Marsz po niezadowolonych

Pytanie o siłę ugrupowań nazywanych zbiorczo narodowcami powraca co rok. Ale nie wygląda na to, by w następnych wyborach komuś udało się stworzyć istotną siłę na prawo od PiS.

26.11.2018

Czyta się kilka minut

Robert Winnicki i Marian Kowalski podczas marszu z okazji 81. rocznicy powstania ONR, Poznań, kwiecień 2015 r. / PIOTR SKÓRNICKI / AGENCJA GAZETA
Robert Winnicki i Marian Kowalski podczas marszu z okazji 81. rocznicy powstania ONR, Poznań, kwiecień 2015 r. / PIOTR SKÓRNICKI / AGENCJA GAZETA

W okolicach 11 listopada wiele osób zastanawia się, czy narodowcy to wciąż jedynie grupa głośna, ale jednak politycznie marginalna. Czy szczytem jej możliwości jest organizacja Marszu Niepodległości? A może rosną w siłę i mogą zacząć odgrywać większą rolę w polityce? To pytanie coraz bardziej aktualne, bo wyborczy maraton wystartował.

– W porównaniu do wcześniejszych lat nieco urośli w siłę. Ale jeśli mówimy o znaczeniu politycznym, to mieliśmy niedawno test, czyli wybory samorządowe. I oni w nich praktycznie nie zaistnieli – ocenia prof. Antoni Dudek. Jak tłumaczy, mimo że narodowcy stoją za dość spektakularnym marszem, to jednak jest to tylko jeden dzień w roku. – Miażdżąca większość uczestników nie podziela ich poglądów. Gdyby tak było, wyniki wyborcze byłyby inne – dodaje.

Politolog z UKSW wskazuje na jeszcze jeden powód, dość oczywisty: obecność na scenie tak potężnego gracza jak PiS. To właśnie ta partia przyciąga zdecydowaną większość wyborców, którzy mogliby być skłonni do oddania głosu na narodowców. – Dlaczego mają głosować na pana Winnickiego, skoro mają Jarosława Kaczyńskiego? – pyta retorycznie.

Dużo ambicji, mało liderów

Precyzyjne opisanie, kto dokładnie jest częścią tego środowiska, to niełatwe zadanie. Bo środowisko to jest mocno rozdrobnione – są partie, stowarzyszenia, grupy i grupki. Każda z nich ma nieco inne interesy i ambicje. Za to brakuje wyrazistego lidera – kogoś, kto mógłby ich zjednoczyć i poprowadzić dalej.

A jest o co walczyć. Gra idzie o elektorat, który może sięgać kilkunastu procent. I to z pewnością kusi. Ale jednocześnie to grupa wyborców niejednorodna, a przez to trudna do zagospodarowania na dłużej przez jedną formację. O kim mowa? O „niezadowolonych”, którzy w 2015 r. poszli za Pawłem Kukizem. A były tam i osoby o poglądach skrajnie prawicowych, zwyczajni antysystemowcy czy eurosceptycy.

Chętnych, którzy myślą o tym kawałku politycznego tortu, nie brakuje. Do niedawna wydawało się, że naturalnym liderem będzie właśnie Kukiz. Swoją część zwykle przygarnia też Janusz Korwin-Mikke. Narodowcy mają się więc z kim bić. Choć brakuje im wyrazistego lidera, to mają do zaoferowania struktury. W wyborach to rzecz cenna – stąd część tego środowiska trafiła pod skrzydła Kukiz’15. Gdyby nie Kukiz, narodowców w Sejmie by nie było.

Dziś Paweł Kukiz, borykający się z kolejnymi problemami, wyraźnie osłabł. To sprawiło, że część jego niedawnych sojuszników zaczęła szukać politycznego szczęścia na własną rękę. A środowisko narodowców było grupą, która poluzowała te więzy jako pierwsza – tuż po wyborach Robert Winnicki wybrał rolę posła niezależnego. Wraz z upływem czasu odsuwali się kolejni – jedni trafiali na orbitę wpływów PiS, przyłączając się do ekipy Morawieckiego seniora.

Inni wytrzymali dłużej, chcieli nawet przekonać Kukiza do zmian – taką próbę podjął Marek Jakubiak, dziś już poróżniony ze swoim byłym liderem. Przy twórcy Kukiz’15 zostało wprawdzie kilku posłów związanych ze środowiskiem narodowym, ale pytanie jest proste – jak długo ten stan się utrzyma?

Ponowne połączenie sił będzie wyzwaniem. Podobnie jak obsadzenie roli lidera. Nie bez znaczenia są wszak osobiste ambicje i animozje. Paweł Kukiz? Poobijany, pokłócony z coraz większą częścią tego środowiska. Od początku kadencji stracił blisko jedną trzecią sejmowej drużyny. Czy te środowiska zaufają mu raz jeszcze? Na dziś będzie o to trudno. Janusz Korwin-Mikke? Wieczny indywidualista. Jest też Ruch Narodowy i współpracujące z nim ONR oraz Młodzież Wszechpolska, czyli główne siły, które stoją za Marszem Niepodległości. To najbardziej zorganizowana struktura w środowisku narodowym. Ale wciąż bardzo słaba.

„Stawiamy na długofalową budowę samodzielnej siły politycznej” – deklaruje lider RN Robert Winnicki. Czy to oznacza, że szersza koalicja jest wykluczona? „Takie porozumienie musi przede wszystkim nas wzmacniać, nie osłabiać, a po drugie musi stanowić realny potencjał na scenie politycznej” – tłumaczy. Okazja może się pojawić już przy okazji eurowyborów. „Jestem w stanie sobie wyobrazić taką wspólną eurosceptyczną platformę. Ale ten sprzeciw wobec Unii musi być jednoznaczny” – zastrzega Winnicki.

Nie można zapominać, że na skrajnej flance tego środowiska są i takie osoby jak Jacek Międlar czy Piotr Rybak. Grupa działaczy z Wrocławia wyrasta na najbardziej radykalną, co było widać po wydarzeniach z 11 listopada w stolicy Dolnego Śląska. Część bardziej umiarkowanych działaczy narodowych nieoficjalnie przyznaje, że nawet dla nich to już zbyt skrajne osoby. Dodatkowo Międlar nie kryje swoich ambicji. Szans nie ma, wątpliwe, by dołączył do jakiejś szerszej koalicji. Prędzej niż w Brukseli znajdzie się za kratami.

Prawicowy Palikot

A może w obliczu tak dużych podziałów czas na kogoś nowego? Może wszystkich pogodzi Marek Jakubiak? Biznesmen od jakiegoś czasu zdradza zakusy na mocniejsze wejście w politykę. Czy powtórzy manewr swojego niedawnego lidera i zagospodaruje sporą część środowiska „niezadowolonych”?

Jakubiak ma dobre relacje z większością potencjalnych kandydatów do sojuszu – od środowiska narodowców, przez byłych i obecnych kukizowców aż po korwinistów. Był wreszcie też osobą, która starała się przekonać Pawła Kukiza, by skonsolidować te środowiska, nadać im bardziej polityczny rys. Zrozumienia nie znalazł.

Jakubiak ma jeszcze jeden atut – pieniądze. Jego majątek to kilkadziesiąt milionów złotych. Od jakiegoś czasu pozbywa się kolejnych części swojego browarniczego imperium. Co ciekawe, jeden z browarów, małopolski Tenczynek, trafił w ręce Janusza Palikota. Tylko czy Jakubiak jest osobą, która zarobione w ten sposób miliony rzuci na rozkręcenie partii? Ryzyko spore, zysk wcale nie taki pewny. Sam otwarcie mówi, że do Brukseli się nie wybiera.

– Jeśli on rzeczywiście przeznaczy te środki na politykę, to za rok wejdzie do Sejmu. Podobnie jak zrobił to Janusz Palikot – prognozuje prof. Antoni Dudek. Jego zdaniem dziś wystarczy kilka – kilkanaście milionów złotych, by zagwarantować sobie poselskie mandaty. – Tylko że to będzie kolejne pospolite ruszenie. I wcale nie jestem przekonany, że on rzeczywiście ma ochotę tyle zainwestować – mówi dalej.

– Uważam, że Marek Jakubiak jednak ceni swoją gotówkę i nie zainwestuje aż tyle w nowy projekt. A bez tego nie ma szans. Żeby stworzyć nowy ruch, trzeba naprawdę sporych środków, o czym wkrótce może się też przekonać Robert Biedroń. Najlepiej prześledzić, ile zainwestował Janusz Palikot i jak to się skończyło. Ten przypadek mówi jasno: trudno jest do parlamentu wejść, ale jeszcze trudniej się w nim utrzymać – przypomina profesor.

Bez względu na to, kto będzie liderem takiego ewentualnego porozumienia, swoistym poligonem mogą być dla niego wybory do Parlamentu Europejskiego. Wspominał o tym Robert Winnicki, mówi też o nim Kornel Morawiecki. Prędzej czy później do jakichś rozmów zapewne więc dojdzie.

Potencjalnym spoiwem może być niechęć do Unii Europejskiej, choć każdy z potencjalnych koalicjantów w różnym stopniu deklaruje swój dystans wobec Brukseli. W grę wchodzi więc walka o pojedyncze mandaty. Owszem, antyunijna retoryka jest jakimś paliwem na czas kampanii, ale pamiętajmy, że to będą specyficzne wybory. Frekwencja nie będzie wysoka, do urn pójdą głównie mieszkańcy większych miast. Ten scenariusz nie będzie sprzyjał eurosceptycznej koalicji.

Wreszcie, czym tak naprawdę ten blok może się znacząco odróżnić od PiS? Hasłem „wystąpimy z UE”? To za mało, by porwać tłumy. Dwa najważniejsze miejsca w wyścigu są już zajęte przez PiS i PO. Taki podział oznacza jedno: mało miejsca dla trzeciej siły.

– Skoro Polska uchodzi za najbardziej proeuropejskie społeczeństwo, to ilu jest tych przeciwników Unii? – pyta prof. Dudek. – Musiałyby nastąpić jakieś ruchy ze strony Brukseli, które naprawdę oburzyłyby Polaków. To byłaby jakaś szansa na budowę politycznego kapitału. Być może to jest kwestia kolejnej perspektywy budżetowej, bo jeśli przestaniemy być głównym beneficjentem, nastroje antyunijne mogą ewentualnie narastać – spekuluje.

A może bliżej PiS?

Jeśli nie przy okazji wiosennych eurowyborów, to może siły uda się połączyć przed jesiennymi wyborami do Sejmu? Do tej pory to Kukiz’15 wydawał się najbardziej naturalnym kandydatem do ewentualnej koalicji z PiS. Tylko czy ta partia będzie w ogóle potrzebowała koalicjanta?

– Mam wrażenie, że PiS ciągle wierzy w to, że znów będzie miało samodzielną większość – ocenia prof. Dudek. – Patrząc na jego stosunek do Kukiz’15, można było dostrzec, że prezes Kaczyński żadną koalicją zainteresowany nie jest. Bo i też jej nie potrzebował. Jedyne, czym ewentualnie był zainteresowany, to wyciąganiem pojedynczych posłów. I to mu się udało – dodaje politolog.

Wybory samorządowe pokazały, że zwycięstwo nie oznacza władzy. PiS musiał mocno się zaangażować w pozyskiwanie koalicjantów lub przeciąganie do siebie pojedynczych osób w sejmikach wybranych z innych list (najbardziej spektakularny transfer dotyczy Wojciecha Kałuży, działacza Nowoczesnej w sejmiku śląskim). To mogą być cenne doświadczenia w perspektywie walki o kolejną kadencję. Ale to też oznacza, że w sytuacji podbramkowej PiS nie będzie skazany na zaciśnięcie zębów i dogadanie się z koalicją, w skład której będą wchodzili także narodowcy.

O wiele mniejszym ryzykiem będzie porozumienie z tak ostatnio zwalczanym PSL, czy nawet SLD. To są bardziej przewidywalni gracze. Jeśli zajdzie taka potrzeba, prezes na pewno znajdzie argumenty, które przekonają działaczy i wyborców. Nawet do koalicji z SLD.

Bo zbliżenie z siłami, które są jeszcze bardziej na prawo, to spore ryzyko i wątpliwy zysk. Przede wszystkim kłopot wizerunkowy – wielu umiarkowanych wyborców takiego ruchu nie zaakceptuje. A ich jest po prostu więcej niż tych, którzy przyszliby wraz z narodowcami. Mimo to, w tym roku pewna bariera padła.

Wszystko za sprawą zamieszania wokół Marszu Niepodległości. Pomimo niechęci do tych środowisk, o czym sam Kaczyński mówił nieraz, przed 11 listopada politycy PiS do rozmów usiedli. Tego do tej pory nie było – partia trzymała się z dala od marszu i wolała świętować w Krakowie. W tym roku, chcąc zapewnić sobie spokój na warszawskiej ulicy, musiała pójść na ustępstwa. Silnych kart w rękach nie miała, także dlatego, że z okazji rocznicy władza nie przygotowała mocnego akcentu. Zapłaciła za to obrazkami, które część wyborców zapamięta: za plecami liderów PiS powiewały i flagi ONR, i włoskich nacjonalistów z Forza Nuova.

Wątpliwe więc, by Jarosław Kaczyński chciał dalej iść tą drogą. Bardziej prawdopodobne, że wybierze inną opcję – próbę neutralizacji i osłabienia. Poniekąd już to zaczął robić, próbując przejąć ich największy skarb, czyli sam marsz. Narodowcy mają tego świadomość, więc też wcale nie palą się do tego, by iść dalej obok PiS. Część z nich mówi nawet wprost o kradzieży.

– Całe podzielone środowisko narodowe miało jedną cenną rzecz. I PiS zaczął im ją zabierać. Za rok okaże się, na ile skutecznie. Dlaczego więc nagle narodowcy mieliby ich polubić? – pyta prof. Dudek. – Dla PiS realnym zagrożeniem było to, że dojdzie do awantur. Wtedy władza byłaby za to współodpowiedzialna i miałaby problem. Skoro tego się udało uniknąć, mogą ogłosić sukces. I przypisać sobie to, że te 250 tysięcy ludzi maszerowało wraz z nimi. Narodowcy oczywiście będą krzyczeć, że to nieprawda, ale zbyt silnych narzędzi do przeforsowania swojej wersji nie mają – tłumaczy dalej.

Podzieleni jak zawsze

Sami narodowcy, jeszcze podgryzani przez PiS, szans na dobry wynik nie mają żadnych. Jeśli chcą zaistnieć, muszą szukać porozumienia. A i ono nie jest gwarantem dobrego wyniku. W 2015 r. na rzecz Pawła Kukiza grał kalendarz wyborczy – przed wyborami do Sejmu, w roli lidera zbudowała go walka o prezydenturę. Teraz kolejność będzie odwrotna, a i on sam o wiele słabszy, pozbawiony efektu świeżości.

Dziś Kukiz nie rozmawia z Jakubiakiem, lecz raczej spogląda w stronę Bezpartyjnych Samorządowców. Narodowcy, sami podzieleni, też nie są zbyt skorzy, by ponownie zaufać dawnemu rockmanowi. Korwin-Mikke? W sejmie łączy siły z Piotrem Liroyem-Marcem, tworząc koło Wolność i Skuteczni. Ale czy ten sojusz przetrwa układanie wyborczych list? Nie wiadomo. I tak bez końca.

O tym, jak podzielone jest to środowisko „niezadowolonych”, najlepiej świadczy historia Wojciecha Bakuna – posła Kukiz’15, który właśnie został prezydentem Przemyśla. W bastionie PiS pokonał kandydata tej partii. Ale zwolnione przez niego miejsce w Sejmie zajmie Robert Majka – kiedyś związany z narodowcami, dziś bliski Kornelowi Morawieckiemu. Do klubu Kukiza nie wejdzie, zasili więc zapewne koło ojca premiera, które stoi u boku PiS.

Nawet jeśliby Jarosław Kaczyński na chwilę odłożył poglądy na bok, to jest on zbyt wytrawnym graczem, by nie wiedzieć, co oznaczałby jakikolwiek sojusz z tak podzielonym i poróżnionym środowiskiem. Gra niewarta świeczki. – Polska polityka coraz bardziej przypomina tę znaną z Europy zachodniej. Są potężne aparaty partyjne, sowicie opłacane przez budżet państwa z masą ludzi, która jest dookoła nich. Dla tego trzeciego na razie miejsca nie ma. Owszem, widać, że mniej więcej jedna trzecia wyborców chciałaby czegoś nowego, ale są rozproszeni – kwituje prof. Dudek. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2018