Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mogą się zagubić przy zmianie telefonu lub komputera, ale nawet wywołane, włożone do albumu, lecz niepodpisane – na niewiele się przydadzą. „A to gdzie? W Maroku?”. „W jakim Maroku? Filipiny przecież”. „Taaa, bo ty widziałaś Filipiny... Tam z tyłu to nie Sfinks?”. To jest dialog podsłuchany i prawie wiernie zanotowany. Jakbym nie zanotował, tobym zaraz zapomniał.
Zmobilizował mnie do zapisania tej nauki Jarosław Modzelewski. A właściwie jego książka, zatytułowana skromnie i rzeczowo „Teksty rozrzucone”. Wydała ją Galeria Zderzak, pięknie ilustrując rysunkami autora. Obrazy i rysunki Modzelewskiego mogę oglądać tam i z powrotem, więc książkę kupiłem. Modzelewski nie udaje, że wszystko, co ma do powiedzenia, jest w obrazach. Od czasu do czasu coś napisze: tekst do katalogu, komentarz do swojej lub cudzej pracy, notatkę z podróży. Jest sporządzone stylem urzędowym sprawozdanie z pleneru i szkic wystąpienia na sympozjum. Tekst zatytułowany „Notatki z podróży. Nie pamiętam” to właściwie opowiadanie.
Modzelewskiego ceniłem zawsze nie tylko za to, jak malował, ale też – jak tytułował swoje prace. Kilka przykładów: „Zamaszyste zmartwychwstanie”, „Człowiek bestia czyści sznurek”, „Szewc obejmuje buty nocą”, „Dobry rybak”, „Pomiar ciśnienia i poziomu cholesterolu w Powsinie”. Od razu widać, że to malarz „literacki”, ceniący anegdotę, a jednocześnie dbający o to, żeby podpis pod obrazem był jak tytuł w wierszu. Nie inaczej jest w „Tekstach rozrzuconych”. „Filozoficzna analiza jakiegokolwiek dzieła sztuki”, „Rozważania o braku porywu”, „Wygrzebywanie wartości spod niepewności”, „Tekściorek” czy „Od szablonu do szmaty” to są tytuły, które chciałoby się skraść natychmiast.
Dobrze też wypada Modzelewski w teście pierwszego zdania. Np. szkic z 1986 r. zatytułowany „Nieduży obraz malarstwa polskiego” zaczyna się spostrzeżeniem: „Nie ulega wątpliwości, że w Polsce można zajmować się malarstwem”. Modzelewski lubi takie ustawienie perspektywy – naiwne i niewinne, niczym głos dziecka w „Nowych szatach króla”. „Ryszard Grzyb jest człowiekiem niskim, ale wielkim” – tak zaczyna tekst poświęcony koledze. „Siedząc za stołem wyobrażam sobie malarza, którego postawę darzyłbym sympatią i chętnie przyjął jako swoją” – to z kolei w będącym swoistym autokomentarzem „Tekściorku”. Jest w tym oczywiście mrugnięcie okiem, ale jest też szacunek dla prostoty i bezpośredniości. Nie ma u Modzelewskiego zawodowego żargonu, który tak utrudnia lekturę wielu tekstów o sztuce współczesnej. Najbardziej jednak ujął mnie fragment, który pojawia się na samym początku: „Studencie, pisz! Zapisuj swoje pomysły, uwagi, spostrzeżenia. Notuj sobie ważne twoim zdaniem myśli, na które trafisz w czytanych książkach i artykułach. Opisuj, co widziałeś ciekawego, co przykuło twoją uwagę w podróży albo na spacerze. Próbuj formułować swoje plany malarskie, wyobrażone obrazy, choćby w punktach. Takie oto rady starałem się zawsze kłaść do głowy studentom w czasie korekt, gdy rozmawialiśmy o malarstwie, o możliwościach panowania nad własną pracą, kiedy czułem, że studentowi wszystko leci z rąk”.
Pisz – zwraca się uznany malarz do przyszłych malarzy. Nie namawia do noszenia szkicownika i ołówków, lecz do robienia notatek. Pisanie wspiera tu więc nie tylko pamięć, ale także proces twórczy. Dzięki pisaniu można „zapanować nad własną pracą”. Kiedy wszystko zaczyna się rozpadać i nie wiadomo, gdzie szukać ratunku – zostaje słowo.
Nie muszę dodawać, że to rada uniwersalna. Jeśli chcesz stworzyć cokolwiek – dzieło, ruch społeczny, swoje życie – zacznij od zapisu. Napisz, o co ci chodzi. Czego pragniesz, czemu chciałbyś się poświęcić, jakie są twoje intencje. Opisz, co widzisz. Zacznij od własnej twarzy.©