Łzy to tylko sól i woda

Nigdy nie płakać, nie okazywać zbędnych emocji, nie dać się złamać. To zasady, zgodnie z którymi żyje Nadia Sawczenko, nowa ukraińska bohaterka narodowa.

03.04.2016

Czyta się kilka minut

Nadia Sawczenko podczas rozprawy przed rosyjskim sądem. Donieck koło Rostowa, 21 marca 2016 r.  / Fot. Ivan Sekretarev / AP / EAST NEWS
Nadia Sawczenko podczas rozprawy przed rosyjskim sądem. Donieck koło Rostowa, 21 marca 2016 r. / Fot. Ivan Sekretarev / AP / EAST NEWS

Od ścian ciasnej salki sądu w Doniecku – miasta w Rosji, w obwodzie rostowskim (nie mylić z Donieckiem na Ukrainie) – monotonnym echem odbijają się słowa odczytywanego wyroku. Mija kolejna godzina ostatniego sądowego posiedzenia w sprawie Nadii Sawczenko. W ciągu dwóch godzin sędzia zdążył przeczytać 30 stron, przed nim jeszcze co najmniej 70. Wyrok, nawet jak na rosyjskie standardy, jest wyjątkowo długi.

Podsumowaniu wielomiesięcznej farsy z ironicznym uśmiechem przysłuchuje się oskarżona: 34-letnia ukraińska porucznik wojsk lotniczych. A także jej bliscy: młodsza siostra i 77-letnia matka. W czasie, gdy sędzia odczytuje wyrok, adwokaci na znak protestu ciągle przeglądają swoje telefony.

W gąszczu sądowego żargonu płynącego z ust sędziego niespodziewanie wybija się jedna fraza: „Nadia Sawczenko jak typowa banderówka...”.

Po sali przechodzi śmiech, najżywiej reaguje sama oskarżona. Gdy sędzia grozi, że wyrzuci z sali tych, których to bawi, Sawczenko z przekąsem stwierdza, że ją to właśnie bawi.

Paręnaście stron później Nadia zaczyna śpiewać jedną z pieśni Majdanu: „Płonęła opona, płonęła”. Kolejna fala śmiechu i kolejne nerwy rosyjskich przedstawicieli służb porządkowych.

Kilkanaście dni wcześniej, gdy w końcu dano jej możliwość wygłoszenia swojego ostatniego słowa, Sawczenko – po raz kolejny głodująca – potrafiła wskoczyć na ławkę i pokazać środkowy palec sędziom i prokuratorom, a na koniec zaśpiewać ukraiński hymn.

Niezłomna, odważna, bez strachu: ukraińskie media nie szczędziły jej pozytywnych epitetów. Kraj zyskał nową narodową bohaterkę.

Marzenie nie dla kobiety

Choć to zabrzmi patetycznie, patrząc na biografię Nadii Sawczenko, nie sposób uciec od myśli, że urodziła się właśnie po to, by stać się symbolem. Jej życie praktycznie od początku wiązało się z walką i dążeniem – mimo przeciwności losu – do realizacji celów i marzeń.

Jej matka mówiła w jednym z wywiadów, że Nadia od najmłodszych lat była samodzielna, nigdy nie chciała niczyjej pomocy. Jej marzenie, aby zostać pilotem, zrodziło się podczas pierwszej podróży samolotem – gdy miała 6 lat, leciała na wczasy na Krym. Te kilkadziesiąt minut lotu zaszczepiły w niej miłość do nieba, a później w pomysł na samą siebie: zostać pilotem wojskowych myśliwców.

Było to jednak marzenie skrajnie trudne do zrealizowania na Ukrainie: do wojskowych szkół lotniczych nie chciano przyjmować kobiet. Zanim więc udało jej się wstąpić do charkowskiej szkoły wojsk lotniczych, trzykrotnie odrzucano jej wniosek. Podczas jednego z posiedzeń komisji powiedziano jej wprost: lotnictwo wojskowe nie jest dla ciebie, bo jesteś kobietą. W odpowiedzi członkowie komisji usłyszeli: „A za sterem myśliwca trzeba myśleć głową czy tym między nogami?”.

Czekając na przyjęcie do szkoły wojskowej, ukończyła studia (dekoracja wnętrz), by potem przez rok uczyć się w Kijowie dziennikarstwa. W końcu zdecydowała się na służbę w wojsku w ogóle – i najpierw przydzielono ją do łączności, typowej dla kobiet. Gdy otworzył się nabór do wojsk desantowych, postanowiła spróbować swych sił. Była głęboka zima, gdy stawiła się na poligon, gdzie usłyszała od szefa komisji jeden warunek: musi przebiec w tym samym tempie co mężczyźni 15 kilometrów, w śniegu i z 15-kilogramowym plecakiem. Wielu odpadło, ona wytrzymała. Przyjęto ją – i musiała się zmierzyć z docinkami i nieprzychylnym stosunkiem kolegów. Szybko jednak zdobyła ich szacunek.

Jedyna w kontyngencie

Po roku znów spróbowała dostać się do szkoły lotniczej. Ponownie spotkała się z odmową – tym razem powodem był za krótki okres służby w armii. Czekając na kolejną turę naboru, Nadia postanowiła wstąpić do ukraińskiego kontyngentu, który jechał na misję do Iraku. Służyła tam pół roku.

Z tego okresu pochodzi anegdota, którą była zmuszona wielokrotnie opowiadać – jako jedyna kobieta w ukraińskim kontyngencie stała się bowiem atrakcyjnym tematem dla mediów. Gdy dziennikarze, potrzebujący wzruszających i romantycznych historii o kobiecie w wojsku, pytali ją o powodzenie u płci przeciwnej, chłodno i z charakterystycznym uśmiechem opowiadała o zalotach... jednego z arabskich pomniejszych książąt, który miał oferować za jej rękę 50 tys. dolarów. Według jej wiedzy, była to równowartość kwoty, jaką oferowano za głowę terrorysty. Ona jednak – opowiadała – nie wyszłaby za mąż bez miłości nawet za miliard dolarów, a poza tym dla niej najważniejsza była służba...

Historia tyleż fantastyczna, co charakterystyczna dla Nadii, która nie odnajdywała się w sztucznych sytuacjach. Czy jest ona prawdziwa, pozostanie zapewne jej sekretem. Bez wątpienia jednak prawdziwe jest w niej przywiązanie do służby – nagabywana przy innych okazjach, czy nie żałuje, że nie ma dzieci, odpowiadała, znów bardzo spokojnie: „Jeżeli miałabym dzieci, nie miałabym wystarczająco zdrowia, aby być pilotem. A będąc pilotem, nie będę miała zdrowia, aby zostać matką. Myślę jednak, że jeżeli nie zostanę matką, to z tego powodu kryzys demograficzny na Ukrainie się nie pogłębi”.

Urlop na wojnę

Po powrocie z Iraku dostaje się na wymarzoną uczelnię – choć potrzebne było specjalne rozporządzenie ministra obrony. W efekcie wraz z Nadią do szkoły przyjęto jeszcze trzy kobiety. Powstał jednak kolejny problem: nie znalazło się dla nich miejsce w jednostce – studiując, dziewczyny żyły więc razem w jednym pokoju w akademiku pozbawionym ogrzewania.

Ale to nie mogło zrazić Nadii, tak samo jak problemy w samej szkole – dwukrotnie ją wyrzucano, sabotowano możliwość odbycia lotów szkoleniowych. W końcu, gdy Nadia zrozumiała, że nie pozwolą jej zostać pilotem myśliwców, przekwalifikowała się na nawigatora – i w ten sposób spełniła marzenie. Ukończyła szkołę i zaczęła służbę w siłach powietrznych ukraińskiej armii.

Po tym, jak Majdan obalił prezydenta Janukowycza, a na wschodniej Ukrainie z rosyjskiej inspiracji zaczęła się wojna – z własnej woli wzięła urlop z wojska i pojechała walczyć do Donbasu. Był to czas, gdy ukraińska armia, latami zaniedbywana, dopiero się organizowała, a ciężar obrony przed rosyjską agresją ponosili głównie ochotnicy – słabo wyszkoleni, ale mocno zmotywowani.

Koledzy z ochotniczego batalionu „Ajdar”, do którego tam wstąpiła, wspominają ją jako osobę charyzmatyczną, urodzonego lidera, który wprowadzał do oddziału dyscyplinę i wojskowe doświadczenie. Powtarzają, że zawsze była pomocna, nie odmawiała wsparcia, nie zostawiała nikogo samego z jego problemami. Dokładnie tak samo jak w dniu, gdy ratując rannych kolegów, trafiła do niewoli u rosyjskich separatystów. Był czerwiec 2014 r.

Walczyć do końca

Siłę ducha Nadia Sawczenko wyniosła z domu. Jej matka późno wyszła za mąż; Nadię urodziła mając 43 lata. W domu rozmawiano tylko po ukraińsku, dużo miejsca poświęcano ukraińskiej historii i tradycji.

W jednym z wywiadów wspominała, jak matka zimą wychodziła na dwór, by pod śniegiem szukać trzciny i drewna do rozpalenia w domu kominka. „Jak mając taki przykład mogę mówić, że jest mi w życiu ciężko?” – mówiła.

Za sprawą matki nauczyła się też jeszcze jednego: jak ciężko by ci nie było, nigdy tego nie okazuj. Nigdy nie płacz, łzy to tylko sól i woda.

Gdy rosyjski sąd ogłosił wyrok i skazał ją na 22 lata w łagrze, jedynie ironicznie się uśmiechnęła. Koniec procesu nie jest końcem jej walki. Nadia Sawczenko chce walczyć do końca. Kilka dni po wyroku ogłosiła, że 6 kwietnia wznowi suchą głodówkę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2016