Lwy są niebieskie

Za młodu chciałem być furmanem, piłkarzem, architektem. Dojrzałem jednak iwiem, że wżyciu nie tylko odobrą posadę chodzi. Nigdy nie pasjonowałem się chemią, lecz dziś wiem, że chciałbym być Jackiem Klinowskim.

17.12.2007

Czyta się kilka minut

Jest profesorem na Uniwersytecie Cambridge. Moim faworytem do nagrody Nobla w dziedzinie "Życie". Zresztą na Nobla z chemii też ma wielkie, jak twierdzą znawcy przedmiotu, szanse. Chodzi bodajże o sita molekularne... Ale ja nie o tym.

Pamiętam uroczystą kolację w jadalni Peterhouse, najstarszego college’u w Cambridge, wydaną z okazji nadania Jackowi tytułu profesora, czyli objęcia drugiej posady. Wina były najprzedniejsze, może i dlatego, że Jacek był akurat w tym czasie odpowiedzialny za stan piwnic college’u. Zdawało mi się nawet, że nosi spory klucz na piersi. Przy moim stoliku siedzieli jego studenci i kilka postaci, dzięki którym pojąłem, co w Anglii znaczy słowo "ekscentryk". Wszyscy mieli długie, siwe włosy i ascetyczne rysy. Zjeździli cały świat, wykładając na uniwersytetach od Kyoto po Buenos Aires, publikowali regularnie w "Science" i "Nature". Kiedy, zgodnie z odwiecznym rytuałem, w połowie kolacji jej bohater i mistrz ceremonii powstał, trzykrotnie uderzył buławą w stół z zawołaniem: "Ladies and gentelmen! The Queen", karnie powstali. Gdy na powrót usiedli, zwrócili się do mnie z konfidencjonalnym wyjaśnieniem: "To znaczy, że można już palić".

Słuchałem tego w spokoju, bo wiedziałem, że prawdziwe fajerwerki czekają na mnie dopiero następnego dnia. Jacek zaprosił nas na śniadanie. Nie zawiódł oczekiwań. Przywitał nas ubrany w czapkę etiopskiego czarownika, z której zwisały rude ogony antylop. Bez ceregieli przeszliśmy do pracowni. Nie, nie była to pracownia chemiczna. Najważniejszym w niej sprzętem był świeżo nabyty fortepian Steinwaya. Właściciel odkrył niedawno, że dysponuje słuchem absolutnym. Najął więc nauczyciela i bez nużących wstępów zaczął studiować biblię pianistyki, czyli "Das Wohltemperierte Klavier" Bacha. Nieraz dzwonił z Cambridge do Krakowa, komentując swoje potyczki z molowymi preludiami. Do tonacji durowych miał mniej serca. Odwrotnie niż w życiu.

To wszystko było jednak tylko wstępem do głównego dania. Nawet miednica z gorgonzolą była dla nas tego dnia tylko przystawką. Czekaliśmy bowiem na główne danie, czyli Jackową opowieść. Mogła brzmieć choćby tak:

"Popłynąłem niedawno w rejs po Pacyfiku. Statek nie był wielki, kapitan otwarty na propozycje, program elastyczny. Pewnego dnia zadzwoniła komórka. Dzwonił kolega z Cambridge, profesor biologii. Miał żal, że go o swojej wyprawie nie uprzedziłem. Zapytał, czy może będziemy przepływać w okolicach wyspy Henderson. Uspokoił się dopiero, gdy potwierdziłem, że Henderson leży faktycznie niedaleko naszego szlaku. Wtedy wyłuszczył mi swoją prośbę, tymi mniej więcej słowami:

- Wiedz Jacku, że na Henderson żyje pewien rzadki okaz szczura. Amerykanie mają w formalinie jeden jego egzemplarz, ale bardzo stary, ze sto lat mający. Do badań się już nie nadaje, sczezł od formaliny. Czy byłbyś Jacku uprzejmy i złapał dla mnie egzemplarz? Środowisko biologów z Cambridge będzie ci niepomiernie wdzięczne. Inaczej statek badawczy musielibyśmy najmować, iść w koszty, organizować wyprawę…

Zastanowiłem się i tak mu odpowiedziałem:

- No pięknie. Jakże to ja, chemik, mam szczura łapać? Nie jest to w zgodzie z moją profesją i powołaniem. Owszem, mam niechemiczne zajęcia. Książki o filmie wydaję, ale kino to moja pasja. Szczury - nie!

Nie dawał za wygraną:

- Wiedz zatem, że szczura owego już bardzo dawno nikt na oczy nie widział i nie złowił. Do tej pory zwie się on Rattus hendersoni Thomas, od nazwiska swojego odkrywcy, owego Thomasa właśnie. Ale prawo stanowi, że kiedy już minie sto lat i nikt w tym czasie okazu nie zarejestrował, to człowiek, który go znajdzie, zostaje uznany za jego odkrywcę. Czy podoba ci się nazwa Rattus hendersoni Klinowski?

Podobała mi się. W tej sytuacji nie mogłem się nie zgodzić. Teraz jednak niepokoiło mnie coś innego:

- Lecz wytłumacz mi proszę, skąd ja tu formalinę wezmę? Nie sądzę przecież, bym go złapał żywego. A i żywy byłby dużo bardziej kłopotliwy w transporcie, niż pomieszczony w słoju.

- W formalinie? - zdumiał się na to. - A na cóż ci formalina? Widać, że z kontynentu pochodzisz i nie wiesz, jakim sposobem żeśmy zwłoki admirała Nelsona spod Trafalgaru do ojczyzny przywieźli.

Zdumiałem się. Rzeczywiście, przecież go przewieźli. Nigdy się jednak jakoś - ja chemik! - nie zastanawiałem, jakim się to odbyło sposobem. Spytałem tedy:

- Wytłumacz mi więc proszę, jakie są angielskie tradycje transportu organizmów nieżywych. Nie dręcz mnie już więcej.

Nie dręczył i przeszedł do technicznych szczegółów:

- W rumie Jacku. W rumie! Nelsona przywieźliśmy w beczce z rumem! Tak więc, gdy szczura już złapiesz i uśmiercisz (błagam cię tylko, byś mu układu kostnego nie uszkodził), kup torby foliowe, najlepiej kilka dla szczelności, i zapakuj w nie okaz, zalawszy uprzednio obficie rumem. Dwie butelki 0,75 powinny wystarczyć.

Brzmiał przekonująco. Torby i rum były zresztą na statku, pozostało namówić kapitana i pasażerów na lekką zmianę kursu. Zgodzili się w końcu, by mnie na jeden dzień na owej wyspie wysadzić. Dwóch marynarzy dowiozło mnie tam szalupą. Umówiliśmy się w tym samym miejscu wieczorem. Pomachali na pożegnanie, życząc powodzenia w naukowej misji".

Tu Jacek powinien zawiesić głos, bo wszyscyśmy czuli, że czas na pointę. By dobrze wybrzmiała, a my - sprawdzili się jako słuchacze, należało zapytać. Wiadomo, o co. Więc pytaliśmy:

"I co, złapałeś tego szczura?".

A Jacek patrząc na nas jak na poczciwych głupków, odpowiadał:

"Nie złapałem. Przekonałem się jednak ostatecznie o wyższości rumu nad formaliną".

Przytoczona tu opowieść nie jest wersją kanoniczną. Tylokrotnie powtarzamy jednak przyjaciołom znającym Jacka lub nie, jego opowieści, że już sami nie wiemy, które szczegóły pochodzą od nas, a które od niego. Ale przecież nie o nazwę wyspy i szczura w niej chodzi, tylko o apetyt na życie. A Jackowe opowieści w nas ten apetyt nie tylko budzą, ale i skłaniają do rozwinięć, wariacji, bo wtedy czujemy się ich uczestnikami. Stajemy się Jackiem na czas biesiady, przez chwile jesteśmy duszą towarzystwa.

Po gorgonzoli nie zostałoby już śladu. A gdyby wino było dość dobre, mielibyśmy szansę na kolejną opowieść. Choćby tę o wyspie Pitcairn, gdzie żyją potomkowie słynnych buntowników ze statku "Bounty", poddani korony brytyjskiej. Kilka lat temu znów stała się sławna, ponieważ odbył się głośny proces, w którym oskarżono mężczyzn z Pitcairn o seksualne wykorzystywanie nieletnich dziewcząt. Tłumaczyli, że to normalne praktyki tubylców na wyspach tego rejonu Pacyfiku. Nie wzruszyło to jednak angielskiego wymiaru sprawiedliwości i osadził ich wszystkich w więzieniu, łącznie z burmistrzem. W tych okolicznościach odwiedził ją Jacek. I wtedy wylądował na wyspie prezydent Francji Jacques Chirac... Albo o tym, jak pojechał z ekipą angielskich dokumentalistów do Etiopiii jako specjalista, ekspert i doradca.

Życie jest opowieścią. Mistrz opowieści jest mistrzem życia. Żona Jacka, też profesor, wybitna specjalistka od życia waleni, twierdzi: "Najgorsze jest to, że wszystkie jego opowieści są prawdziwe".

Józefa Hennelowa, z której mężem Jacek przyjaźni się od czasów, nim wyemigrował z Polski, i spotykają się zawsze, gdy tylko się zjawi w Krakowie, zapytała mnie kiedyś:

"Wiem, że znasz Jacka. Odpowiedz mi więc proszę, bo sama nie wiem… Wierzę, że w Etiopii noc była tak upalna, że zasnął przed przyczepą przy pełni księżyca. Wierzę, że wokół była sawanna, a na stoliku czekająca na poranek niedokończona partia szachów. Wierzę, że z krzaków wyszedł lew i go obudził, ocierając się niemal o jego nogi. Ale powiedz mi, czy naprawdę w świetle pełni lew ma kolor niebieski?"

Tak, jest niebieski!?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, publicysta, autor wywiadów, kierownik działu Kultura. W „Tygodniku” od 1988 r., Współtwórca telewizyjnych cykli wywiadów „Rozmowy na koniec wieku”, „Rozmowy na nowy wiek” i „Rozmowy na czasie” (TVP).… więcej