Ludzkość, czyli ktoś

Jesteśmy w naszym Kościele wybitnymi specjalistami od ostrzegania ludzi przed złem. Ciut gorzej idzie nam promowanie się jako wspólnoty, która ma światu (całemu, również temu z naszego punktu widzenia powikłanemu) do zaoferowania nadzieję, szansę, dobro.

29.10.2018

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Tydzień temu napisałem, że gdyby nasz Episkopat miał refleks, powinien natychmiast zaprotestować przeciwko kłamliwemu, wulgarnemu i antyewangelicznemu filmowi wyborczemu PiS-u („Bezpieczny samorząd”). Spieszę donieść, że nasz Episkopat refleks ma. Na wiadomość o planowanym na ubiegły tydzień w polskich szkołach „Tęczowym Piątku” zareagował natychmiast, ustami biskupa-przewodniczącego Komisji Wychowania Katolickiego, gromko protestując. Gwoli ścisłości należy zaznaczyć, że na antyuchodźczy spot Episkopat też zareagował. Tyle że tu niższa była i ranga reakcji (rzecznik), i jej temperatura. Bo to nie był żaden protest, tylko wzruszenie ramionami (streścić je można tak: „nie komentujemy materiałów wyborczych, w sprawie uchodźców nasze stanowisko jest jasne”).

Chciałbym wierzyć, że to nie kłopot z tym, co polscy biskupi sądzą, ale jak to komunikują. Z powyższej sytuacji można przecież wnioskować, że 45 minut lekcji o konieczności poszanowania osób o innej orientacji seksualnej albo tożsamości płciowej, prowadzonej w trochę ponad dwustu z około 25 tys. szkół w Polsce, jest dla nich problemem zdecydowanie bardziej palącym niż reakcja na obrażanie pamięci 35 tys. naszych braci i sióstr, którzy w ciągu ostatniego ćwierćwiecza oddali życie próbując dostać się do naszego europejskiego raju. Czyli: niż próba stanięcia – w obliczu propagandowej gangsterki – w obronie najsłabszych, w świecie, w którym 69 mln ludzi musiało uciec ze swoich domów. Przecież nasz Kościół nie jest ośrodkiem uprawiania publicystyki, pokojem sztabowym, w którym oficerowie Pana Boga przesuwają po stole hufce ideologicznej wojny. Jest – trzeba to powtarzać za Franciszkiem do znudzenia – szpitalem polowym. W którym nie walczy się z chorobami, ale leczy pacjenta; gdzie medialne zjawisko, światopoglądowa opcja zawsze ma twarz i historię konkretnego człowieka.

Niedawno na jednym ze spotkań autorskich podczas wpisywania dedykacji zwróciłem uwagę na niespotykane imię dziecka, męską formę imienia żeńskiego. Jego ojciec zbył zręcznie eskalację mojej ciekawości, sam wrócił do tematu później, gdy mogliśmy porozmawiać na osobności. „Wspominał pan o gender i dyskutowaniu płci, którym z taką pasją jesteśmy straszeni w Kościele. No więc my ten problem mamy w domu”. Około dwunastoletnia dziewczynka odkąd pamięta czuje się chłopakiem, zachowuje jak chłopak, psychicznie nim jest. Nietrudno się domyśleć, jakie to wyzwanie dla rodziców, którzy na szczęście mu sprostali, budując nie tylko teoretyczną wiedzę w tym zakresie, ale również szukając optymalnych strategii, które w takiej sytuacji trzeba przecież wdrożyć w rodzinie, w szkole, w innych grupach rówieśniczych, tak by ochronić dziecko przed cierpieniem, dać mu bezpieczną przestrzeń w najważniejszym okresie życia. Z tego, co mówił ojciec, wygląda na to, że akurat tu rzecz przebiega modelowo. Odpowiednio przygotowani nauczyciele, a nawet rówieśnicy nie zadają ran, pozwalają osobie dotkniętej innością spokojnie dorastać wśród siebie. Co poczułoby to dziecko, gdyby natchniony jakimś występem kościelnego autorytetu kolega (albo katecheta) zamiast wyciągnąć rękę, zaczął grozić palcem? Jak w takich sytuacjach mają się czuć dzieci, które już wiedzą, że poczęły się w ramach procedury in vitro? Jak ma się odnaleźć w Kościele (w którym na mocy chrztu ma swoje miejsce dokładnie takie samo jak ja czy Tomasz Terlikowski) osoba o orientacji homoseksualnej, słysząc nasterydowanych „chrześcijańskością” facebookowych rycerzy krzyczących, że to zboczeńcy, dewianci, a „moje dziecko ma w domu dobre wzorce i nigdy dewiantem nie zostanie”? Kto chce mieszkać w domu, w którym ktoś pluje ci w twarz? Kto uwierzy, że Bóg jest jego dobrym Ojcem (a to jest osiowy warunek nawrócenia), jeśli Jego dzieci, ponoć w Jego imieniu, mówią o nim coś takiego?

Jesteśmy w naszym Kościele wybitnymi specjalistami od ostrzegania ludzi przed złem. Ciut gorzej idzie nam promowanie się jako wspólnoty, która ma światu (całemu, również temu z naszego punktu widzenia powikłanemu) do zaoferowania nadzieję, szansę, dobro. Czy naprawdę powinniśmy przestrzegać przed uczeniem szacunku do osób homoseksualnych lub transpłciowych, czy może raczej być w owego szacunku awangardzie? Nie po to, rzecz jasna, by promować zachowania niezgodne z naszym moralnym kodem, ale by stale uczyć się rozróżniania poziomu czynów człowieka i poziomu jego tożsamości. By dowiadywać się od tych, którzy to wiedzą, jak postępować, by nigdy więcej nie powtórzyły się przypadki samobójstw uczniów toczących zmagania w tym tak wrażliwym obszarze swojego życia, aby nigdy nie padali w grupie rówieśników ofiarą słownej, psychicznej czy fizycznej przemocy. Byśmy stale pamiętali, że gdy emblemat z pola ideologicznej walki skonkretyzuje się tuż obok nas w postaci kolegi z ławki, z pracy czy sąsiada, nigdy nie będzie to atak na moje najświętsze wartości – a raczej zaproszenie do odkrycia, że dokładnie każdy na tym świecie w oczach Boga znaczy tyle samo, co ja: każdy ma serce, oczy, swoją historię, swoje radości i łzy. A jeśli ktoś ma wątpliwości, czy taka lekcja nie stworzy zamieszania w głowach dzieci, cóż, sądzę, że od tego to ja, a nie pani wychowawczyni, jestem rodzicem mojego dziecka, by podczas wielu spędzonych na rozmowach z nim w domu godzin zadbać o to, by z serwowanej w szkole materii wyrosły dobre, a nie złe owoce.

To ostatnie – ta konieczność demobilizacji przeciwnika (i siebie) z poziomu amorficznej armii do poziomu konkretnego człowieka – wydaje mi się szczególnie ważne. Bo tak jak nie mam żadnych wątpliwości, że większość znanych mi osobiście polskich biskupów przyjęłaby uchodźców u siebie, tak pewien jestem, że w niczym nie uchybili nigdy szacunkowi dla osób LGBT, potraktowali je tak, jak potraktowałby je Chrystus. Wielokrotnie dowodziłem już na tych łamach tej tezy: mamy nierzadko naprawdę bardzo fajnych biskupów, z którymi dzieje się coś bardzo dziwnego, gdy zmieniają się w zazwyczaj kataleptyczny twór zwany „Episkopatem Polski”.

Poza Kościołem też nie jest za bardzo inaczej. Każdy z nas zna przecież setki (jak nie lepiej) wspaniałych rodaków, i każdy z nas (chyba) ma z nimi jakiś problem, gdy zmieniają się w „polskie społeczeństwo”. Globalne, „rozpublicyzowane” czasy próbują utopić nas w dyktaturze „jednostka niczym, jednostka zerem”. Na przykładzie „Tęczowego Piątku”, antyuchodźczego filmu czy na jakimkolwiek innym – nauczmy się może wreszcie, że nie da się „zbawiać” ludzkości, gdy owa ludzkość nie jest dla ciebie zawsze pojedynczym, twoim najbliższym (bo to, że mamy jednego Ojca, to nie slogan, lecz prawda) bratem albo siostrą. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2018