Maryja z Amazonii

Największa na świecie procesja maryjna odbywa się nie w południowej Europie, tylko w październikowe dni na skraju Amazonii.

01.10.2018

Czyta się kilka minut

Procesja ku czci Matki Bożej z Nazaré, 8 października 2017 r. / NATAN GARCIA
Procesja ku czci Matki Bożej z Nazaré, 8 października 2017 r. / NATAN GARCIA

Jest duszny poranek w Belém – mieście u wrót Puszczy Amazońskiej, stolicy stanu Pará w północno-wschodniej Brazylii. Już za chwilę dwumilionowy tłum zaleje ulice miasta. Rodzina Dandary czekała na ten dzień od roku. W niewielkim, pamiętającym czasy Portugalczyków dwupiętrowym domu przy alei Gentil Bittencourt 1926 robi się tłoczno. W drzwiach pojawiają się coraz to nowi wujkowie, kuzyni, dzieci, wnuki. Brazylijczycy są niezwykle rodzinni, szczególnie na północy kraju.

Dandara po kolei przedstawia mi swoją siostrę Inae, babcię Reginę, tatę Paula i pozostałych krewnych. W kuchni zgromadził się mały tłum. Przyglądamy się wielkiej kadzi, w której od tygodnia gotują się trujące liście mandioca. Siwowłosa, drobna Regina, najstarsza kobieta w rodzinie, jak co roku przygotowuje z tych liści tradycyjną zupę manisoba. Zjemy ją w ostatni dzień Círio de Nazaré, największej w świecie katolickim procesji w drugą niedzielę października.

– W każdym domu i na ulicach miasta czuć ten specjalny zapach. Ta zupa pochodzi od najstarszych mieszkańców Amazonii – mówi Inae, wnuczka Reginy, która pomaga w przygotowaniach.

Z pobliskich domów powoli na ulice wylewa się tłum rodzin i znajomych, którzy muszą się odnaleźć, zanim miasto zostanie sparaliżowane. Wszyscy podążają na Praça do Carmo, gdzie rozpoczyna się procesja ku czci Matki Bożej z Nazaré, którą wszyscy nazywają tu pieszczotliwie Nazika. Z oddali słychać już dźwięki bębnów.

Rozpoczyna się pierwsza ceremonia otwierająca Círio. Połączone siły Kościoła katolickiego, miejskiej szkoły teatralnej, kapłanów umbanda – mieszanki wierzeń afrykańskich, katolicyzmu, spirytualizmu oraz wierzeń lokalnych autochtonów, szamanów Unii Roślinnej, duchownych Kościoła ewangelickiego, miejscowego chóru, grupy samba i lokalnego zrzeszenia crossdresserów i osób transpłciowych – wspólnie powołują do życia wydarzenie, które na myśl przywołuje obrazy Boscha.

– Moja mama przyjechała z powodów religijnych, a ja dla muzyki, tańca i jedzenia. To, co się tutaj dzieje, przerasta moje największe oczekiwania. Religia, albo raczej religie i te wszystkie tradycje razem! – ekscytuje się Luiza, młoda Brazylijka z São Paulo.

Brazylijski kocioł

Tradycja Círio de Nazaré sięga 1793 r. Gdy Portugalczycy przybyli do wybrzeży dzisiejszego stanu Pará, rozpoczęli intensywną chrystianizację kraju. Ponieważ na początku XVI w. Portugalia liczyła zaledwie milion mieszkańców, a wkrótce miała się stać najbogatszym imperium świata, portugalska strategia podboju nowych lądów różniła się np. od brytyjskiej. Król Portugalii nie wprowadził zakazu małżeństw między portugalskimi colonizadores a ludnością rdzenną. Aby wypełnić demograficzną lukę, Portugalczycy postanowili siłą przenieść 3 mln niewolników z terytoriów zajętych w Afryce. Szacuje się, że nie przeżyła ponad połowa z tej wielkiej przymusowej migracji. Afrykańczycy przywieźli ze sobą swoje zwyczaje, kulty i bóstwa. Gdy po świecie rozeszła się wieść o bogactwach nowo odkrytych terytoriów, do portugalskiej kolonii wkrótce ściągnęli ludzie ze wszystkich zakątków świata.

Zapytana o rodzinne korzenie Luiza odpowiada: – Jesteśmy Brazylijczykami, katolikami. Moja rodzina liczy około 120 osób. Miałam indiańską (indio) prababcię o imieniu Japona, ale w rodzinie są też potomkowie Europejczyków i Arabów.

Mimo etnicznie zróżnicowanej historii powstania narodu brazylijskiego, kraj zmaga się z problemami strukturalnego rasizmu. W Brazylii łatwo dostrzec podział na bogate białe południe i biedne stany północy – Pará, Bahía, Amazonas. Jednak podczas Círio de Nazaré wszystko się zmienia.

– Na co dzień Belém to miasto, w którym jest dużo przemocy i nigdy nie można czuć się zupełnie bezpiecznym. W trakcie Círio domy są otwarte, miasto na chwilę staje się przyjazne. Wszystko się zatrzymuje – sklepy, handel, firmy. Kultury łączą się w jakiś niewytłumaczalny sposób. Na tych kilka dni ustaje nasza codzienna rutyna i nastaje święto – opowiada Inae.

Współczesne dionizje

Kult Matki Boskiej z Nazaré spopularyzowany został w Brazylii przez portugalskich jezuitów. Korzenie kultu w Portugalii sięgają legendy o posągu wyrzeźbionym przez św. Jana i pomalowanym przez św. Łukasza, który miał odbyć podróż z Nazaretu na Półwysep Iberyjski w IV w., zaginął i został odnaleziony przez pasterzy. W wersji brazylijskiej posąg został odnaleziony w dżungli na przedmieściach Belém przez farmera i śpiewaka Plácido. Plácido był caboclo, czyli dzieckiem tubylca i osoby białej. Niewielka kapliczka wybudowana w miejscu odnalezienia stała się miejscem pielgrzymek dla lokalnej biedoty i rybaków z rzeki Murutucu. Kult powoli przebijał się do zamożniejszych klas. Dzisiaj w miejscu kapliczki stoi eklektyczna bazylika Nossa Senhora da Nazaré, gdzie co roku kończy się procesja.

– Ja nie jestem katoliczką, za to moja babcia Regina jest, i wspólnie co roku przeżywamy podczas tej procesji coś ważnego, pięknego – zwierza się Inae. – Myślę, że ten rytuał dotyka najgłębszych warstw naszej wyobraźni. To jest święto uniwersalnej matki. Amazonia to kraina płodności, wody, życia, czyli wszystkiego tego, co symbolizuje kobieta i macierzyństwo. Te symbole przemawiają do wszystkich.

Zanim jednak posążek Naziki dotrze do bazyliki, miasto na kilka dni porywa w taniec duch greckich dionizji. W dzień przed oficjalnym rozpoczęciem w mieście odbywa się niezwykła ceremonia. Przedstawiciele wszystkich religii, wyznań i tradycji wygłaszają do zgromadzonych płomienne przemówienia o miłości, pokoju, o bogu i boginiach, demonach i zwierzętach, dżungli, o braciach i siostrach, o życiu i śmierci. „Viva! Viva! Nazika!” – rozpalony tłum krzyczy wniebogłosy.

Wokół zbudowanego na placu tymczasowego ołtarza wyróżniają się chodzące na szczudłach androgyniczne postaci przebrane za syreny, aniołów, demony łączące w sobie aspekty męskie i żeńskie. Ulicami Belém każdego dnia przechadzają się grupy crossdresserów, często celowo podkreślających lekko karykaturalnym przebraniem, że właśnie postanowili zamanifestować zmianę kulturowo przyjętych przebrań dla kobiet w przebrania dla mężczyzn.

Romario, crossdresser w przebraniu demona, zapytany o procesje, odpowiada: – Teraz jest tu miejsce dla wszystkich. Na co dzień ludziom takim jak ja nie zawsze jest łatwo.

Wniebowzięcie

Karnawałowy duch odwróconego porządku opanowuje miasto. Deformacja symboli, podniesienie codzienności do rangi święta otwiera przestrzeń dla głębokich doświadczeń religijnych i wspólnotowych. Po zakończeniu przemówień jedna z postaci podejmuje z ołtarza koronę i umieszcza ją na głowie posążka Naziki, którego kopia została stworzona na potrzeby tej ceremonii.

Viva! Viva! Nazika!” – krzyczy jeden z kapłanów. Tłum odpowiada potężnym: „Viva! Viva! Viva!”. Po chwili ktoś wykrzykuje: „Fora Temer!”, a zgromadzeni zgodnie odpowiadają: „Fora! Fora Temer!”. W ten sposób tłum domaga się ustąpienia prezydenta Brazylii. W Brazylii religia miesza się z polityką na każdym kroku.

Podążam za tłumem, który z okrzykami na ustach mozolnie, w rytmie bębnów przedziera się na plac cesarza Pedra II (jego ojciec Pedro I w 1822 r. wypowiedział posłuszeństwo Portugalii oraz swojemu ojcu i ogłosił niepodległość Brazylii). Na placu procesja przepoczwarza się w spektakl przypominający inscenizacje zmagań mitologicznych herosów. Postaci o wielkich głowach, potwory, demony i odważni młodzieńcy w tanecznej inscenizacji rozgrywają walkę dobra ze złem. Całe przedstawienie i roztańczona publiczność są zwrócone ku zastygłym w spokoju oczom figurki Naziki. W pewnym momencie senny świat spektaklu wylewa się ze sceny i miesza z tłumem. Po chwili z wnętrza wirującej gromady wypływa grupa białych postaci i przypina Nazice ogromny pęk wypełnionych helem balonów. Okrzyki wzmągają się, ludzie skaczą stłoczeni, muzyka przyspiesza. Kopia posągu Naziki przywiązana do balonów odlatuje w noc. Energia tłumu opada.

Łodzie i motocykle

Jest sobota. Gdy tylko pierwsze promienie słońca znad oceanu dobiegną do miasta, ulice znowu powoli wypełniają się ludźmi. Osoby, które nie mogły przybyć poprzedniego dnia z powodu pracy, tłumnie ściągają do miasta. Wszyscy oczekują na przybycie cudownego posągu. Zgromadzeni przynieśli ze sobą zrobione z miriti, rodzaju lekkiego drewna palmowego, statuetki synów, matek, domów, samochodów i wszystkiego, na czym im zależy.

Tymczasem w oddalonej o godzinę podróży łodzią miejscowości Ico Arai legendarny posąg Naziki zostaje umieszczony na barce i płynie w dół Baía de Guará w towarzystwie tysięcy łodzi, barek, motorówek, czółen, małych łódeczek rybackich, statków towarowych i pasażerskich. Rzeka, jakby od zawsze gotowa gościć tę procesję, rozlewa się w tym miejscu do szerokości 5 km. Kiedy orszak dociera do starych doków w Belém, na Avenida Presidente Vargas, czeka już potężne stado stalowych rumaków. Ryk tysięcy motocykli można usłyszeć daleko poza centrum miasta. Kiedy łodzie przybijają do brzegu, rozpoczynają się okrzyki i pieśni na cześć Naziki.

Naza, Nazarézinha, Nazaré Rainha, Nazaré, Mãe da terra, Mãeziinha, ajuda a cuidar!” (Nazaretanko, Królowo Nazare, Matko Ziemi, Mamusiu, pomóż i chroń). To fragment pieśni, którą uczestnicy procesji spontanicznie śpiewają co jakiś czas i w której łatwo można usłyszeć tony ­dawnych pieśni Indian z dorzecza Amazonki. Mãe da terra to popularne wśród lokalnych wierzeń wyobrażenie pachamama, pradawnej matki ziemi.

Ta pulsująca energią wrzawa będzie trwała do końca niedzieli. Posąg przekazany motocyklistom przemierza ulice miasta. Na harleyach, motorynkach, skuterach, na trzykołowych tuk-tukach zasiadają nieraz całe rodziny. Niektórzy są przebrani w charakterystyczne dla Naziki manto, które co roku ma inny kolor i przypomina trochę kształtem i pomponami chustę polskiej rezerwy wojskowej sprzed lat. Motocykle są przyozdobione balonami, kokardami i wszystkim co tylko udało się znaleźć. Ryk silników w prawie 40-stopniowym upale i 80-procentowej wilgotności wydaje się rykiem samej puszczy, która gęsto oplata miasto i co jakiś czas upomina się o swoją przestrzeń urwistą ulewą i korzeniami prującymi asfalt. Posąg dociera do Basílica Nossa Senhora de Nazaré po raz pierwszy w trakcie procesji.

Od teraz ulice, które przemierza procesja, przenikają się z sakralną rzeczywistością legendy o Nazice. Kiedy Belém nie było jeszcze tak wielkim miastem, na jego obrzeżach żyli i pracowali ludzie lasu. Pracując w dżungli wspomniany wcześniej Plácido odnalazł posążek Naziki. Po pracy postanowił znaleźć odpowiednie miejsce dla figury i wybrał katedrę, Catedral da Sé. Kolejnego poranka w trakcie pracy znowu odnalazł posąg w lesie. Uznano to za znak, że należy w tym miejscu wybudować dla Naziki kościół. Współcześnie ten fragment mitu jest odgrywany w sobotniej procesji tzw. Trasladação (przeniesienie) i niedzielnym Círio (świeca), kiedy to posąg powraca do lasu z legendy, tam gdzie dzisiaj mieści się bazylika. Ceremonialna oś łącząca świat przyrody ze światem wytworów człowieka (kultury) towarzyszy najróżniejszym rytuałom. Dzięki tej ­uniwersalnej rytualnej strukturze Círio mogę poczuć moc tego wydarzenia.

– Uwielbiam ten czas, bo nasza rodzina się spotyka i inne rodziny się spotykają. Wszyscy mają tę samą energię – podkreśla Inae.

Ceremonia

Najważniejszym elementem ceremonii jest niedzielna procesja Círio. Regina wstaje o godzinie czwartej rano, żeby zdążyć dotrzeć do serca procesji, zanim tłum zatamuje ulice Belém. Wraz ze statuą Naziki przemaszeruje do legendarnego miejsca odnalezienia posągu. Ta część procesji to symboliczny powrót do korzeni, do miejsca narodzenia. W niedzielę w największym upale statua zostaje przeciągnięta z Catedral da Sé z powrotem do bazyliki. Posąg ciągnięty jest przez tysiące ludzi za pleciony specjalnie na tę okazję corda, 400-metrowy sznur. Dotknięcie corda ma magiczną moc. Ciągnięcie corda przez wielogodzinną procesję gwarantuje mistyczne doznania.

– Ciągnąłem linę od początku aż do samego końca. Nie wiem, czy to było pięć czy osiem godzin, to bez znaczenia. Byłem wykończony, ale też szczęśliwy. Przez całą noc nie spałem, ale czuję się świetnie. To było coś niesamowitego! – opowiada już po procesji Ben, trzydziestoletni Anglik.

Wysiłek fizyczny, jaki towarzyszy tej przeprawie, doprowadza wielu do omdleń. Pierwsza pomoc działa tu bardzo sprawnie. Kiedy ktoś upada z omdlenia, zwichnięcia, złamania, natychmiast z tłumu wyłaniają się długie bambusowe tyczki, które służą jako nosze, i osoba jest transportowana w bezpieczne miejsce. Ludzka masa bez żadnego słowa otwiera się na chwilę i przepuszcza bambusowy ambulans.

Sznur wije się przez dziesiątki ulic, jego kształt przypomina wijącego się węża. Niektórzy mówią, że procesja nawiązuje do dawniejszych legend mówiących o wielkiej kobrze zamieszkującej w podziemiach miasta. Tak zwana Mãe Grande, czyli Wielka Matka, zasnęła z łbem na ołtarzu w Basílica Nossa Senhora de Nazaré i ogonem w kościele Nossa Senhora do Carmo. Kiedy wąż się obudzi, miasto runie.

Corda to wysiłek, który poświęcasz, żeby coś otrzymać. Ludzie otrzymują tu nadzieję i siłę. Ciągną ten sznur, żeby wyzdrowieć, zbudować dom. Jest tu wielu uczniów, którzy chcą dobrze zdać maturę. Ja do dzisiaj mam kawałek tego sznura, który zdobył mój tata, jak byłam mała – wspomina Inae.

Ciągnący linę pielgrzymi są tak ściśnięci, że mogą zrobić krok tylko wspólnie, nie sposób się dostać do liny lub od niej odejść. Ludzie krzyczą, śpiewają, zanoszą się śmiechem, upadają i powstają, wzdłuż kordonu niektórzy decydują się pielgrzymować na kolanach. Co jakiś czas kordon oblewany jest wodą z butelek przez zgromadzonych na obrzeżach ludzkiego węża gapiów.

Kiedy wąż dociera pod bazylikę, ktoś krzyczy, a krzyk niesie się wzdłuż ogromnego cielska aż po sam ogon. Ludzie wyciągają noże, maczety, nożyczki, scyzoryki i w zapamiętaniu tną sznur na małe kawałki. Kawałek sznura symbolizuje to, co razem przeżyli – uczestnictwo w komunii i pojednaniu z wszystkimi, w zapomnieniu o codziennych problemach, w chwili oczyszczającej umysł i serce religijnej ekstazy.

Obiad

Zgromadzeni powoli rozchodzą się do domów, żeby wraz z rodzinami zjeść tradycyjny posiłek. Każda rodzina, tak jak rodzina Reginy, od tygodnia przygotowywała liście madioca na to specjalne niedzielne popołudnie. Dom przy alei Gentil Bittencourt 1926 na nowo wypełnia się wujkami, kuzynami, dziećmi, wnukami... W kuchni panuje podniosła atmosfera. Wszyscy czekamy, aż Regina poda manisoba. Liście zdążyły już utracić swoją trującą moc. Zupa smakuje wyśmienicie. Jemy w skupieniu, ale już po chwili dom na nowo opanowuje gwarna i wesoła brazylijska atmosfera. Spożycie manisoba dla niektórych symbolizuje przemianę, oczyszczenie, które uczestnicy Círio właśnie przeżyli. Niezależnie od pochodzenia i wyznania mieli okazję spotkać się i wspólnie celebrować religijne wydarzenie łączące tak wiele różnych tradycji, narodowości i religii. Kiedy jednak duch rytuału opuści już miasto, Belém powróci do swojej trudnej codzienności miasta u wrót puszczy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2018