Made in USA

Czy Amerykanie czytają polską poezję? Nie. Ale czasami czytają wiersze napisane przez Polaków.

05.10.2011

Czyta się kilka minut

Polska poezja to coś innego niż wiersze napisane przez Polaków? Już spieszę z wyjaśnieniem. A jako że uwagi te oparte będą na przesłankach anegdotycznych, a także moich własnych doświadczeniach jako poety, tłumacza, redaktora i profesora literatury polskiej (wszystko to brzmi jak przepis na samowykluczenie z gospodarki rynkowej) - warto by chyba zacząć od garści twardych faktów. Liczba Amerykanów czytających poezję, wyrażona jako procent całkowitej populacji, jest praktycznie niedostrzegalna. A już z pewnością na tyle mała, że zawiera się w trzy-czteroprocentowym marginesie błędu statystycznego. W kraju, w którym tak wiele elementów naszego życia publicznego - od debat politycznych po produkty na półkach sklepowych - zależy od wysokości "udziału w rynku", oznacza to, że poezja mogłaby właściwie nie istnieć. Dowodzi tego choćby fakt, że amerykański rynek publikacji elektronicznych, który w ubiegłym roku zanotował 146-procentowy wzrost sprzedaży, na dobrą sprawę nawet nie usiłował dostosować się do wymogów poezji jako rodzaju literackiego. Amazon.com sprzedaje dziś więcej e-booków niż książek, ale Kindle, jego czytnik e-booków, nie jest przystosowany do wyświetlania tekstu podzielonego na wersy - jak wiersz.

Sytuacja przekładów wcale nie jest lepsza. Zwykle stanowią one mniej - a niekiedy znacznie mniej - niż 3 proc. książek sprzedawanych w USA. Wystarczy pomnożyć tę skromną liczbę przez równie skromną liczbę tytułów poetyckich wydawanych rocznie, by zobaczyć, jaki odsetek amerykańskiego rynku stanowi poezja tłumaczona. Z czego tylko niewielki ułamek ma cokolwiek wspólnego z Polską.

8 milionów tytułów

A jednak, a jednak... Jeśli nawet trzeba użyć mikroskopu, by w ekosystemie kulturalnym USA wykryć obecność tłumaczonej poezji, to mikroskop ów ujawni nam - jak to mikroskopy mają w zwyczaju - dynamiczny, gęsty i fascynujący obraz, w którym Polska cieszy się ponadprzeciętnym udziałem. Po angielsku dostępne są prawie wszystkie wiersze Czesława Miłosza i pokaźna liczba jego dzieł prozatorskich. Tak samo jest w przypadku Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej i Adama Zagajewskiego, których prace dostępne są w różnych wersjach translatorskich, stanowiących - każda we właściwy sobie sposób - wyżyny przekładu literackiego. Przy czym słowa "dostępne" używam celowo. Na amerykańskim rynku książkowym, skonstruowanym zdecydowanie inaczej niż polski, nakłady rzadko kiedy się wyczerpują. Gdy na dany tytuł jest wystarczające zapotrzebowanie, nakład może się nie wyczerpać nigdy. Co ciekawe, wiersze Miłosza w dobrym wydaniu łatwiej kupić po angielsku niż po polsku.

Ale co z poetami późnych lat 70. i 80.? Co z "bruLionem"? I z młodszymi poetami? Ci także są obecni w anglojęzycznych przekładach. W ostatniej dekadzie ukazały się nowe książkowe edycje przekładów poezji m.in. Piotra Sommera, Andrzeja Sosnowskiego, Marzanny Kielar, Miłosza Biedrzyckiego, Tomasza Różyckiego. A tymczasem nieliczne, lecz oddane grono tłumaczy - z których wielu to także doskonali poeci - pracowicie wypełniało lukę, pozostawioną przez przemysł wydawniczy w czasach, gdy jego zainteresowanie Polską ograniczała zimna wojna. Tu znów, tylko w ostatniej dekadzie, otrzymaliśmy obfity wybór wydań Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Julii Hartwig czy Janusza Szubera, by wymienić tylko tych troje. Nie mówiąc już o polskich wierszach, które regularnie pojawiają się na łamach periodyków, antologii czy publikacji internetowych.

Co to jednak znaczy, że Amerykanie nie czytają polskiej poezji? Nie chodzi tylko o udział w rynku, który, jak już wspomniałem, śmiechu jest wart. (Uwzględniając różnice między naszymi rynkami wydawniczymi, nie da się wręcz przełożyć amerykańskich liczb na polskie warunki: "Selected Poems 1931-2004" Miłosza, które ukazały się w 2006 r., zajmują dziś 803 229. miejsce w rankingu sprzedaży Amazon.com. Nie wygląda to imponująco, dopóki się nie weźmie pod uwagę, że w tym rankingu bierze udział ponad 8 milionów tytułów dziennie). Czynnikiem kluczowym dla odpowiedzi na pytanie, czy można powiedzieć o Amerykanach, iż czytają polską poezję, czynnikiem tyleż zasadniczym, co łatwym do przeoczenia, jest małe prawdopodobieństwo, że nawet najżarliwszy wielbiciel Miłosza, Herberta czy Szymborskiej będzie ich odbierał jako poetów polskich - takich, których definiuje w pierwszym rzędzie polskość. Nie próbuję się tu wyzłośliwiać nad krótkowzrocznością moich rodaków w dziedzinie innych kultur w ogóle, a zagranicznej literatury w szczególności. Wprost przeciwnie - choćbyśmy się względem świata i siebie samych wykazywali nie wiedzieć jakim barbarzyństwem, to jednak naszym największym osiągnięciem zawsze była, i na zawsze pozostanie, umiejętność absorbowania innych kultur. I to właśnie z tej przyczyny nie czytamy polskiej poezji: bo z chwilą, gdy ląduje ona na półkach naszych księgarń, staje się naszą poezją.

Kuchnia literacka

Czy to w tradycyjnej księgarni, czy w cyberprzestrzeni nasze doświadczenie czytelnicze zaczyna się przed tymi właśnie półkami - a nawet wcześniej, podczas czytania recenzji w gazecie albo gdy znajomy opowiada, że trafił na fascynującą lekturę. Półki księgarniane w USA wyglądają zupełnie inaczej niż polskie: księgarnie w Polsce zwykle rozdzielają "literaturę polską" i "literaturę obcą", a w ramach tych kategorii często mieszają różne gatunki, umieszczając obok siebie fikcję i literaturę faktu. I musi to wywierać przemożny wpływ na doświadczenie czytelnicze - oto poruszając się po księgarni, trzeba decydować, czy zwrócić się raczej ku literaturze krajowej, czy zagranicznej. Jedną z najbardziej podstawowych w Polsce kategorii porządkujących literaturę jest przypisanie tekstowi cechy polskości bądź niepolskości.

Nie znajdzie się tego w literaturze amerykańskiej. W USA rozróżnienia tak zasadnicze, jak w Polsce między literaturą krajową a zagraniczną, dokonuje się między fikcją i literaturą faktu. Podział ten jest absolutnie kluczowy dla naszej definicji, czym jest uczciwy dyskurs publiczny - do tego stopnia, że w ubiegłych latach wybuchło kilka skandali związanych z odkryciem, że jakiś autor naciągał nieco fakty w swoich pamiętnikach, rozmywając w ten sposób świętą granicę międzygatunkową. To właśnie z tego powodu Amerykanie mają trudności z odbiorem polskiej sztuki reportażu: choćbyśmy nie wiem jak wielbili prozę Ryszarda Kapuścińskiego, to nie bardzo wiemy, na której półce ją postawić.

Wracając do zadanego na wstępie pytania - amerykańscy czytelnicy nie czytają polskiej poezji nie dlatego, że nie czytają poezji w ogóle (nieliczni z nas czytają jej całkiem sporo), ani też nie dlatego, że nie czytają literatury zagranicznej (my też mieliśmy moment fascynacji Stiegiem Larssonem), lecz dlatego, że pochodzenie ma zaskakująco nikłe znaczenie dla naszej wyobraźni kulturowej. Przynajmniej po części jest to skutek mieszanej narodowości naszych anglojęzycznych lektur: część ulubionych poetów Ameryki to, dajmy na to, Irlandczycy (Seamus Heaney, Paul Muldoon) lub Kanadyjczycy (Mark Strand, Anne Carson). Josif Brodski, który większość swoich dzieł napisał po rosyjsku, nosił w latach 1991-92 tytuł

Poety-Laureata Biblioteki Kongresu USA. Czynnikiem nie bez znaczenia jest też amerykański kult indywidualizmu: spotkałem wielu czytelników poezji, którzy połknęli wszystkie dzieła Miłosza, ignorując zarazem innych polskich poetów. Ale podejrzewam, że ma to wiele wspólnego z konsumenckimi nawykami, które sprawiają, iż nie mam ochoty iść dziś do włoskiej restauracji, bo jadłem włoską kuchnię wczoraj. Nasza poezja, podobnie jak nasze kuchnie etniczne, stanowi mieszankę zagranicznych korzeni, miejscowych upodobań i spotkań z innymi literaturami czy dyskursami podlegającymi własnym procesom nie-asymilacji. Koniec końców należy powiedzieć, że nie czytamy polskiej poezji, ponieważ nie czytamy jej jako polskiej, lecz jako własną.

Bez wątpienia można uznać, że to kontrowersyjne stwierdzenie. Czy oznacza ono, że nie można czytać polskiej poezji jako polskiej, dopóki nie znajduje się ona w kontekście literatury polskiej, z całą jej historyczno-estetyczną specyfiką, a więc również, z konieczności, po polsku? W rzeczy samej, tak. I to jeszcze nie wszystko. Skoro moja droga do studiów nad polską poezją prowadziła poprzez spotkania ze współczesną poezją amerykańską, w której jestem osadzony, to nie mogę nie czytać polskiej poezji jako Amerykanin, jako osoba, której droga do dzisiejszej Polski prowadziła - i wciąż prowadzi - poprzez różne inne terytoria.

***

W taki właśnie - aczkolwiek paradoksalny - sposób polska poezja "dotarła" do literatury amerykańskiej. Jest ona - jak cała reszta naszej literatury - nieustannie ulotna. Co oznacza, że jest przeważnie dostępna i równie przeważnie ignorowana, dopóki pojedynczy czytelnik nie natrafi na nią w czasopiśmie albo na półce, gdzie sąsiaduje ona z równie jak ona bezpaństwowymi dziełami. I tak jak ów czytelnik może trafić na Sosnowskiego czy Sommera, tak Sosnowski czy Sommer mogą równie łatwo trafić na tego czytelnika podczas spotkania autorskiego bądź seminarium. I doświadczyć owego szczególnego rodzaju podziwu, płynącego z faktu, że ktoś uwielbia dany wiersz, nie wiedząc nawet, skąd on pochodzi.

Przełożył Michał Kuźmiński

Benjamin Paloff (ur. 1976) jest poetą, autorem zbioru wierszy "The Politics", literaturoznawcą oraz tłumaczem - m.in. utworów Doroty Masłowskiej, Andrzeja Sosnowskiego i Marka Bieńczyka. Wykłada literaturę porównawczą na Uniwersytecie w Michigan.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011