Niemcy: aktywiści skrajnej lewicy polują na neonazistów

W Niemczech dobiega końca najgłośniejszy proces ostatnich lat.

26.03.2023

Czyta się kilka minut

Lina E. wychodzi z policyjnego helikoptera na przesłuchanie w Federalnej Prokuraturze Generalnej. Karlsruhe, Niemcy, 6 listopada 2020 r.  / RONALD WITTEK / PAP / EPA
Lina E. wychodzi z policyjnego helikoptera na przesłuchanie w Federalnej Prokuraturze Generalnej. Karlsruhe, Niemcy, 6 listopada 2020 r. / RONALD WITTEK / PAP / EPA

Na fotografiach wykonywanych na sali sądowej Lina E. zasłania twarz segregatorem. Najsłynniejszej dziś domniemanej niemieckiej terrorystce można lepiej przyjrzeć się na zdjęciach, które wykonano, gdy wychodzi z policyjnego helikoptera w Karlsruhe, gdzie ma siedzibę federalna prokuratura generalna. Jest 6 listopada 2020 r., dzień po jej zatrzymaniu w Lipsku. Wokół stoją policjanci z karabinami. Ona ma na sobie ciemnogranatową kurtkę, minispódniczkę w tym samym kolorze, czarne rajstopy i tenisówki. I długie kasztanowe włosy oraz pomalowane na czerwono paznokcie. Twarz częściowo zakrywa maseczka.

Zwykle gdy organy ścigania robią show z przewożeniem oskarżonych, widzimy osobników mniej lub bardziej odpowiadających wizerunkowi mordercy czy terrorysty. Ona wygląda na zwykłą studentkę. I taką jest: oskarżona o dowodzenie zorganizowaną grupą, która dokonywała ataków na neonazistów, studiowała pedagogikę na uniwersytecie w Halle. Uczyła się, jak pracować z dziećmi, a po zajęciach trenowała uderzenia młotkiem w newralgiczne części ciała, by trafić jak najdotkliwiej.

Oskarżona o przywódczą rolę w „gangu młotów”, ostatnie dwa i pół roku spędziła w areszcie. Dotąd odbyło się 86 rozpraw. Ona i jej wspólnicy są porównywani do lewicowych terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii (RAF), którzy w latach 70. i 80. XX w. zabili w zachodnich Niemczech 34 osoby – choć Lina E. nie ma na sumieniu śmiertelnych ofiar.


BERLIN: MIASTO EKSTREMALNIE DYNAMICZNE. SUBIEKTYWNY PRZEWODNIK PO STOLICY NIEMIEC >>>>


Im bliżej wyroku, tym więcej wiemy o tym, jak bezwzględną walkę toczą między sobą dwa zamknięte światy: niemieccy zwolennicy skrajnej lewicy i skrajnej prawicy.

Powalić i pobić

Lina E. nie była samotną liderką. Według śledczych równie ważną rolę miał odgrywać jej partner Johann G., który – ścigany listem gończym – skutecznie się ukrywa. Na razie na ławie oskarżonych obok 27-letniej dziś studentki zasiadają: 27-letni student matematyki Lennart A., 37-letni pielęgniarz Jannis R. i 27-letni Jonathan M. Wobec kilku innych osób trwa dochodzenie. Grupa miała składać się z ok. 10 osób, kolejne procesy to kwestia czasu.

Większość jej członków mieszkała w Lipsku. Ta wschodnioniemiecka metropolia ma dla sprawy kluczowe znaczenie. Tu niemiecka Antifa ma najwięcej aktywnych zwolenników. Dzielnica Connewitz jest w nieformalnym władaniu skrajnych lewicowców: tu mają swoje knajpy i sklepy, organizują swoje demonstracje.

Bojówka Liny E. miała w sposób zorganizowany planować i dokonywać napadów na neonazistów. Śledczy zidentyfikowali przynajmniej pięć takich incydentów.

2 października 2018 r. kilka osób zaatakowało w Lipsku Enrica Böhma, byłego członka neonazistowskiej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). Po wyjściu ze swego mieszkania został powalony na ziemię i mocno pobity. Na koniec zamaskowani napastnicy rozpylili gaz pieprzowy w kierunku jego twarzy.

30 października 2018 r. doszło do podobnego ataku. W Wurzen, miasteczku 30 km od Lipska, kilku zamaskowanych napastników zaatakowało lokalnego działacza skrajnej prawicy Cedrica Scholza, gdy wracał z treningu piłkarskiego. Został mocno pobity przy użyciu pałek teleskopowych. Zeznał, że sprawcy wymierzali silne ciosy w kolana, uda i kostki. Na odchodne usłyszał: „Pieprzona nazistowska świnia”.

Kolejną ofiarą był robotnik kanalizacyjny, ciężko pobity 8 stycznia 2019 r. w Lipsku. Jedynym motywem ataku miała być czapka marki Greifvogel Wear, która jest powiązana z prawicowymi ekstremistami.

Chybiony cios w serce

Po tych atakach na wiele miesięcy zapada cisza. Grupa chce dobrze zaplanować kolejny „projekt”, jak nazywa swoje akcje. Zamierza uderzyć w serce prawicowej ekstremy: w Eisenach. W tym mieście w Turyngii neonaziści czują się pewnie, w 2019 r. NPD dostaje tam 10,2 proc. w wyborach komunalnych. Część miasta ekstremiści samozwańczo mianują „nazistowską dzielnicą”. Takie napisy widnieją na budynkach, ulice patrolują ich aktywiści. W centrum dzielnicy działa knajpa Bull’s Eye, główne miejsce spotkań lokalnych neonazistów.

19 października 2019 r. późnym wieczorem kilkanaście osób szturmuje ten lokal. Napastnicy mają pałki teleskopowe. Niszczą wystrój, ranią obsługę i pięciu gości. Nie udaje im się osiągnąć głównego celu, jakim było pobicie Leona Ringla. Prowadzi ten lokal i jest liderem grupy Combat 18, która zrzesza agresywnych neonazistów z regionu. Lina E. i jej ludzie chcą więc wkrótce znów zaatakować w Eisenach.

Od tego momentu dochodzi do szeregu sytuacji, które skończą się ujęciem studentki przez policję.

Najpierw 13 grudnia 2019 r. zostaje przyłapana w sklepie budowlanym na próbie kradzieży dwóch młotków. Ochrona wzywa policję, jej nazwisko trafia do akt. Policjanci nie podejrzewają, że młotki miały posłużyć do maltretowania neonazistów.

Dzień później lewicowe komando rusza do Eisenach i zaczaja się na Ringla koło jego domu. Ten z trzema kolegami zjawia się późną nocą. Sprawcy atakują, Ringl na ich widok wyjmuje nóż. Napastnicy skupiają się więc na pozostałych trzech – usiłują uciec autem, które nie chce odpalić. Napastnicy dewastują pojazd i biją tę trójkę. W końcu auto rusza.

Wkrótce po tym ataku policja zatrzymuje dwa pojazdy, które z nadmierną prędkością mkną z Eisenach do Lipska. W tym, którym jedzie Lina E., na tylnym siedzeniu policjanci znajdują peruki, pałki teleskopowe i tablice rejestracyjne. Podejrzani są jeszcze na wolności, ale policja łączy fakty i rusza z dokładną obserwacją.

Grupa przeprowadza jeszcze jeden atak. W lutym 2020 r. na dworcu w Wurzen ok. 20 osób atakuje pociąg, którym z Drezna wracają uczestnicy manifestacji skrajnej prawicy. W kolejnych miesiącach Lina E. jest blisko przeprowadzenia kolejnego napadu, ale policja śledzi grupę i nie dochodzi do niego.

W końcu Lina E. zostaje zatrzymana. Gdy 5 listopada 2020 r. policjanci wyważają jej drzwi, uczestniczy w zdalnych zajęciach z przedmiotu refleksyjna pedagogika społeczna. Funkcjonariusze znajdują torby z perukami, których miała używać w trakcie akcji.

Głód sukcesu

Powyższa rekonstrukcja zdarzeń bazuje na tym, co ujawniła dotąd prokuratura. Mocnych dowodów nie brakuje. Po napaści w Eisenach sprawcy zostali zatrzymani przez policję niemal bezpośrednio po zajściu. W domach Liny E. i innych oskarżonych znaleziono odzież służącą do przebierania, peruki, zdjęcia z miejsc, gdzie dokonano napaści i liczne karty SIM, które były aktywowane w czasie, który odpowiada atakom. Oskarżeni zostali też wielokrotnie zarejestrowani przez monitoring. Dochodzą do tego ślady DNA na miejscach przestępstw i podsłuchane przez policję nagrania rozmów.


Łukasz GRAJEWSKI: Część niemieckich socjaldemokratów chce zerwać z prorosyjską tradycją swojego ugrupowania, reprezentowaną przez starych partyjnych bossów. I apeluje o zwiększenie dostaw broni dla Ukrainy >>>>


Obrona ma jednak wątpliwości co do części materiału dowodowego. Przede wszystkim stara się podważyć główny zarzut, jakoby oskarżeni tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą. Aby ten zarzut udowodnić, trzeba wykazać czas i miejsce zawiązania takiej grupy i mieć dowody na istnienie trwałych struktur.

O to w sprawie Liny E. jest trudno. Dlatego wraz z kolejnymi rozprawami w opinii publicznej narastał sceptycyzm. Coraz częściej podnoszono, że prokuratura, chcąc odtrąbić sukces w walce z lewicowym ekstremizmem, na siłę łączy różne przestępstwa i dorabia do nich terrorystyczną otoczkę.

Wcześniej presja wobec organów ścigania narastała od lat, bo liczba przestępstw, których sprawcami mieli być zwolennicy skrajnej lewicy, rosła gwałtownie, a wykrywalność była znikoma.

Zeznania zdrajcy

Punktem zwrotnym w procesie stały się zeznania świadka koronnego.

Johannes D. był członkiem Antify z Berlina. Zanim związał się z grupą Liny E., miał wyrok w zawieszeniu za udział w rozróbach podczas skrajnie lewicowych demonstracji. Teraz przed sądem przyznał się do udziału w drugim ataku na Ringla. W wylewnych zeznaniach dał argumenty oskarżeniu: zeznał, iż Lina E. i jej partner od 2015 r. planowali i przeprowadzali ataki na ludzi ze skrajnej prawicy, a ich uczestnicy spotykali się regularnie na treningach. Uczyli się, jak dotkliwie bić, nie zabijając. Omawiali aspekty taktyczne. „Nic nie zostawiono przypadkowi” – przekonywał Johannes D., który w sądzie był witany przez innych oskarżonych cynicznymi grymasami.

Ponadto Johannes D. wraz z partnerem Liny E. tworzyli grupę grafficiarską Nakam. Nazwę zapożyczyli od Żydów, którzy przetrwali Holokaust i planowali zemstę: chcieli zatruć wodę pitną w miastach i za miliony żydowskich ofiar zabić miliony Niemców; ostatecznie tego nie zrobili. Takie inspiracje mogą wskazywać, że grupa wokół Liny E. należała do nurtu zwanego Antideutsch (anty-Niemcy). To skrajna frakcja w i tak już skrajnej niemieckiej lewicy, która przez pamięć o zbrodniach III Rzeszy odmawia niemieckiemu państwu prawa do istnienia. Dla niej wrogiem są nie tylko neonaziści, lecz także cały aparat państwowy, a zwłaszcza policja.

Przedszkolanek w Warszawie

Prokuraturze zeznania Johannesa D. spadły jak z nieba, nawet jeśli świadek koronny budzi kontrowersje. W 2021 r. został na stronie internetowej Antify oskarżony o gwałt na byłej partnerce i inne akty przemocy seksualnej. Tekst był odezwą do lewicowej sceny, by nałożyła na Johannesa D. infamię. Wywołał lawinę reakcji: grożono mu i zabroniono wjazdu do wielu miast, zapowiadając pobicie.

W tym czasie zdążył już wyjechać z Niemiec. Pracował jako opiekun w polsko-niemieckim przedszkolu w Warszawie. Stawiane mu oskarżenia wkrótce dotarły do dyrekcji tej placówki. Dodatkowo został namierzony przez warszawskich nacjonalistów, m.in. został rozpoznany na Marszu Niepodległości 11 listopada 2021 r., który chciał obserwować. Kamery uwieczniły, jak salwuje się ucieczką.

W sądzie zeznał, że czuł, iż przeszłość nie da mu spokoju – i to mimo że dochodzenie w sprawie rzekomego gwałtu umorzono. Dlatego nie myślał długo, gdy pod warszawskim przedszkolem zagadnęli go niemieccy tajniacy, oferując współpracę: zeznania w sprawie Liny E. za obietnicę złagodzenia wyroku i pomoc w rozpoczęciu nowego życia.

Plan został zrealizowany, przynajmniej na pierwszych etapach: pod koniec lutego sąd skazał Johannesa D. za współudział w ataku w Eisenach na półtora roku więzienia w zawieszeniu. Co z jego nowym życiem, tego nie wiemy.

Młot na nazistów

To, co łączy prawicowe i lewicowe ekstrema, to niechęć, a nawet nienawiść do policji. Dlatego w szeregach skrajnej lewicy Johannes D. został obwołany „zdrajcą”, który waży się współpracować z policją. To jeden z największych grzechów w tym światku. W Lipsku pojawiły się graffiti, na których za zdradę środowiska grozi mu się śmiercią.

Jego zeznania nie zmieniły percepcji samej Liny E., która dla lewicowych aktywistów stała się już wcześniej ikoną. „Free Lina”, „Uwolnić Linę”: to hasło w postaci graffiti i naklejek spotkać można na terenie całych Niemiec. W Lipsku kilkukrotnie wielotysięczny tłum domagał się jej uwolnienia.

Przy czym zdecydowana większość jej sympatyków zdaje się nie mieć wątpliwości, że zarzuty są prawdziwe. W sieciach społecznościowych nie brak zdjęć zamaskowanych grup, które pozują z młotkami. Na demonstracjach młot stał się symbolem walki z neonazizmem. Jako cegiełkę na opłacenie adwokatów można kupić koszulkę ze skrzyżowanymi młotami.

Najprostsza synteza argumentów broniących Liny E. brzmi: skoro naszym zdaniem państwo zawodzi, przemoc staje się uzasadnionym środkiem walki z ekstremizmem prawicowym. Według różnych szacunków z rąk prawicowych terrorystów od zjednoczenia Niemiec zginęło od 109 (wyliczenia rządowe) do 219 osób (wyliczenia lewicowych organizacji).

Aby spróbować zrozumieć ten tok rozumowania, warto przyjrzeć się ofiarom grupy Liny D. Enrico Böhm to nie tylko były działacz NPD; na przestrzeni kilkunastu lat ponad 20 razy napadał fizycznie na innych ludzi, w tym na lewicowych aktywistów. Jest zaangażowany w wydawnictwo Der Schelm, które przedrukowuje najbardziej obrzydliwe antysemickie książki z lat 30. XX w. Firma obchodzi prawne zakazy przez dodanie informacji na okładce, że chodzi o tekst źródłowy na potrzeby naukowe. Wydawnictwo drukuje też autorów negujących Holokaust i apologetów III Rzeszy i zbrodniczej polityki rasowej Hitlera.

Z kolei ekstremistom z Eisenach, którzy działają w strukturach NPD i grupy Knockout 51, przypisuje się liczne ataki na lewicowych aktywistów i imigrantów. Na zdjęciach dostępnych w sieci widać członków grupy, jak z uśmiechem hajlują w kierunku obiektywu.

Nienawiść za nienawiść

Proces Liny E. miał skończyć się przed Wielkanocą. Został przedłużony, gdyż po zeznaniach świadka koronnego śledczy rozpatrują wariant, w którym grupa mogła w sposób zorganizowany działać dłużej, niż pierwotnie zakładano. Kolejne rozprawy dają coraz głębszy wgląd w najbardziej ekstremalne i nielegalne formy lewicowego aktywizmu w Niemczech. Wątpliwe jednak, by jakikolwiek wyrok mógł ukrócić spiralę (wzajemnej) nienawiści.


Marta ZDZIEBORSKA: TRUMP WRACA DO GRY, A DEMOKRACI MAJĄ PROBLEM Z BIDENEM >>>>


W czasie gdy Lina E. od dawna przebywała w areszcie, organizowano kolejne ataki na prawicowych ekstremistów. I znów ciosy młotkiem wymierzano w golenie i kolana, używano też gazu pieprzowego. Bojówkarze z Lipska zostali w lutym złapani w Budapeszcie, gdzie dokonywali podobnych napadów na uczestników faszystowskiego Marszu Honoru. Z ustaleń policji węgierskiej i niemieckiej wynika, że dwóch tam zatrzymanych to prawdopodobnie osoby współpracujące wcześniej z Liną E.

Na co liczą lewicowi napastnicy? Czy ma to być walka na zastraszenie? Jeśli tak, to efekty są wątpliwe. Cedric Scholz, którego antyfaszyści zaatakowali w 2019 r., w jednym z wywiadów skomentował osobiste konsekwencje tego zdarzenia: „To mnie naznaczyło w tym sensie, że jestem głęboko przekonany, iż pozostanę nacjonalistą na całe życie (...). Bez względu na wszystko będziemy żyć i umierać dla Niemiec”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Łowcy nazistów