Maciusie, Józki, Kajtki, Dżeki i „Mały Przegląd”

DO „Małego przeglądu” trafiłem jako ośmiolatek. Pisałem tam tzw. liściki. Jeden z nich opowiadał o półparalityku, którego spotykałem na schodach domu.

09.12.2012

Czyta się kilka minut

Józef Hen. Pisał do „Małego Przegladu”. / Fot. Michał Wargini / EAST NEWS
Józef Hen. Pisał do „Małego Przegladu”. / Fot. Michał Wargini / EAST NEWS

Początkowo bałem się jego pajęczych, niezorganizowanych ruchów rąk. Do momentu, kiedy poprosił mnie, żebym zapalił mu papierosa. Uczyniłem to i zaczęliśmy rozmawiać. Potem on zmarł, a ja o nim napisałem i ten liścik miał premierę w numerze eksperymentalnym, w którym znalazły się teksty wcześniej przez redakcję niezakwalifikowane. Dopiero po druku miały być oceniane. I ten mój liścik o kalece dostał bardzo wysokie notowania – potem już w życiu nikt tak mnie nie chwalił.

„Mały Przegląd” był świetnym projektem marketingowym. Korczak zdawał sobie sprawę, że kluczową sprawą dla rozwoju i w ogóle trwania pisma jest przywiązanie czytelników i korespondentów, którzy często występowali w obu tych rolach. Opracowano cały system motywacyjny. Zaczynało się to już od pierwszego przysłanego listu: nazwiska autorów drukowane były w rubryce „Po raz pierwszy do nas napisali”. Autorzy najbardziej wartościowych listów dostawali nagrody.

Kiedyś do mojego domu przyszli dwaj chłopcy z „Małego Przeglądu”, wolontariusze. Przynieśli mi nagrodę za moje liściki, książkę – pamiętam dobrze: „Niezwykłe, choć prawdziwe, przygody Kapitana Korkorana” Alfreda Assolanta – i jeszcze pocztówkę z wymalowanymi na niej wisienkami. Ta pocztówka uprawniała do wejścia na seans filmowy organizowany przez redakcję i wprowadzenie dodatkowo dwóch osób. Redakcja, jak to było w zwyczaju Starego Doktora, odwracała porządek rzeczy: nie rodzice zapraszają dziecko do kina, ale dziecko funduje kino rodzicom.

Strasznie czułem się ważny. Poszedłem z mamą i Hipkiem, moim trzy lata starszym bratem, który przeżywał kompleks, że go małolat prowadzi i gdzieś zaprasza. I ten mój brat w czasie seansu kopał non stop fotel pana siedzącego przed nim. Pan się co chwilę odwracał i powtarzał: „chłopcze, przestań”. Prosiłem brata, żeby tego nie robił, że to jest Korczak, jego twarz znałem ze zdjęć drukowanych w dodatkach ilustrowanych. A brat swoje. I Korczak się w końcu przesiadł. Byłem więc świadkiem jego klęski pedagogicznej – zamiast wychować Hipka, przeniósł się do innego rzędu. Potem często wracałem myślami do tej sytuacji – obaj, Korczak i mój brat, zginęli za okupacji. Ciekawe, co sobie myślał Korczak wtedy o Hipku – czy ten chłopak jest po prostu zły, czy może miał gorszy dzień?

Korczak przed wojną był moim ulubionym pisarzem. Nadal go uważam za znakomitego stylistę, wyposażonego w poczucie humoru i niebywały dar obserwacji. Potrafił uniwersalizować tematy, jego książki się nie starzały. W latach 30. czytałem jego reportaże z życia dzieci, „Jośki, Mośki, Srule” oraz „Józki, Jaśki, Franki”, i byłem pewny, że powstały całkiem niedawno, a tak naprawdę zostały napisane sporo wcześniej, koło roku 1910. Korczak po prostu w dzieciach widział ludzi – stąd aktualność tych opowieści. To samo dotyczy „Bankructwa małego Dżeka” – ta powieść ukazała się w 1924 r., jeszcze przed kryzysem. Jej puenta jest taka: Dżek pisze memoriał do Ministerstwa Finansów w sprawie otwarcia banku dla dzieci. A Ministerstwo odpowiada, że podanie nie może być rozpatrzone, bo są tam błędy gramatyczne. Czy coś się od tego czasu zmieniło?

Ale najbardziej to lubiłem „Kajtusia Czarodzieja” – czytałem go w odcinkach w „Małym Przeglądzie”. Po wojnie ta książka długi czas nie mogła się ukazać. Jeszcze przed Październikową odwilżą poszedłem do redakcji Naszej Księgarni i poprosiłem, żeby wznowili. W odpowiedzi usłyszałem, że „Kajtuś” to magia, a dziecko socjalistyczne nie powinno wierzyć w czary; teraz coś podobnego niektóre środowiska zarzucają „Harry’emu Potterowi”. W ogóle Korczak nie miał wtedy łatwo, jego pedagogikę przeciwstawiano Makarence, który na pewno odnosił sukcesy wychowawcze, tyle że w zakładach poprawczych i więzieniach – tego jednak już zapominano dodać.

Korczak interesował się polityką, on chciał naprawiać świat. Tę chęć porządkowania rzeczywistości wyraźnie widać w „Królu Maciusiu I” oraz sztuce „Senat szaleńców”, która dzieje się w szpitalu psychiatrycznym. Utkwiła mi w pamięci recenzja Boya Żeleńskiego ze scenicznej adaptacji „Senatu” w roku 1931. Boy tekst Korczaka traktuje życzliwie i zarazem zwraca uwagę na to, że autor używa swoistego parawanu: jak pada ryzykowne zdanie, to daje sygnał, że to nie jego kwestia tylko jakiegoś wariata.

Już po wojnie zaprzyjaźniłem się z Igorem Newerlym, wychowankiem Korczaka, który jeszcze w latach 30. pod nazwiskiem Jerzy Abramow objął szefostwo „Małego Przeglądu”. Newerly czytał wszystkie moje książki i zawsze na tej najnowszej pisał recenzję z poprzedniej. Kiedyś, podczas jego imprezy urodzinowej, a to były świetne spotkania zarówno pod względem towarzyskim, jak i kulinarnym, zaczął opowiadać, że poznał mnie jako dziesięciolatka, gdy przyjechałem z Białegostoku z ojcem i odwiedziliśmy go w „Małym Przeglądzie”. I on mi wtedy przepowiedział przyszłość pisarską. Pojąłem wtedy, że Newerly myli mnie z kimś innym – jestem z Warszawy, z Nowolipia, i z ojcem w redakcji nie byłem. Nigdy jednak nie śmiałem wyprowadzić go z tego błędu.


Wysłuchała Katarzyna Kubisiowska


JÓZEF HEN (ur. 1923) – powieściopisarz, publicysta, dramaturg i scenarzysta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2012