Luter i Niemcy

Pierwsza z 95 tez postulowała, aby „całe życie wierzących było pokutą”. Czy nie brzmi to aktualnie, gdy ludzie znajdują winy przede wszystkim u innych, a siebie uważają za osoby bez skazy?

23.10.2017

Czyta się kilka minut

Marcin Luter jako figurka Playmobil / ALBERSHEINEMANN / PIXABAY
Marcin Luter jako figurka Playmobil / ALBERSHEINEMANN / PIXABAY

Dwa lata temu Kościół ewangelicki w Niemczech wykorzystał w roli „ambasadora reformacji” figurkę Playmobil, przedstawiającą Marcina Lutra. Wysoki na 7,5 cm mini-Luter w czarnej todze, z piórem i otwartą Biblią w ręku, stał się najpopularniejszą zabawką w dziejach firmy. W ośrodkach ewangelickich sprzedano w czerwcu 2017 r. jej milionowy egzemplarz. Nie był to zresztą jedyny gadżet z wizerunkiem reformatora. Można go było znaleźć również na drewnianych rzeźbach z Rudaw, miniaturkach Preiser czy minipomnikach. Nadnaturalnej wielkości Luter z tworzywa sztucznego, niczym wszechobecny w Berlinie niedźwiedź, stoi przed wieloma kościołami ewangelickimi. Są poświęcone zakonnikowi komiksy, bańki mydlane, piwo, quiz, torby, a nawet młotek, którym rzekomo miał przybijać swoje tezy. Nie brakuje wystaw, uroczystości, wydarzeń i publikacji wymagających dużych nakładów finansowych – także ze środków federalnych.

Takie przedsięwzięcia z pewnością są potrzebne. Nie ulega jednak wątpliwości, że wielki spektakl wokół wydarzeń sprzed 500 lat odnosi się do osoby, która jest ledwie rozpoznawalna za morzem różnych recepcji jej twórczości. Marcina Lutra wykorzystywano do zbyt wielu celów, zaprzęgano do realizacji zbyt wielu rozbieżnych interesów – i to nie od dzisiaj, lecz już za jego życia i we wszystkich kolejnych stuleciach, nawet za czasów nacjonalistycznej Rzeszy Niemieckiej po 1871 r.

Leczenie pamięci

Rocznice reformacji zawsze wykorzystywano, aby zdefiniować tożsamość protestantyzmu. Myślałem kiedyś, że my – katolicy – schowamy się na rok pod pokład, aby pozwolić ewangelikom świętować, i znów wyjdziemy na powierzchnię w 2018 r. Obchodzone jako Rok Chrystusowy 500-lecie ma jednak wymiar ekumeniczny. Dla mnie jako katolika jest ono wielką niespodzianką... i radością.

Różnice między katolikami a protestantami wpłynęły na historię Europy w ostatnich 500 latach. Waśnie, izolacje, wojny i wzajemne wyklinanie to jedynie najbardziej ekstremalne przejawy różnic, które sięgały mentalności i przyzwyczajeń. XIX-wieczne spory, „wojna kulturowa”, „teologia kontrowersyjna” – jak bardzo jest to już za nami!

Wszystko zaczęło się 3 października 2016 r., kiedy medal Marcina Lutra wręczono wieloletniemu przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Niemiec – kard. Karlowi Lehmannowi. W tym samym czasie papież, który przebywał w Lund, objął luterańską biskupkę. W marcu w wielu miejscach odbyły się msze pod hasłem „Uleczyć pamięć – świadczyć o Jezusie Chrystusie”. Słowa, które padały tam o wzajemnym wyznaniu win, podobieństwach i intencjach, przybrały ze względu na liturgiczny charakter wydarzenia takie znaczenie, że nie można ich już zaprzepaścić.

Nie był jedyny

Ale jak to jest z Marcinem Lutrem i Niemcami? Jako germanista mam do niego bardzo pozytywny stosunek: zawdzięczamy mu – dzięki jego tłumaczeniu Biblii – podstawy naszego wspólnego języka, łączącego różne dialekty. Po dziś dzień mocne obrazy z tamtego genialnego tłumaczenia kształtują naszą mowę. Przekład Biblii był dokonaniem epokowym i pozostaje punktem odniesienia dla każdego Niemca – zarówno katolika, jak ewangelika.

Niemcy mają jednak skłonność, aby oceniać rolę Lutra w ramach ruchu reformatorskiego z XVI w. wyżej, niż ma to miejsce za granicą. Wskutek jego heroizacji na zbyt daleki plan schodzą tradycje reformatorskie związane z takimi postaciami jak Zwingli, Kalwin, Bucer, Wycliffe, Melanchton i wielu innych. Jeśli ograniczamy się do Lutra, skracamy historię reformacji, również tej niemieckiej.

Sukces reformacji wiązał się z kwestiami politycznymi: z budzącą się świadomością narodową niemieckich książąt, z opozycją wobec Francji i Włoch, anty­klerykalizmem wśród mieszczan czy wreszcie z groźbą podbicia przez Osmanów. W pierwszym programie niemieckiego radia historyka Kościoła Thomasa Kaufmanna cytowano w audycji „Bez Turków nie byłoby reformacji”.

Koncentracja na osobie Lutra i jego stylizacja na bohatera nasiliły się w ostatnich 150 latach dzięki konstrukcji przełomu epok, która poprzez humanizm, renesans i reformację miała pozwolić nastać nowym czasom indywidualizmu, zastępującym rzekomo ciemne czasy średniowiecza. Wieki średnie nie były ani jednolite, ani ciemne, a już na pewno nie antyindywidualistyczne. Krok po kroku historycy próbują dokonać rewizji tych starych wyobrażeń, które jednak – utrwalone w książkach i w szkolnej edukacji – wciąż stawiają opór. Jedna czwarta historii Kościoła to wspólne, bardzo zróżnicowane dzieje katolików i protestantów, których nie można tak po prostu postrzegać jako wyłącznie katolickich.

Volker Leppin – historyk Kościoła z Tybingi – wykazał w zeszłym roku w książce o „mistycznych korzeniach Lutra” jego głębokie zakotwiczenie w pobożności Taulera i Mistrza Eckharta. „Nic na to nie poradzimy – Luter jest dla nas, współczesnych, obcy” – napisał ­autor we wstępie. Reformator, mimo tylu zwrotów w swoim życiu, pozostał mistykiem do końca.

Nowe media

Wiele z nowości, które wprowadził, miało pierwowzory. Na długo przed Lutrem – począwszy od 1466 r. – w samych tylko Niemczech pojawiło się 18 tłumaczeń Biblii. Zalecenie, aby osoby świeckie czytały Pismo, głęboko przeżywana mistyka pasyjna czy też msze w lokalnych językach należały do tradycji devotio moderna, której nauczano również w erfurckim klasztorze.

Nie sposób zrozumieć Lutra, nie zwracając uwagi na nowe media, z których korzystał. Niektóre z książek zakonnika poprzedziły obwieszczenia, które niczym ulotki dystrybuowano w dużym nakładzie. Wszystkie jego dzieła były bestsellerami, doczekując się wielu wydań. Luter był zaskakująco produktywny – w samym tylko 1520 r. napisał przynajmniej 900 stron wydrukowanych w 27 tytułach o półmilionowym nakładzie. Leppin przypuszcza, że w 1520 r. pismo Lutra posiadał co czwarty Niemiec, który umiał czytać.

Sprzyjały temu strategie autoinscenizacji, zaskakująco podobne do współczesnych. Swoją podróż na sejm w Wormacji Luter zorganizował w taki sposób, że choć był już sławnym teologiem i pisarzem, sprawiał wrażenie małego i nędznego mnicha, niemal męczennika, który niczym Jezus na osiołku wjeżdża do Jerozolimy.

Nowy wymiar

Mnich i mistyk Luter musiał jednak patrzeć na to, jak jego dzieła są interpretowane i wykorzystywane. Teksty zakonnika stały się przecież orężem w rękach ludzi, którym tendencje reformatorskie służyły do wspierania innych interesów.

Dotyczy to również pewnych siebie niemieckich książąt, którzy zaledwie 50 lat wcześniej wywalczyli dodanie do nazwy Świętego Cesarstwa Rzymskiego członu „Narodu Niemieckiego”. Pismo Lutra „do chrześcijańskiej szlachty narodu niemieckiego o poprawie stanu chrześcijańskiego” było przesiąknięte ideą wyzwolenia niemieckiego Kościoła od wyzysku ze strony Rzymu. Zarzut ten też nie był nowy – już ponad 50 lat wcześniej podobne żale wyrażono w pismach zatytułowanych „Gravamina nationis germanicae” („Skargi narodu niemieckiego”). Jednak połączenie go z fundamentalną krytyką teologiczną nadało sprawie nowy wymiar, który nie polegał już głównie na tym, że Luter w swojej teologii łaski i pokuty zwracał się za św. Pawłem, Augustynem i Johannesem Taulerem przeciwko scholastycznej recepcji Arystotelesa czy też jego nauce o sakramentach. Tym wymiarem było odrzucenie papiestwa. Krytyka centralnej władzy kościelnej stworzyła teologiczną podstawę „koncentracji” niemieckich terytoriów książęcych i późniejszej likwidacji klasztorów połączonej z rabunkiem ich mienia.

Klęska integracji

Dla katolickiego historyka przemiana katolickiego mnicha z zakonu św. Augustyna w twórcę nowego Kościoła jest również przykładem klęski integracji. Dlaczego Luter nie mógł otrzymać zgody na prowadzenie zakonu żebraczego – jak udało się to w 1209 r. Franciszkowi, pomimo wojny wytoczonej Waldensom przez Innocentego III? Może nawet byłoby to możliwe, gdyby nowy papież z Utrechtu, Hadrian VI, nie zmarł zaledwie 13 miesięcy po objęciu urzędu w 1522 r., uwikłany w najcięższe walki z Kurią po tym, jak przyznał, że popełniła ona błędy, i wykazał gotowość do mediacji.

Jak małe było jednak zainteresowanie tą mediacją po obu stronach, pokazuje świadome wykorzystanie pewnego obrazu – istotny element rozprzestrzeniania idei reformacji. Kiedy zwolennicy Lutra zobaczyli, że nowy papież poprzez swojego legata wykazuje gotowość do reform podczas obrad Sejmu Rzeszy w Norymberdze w 1523 r., zrozumieli, że grozi im utrata Włoch jako najważniejszego wroga. Zareagowali więc przygotowaniem polemicznego drzeworytu, który ukazywał „Papieża-osła w Rzymie” jako odrażającą kreaturę.

Ochronna siła

W bardzo ważnym obszarze kultury – w ocenie sztuki, w tym obrazów – poglądy Lutra były bardzo tradycyjne. Karlstadt, Bucer, Zwingli i Kalwin z wielką powagą śledzili współczesny im spór wokół tej tematyki. Nie akceptowali religijnych przedstawień, odwołując się m.in. do biblijnej wzmianki o ich zakazie. Owocem tej postawy było szeroko zakrojone niszczenie dzieł sztuki, do którego doszło 500 lat temu.

Luter opowiadał się jednak po stronie tradycji Kościoła zachodniego – kwestia obrazów nie była dla niego tak istotna. Postrzegał je głównie jako pomoce, które można wykorzystać w propedeutyce dla analfabetów i ludzi niewykształconych. Uważał, że jeśli zadba się o to, aby nie były czczone, a ich fundacja nie będzie postrzegana jako sprawiedliwość z uczynków, nie będą ani dobre, ani złe. Jak 250 lat później satyrycznie sformułował to Christian Fürchtegott Gellert: „Temu, kto nie ma zbyt wiele rozumu, prawdę trzeba przekazać przez obraz”.

Dotyczy to też przedmiotów liturgicznych – stare szaty czy relikwiarze pozostały nietknięte w szafach zakrystii. W ten sposób w kluczowych krajach reformacji przetrwało wiele rzeczy, które w innych regionach padały ofiarą ikonoklastów lub po prostu się zużywały. „Ochronna siła luteranizmu” – brzmi tytuł publikacji na ten temat.

Nie traktując obrazów zbyt poważnie, Luter paradoksalnie wspierał rozwój sztuki. Również za to mogą być mu wdzięczni 500 lat później ludzie kultury.

Pytanie o łaskawego Boga

Pośród wszystkich głośnych wydarzeń odbywających się w tym roku szczególne znaczenie ma kwestia raczej cicha i osobista – mnichowi Marcinowi Lutrowi przez całe życie chodziło przecież o odpowiedź na niedające spokoju pytanie o łaskawego Boga.

Jak można usprawiedliwić grzesznego człowieka przed Panem? Pierwsza z 95 tez postulowała, aby „całe życie wierzących było pokutą”. Czy nie brzmi to aktualnie w społeczeństwie, w którym ludzie wyszukują i znajdują winy przede wszystkim u innych, a siebie samych lubią pokazywać jako osoby bez skazy? Czy mówienie o wątpieniu w siebie, o grzechu i pokucie nie drażni w świecie przymusowej autooptymalizacji, gdzie wszyscy muszą się ciągle doskonalić? Prawdziwie osobiste pytanie o łaskawego Boga, który troszczy się o ludzi mimo ich słabości, nie nadaje się na głośny event. Z pewnością odpowiadałoby jednak oczekiwaniom mnicha i mistyka, jakim był Marcin Luter.

Luter, którego twórczość była używana na tak wiele różnych sposobów, że trudno go już nawet za nimi wszystkimi dojrzeć, daje nam do myślenia również dzisiaj. Ani heroizacja w formie pomników, ani bagatelizacja w postaci figurek Playmobil nie zagłuszą pytania o osobę, która skrywa się za tymi symbolami. ©

Autor jest przewodniczącym Komitetu Centralnego Katolików Niemieckich. Powyższy tekst został wygłoszony podczas obchodów Dnia Jedności Niemiec, organizowanego przez Fundację Konrada Adenauera w Bonn, 3 października 2017 r., i poświęconego 500-leciu Reformacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Reformacja. 500 lat