do przekazywania wiedzy. A powinna ona także wychowywać i wtajemniczać w wiarę. Na to jednak szans nie będzie tym bardziej, jeśli będzie trzeba ćwiczyć schematy i pisać próbne egzaminy. ©
Ignacy Dudkiewicz jest redaktorem magazynu „Kontakt"