Mamy swoich poetów

Przychodzą, kiedy chcą, chociaż zawsze mejlem. Listy zza granicy, z Kijowa. Granica znaczy tu dużo więcej niż pasek ziemi między państwami; to rodzaj ontologicznej wyrwy, przepaści między miastem, które płonie, a miastem, które śpi.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Naprawdę mogą odciąć im internet? – W oczach szesnastolatka świta dręczące przeczucie, że normalność nie jest dana na zawsze, że w złych okolicznościach zmienić się może w niepojęty koszmar. To prawda, nie móc wysłać apelu do ludzi to w jakimś sensie przestać dla nich istnieć. Przecież wydarzenia ukraińskie przestają być materiałem do politycznych rozważań, często cynicznych, dopiero w momencie, kiedy przychodzi list wysłany przez Ostapa do mnie. Co z tego, że do was również, ważne, że ten, który czytam, jest do mnie: „To jest nasze ostatnie wołanie o pomoc. Jutro możemy już mieć zablokowane telefony i internet, w kraju wprowadzą stan wyjątkowy i będą zabijać za milczącą zgodą wspólnoty światowej, która rzekomo deklaruje wartości europejskie. W Ukrainie ludzie będą za te wartości umierać”.

Nie wiem, kto jest autorem apelu, zakładam, że Ostap, bo go rozsyła. Zupełnie nie wiem, co mu odpisać, jak pomóc, kogo powiadomić. Nie mam dojścia do władzy, ba, politycy od rana do wieczora okazują mi pogardę, od prawicy do lewicy (co za różnica), dając do zrozumienia, że mają mnie (nie ciesz się, bo Ciebie też to dotyczy) za durnia, któremu za idee i rozumność wystarczy przeżuta do imentu retoryczna pasza... Co zrobić? Wpłacić jakieś pieniądze, może się przydadzą? Przygotować paczkę?

W poczuciu bezsilności czytam wiersze Ostapa, bo Ostap Sływynski (nie jesteśmy krewnymi, on mieszka w piekle, a ja w Poznaniu) to bardzo dobry poeta, którego tłumaczył Bohdan Zadura:

kiedy spłynie z wodą młyn dla mnie przygotowany
kiedy zetknie się w drzwiach dwanaście moich
codziennych narzeczonych
kiedy zobaczę żeńców którzy ścinają pod wodą trawę dla czyjejś ostatniej nocy
wiem że odwróci oczy nieprzejrzany przedwieczny aptekarz i wiem
która przeważy szalka
kiedy spotkam braci którzy opróżniają dom dla złotych pstrągów
kiedy niespodziewany śnieg spadnie na ślepego poganiacza
jakby napisał się biały na białym list
kiedy znajdzie się w śniegach sierp czyjejś pierwszej nocy
odróżnię głos twojej trąby od trąb tych dwunastu narzeczonych


Gdy przed kilku laty ukazało się u nas kilka tomików z wierszami młodych ukraińskich poetów, to czytając je i słuchając z zadziwieniem, myślałem, że – pędząc do świata – odbijają się od polskiej poezji współczesnej. Przelecieli Świetlickiego, Foksa, Wiedemanna, byli przez chwilę jak oni, a nawet bardziej niż oni, połamali tradycyjne rytmy, skomplikowali wschodnią melodyjność, nad podziw utalentowani i kłopotliwie nieprzyjaźni miejscu, z którego wyszli. Teraz piszą co innego, jakby na potwierdzenie nielubianej u nas zasady, że nie ci kochają ojczyznę, co jej najgłośniej kadzą.

„Mamy rewolucję młodych. Swoją nienazwaną wojnę władza prowadzi głównie przeciw nim. Po zapadnięciu zmroku po Kijowie zaczynają przemieszczać się nieznane grupy ludzi po cywilnemu, które wyłapują przede wszystkim młodzież, szczególnie z symbolami Euromajdanu i Unii Europejskiej. Porywają ich, wywożą do lasów, gdzie rozbierają i katują na srogim mrozie. Dziwnym trafem, ofiarami takich zatrzymań najczęściej są młodzi artyści, aktorzy, malarze, poeci. Wydaje się, że po kraju krążą szwadrony śmierci, których zadaniem jest zniszczyć to, co najpiękniejsze. Jeszcze jeden charakterystyczny szczegół: w kijowskich szpitalach siły policyjne organizują zasadzki na rannych protestujących, wyłapują ich tam (powtarzam: rannych!) wywożą na przesłuchania w nieznanym kierunku. Skrajnie niebezpiecznym stało się poszukiwanie pomocy w szpitalu nawet dla zwykłych przechodniów, przypadkowo zranionych odłamkiem plastikowego granatu policyjnego. Lekarze jedynie wzruszają ramionami i przekazują pacjentów w ręce tzw. stróżów prawa”. To pisze Jurij Andruchowycz, apel dotarł do mnie za pośrednictwem szefa instytucji, w której pracuję.

Potem – był koniec stycznia – Tomasz Różycki pod wpływem impulsu przyjaźni napisał list otwarty do polskich przywódców, o czym doniosły portale i gazety. Potem przeczytałem komentarz, że wystąpienie Różyckiego to niezły lans, po czym pomyślałem, za klasykiem: „Ludzie, zwariowaliście? Polsko, zwariowaliście?”. Na Ukrainę nie mamy języka, jako zbiorowość wyznajemy sukces i mimikrę, tak zażarcie, że aż nas te heroizmy i biedy kijowskie trochę drażnią, zgoda. A od poetów chcemy, żeby zanadto nie rzucali się w oczy.

Jednak przypomina się wiersz Andruchowycza w przekładzie Jacka Podsiadły, jego niepokojący początek:

Swój ślad wiosna kładła, gdzie tylko się da:
źdźbła traw na frontonach, ulewy, suchoty
i ciepły bruk ulic. Zdawała się zła.
Błąkały się czołgi i resztki piechoty
wracały nach Osten. Czereśnią kwitł sad,
i piersi spod taśm z nabojami, spod luf
za epopejami wzdychały już znów.


I co z tego, że wytrenowany sceptycyzm podpowiada nam, czym się to wszystko skończy, skoro tam są nasi poeci, od których – jak zwykle – zależy wszystko, wszystko, czego jeszcze nie wiemy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014