Mamy w „Tygodniku Powszechnym” nową epokę. Nową nie tylko z punktu widzenia technicznego. Nasza nowa strona internetowa jest piękna i przejrzysta, wygodnie się ją czyta na telefonach i tabletach, a w treści i duchu to zawsze ten sam „Tygodnik” (ten sam, choć nie taki sam). Ale piszę o nowej epoce dlatego, że dzisiaj bycie z Wami „co tydzień” to za rzadko – a strona internetowa dopełnia to, z czym rytm wydania papierowego nie pozwalałby zdążyć. Dzięki niej macie „Tygodnik” pod ręką zawsze, kiedy go potrzebujecie.
„Tygodnik” się reformuje od lat. Właściwie, odkąd tu jestem, zawsze coś poprawialiśmy. Tym częściej, im bardziej świat przyspieszał. Nie da się przecież inaczej. Ciekawe, ilu jeszcze czytelników pamięta dawny format, duży, przez niektórych bardzo lubiany, bo inny był wówczas nie do pomyślenia. Reformy czasem były ostrożne, niemal niezauważalne, żeby nie drażnić tradycjonalistów. Bywały też te bardzo wyraźne, nie do ukrycia. Przyznam, że nauczony doświadczeniem podjętego kiedyś (dawno) eksperymentu optowałem za stopniowym zmniejszaniem formatu pisma. W latach 2007-2014 „Tygodnik” się ukazywał w tym nieco zmniejszonym, jednak dość dużym formacie (sprawdźcie w archiwum strony internetowej). Ale półka, na której leżą tygodniki opinii, miała rozmiar, jaki miała, i wylatywało z niej wszystko, co było ponad tę miarę. Wylatywało byle gdzie. Nie było więc siły, by się oprzeć tym prostym regułom, choć bardzo nam nie pasowało, że „pismo inne niż wszystkie” musi mieć rozmiar jak wszystkie.
Oczywiście, zawsze jest ryzyko wyminięcia się z realnymi potrzebami ludzi. Wszyscy przecież czujemy, jak wiele jest nieprzewidywalnych zmiennych, kształtujących nasze nawyki i zachowania. Bo pandemia sprawiła, że papierniom bardziej się opłaca produkować karton na paczki z zakupami ze sklepów internetowych, więc papier gazetowy musiał niebotycznie podrożeć. Pandemia okazała się wielką promotorką sieci. Nasza nowa strona jest odpowiedzią na Wasze nowe oczekiwania. Teraz niewspółmiernie łatwiej będzie Wam zaprenumerować „Tygodnik” (także – co symboliczne – łącznie w wersji papierowej i cyfrowej), niewspółmiernie łatwiej będzie znaleźć wszystko na dowolny temat w dawnych materiałach. A to pozwoli przy okazji potwierdzić, że „Tygodnik” nie zmieniał sympatii w zależności od aktualnej koniunktury.
O udoskonaleniach tych piszę, żeby poinformować czytelników i pewnie trochę po to, żeby pokazać, że bez tego wychodzenia do przodu nie da się istnieć, choć sam techniczny rozwój nie jest jeszcze gwarancją spokojnego istnienia. Zawsze na dłuższą metę istotne będzie, co mamy do powiedzenia. Historia naszego pisma jest przyczynkiem do historii naszego czasu, a nasz czas jest… powiedzmy to skrótowo – bardzo interesujący.
I jeszcze o tym muszę wspomnieć: w numerze „Tygodnika Powszechnego” z datą 30 lipca Lektor zajął się książką Mikołaja Grynberga „Jezus umarł w Polsce” („Sprawiedliwi z Podlasia”). Przeczytałem ją i myślę, że mało jest książek tak ważnych jak ta. Grynberg – starannie unikając podawania nazwisk i adresów – opisuje coś, co dzieje się w Polsce, dzieje się chyba poza wiedzą większości Polaków. Mało jest książek tak aktualnych, tak bardzo pisanych wbrew dość powszechnemu myśleniu. Bo wiedza o tym, co dzieje się na granicy z Białorusią, jest utkana z uprzedzeń i schematów. Grynberg jest powściągliwy, pisze o tym, co sam widział, słyszał i przeżył. „Trudno się czyta tę książkę”, pisze Lektor. Jest to „historia przyzwolenia większości na usankcjonowane odgórnie przeraźliwe okrucieństwo”. I to nie kiedyś, dawno, ale teraz, dziś. Dla takich spraw robimy to pismo. ©℗