Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Inflacja wróciła na scenę polskiej gospodarki już w grudniu 2016 r. i po blitzkriegu w pierwszych miesiącach tego roku nieco przystopowała. We wrześniu ceny towarów i usług wzrosły w stosunku do sierpnia o 0,4 proc., ale rok do roku – już o 2,2 proc. To nadal mniej od 2,5 proc. – co Narodowy Bank Polski uważa za punkt, którego przekroczenie wymaga interwencji – wiele wskazuje jednak na to, że inflacja zagości u nas na dłużej.
W wakacje na skok inflacji największy wpływ miał mniejszy niż zwykle spadek cen owoców sezonowych (kiepskie zbiory w kraju) oraz gwałtownie drożejące masło (trend międzynarodowy). Na tych dwóch przykładach świetnie widać, że na to, ile płacimy w sklepie, wpływ ma nie tylko kondycja polskiej gospodarki, lecz również zjawiska o charakterze globalnym.
Pensje rosną, bezrobocie jest rekordowo niskie, dlatego większość menedżerów polskich firm deklaruje, że w bliskiej przyszłości nie zawaha się podnieść cen produktów i usług. W kraju będziemy mieć zatem ciąg tego, co ekonomiści zwą impulsem inflacyjnym. Sytuacja za granicą jest mniej jasna. Nie wiadomo np., czy prognozy zakładające symboliczne zmiany cen ropy nie miną się boleśnie z rzeczywistością i czy na stacje benzynowe nie wróci paliwo w cenie powyżej 5 zł za litr. ©℗