Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W środku roku
Szybciutko, nie wyłączając silnika,
dwa słowa pożegnania, dwa byle zdania
o dawnych czasach, o tych, co upadli
w drodze, przez co nie są mniej żywi
od żywych „bo dzieciństwo jest nieśmiertelne”.
Wysiadam, a ty na pełnym gazie wchodzisz już w zakręt.
To właśnie ta pora między obiadem a kolacją,
kiedy chłopcy przekrzykują się w bramie
co robie z resztką niedzieli.
Lodziarz pakuje rożki,
popycha trójkołowy wózek, trąbi.
Wychodzi słońce, osuwa się pod pierzynę,
kropi deszcz, zroszony kurz
bardzo pachnie, jaśminy czuć
jeszcze mocniej, pszenica urosła w sam raz
jak na ten punkt roku. Wszystko się zgadza,
każda cyfra sumy, dokładnie
co do tysięcznej: przynajmniej tak się wydaje,
przynajmniej serce jest gotowe w to wierzyć.
Strzały
Pierwsza kanonada ścina
łąkę rozmarynów i wrzosów.
Sezon polowań na terenach spiętrzonych nad morzem
rozdziera pradawny sen, płoszy strażnika ruin,
kosi stado co roku.
Przywyknij do życia mniej pełnego,
skąpego w ciepło i światło -
mówię od siebie - powściągnij gorycz.
Wytrwaj, trzymaj nić naprężoną
pomiędzy stopniami wiekuistej gorączki,
uśmiechaj się, doprowadź dzieło do końca.
Podczas gdy wahadło lat
cios za ciosem
odmierza czas pożegnania,
gdy kania na nieruchomych skrzydłach
trzyma wysokość, gdy pies się wyrywa
a ptak wygnany z gniazda wzbija się do lotu
na spotkanie kuli z dubeltówki,
gdy człowiek się boi,
gdy wychodzi swojemu cierpieniu
naprzeciw rozdarty pomiędzy tchórzostwem a żarem.
Autobus
Autobus jedzie zrywami, rzęzi.
Którzy są stąd, na każdym szczycie
widzą swoje jarzmo, podążają za błękitną
kawalkadą w oddali: wiatr
rzeźbi pierwsze góry
wypalone wysokością,
zagęszcza barwę
sinej dębiny która na tych terenach
wyżynnych zimą przypomina
bardziej popiół niż płomień, smaga,
osadza w miejscu muły,
świszczy w stosach polan. Pozostali
cicho odmawiają modlitwy,
inni drzemią albo rozprawiają o handlu
bydłem, wełną, zbożem, a jeśli patrzą za szybę,
to tylko nieuważnym wzrokiem.
Siedzimy tutaj, podróżni,
jedni opętani miejscem przeznaczenia, drudzy
myślą powrotną, jeszcze inni zawieszeni w pół drogi.
Owczarz ustawia zwierzęta w szeregu
równo pod ścianą wzniesienia,
zaczyna iść, autobus jedzie dalej
kołysząc głowami, karkami.
Zamykam i otwieram oczy na ten skrawek
ojczyzny, wciśnięty w oparcie
wysłuchuję tych ludzi, tego wiatru,
bardziej jestem dla porozumienia moich braci
niż jestem z krwi i kości.
Zdjęcie, nota i tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski