Markiza Angelika na odwyku

W powieściach młodych polskich pisarek miłość traci blask i smak. Wypala na ciele czarną dziurę – jak zepsuta różdżka, w której moc nie wierzą nawet jasnowidze z telefonu zaufania.

02.03.2014

Czyta się kilka minut

 / Rys. Joanna Rusinek
/ Rys. Joanna Rusinek

Dziewczynki urodzone na przełomie lat 70. i 80. wychowywały się wśród księżniczek, które, jak nigdy dotąd, były na wyciągnięcie ręki. Wdzięczyły się z bajek Disneya wyświetlanych na wkręcających się w magnetowidy taśmach VHS. Miały twarz Barbie i obsypane brokatem włosy. I temperament markizy Angeliki, o niebo ciekawszej niż niemrawe śpiące królewny. Powtarzana w starym kinie kostiumowa ramotka upajała erotyzmem, którego brakowało Małej Syrence i Belli (tej od Bestii). Markiza niby chciała odszukać zaginionego męża i dochować mu wierności, ale raz po raz lądowała w łożach królów, sułtanów i piratów. A po wszystkich alkowianych opałach wciąż mogła zaśpiewać w parze z Madonną, że czuje się: „Like a virgin / Touched for the very first time...”. Zjeść ciastko i wciąż je mieć. Tak łatwo było w to uwierzyć – jak w happy end „Pretty Woman” i w to, że miłość księcia Richarda Gere’a zmyje z upadłego Kopciuszka Julii Roberts cały szlam przeszłości.

Współczesne księżniczki, markizy i hrabianki są niewinnymi hipokrytkami, które śnią rozczarowujące bajki bez pomocy dobrej wróżki. Z zewnątrz okrywa je czystość białej bluzki, w środku kryje się brud ciemnej bramy. „I nigdy nie wiesz, czy bardziej jest z »Playboya« czy Disneya ta lejdi, która lubi prędkość i jaskrawą szminkę” – pisze Agnieszka Wolny-Hamkało. Vuittony, jachty i korpożycie już nie kuszą, lukier jest zawsze za słodki, nawet Carla Bruni, księżniczka z „Paris Match”, fałszuje. Pod język miłości podszywa się sztuczna ekwilibrystyka rodem z kursów kreatywnego pisania. Trzy fakultety, siedem języków obcych, metry oprawionych w antyramy certyfikatów z kursów i szkoleń nie pomogą wypluć z siebie szczypty autentyczności. Wszystko jest frazesem. „Utrata była czymś, z czego mogła się doktoryzować, i może kiedyś to zrobi, na Uniwersytecie Trzeciego Wieku” – czytamy o Tamarze Mortus, protagonistce „Nocnych zwierząt” Patrycji Pustkowiak. Markiza Angelika z XXI wieku jest „stworem, którego ludzie (...) nazywają dziewczyną”, jest „zużyta, zjedzona i przetworzona”. Ale kurczowo trzyma się ostatniego bastionu bajkowości – złej królowej i jej lustra.

Napój miłosny z monopolowego

Bohaterki są szczelnie otulone kokonem atrakcyjnego ciała, czasem szybko ubywającego, jak u anorektyczki Klary z „Zaplecza” Marty Syrwid. Coś burczy w brzuchu. Miłość? Nie, to „kłębek splątanych kobiet”, błędów odziedziczonych i samodzielnie zdobytych. „Jeszcze w czasach licealnych to wszystko może się udać, mogą się pojawić te przysłowiowe motyle w brzuchu, później ze wszystkich organizmów żyjących w ludzkim ciele można liczyć głównie na grzyby, drożdżaki i pleśnie” – drwi Tamara, która „zamiast wyjść do miasta, woli wyjść po wino”. Ulubioną rozrywką jest drążenie lochów, gdzie dociera tylko monotonny głos telewizyjnych wróżek i jasnowidzów. W pijackim/bajkowym zwidzie młoda kobieta jest torturowana, gwałcona przez nazistów, staje się kawałkiem mięsa palonym na stosie. Podnieca ją nicość albo skradanie się do „progu Królestwa Niebieskiego po to tylko, aby się przekonać, że ma zakaz wjazdu, bo jest full gości”.

„Jedyne, co Pat robi dla siebie, to potajemne sprawdzanie, czy wciąż ma puls i czy serce stuka w cieple” – bohaterka „Bogactwa”, ostatniej powieści Syrwid, pada łupem chłopaków-dzieciaków, którzy chcą jej złote ciało oszlifować i zastawić w lombardzie. Łapią na lasso „to całkiem ładne zwierzę i dość ciche”. Kiedy odchodzą, ból nie wydaje się większy niż przy stłuczeniu kolana. Wszak to baśń, ktoś musi odnieść kulawe zwycięstwo. Zamiast cudu nastąpi zamiana ról między łowczym a jego zwierzyną. „Z Brianem mogły mnie łączyć wyłącznie seks i jeszcze to ciche uczucie triumfu, który był głównie triumfem nad samą sobą” – przyznaje dwudziestoletnia Marta ze „Złości” Magdaleny Miecznickiej. Anty-miłość niczego nie wybacza, nikt nie wyjdzie stąd żywy. Miłość to nazwa trucizny wstrzykiwanej prosto w serce – przekonuje Małgorzata Rejmer w „Toksymiach”. Powiatowe Nefretete wysysają ze wszystkich życiodajny płyn (pieniędzy nie potrzebują, zarobią same), a po uczcie niewinnie się oblizują.

Seks zostaje zaklęty w plamach spermy na ubraniu. Nie zbawia, nie koi, często nie jest nawet przyjemny, ale stanowi przymusową banderolę dla egzystencji. „Jej cipa przypomina rondo de Gaulle’a w godzinach szczytu” – tak opisuje Pustkowiak seksualność Tamary. Zafundowałaś sobie brazylijską depilację miejsc intymnych – więc jesteś (nawet jeśli nie ma nikogo, kto miałby tę nagość podziwiać). Seks we dwoje to niepotrzebny stres, który źle wpływa na cerę i soki trawienne: „W końcu włosy łonowe mogły okazać się niewystarczająco wydepilowane, cipa mogła mieć niewłaściwy zapach, skóra niewłaściwy kolor, zdjęcia potencjalnego partnera zamieszczone w internecie mogły okazać się nie do końca zgodne z rzeczywistością, a już pierwszy konflikt – o rodzaj zabezpieczenia, jakiego powinni użyć – pokazać, że raczej nie cechuje ich słynna zgodność charakterów”. Mechaniczne stosunki przypominają jazdę z samochodową nawigacją: „Jedź prosto. Za sto. Metrów. Punkt G. Skręć w lewo. Za trzy. Metry. Orgazm”. Seks w pojedynkę jest wydajniejszy, orgazm szybszy (200 spalonych kalorii), a pornos, wino plus wibrator są bardziej higieniczne.

Domek z przypalonego piernika

Każda baśń, nawet najbardziej koślawa, ma swoją ciężkostrawną prehistorię, która zaczyna się długo przed narodzinami księżniczki. Wikła ją w opowiadanie wciąż na nowo losów matek i babć. We współczesnej baśni nie ma traumy wojny, komunizmu ani zwykłej biedy. Wszystko musi być wyjątkowe, indywidualne i sterylne, jak uporczywe milczenie, spektakularne niedopasowanie albo frywolna schizofrenia od nadmiaru filozofowania. „Po moim języku, przyjrzyj się uważnie, spaceruje oparta o laskę Staruszka” – szepce Norma z „Horror vacui” Katarzyny Gondek. Uczucie może tlić się tylko między tymi, którzy odchodzą lub nigdy nie żyli – między zapadającymi się w sobie dziewczynami a „wróżką Staruszką od rzucania uroków na łóżko”. Kiedy niekochany kochanek ginie w katastrofie lotniczej, bohaterka „Cudownej kariery Magdy M.” Miecznickiej dziwi się: „Nic nas właściwie nie łączyło, więc dlaczego zrobiło mi się nagle tak, jakby już nikt nigdy nie miał mnie przytulić?”.

Minęły „piękne czasy, kiedy się przymierzało miłość jak sukienkę mamy, aby sprawdzić, o ile jest jeszcze za duża”. Kiedy „gulasz z Tamary wchodzi slalomem do kolejnego baru”, przypomina raczej klon postaci Houellebecqa niż barowego kompana Pilcha. Post-markiza poluje na seks „jak Europejki, gdy tylko się je spuści z oka”. Sekundują jej Lisbeth Salander, Arnold Schwarzenegger i Mike Tyson, cedzący do kamer, że w życiu nie chodzi o zdobywanie rzeczy, lecz o ich tracenie. Nawet Facebook nie kocha upadłych księżniczek, nie lajkuje sweet fotek ani nie przypomina znajomym o kolejnych urodzinach wydziedziczonych infantek. Wszędzie panoszy się przeszłość, za którą się tęskni „jak zdeklasowana szlachta albo aktor epoki kina niemego po słynnej premierze »Śpiewaka jazzbandu«”. Ale czy naprawdę jest czego żałować? Dziury w pamięci „trzeba wypełnić winem i zobaczyć, co wypłynie”. Byle nie łudzące podobieństwo do matek z czasu przed odejściem ojca ani z czasu po jego odejściu.

Książę z Discovery Channel

„Chcę wracać z pracy, w szpilkach, z teczką. Uczesana w ciężki kok. Po wejściu do czystego mieszkania chcę zamieniać się w niemowlę po godzinach pracy w dorosłości. A opiekunka będzie wycierać mi resztki jedzenia z kącików ust” – marzy Klara. Jej księżniczkowatość nie potrzebuje księcia. Nawet nie warto rzucać na niego przynęty – od razu się go spławia. Zwłaszcza że „polscy mężczyźni wyglądają jak pomnik świebodzińskiego Jezusa”, a kobietę nieświętą, jak Ewa Skalska z „Zaćmienia” Wolny-Hamkało, zdradzają z... Marią Magdaleną z obrazu – grzesznicą zatrzymaną w czasie i miejscu. „No, prawdziwi mężczyźni to już chyba tylko na Discovery” – bełkocze Tamara do koleżanki, specjalistki od „niewystarczająco satysfakcjonujących” związków, zbyt bezpiecznych albo zbyt przygodnych. Odkochanie zwiększa stężenie endorfin we krwi silniej niż zakochanie. Zresztą łatwiej zakochać się w zmysłowym mieście, co pokazuje Rejmer w swoim najnowszym reportażu „Bukareszt. Kurz i krew”, niż w osobniku ludzkim płci męskiej. Jedno jest pewne: mężczyzna nie istnieje, jest plotką podawaną z ust do ust, jak w głuchym telefonie traci realny kształt.

Bohaterki o „samopoczuciu pacjenta zakładu psychiatrycznego po serii elektrowstrząsów oraz spokoju żołnierza przedzierającego się przez wietnamską dżunglę” odzyskują harmonię tylko kiedy śnią o idealnych mężczyznach, którzy nie trawią i nie wydalają, oraz o dzieciach, które same się rodzą w nieskazitelnie czystej pieluszce. Markiza Angelika triumfuje właśnie wtedy, kiedy pokazuje, jak zgrabnie wykrojono ją z cudzych fantazji. Niby-miłosne powieści ranią stężeniem rozczarowania – tym, że zostały odarte z wszelkiej naiwności, że wszystkie brylanty okazują się szkiełkiem, a każde wyznanie kopią z wikicytatów. Szczęśliwe te czytelniczki, które po odłożeniu książki mogą powiedzieć, że ich życie nie przypomina powieści. Że miłość to całkiem inna bajka.


MAGDALENA NOWICKA (ur. 1984) jest socjolożką i krytyczką literacką, stałą współpracowniczką „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014